150 PLN za wynajem leżaka, 9 PLN za gałkę lodów. Trójmiasto jak Lazurowe Wybrzeże – ceny są absolutnie z kosmosu
Jeszcze na początku sierpnia, gdy pogoda nad Bałtykiem się popsuła, wydawało się, że właściciele hoteli i pensjonatów trochę zejdą z ceny. Nie dotyczy to jednak zdecydowanie najpopularniejszych miejsc, gdzie przez całe wakacje kłębią się tłumy turystów. Takim miejscem jest chociażby Sopot, który co roku bije rekordy popularności wśród turystów z Polski i nie tylko. Cenowo śmiało możemy tu rywalizować z kurortami w Europie Zachodniej. Popatrzmy na plażę w Sopocie i leżaki. W najbardziej prestiżowej lokalizacji, czyli pod Grand Hotelem w Sopocie, cena za wynajęcie leżanki na jeden dzień wynosi 150 PLN od osoby! Dwa razy więcej trzeba zapłacić za zwiewny namiot, w którym mogą się schronić miłośnicy cienia.
Chętnych do płacenia nie brakuje – jak czytamy w tygodniku „Polityka”, w upalne dni brakuje za to leżaków dla gości hotelowych (oni mają je za darmo). Niektórzy z nich zrywają się przed ósmą, czyli na godzinę przed otwarciem plaży, by zająć sobie miejsce.
Podobnie rekordowe są… ceny lodów – gałka w Sopocie kosztuje od 3 do 9 PLN, w zależności od tego, im bliżej molo w Sopocie jesteśmy.
Fot. Lukasz Janyst, shutterstock
„Polityka” stawia zresztą ciekawą tezę, że miejscowości letniskowe starają się na wszelkie sposoby walczyć o bogatszych klientów z Polski. Tak jest choćby w Kołobrzegu, gdzie kilka lat temu miasto dało kilku hotelom w zarząd fragmenty plaży, tworząc w rzeczywistości prywatne enklawy. Hotele zapewniają ratowników i ekipę sprzątającą, ale plaży nie grodzą. Zaznaczają swoją granicę jedynie banerami hotelu. Na miejscu można wynająć leżankę z materacem za 20-25 PLN dziennie.
Z kolei w Darłowie próbują sobie poradzić z plagą parawaningu – burmistrz miasta już zapowiada, że od następnego sezonu wprowadzony będzie zakaz stawiania parawanów do 10 m od brzegu, bo wielu plażowiczów grodzi sobie prywatny dostęp do morza.
– Prędzej czy później będziemy skazani na ograniczenie parawaningu – mówi „Polityce” Arkadiusz Klimowicz, burmistrz Darłowa. – W szczycie sezonu mamy 20 tys. turystów przy 15 tys. mieszkańców. W ciągu najbliższych 10 lat turystów będzie o 10 tys. więcej. A plaże już dzisiaj są pełne – dodaje.
Wróćmy jednak do trójmiejskich cen. Sprawdzamy noclegi w Orłowie – według wielu to najbardziej malownicza część Trójmiasta, blisko pięknych klifów. I znacznie tańsza – zwłaszcza w porównaniu z Sopotem. I faktycznie – można znaleźć noclegi za 100-120 PLN za noc. Jeśli jednak chcemy mieszkać względnie blisko wody i pięknego molo, musimy się szykować na wydatek przynajmniej 250 PLN za dobę.
– A to i tak niezła cena, bo to już początek września i wielu turystów z dziećmi wyjechało, bo zaczyna się rok szkolny. W sezonie trudno byłoby panu znaleźć coś poniżej 300 PLN za dobę – mówi mi właściciel jednego z pensjonatów.
Za wszelkie rozrywki też trzeba sporo zrobić – za przejażdżkę wielkim kołem z widokiem na panoramę Gdyni na Skwerze Kościuszki (przejażdżka trwa ok. 5 minut) trzeba zapłacić 25 PLN od osoby. Bilet dla dziecka od 3 lat wzwyż kosztuje 15 PLN.
Podobnie jest z cenami jedzenia – w smażalni ryb w Orłowie za 200 gr filetu z dorsza zapłacimy 20,40 PLN. Do tego frytki – 7 PLN, surówka (100 gr) – 6 PLN. To wszystko dobrze jest popić – do wyboru mamy piwo (kufelek 0,4 l) za 7 PLN, małą pepsi – 7,5 PLN lub wodę – 6 PLN.
Nieco tańsza jest flądra – za 250 gramów zapłacimy tylko 15 PLN. Szybki rachunek, zwłaszcza jeśli jesteśmy z rodziną lub grupą znajomych i widzimy, jak z naszego portfela błyskawicznie uciekają złotówki.
