Co z tym autostopem? Czy Polak to „cebulak”, który wpycha się innym do auta?
Świetny sposób na budżetowe podróżowanie i poznawanie nowych osób? Czy może cyniczne wykorzystywanie okazji i żerowanie na innych podróżujących. Autostop wciąż budzi emocje.
W świecie podróżowania na pokładzie samolotów tanich linii lotniczych, za kilkadziesiąt PLN na drugi koniec Europy – wydawałoby się, że autostop jako forma podróżowania nie ma racji bytu i po prostu umarł. Nic bardziej mylnego, a dyskusja na ten temat – oraz o zwyczajach osób korzystających z takiego transportu, także Polaków – mocno rozpala emocje.
Polak - cebulak?
Miejmy to za sobą: „odpalmy” z grubej rury. Wpis na naszym forum Fly4free.pl, dotyczący autostopu.
– Mówię z własnego doświadczenia i wyrażam swój brutalny […] ale szczery pogląd. Sporo podróżowałem własnym samochodem po Europie […] O ile stanie autostopowiczów przy drodze i niewinne i niekrzywdzące wystawianie kciuka jest OK i nikomu nie przeszkadza, bo po prostu można pojechać dalej, o tyle nagabywanie na stacji benzynowej to wyjście na wyższy level autostopowiczowej bezczelności i zrozumiale powoduje właśnie szereg dziwnych reakcji.
U osób z natury uległych wywołasz litość i Cię wezmą, ale będą czuli się wysoce niekomfortowo.
Odmówić szczerze i wprost jest ciężko, więc nie dziw się, że słyszysz bajki. A jeszcze inni reagują bezsensowną, ale poniekąd zrozumiałą agresją.
Dalej jest jeszcze bardziej kontrowersyjnie. Czytelnik o nicku john_doe rozwija swoją wypowiedź, pisząc:
– Nie po to jadę na wakacje, żeby koniecznie ładować do samochodu obce osoby, zwłaszcza przez granicę. Wiadomo, co masz w plecaku i kim jesteś? Daj ludziom żyć. Samochód to przestrzeń prywatna i osobista. Chcesz jechać autem? Kup sobie, wypożycz, wlej paliwo za swoje.
Auto-stopowanie to jest zwyczajne podejście typu „mieć ciastko i zjeść ciastko”, cebularstwo.
Nie trzeba być jasnowidzem aby przewidzieć, iż taki post wywoła ostrą dyskusję. Ale niejako przy okazji, stał się dobrym pretekstem do zastanowienia się nad samą ideą autostopu i jego kondycji w czasach taniego podróżowania.
Co z tym autostopem?
Kiedyś było… prościej. I inaczej. Młodsi z naszych czytelników mogą tego nie pamiętać, ale w Polsce autostop był formalnie zalegalizowany oraz „zarządzany”. Każda osoba, która chciała tak podróżować, kupowała specjalną książeczkę autostopową. Całość działała sprawnie pod nazwą „Akcja Autostop”.
O co chodziło? W środku książeczki były kupony, a na nich wydrukowana liczba kilometrów. Przejechałeś autostopem 100 km? Przekazywałeś kierowcy odpowiedni kupon. Co dalej? Mogłeś zająć się łapaniem kolejnego stopa… a kierowca gromadził kupony i mógł je potem wymienić na atrakcyjne nagrody.
Akcja miała świetne założenia: kierowcy chętnie zabierali autostopowiczów, a kupony (i nagrody) stanowiły niezłą zachętę i motywator do wspierania autostopu poprzez udostępniania wnętrza swojego samochodu dla kolejnych podróżnych.
Jak to wygląda teraz?
Leszek, na co dzień mieszkający w Niepołomicach, to weteran autostopu, Od ponad 30 lat w ten sposób przemieszcza się po świecie. Pytany o aktualną kondycję tego środka transportu, krzywi się mocno.
– Daj spokój, to już nie to samo, co jeszcze 20 lat temu. Kierowcy mają w większości w nosie autostopowiczów, zatrzymują się rzadziej, zdarzają się przekleństwa i wyzwiska. Powsiadały paniska do swoich SUVów i jadą dumnie drogą, patrząc na mnie jak na jakiegoś biedaka. A dla mnie autostop to forma życia – opowiada Leszek
Do chóru malkontentów dołącza jego kolega, również od lat „w drodze”. Mówi mi, że zaobserwował pewną zależność: im jest starszy, tym ciężej mu coś złapać, szczególnie w Polsce.
Śmieje się, że zapewne młode studentki nie mają problemów z oczekiwaniem na poboczu drogi, aż zatrzyma się potencjalny „podwózkowicz”.
