W nowych samolotach Ryanaira poczujemy się jak sardynki w puszce? Tak ciasno jeszcze nie było
Już wiosną będziemy mieli okazję polecieć Ryanairem na pokładzie zupełnie nowych, znacznie większych samolotów. Maszyny mają być całkowitym przełomem dla przewoźnika, ale teraz okazuje się, że zyska na nich głównie Ryanair, a pasażerowie? Cóż, wszystko wskazuje na to, że w nowej maszynie będzie nam się latało gorzej niż dotychczas.
“Gamechanger” – tak Ryanair nazywa swoje nowe samoloty Boeing 737 MAX 200, które według przewoźnika mają stanowić zupełnie nową jakość. Mają więc one spalać o 16 proc. mniej paliwa niż obecnie użytkowane przez Ryanaira Boeingi 737-800, być o 40 proc. bardziej ciche, a przede wszystkim zabierać na pokład więcej pasażerów – MAX ma mieć 197 foteli, czyli o 8 więcej niż obecnie użytkowane przez Ryanaira samoloty.
W sumie Irlandczycy szacują, że większe maszyny będą o 20 proc. bardziej efektywne pod względem kosztów i trudno się dziwić, że to właśnie na MAX-ach 200 przewoźnik opiera swoją przyszłość. Ryanair zamówił w sumie 135 takich samolotów (pierwsze zamówienie złożył w 2014 roku, w zeszłym roku zwiększył je o kolejne 25 maszyn) i już wkrótce wsiądziemy do pierwszego samolotu tego typu we flocie Irlandczyków.
Pierwszy Ryanairowy MAX 200 zjechał z linii produkcyjnej Boeinga w zeszłą niedzielę, a do floty Ryanaira trafi wiosną. Super? I tak, i nie. Tak, bo Ryanair zapewnia, że dzięki nowej maszynie będzie w stanie utrzymać niskie ceny biletów, nawet w sytuacji stale drożejącej ropy.
Nie, bo wszystko wskazuje na to, że MAX 200 będzie miał niewiarygodnie ściśnięte fotele, co oznacza, że o komforcie w nowych samolotach będziemy mogli zapomnieć. Chodzi tu przede wszystkim o legroom, czyli odległość między kolejnymi rzędami foteli, która wpływa na to, jak bardzo możemy wyciągnąć nogi. Lub wręcz przeciwnie.
W zeszłym roku Ryanair pochwalił się już nowymi smukłymi fotelami, które będą montowane w MAX-ach i zaklinał się, że dzięki użyciu “wyszczuplonych” siedzisk odległość między rzędami zwiększy się aż o 1 cal w stosunku do modelu 737-800. Legroom miał się w efekcie zwiększyć z 30 do 31 cali, czyli z 76 do prawie 79 centymetrów.
I to już całkiem solidne wymiary, gwarantujące względny komfort. Ryanair nie omieszkał zresztą przy okazji wbić szpilki British Airways i Lufthansie twierdząc wówczas, że tzw. legroom u irlandzkiej linii będzie większy niż w klasie ekonomicznej u obu tradycyjnych przewoźników.
Wątpliwości
Pojawiły się kilka dni temu, gdy branżowe media zaprezentowały opublikowany niedawno przez Boeinga układ foteli w “Gamechangerze”. Widzimy tam, że w maksymalnej konfiguracji w samolocie znajduje się aż 200 foteli, a “legroom” wynosi ledwie 28 cali, czyli ledwie 71,12 centymetra.
To aż o 5 centymetrów mniej niż w 737-800, co oznacza, że Ryanair dołączy do klubu najmniej wygodnych przewoźników w Europie. TUTAJ przeczytacie o tym, które linie lotnicze oferują swoim pasażerom najwięcej i najmniej miejsca.
Sam Ryanair przejmie MAX-y 200 w konfiguracji ze 197 pasażerami.
Czego jeszcze możemy się spodziewać po nowych MAX-ach?
Przede wszystkim ciasnych toalet, które zostały upchnięte na sam tył samolotu, by zrobić miejsce na dodatkowe fotele.
W MAX-ach zdecydowanie zmniejszono też ich powierzchnię – zwłaszcza w przypadku nieco ponadgabarytowych pasażerów toalety są zdecydowanie zbyt ciasne, aby komfortowo z nich korzystać. To akurat możemy potwierdzić – w imię upchnięcia większej liczby foteli, zdecydowanie postawiono na toaletowy minimalizm.
Także powierzchnia schowków bagażowych w nowych MAX-ach ma być praktycznie identyczna jak w obecnie użytkowanych przez Ryanaira samolotach. Ale przy obecnej polityce bagażowej Ryanaira to chyba nie ma aż tak dużego znaczenia, prawda?
Jak będzie prezentował się nowy samolot? Zobaczymy już wiosną. Z pewnością jest to ogromna inwestycja ze strony Ryanaira – cennikowa wartość zamówionych samolotów to aż 15 mld EUR.