Właściciele smażalni przyznają, że najdrożej jest w Trójmieście.
– Załóżmy, że tata weźmie 300 g, a mama 200 g dorsza. Dzieci wspólnie może zjedzą ćwierć kilograma, bo wiadomo, jak dzieci lubią ryby. Jeszcze frytki i surówki, do tego coś do picia. Myślę, że za taki rodzinny zestaw ekonomiczny wyjdzie ok. 90 PLN – mówi „Rzeczpospolitej” Krzysztof Starachowski, właściciel smażalni Pikling we Władysławowie.
Ile w takim razie zarabiają na nas nadmorskie restauracje? Znów posiłkujemy się „Rzepą”: kilogram flądry u rybaka kosztuje średnio 3 PLN, ale to cena hurtowa. Z kolei hurtownia po obróbce sprzedaje ją gastronomii po 8 PLN za kilogram. W smażalni przebicie jest 7-9 razy wyższe – za kilogram trzeba zapłacić 50-75 PLN. Na dorszu przebicie wynosi już „tylko” 400 procent, bo latem królują tu mrożone ryby z Norwegii, które kosztują 25-28 PLN za kilogram w hurtowni. Te, które lądują na naszych talerzach, kosztują nas 90-100 PLN za kilogram.
Drogo? Ale zobaczcie na te kolejki
Skalę drożyzny w Trójmieście i okolicach najlepiej widać, gdy… psuje się pogoda. Pada deszcz – nie można iść na plażę ani wykąpać się w morzu, więc może… wyskoczymy do aquaparku? Szybka decyzja i już pędzimy w kierunku Redy, gdzie od zeszłego roku działa jeden z najnowocześniejszych kompleksów basenowych w Polsce. Ceny? Oczywiście z kosmosu.
Fot. facebook.com/AquaparkReda
W sezonie letnim obowiązuje specjalna, „letnia” taryfa – w myśl której za godzinę pobytu na basenie zapłacimy… 30 PLN! (bilety ulgowe 5 PLN tańsze). Oczywiście, obowiązuje taryfa dynamiczna, więc im dłużej zostaniemy na basenie, tym „mniej” zapłacimy. I tak – bilet na 3 godziny kosztuje 60 PLN, a bilet całodniowy – 80 PLN. Są też bilety rodzinne, które choć jawią się jako „okazja” i tak skutecznie drenują portfele – taki bilet na 3 godziny to wydatek rzędu 120 PLN, a na cały dzień – „ledwie” 160 PLN. Ale zdecydować się na zakup to pół biedy, bo by kupić taki bilet, trzeba swoje odstać.
– Dzień dobry, poproszę bilet ro….. – zwracam się do miłej pani w informacji, ale ta nie daje mi skończyć.
– Żeby kupić bilet, musi pan wziąć numerek z tamtego automatu. Ale ostrzegam, że obecnie czas oczekiwania to ponad 2 godziny – informuje mnie kobieta.
Lekko zszokowany podchodzę do automatu, wciskam guzik i faktycznie – mój numerek to 950, a liczba oczekujących przede mną wynosi 264 osoby. Sugerowany czas oczekiwania do strefy basenowej wynosi grubo ponad 2 godziny i marnym pocieszeniem jest to, że sporo ludzi rezygnuje. Ale może jednak warto poczekać, bo w aquaparku jest tyle możliwości zabicia czasu w kolejce. Można np. pojeździć na gokartach, a cena 3-minutowego przejazdu to ledwie 20 PLN. Kuszące… ale tu też czeka długa kolejka turystów, którzy próbują zabić czas w oczekiwaniu na zakup biletu do aquaparku.
Nad Bałtykiem drogo? Niekoniecznie
Czy wszędzie nad morzem jest tak drogo? Mój redakcyjny kolega Maciek uważa, że absolutnie nie.
– Nad Bałtykiem są miejsca bardzo drogie, jak np. Ustka czy Kołobrzeg, ale nie ma też problemu ze znalezieniem fajnych tańszych miejscowości. W długi weekend sierpniowy byłem ze znajomymi w Łebie. Płaciliśmy 200 PLN za dobę za domek dla 5 osób, a cena standardowego zestawu obiadowego z rybą, frytkami i surówką to maksymalnie 20 PLN za osobę – mówi Maciek.
Magia nazwy robi jednak swoje. Tym bardziej, że kilkanaście kilometrów od Gdyni znajduje się Rewa – mała mieścina z bardzo fajnymi plażami i… siłą rzeczy znacznie tańsza od Trójmiasta. Ale jednak co Sopot, to Sopot 😉