Niesamowite! Nasz czytelnik zwiedził Arabię Saudyjską, poruszając się… na hulajnodze!
Poznajcie Dominika Wieczorkiewicza. To nasz czytelnik, który swoimi podróżami udowodnił, że wszelkie ograniczenia są tylko w naszej głowie. Wystarczy odrobina chęci, zapału, konsekwencji i uśmiechu – a wszystkie drogi stają przed nami otworem. Tak jak przed nim.
Dominik podróżuje po krajach, które niezbyt kojarzą się z masową turystyką. Budzi zdziwienie nie tylko swoim środkiem transportu, ale także nastawieniem… i pluszowymi miśkami, które towarzyszą mu w jego wyjazdach. Na co dzień mieszka w małej miejscowości położonej w samym sercu Puszczy Noteckiej. Pracuje w nadleśnictwie, będąc edukatorem leśnym – ale jego zainteresowania nie skupiają się tylko na otaczającej go przyrodzie.
– Pasję podróży wyssałem z mlekiej mojej mamy, która odwiedziła ponad 50 krajów świata, w tym takie jak Liban, Syrię czy Jordanię. Ciekawość świata i ludzi gna mnie przed siebie. A ponieważ często pracuję z dziećmi, lubię przyjmować ich punkt widzenia i taką dziecięcą radość i uśmiech, z którym dzieci podchodzą do podróży – opowiada Dominik.
Ekologicznie
Dominik jest wielkim zwolennikiem środków transportu, które nie degradują środowiska. Za główny pojazd, którym przemieszcza się podczas swoich wyjazdów, obrał… hulajnogę. Wbrew pozorom, to nie tylko zabawka, ale poważny i pełnoprawny środek transportowy.
– Traktuję hulajnogę trochę jak część mojej rodziny. Jest ze mną praktycznie wszędzie – śmieje się Dominik. – To bardzo praktycznie rozwiązanie: mogę ją spakować do małej torby i zabrać do tramwaju, pociągu czy jako bagaż rejestrowany do samolotu w większości linii lotniczych świata – dodaje nasz czytelnik.
Ekologiczny środek transportu. Fot. Dominik Wieczorkiewicz, hulajkrysiu.com
Jak sam opowiada, hulajnoga to powrót do czasów dzieciństwa. I – niejako przy okazji – świetny sposób na przełamywanie pierwszych lodów podczas podróży.
– Wyobraź sobie, że mieszkasz w takiej Arabii Saudyjskiej i nagle widzisz faceta, Europejczyka, który zasuwa na hulajnodze z małym plecakiem. Nie chciałbyś podejść, zagadać, uśmiechnąć się do takiego wariata? – mruga okiem Dominik.
Coś w tym jest: oglądając kolejne zdjęcia, które pokazuje mi nasz czytelnik, widzę na nich uśmiechnięte twarze lokalnych mieszkańców. Wśród nich mnóstwo dzieci. „Tak, dzieci od razu do mnie podbiegają. Tutaj nie ma mowy o żadnej barierze, włącznie z językową. Są ciekawe, jak się na takiej hulajnodze jeździ, chcą ją ode mnie pożyczyć, robią sobie zdjęcia. A przy okazji powodują, że zaczepiają mnie dorośli, którzy nie prezentują swoją postawą nieufności” – mówi Dominik.
Fot. Dominik Wieczorkiewicz, hulajkrysiu.com
Odmiennie?
Skąd w ogóle pomysł wyjazdu do Arabii Saudyjskiej? Nasz czytelnik nie ukrywa, że zdobycie wizy było sporym wyzwaniem. Próbował się o nią starać, pomógł nieco przypadek.
Nawiązanie kontaktów i łut szczęścia spowodował, że Dominik mógł wyjechać do Arabii Saudyjskiej na podstawie wizy biznesowej. Czy mógł się swobodnie poruszać po terenie kraju?