– Nieprawda! To jakieś bzdurne podejście! Od pewnego czasu nie łapię sama stopa, po prostu się boję. – kontruje Monika, moja sąsiadka z bloku obok, która kończy właśnie „męski” kierunek na krakowskiej AGH i autostopem zjeździła pół Europy. – Młoda dziewczyna przy drodze i wyciągnięty w górę kciuk to niekiedy gwarancja kłopotów. Opowiem Ci akcję z poprzednich wakacji. Pobocze drogi niedaleko Białegostoku, stoję i łapię. Zatrzymuje się elegancka Toyota, szyba idzie w dół, a mężczyzna za kierownicą woła do mnie: „- Za darmo nie wezmę, ale jak mi zrobisz dobrze, to zapraszam do środka”. Zamurowało mnie – mówi Monika.
I faktycznie: rozmawiając z kobietami i dziewczynami, wątek niedwuznacznych uwag i bezpieczeństwa autostopowania wracał dość często. Czyli bycie samotną dziewczyną nie gwarantuje złapania stopa?
Osoby, które na takim podróżowaniu zjadły zęby, opowiadają mi, że istnieje pewna gradacja szans na podwózkę. Największą mają… dwie dziewczyny lub dwie kobiety. Tylko nieco mniejszą – samotna przedstawicielka płci pięknej. Później jest zestaw kobieta plus mężczyzna.
Dalej jest już gorzej. Samotny chłopak ma znacznie większe problemy ze złapaniem stopa. Dwóch (i więcej) facetów to praktycznie gwarancja spędzenia upojnych godzin w kurzu przy drodze, z wyciągniętym kciukiem.
Cóż, bądźmy szczerzy: kierowca mając do wyboru zabrać młodą kobietę lub brodatego i spoconego faceta z wymiętym plecakiem, będącego właśnie w podróży po Europie… raczej wybierze ten pierwszy wariant.
Obawy i nowoczesna technologia
Piotr z racji wykonywanego zawodu dwa razy w tygodniu przemierza trasę z Nowego Targu nad polskie morze. I temat autostopowiczów jest mu doskonale znany.
– Tak, biorę. Ale nie zawsze – zależy od mojego humoru, rodzaju przedmiotów, które wiozę w bagażniku, innych czynników.
– Przedmiotów?
– Niekiedy mam w bagażniku kilkanaście laptopów, które muszę dostarczyć z jednej siedziby naszej firmy do drugiej. Podświadomie minimalizuję ryzyko: nie chcę brać do samochodu obcej osoby. Może to irracjonalne, ale mam blokadę, gdzieś w głowie od razu włączają mi się czarne scenariusze.
– Domyślam się, jakie…
– Tracę samochód, wyrzucają mnie gdzieś na poboczu, firmowy sprzęt IT w bagażniku właśnie odjeżdża w siną dal, te klimaty.
Skoro już tak narzekamy na problemy z autostopem, dorzućmy jego rychłą śmierć, wieszczoną przez miłośników serwisów w rodzaju BlaBlaCar. Tutaj wszystko jest jasne i proste: umawiasz się na konkretną trasę, której przebycie wiąże się z zapłaceniem z góry ustalonej kwoty.
Wiesz, czy będziesz podróżować sam lub w wypełnionym po brzegi samochodzie. Znasz imię kierowcy, widzisz jego zdjęcie i możesz ocenić jego samochód – znając markę i model – pod kątem atrakcyjności. Pełen serwis.
Ale to zupełnie inna para kaloszy – rozmawiajmy o autostopie w formie klasycznej, która opiera się na założeniu: jadę z punktu A do punktu B, widzę kogoś przy drodze, kto chce jechać, zatrzymuję się, pytam czy chce, aby go gdzieś podrzucić. I po prostu jedziemy.
Transport czy wyzwanie?
Autostop może przybierać różne formy. Najczęściej jest jednym ze sposobów na podróżowanie. Niekiedy jednak przekształca się w coś więcej. Są tacy, dla których to styl życia. Inni podchodzą do niego jak do… sportu.
Tak, sportu. Bo autostop to mogą być wyścigi: kto pierwszy dojedzie do ustalonego punktu. Od kilkunastu lat w Polsce prężnie rozwija się taka forma rywalizacji: miłośnicy autostopu mogą wystartować w Międzynarodowych Mistrzostwach Autostopowych, Auto Stop Race czy Wyścigu Autostopem.
Marek Kramarczyk ze Strider’s Tales miał okazję uczestniczyć w tego typu imprezie. Czy to faktycznie nietuzinkowy sposób na spędzenie czasu?
– Zawody typu Autostop Race na pewno nie pozwalają na czerpanie z radości z rzeczy, za które tak cenię autostop. Nie da się poznać kultury kraju od środka, bo spędza się czas na jednej wielkiej imprezie. Myśl, że każdy dzień obsuwy skraca zabawę na miejscu, powoduje pośpiech. Ten z kolei wydłuża każdą minutę spędzoną na poboczu. Sprawia, że inni uczestniczy stają się konkurencją – pisze Marek na swoim blogu
Polak to cham?
Wracam na nasze forum Fly4free, czytam inną wypowiedź, dotycząca autostopu. To właśnie ten wpis (autorstwa Legion1) spowodował reakcję w postaci – cytowanej wyżej – wypowiedzi czytelnika.
