Rajska wyspa otwiera się na „cyfrowych nomadów”. Ale w zamian trzeba trochę wydać…
Rajska wyspa Anguilla poinformowała, że zamierza otworzyć się na zagranicznych turystów. Jako pierwsi do tego karaibskiego kraju będą mogli wjechać przede wszystkim tzw. „cyfrowi nomadzi”. Pod warunkiem, że zamierzają zostać na nieco dłużej.
Anguilla nie jest najbardziej znaną karaibską wyspą, ale podobnie jak pozostałe miejsca w tym regionie zapewnia dosłownie rajskie krajobrazy i doświadczenia. Piaszczyste białe plaże, turkusowa woda i niezła infrastruktura turystyczna sprawiają, że wyspa przyciąga podróżników z całego świata. Teraz jednak, gdy ponownie otworzy swoje podwoje, pierwszeństwo będą mieli ci, którzy zdecydują się zostać w tym rajskim zakątku na dłużej.
Zapraszamy turystów, ale... jest haczyk
Rząd ogłosił, że priorytetowo będzie rozpatrywał wnioski o pobyt dla osób, które pracują zdalnie, są tzw. cyfrowymi nomadami lub po prostu planują zostać na wyspie na dłużej. Nie oznacza to jednak, że wjechać będzie łatwo.
Wszyscy chętni muszą uzyskać tzw. zezwolenie na pobyt, które załatwia się wcześniej przez internet. Do tego przed wyjazdem trzeba wykonać test na koronawirusa (wymienne na 10-dniową kwarantannę), ubezpieczyć się na wypadek zachorowania i wypełnić kilka formularzy dla przyjezdnych. Koniec haczyków? A skąd! Pozwolenie na pobyt nie jest darmowe i pojedynczego podróżnego będzie kosztować od 1000 do 2000 USD w zależności od długości planowanego wyjazdu. Rodiny zapłacą od 1500 do 3000 USD. W cenie – co może być niewielkim pocieszeniem – jest jednak pozwolenie na pracę.
Obecnie przyjmowane są wnioski od osób, które przyjadą tu przed 31 października. Dla tych, którzy planują podróż później, formularze zostaną uruchomione końcem września.
– Anguilla ma wyjątkową pozycję, aby wykorzystać tę nową rzeczywistość. Jesteśmy trochę na uboczu, nasze spektakularne plaże nie są zatłoczone, mamy rozległą bazę noclegową w różnych przedziałach cenowych – tłumaczy Kenroy Herbert, przewodniczący Rady Turystycznej. – Kierujemy naszą ofertę również do nowych klientów, których nazywamy cyfrowymi nomadami, którzy przybędą i będą pracować zdalnie z Anguilli na podstawie wiz na dłuższy pobyt – dodał.
Co ciekawe, decyzję rządu już podłapały liczne obiekty noclegowe. Liczne hotele, pensjonaty czy wille obiecują promocyjne ceny dla tych, którzy zdecydują się zostać u nich na więcej niż 15 dni.
Krajów, które chcą ściągnąć freelancerów jest więcej
Wcześniej preferencyjne warunki wjazdu dla freelancerów czy też wszystkich ludzi, którzy chcą i mogą obecnie pracować zdalnie zaproponowały również Gruzja i Barbados. Premier tego pierwszego kraju zapewnił, że ułatwi takim osobom zarówno wjazd, jak i legalny pobyt. Warunkiem jest pozostanie w Gruzji przynajmniej przez pół roku i wykupienie na ten czas ubezpieczenia.
Barbados natomiast obiecał wdrożyć program „Barbados Welcome Stamp”, który również ma przyciągnąć i ułatwić życie wszystkim tym, którzy pracują zdalnie.
– Nie musisz wykonywać swojej pracy w Europie, USA czy Ameryce Łacińskiej skoro możesz przyjechać tutaj i pracować przez kilka miesięcy ciągiem – tłumaczy swój pomysł Mia Mottley, premier Barbadosu. – Otworzymy nasze granice i uczynimy to miejsce tak gościnnym, jak to zawsze było, zachęcając jednocześnie mieszkańców, by przyjęli gości i stali się częścią tego projektu – dodała.
Kolejnym krajem, który będzie doceniał turystów planujących dłuższy pobyt jest Tajlandia. Zgodnie z zapowiedzią rządu już od 1 października obcokrajowcy będą mogli przyjeżdżać na Phuket pod warunkiem, że zostaną tu przynajmniej 30 dni, z czego pierwsze dwa tygodnie spędzą na kwarantannie. W tym wypadku trudno jednak uznać, że rząd z otwartymi ramionami czeka na freelancerów. Bardziej prawdopodobne jest, że władza chce jak najszybciej skusić majętnych turystów, którzy wybiorą luksusowe hotele i tym samym ekspresowo podreperują budżet kraju.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?