– Tak, przemierzyłem na mojej hulajnodze sporą część Arabii Saudyjskiej. I nie mogę w tym momencie nie podziękować dwóm przyjaciółkom, bez których sam proces uzyskania wizy do tego kraju byłby zapewne niemożliwy – to Kama i Aga. Nie mogłem tylko przebywać w okolicach świętych miast islamu, czyli Mekki i Medyny. Ale nie miałem problemów z jeżdżeniem po kraju. Może z wyjątkiem patroli policji, która po zmroku często rozstawia bariery na drogach, zatrzymując i kontrolując przejeżdżające pojazdy. Z moją hulajnogą budziłem zdziwienie, parokrotnie mi się zdarzyło, że zostałem cofnięty do pierwszego większego miasta – wspomina nasz czytelnik.
Nie zapominajmy o tym, że teren Arabii Saudyjskiej to w większości pustynia. Poruszanie się po niej jest możliwe praktycznie tylko po wyznaczonych drogach – poza nimi nie czeka na nas nic oprócz piachu… i ewentualnie zardzewiałych resztek samochodów.
Hulajnoga na środku pustyni. Fot. Dominik Wieczorkiewicz, hulajkrysiu.com
Codzienne życie
– Dominik, możemy porozmawiać o prozaicznych rzeczach, związanych z Arabią Saudyjską? Czy czułeś, że jesteś w totalnie odizolowanym od reszty świata miejscu?
– Ależ skąd. Powiem ci, że Arabia Saudyjska nie różni się aż tak bardzo od innych krajów tego regionu świata. Oczywiście, należy pamiętać o pewnych zasadach, ale to normalny kraj.
– Byłeś traktowany jako ktoś „obcy”, przedstawiciel odmiennej kultury?
– (śmiech) Nie, wręcz przeciwnie. Mieszkańcy Arabii Saudyjskiej są bardzo wykształconymi ludźmi, napotkałem na swojej drodze na przykład lekarzy. Ale i zwykli ludzie nie wyglądali na zamkniętych w sobie i ograniczonych. Wielu z nich mówiło po angielsku lepiej niż ja. I mieli spore pojęcie o świecie, nie byli odcięci od bieżących wiadomości.
– Jak myślisz, skąd mieszkańcy Arabii Saudyjskiej czerpią swoje informacje?
– Z internetu. Teraz cały świat to globalna wioska, internet jest wszędzie. Społeczeństwo w Arabii Saudyjskiej jest relatywnie młode, wielu mieszkańców podróżuje po Europie i świecie. Zdziwiłbyś się, jak dużo Saudyjczyków jeździ na przykład do Niemiec, do kurortu Baden-Baden.
– Czułeś się bezpiecznie na ulicach?
– Tak, nie tylko w dzień, ale również po zmroku. Oczywiście, należy pamiętać o zasadach. Są na przykład osobne skwery dla mężczyzn, kobiet tam nie uświadczysz. Mają swoje odrębne, dla kobiet oraz rodzin. 5 razy dziennie wszystko dosłownie zamiera, to czas modlitwy. Starałem się wtedy nie rzucać w oczy, najczęściej siadałem gdzieś w cieniu i czekałem. Ale w Arabii Saudyjskiej mieszkają nie tylko wyznawcy islamu.
– Tak?
– Spotykałem chrześcijan, na przykład robotników z różnych krajów. To było w sumie także małe zdziwienie, że tak dużo przyjezdnych spoza Arabii Saudyjskiej tam pracuje: Nepalczyków, Hindusów, Pakistańczyków.
– Miałeś okazję porozmawiać z kobietami?
– Sam na sam? Nie. Ale zdarzały się sytuacje, gdy na przykład napotykałem Saudyjczyka z żoną… i to ona mówiła po angielsku lepiej niż on. Siłą rzeczy, ona ze mną rozmawiała.
– Alkohol? Muzyka?
– Widziałem jak mężczyźni tańczyli wokół samochodu, z którego dobiegała muzyka. Alkoholu nie widziałem i przyznam się, że niespecjalnie się za nim rozglądałem.
– Polecałbyś wyjazd turystyczny do Arabii Saudyjskiej?
– Tak, zdecydowanie. Jeżeli tylko zostanie złagodzona procedura wizowa, podejrzewam że wielu turystów ruszy do tego kraju.
Autoportret z misiem. Fot. Dominik Wieczorkiewicz, hulajkrysiu.com
Hulajnoga sposobem na życie
Dominik do każdego wyjazdu starannie się przygotowuje. To nie są raczej spontaniczne wypady: sporo czyta, nie jedzie „w ciemno”.