– Węgry, na stacji benzynowej szukam transportu i akurat zatrzymała się polska rodzina. Zacząłem rozmowę z głową rodziny. Aż się puszył jak opowiadał, że oni to jadą do Chorwacji SAMOCHODEM, a ja próbuję autostopem (ich stać, a mnie najwidoczniej nie) i oczywiście rzucił tekstem, że on to by mnie może zabrał, ale mają dużo bagażu. […]
Już w Chorwacji łapałem stopa w koszulce z napisem Polska i dużym Orłem. Mijało mnie sporo samochodów w tym również z polskimi rodzinami. Oczywiście ani razu żaden się nie zatrzymał, ale na widok koszulki byłem co jakiś czas wytykany palcami i widziałem szereg głupich uśmieszków. Nie wiem z czego to wynika, może faktycznie spora część rodzin, które wybierają się tam na wczasy myśli, że są nie wiadomo kim?
I takich głosów było więcej. W dużym skrócie: Polak celebruje podróż własnym autem i lubi to podkreślić, tak jakby posiadanie samochodu było pewnym wyznacznikiem statusu majątkowego – w założeniu autostopowicz to osoba „gorszej kategorii”.
I tutaj muszę postawić weto, bo uogólnianie może prowadzić do złych wniosków. Sam znam temat z autopsji, z każdej strony barykady. Sporo jeździłem autostopem, często zabieram osoby stojące na poboczu z kciukiem uniesionym w górze – ale niekiedy po prostu nie chcę, aby ktoś obcy mi w mojej podróży towarzyszył.
Powodów może być mnóstwo, chociażby coś, co jest zmorą wszelakich przedstawicieli handlowych, którzy w trakcie jazdy samochodem załatwiają przez telefon setki spraw, dzwoniąc do dziesiątek osób. Jeżeli rozmowy dotyczą niezbyt publicznych rzeczy, to ciężko oczekiwać, że taki samochód nam się zatrzyma, a osoba za kierownicą zaprosi do środka.
Zanim zaczniemy wyzywać tych bezdusznych kierowców, warto o tym pomyśleć. Podobnie jak w przypadku problemu, o którym wspomnieliśmy na samym początku: czy zaczepianie na stacjach benzynowych osób podróżujących samochodem jest etyczne? Czy naprawdę (jako autostopowicz) możemy oczekiwać, że ktoś wyjdzie ze swojej strefy komfortu, niekiedy po prostu nie umiejąc odmówić?
* * *
Z drugiej strony, autostop to wspaniała forma transportu. Jak żadna inna, opiera się na pewnym zaufaniu, rozmowie, kontakcie międzyludzkim. Są kraje, gdzie autostop jest powszechny – raczej nie miałem problemów ze „złapaniem podwózki” w państwach azjatyckich, niekiedy przeradzało się to w większe historie, włącznie z zapraszaniem do domów, noclegami i zmianą pierwotnych planów wyjazdowych.
Przeglądając w internecie serwisy miłośników autostopu, widzę mnóstwo pięknych słów i idei. Czytam o budowaniu kultury zaufania społecznego, zachęcaniu do nawiązywania kontaktów międzyludzkich. Znajomi miłośnicy podróży „za jeden uśmiech” opowiadają o pasji, zaradności, energii do życia i działania… dorzucają do tego opowieści o akceptacji i wolności, którą daje autostop.
Mimo wszystkich możliwości, które teraz mamy, tych Ryanairów, Wizz Airów, biletów lotniczych za grosze… autostop ma się dobrze. I nic nie wskazuje na to, aby zjawisko zanikało lub było w odwrocie.
Łapanie stopa ma różne oblicza
O ile mogę: moim zdaniem czym innym jest błaganie na stacji benzynowej wszystkich kierujących pojazdami o podwózkę (tutaj pełna zgoda… chociaż sam nie mogę rzucić kamieniem, bo dzięki takiej właśnie prośbie zostałem w Rosji zabrany / przemycony pod kocem z miejscowości Nikel do Murmańska, zajeżdżając po drodze na stacje bazowe telefonii komórkowej, położone w zamkniętych zonach – tam naprawdę nie ma możliwości „kup sobie, wypożycz, wlej paliwo za swoje”).
Czym innym jest jednak przemieszczanie się po krajach, które nie mają rozwiniętej sieci wypożyczalni samochodów lub transportu publicznego. Lub po krajach, gdzie autostop (niekiedy w wersji „ja Ciebie zabiorę, Ty dorzucisz mi się do paliwa”) jest powszechny i wręcz oczekiwany, jako forma dorobienia…
* * *
Czy Polak to „cebulak” a autostop to „cebulacka” forma transportu (swoją drogą, to interesujące, jak niewinne warzywo stało się synonimem pewnych niepożądanych cech charakteru i zachowań)?
Przeczytajcie wątek i wypowiedzi na naszym forum Fly4free. A potem napiszcie, jakie jest Wasze zdanie na temat autostopu. Korzystacie i polecacie? Czy uważacie to za złe zjawisko, które nie powinno mieć miejsca przy drogach (i stacjach benzynowych) w Polsce, w Europie i na świecie?