Bajkowa hiszpańska wioska ma dość turystów i chce zakazać im wstępu. „Wchodzą do domów, wspinają się na balkony”
Charakterystyczne białe domki, wąskie kamienne uliczki i labirynty schodków między kolejnymi domostwami – wioska Binibeca Vell nie przez przypadek nosi przydomek „Mykonos z Minorki”. I cieszy się rekordowym zainteresowaniem – w zeszłym roku liczącą niespełna 1000 mieszkańców nadmorską wioskę odwiedziło aż 800 tysięcy turystów, w tym roku ma to być ponad milion osób.
Costa Brava od 2836 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Poznań)
Agadir od 2002 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Wrocław)
Costa Brava od 2136 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Poznań)
Co ciekawe, choć miasteczko wygląda na historyczne, w rzeczywistości powstało w latach 60-tych XX wieku i w założeniu miało przypominać tradycyjne rybackie wioski. Turyści nic sobie z tego nie robią i przybywają tu tłumnie, a z roku na rok jest ich coraz więcej. I… zachowują się coraz gorzej.
– Turyści wchodzą nam do domów, siadają na krzesłach, wspinają się na balkony, organizują sobie na zewnątrz zakrapiane przyjęcia – mówi jeden z mieszkańców w rozmowie z magazynem „El Diario”. – Jeśli ta sprawa nie zostanie uregulowana, co roku będzie coraz gorzej – dodaje.
Największy problem to oprócz hałasu sterty śmierci, które turyści zostawiają na miejscu i którymi nie ma kto się zająć.
Mieszkańcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Jedna z lokalnych organizacji, reprezentująca 195 właścicieli nieruchomości w wiosce, wydała oficjalny komunikat, w którym nie obwinia turystów za wszystkie problemy, ale przede wszystkim lokalne władze, które zostawiły mieszkańców zdanych na samych siebie z tłumem podróżnych.

Stąd wprowadzone przez mieszkańców zmiany dotyczące odwiedzania miasta przez turystów, choć są to oczywiście raczej sugestie, a nie obowiązujące przepisy. Pierwszą zmianą jest prośba do turystów, by ograniczyli odwiedziny miejscowości i robili to tylko w godzinach od 11 do 20. Kolejne prośby znajdują się na specjalnie przygotowanej stronie internetowej i dotyczą właśnie m.in. powstrzymywania się od wchodzenia do prywatnych domów.
– Chcemy spokojnie zjeść śniadanie na naszych tarasach i spać spokojnie, bez hałasu – mówi Oscar Monge, jeden z mieszkańców i członków założycieli stowarzyszenia.
Jak dodał, mieszkańcy zwrócili się też do lokalnych władz o wprowadzenie działań, które pomogą sterować ruchem turystycznym w bardziej kontrolowany sposób. Jeśli do tego nie dojdzie, zapowiedział, że w sierpniu mieszkańcy przeprowadzą głosowanie w sprawie całkowitego zamknięcia miasta dla turystów. Monge podkreśla jednak, że to ostateczność.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?