Ma również zwyczaj wciągania w przygotowania do wyjazdu innych osób, szczególnie dzieci, z którymi prowadzi zajęcia przyrodniczo-geograficzne. Razem opracowują projekt deski, która jest częścią hulajnogi.
Dziecięce (zrealizowane!) projekty hulajnogi. Fot. Dominik Wieczorkiewicz, hulajkrysiu.com
Czy nie przeszkadza mu lekko lekceważący stosunek, który niektórzy mogą mieć do takiego rodzaju transportu? „Wiesz, przyzwyczaiłem się. Teraz mnie to śmieszy, na swoim blogu nawet wypisywałem wszystkie dziwne rzeczy, które mówią ludzie na mój widok. Te wszystkie: »pora zainwestować w samochód« albo »ziomek, nie jesteś za stary na takie zabawki?«” – wspomina nasz czytelnik.
Dominik twierdzi, że hulajnoga pozwala mu na inne odbieranie otaczającej go rzeczywistości – jest po prostu niestandardowa.
Podróżniczy zew
Nietypowy podróżnik miał okazję zwiedzić wiele miejsc, które kojarzą się z egzotyką i niedostępnością. Tranzytem przejechał przez Turkmenistan, odwiedził wszystkie kraje byłego Związku Radzieckiego, hulajnoga posłużyła mu jako środek transportu w Algierii, a ostatnio spełnił swoje marzenie z dzieciństwa i dotarł na Sokotrę:
– To było wyzwanie. Smocza Wyspa od zawsze była celem, do którego dążyłem. Problem w tym, że przynależy do Jemenu, który teraz nie jest bezpiecznym miejscem. Od kilku lat toczy się tam krwawa wojna, moje wysiłki zmierzające ku temu, aby tam dotrzeć, wciąż były nieskuteczne. Ostatnim razem anulowano mój lot dosłownie na kilka godzin przed startem, zaważyła na tym sytuacja polityczna i kwestie bezpieczeństwa. Straciłem sporo czasu i pieniędzy.
– Ale teraz się udało?
– Tak, niedawno wróciłem z Sokotry. Dopłynąłem na nią łódką z cementem, płynąc blisko 48 godzin przez Ocean Indyjski. Sama wyspa jest niesamowita. Słynne smocze i butelkowe drzewa, podobno najczystszy miód na świecie… ale i ubóstwo. Ten wyjazd mocno mi zostanie w pamięci.
– Bardziej niż Arabia Saudyjska?
– Bardziej. To była przygoda mojego życia.
Drzewa butelkowe i smocze, Sokotra. Fot. Dominik Wieczorkiewicz, hulajkrysiu.com
Misie
A co z misiami? To nieodłączny składnik wyjazdów naszego czytelnika. Zawsze zabiera ze sobą pluszaka, który stanowi wdzięczny obiekt do robienia zdjęć.
Misie mają swoje imiona… i często nie wracają z podróży. Dlaczego? Dominik zostawia je jako prezent w odwiedzanych przez siebie krajach.
Marzenia i plany
Co dalej? Cóż, na naszych łamach okazja goni okazję. Czasami ciężko się oprzeć, widząc dostępne bilety lotnicze w interesujące miejsca. Dominik kupił właśnie przelot do Libanu, chcąc przejechać kraj wszerz i wzdłuż (oczywiście na hulajnodze), a na razie chce się skupić na pracy z dziećmi jako edukator przyrodniczy.
To właśnie z myślą o nich napisał zbiór opowiadań podróżniczych dla dzieci i młodzieży, które w zamierzeniach mają pokazać zupełnie inny obraz tej części świata, niż panujący w mediach.
– Mam nadzieję, że książka będzie wydana w najbliższych tygodniach – uśmiecha się Dominik
Drodzy czytelnicy: jeżeli na swojej drodze napotkacie naszego rodaka, który będzie jechać na hulajnodze, a z plecaka będzie mu wystawać pluszowy miś – uśmiechnijcie się do niego i pozdrówcie. On na pewno to odwzajemni.
Fot. Dominik Wieczorkiewicz, hulajkrysiu.com