Zapomnij o konserwach i gotowaniu. Kulinarna rozpusta w Chorwacji to obowiązkowy punkt wakacji
Co zjeść w Chorwacji? Zabierać jedzenie z Polski czy zdecydować się na restauracje? Czego koniecznie spróbować? Podpowiadamy.
Wakacje w Chorwacji często mają smak zabranych z Polski zapasów. Konserwy, słoiki z gołąbkami, pasztet i magiczne fixy-mixy typu dolej-wodę-i-miej-pycha-obiad-jak-u-mamy wypełniają po brzegi auta mijane po drodze. Tymczasem Chorwacja, podobnie jak całe Bałkany ma do zaoferowania niezwykłe kulinarne doświadczenia. I być może będą one kosztować odrobinę więcej niż makaron i sos z proszku przywieziony z ojczyzny, ale zapewniam – będziecie je wspominać przez lata wycierając ślinkę z brody.
Tutejsza kuchnia to mieszanka śródziemnomorskich smaków z typowymi bałkańskimi potrawami, więc mogłoby się wydawać, że to tylko grill, owoce morza i lekkie sałatki. I nie można powiedzieć, że tak nie jest. Ale międzynarodowych wpływów było o wiele więcej – przepisy i składniki przyjeżdżały chociażby z Węgier, Turcji, Grecji, Francji. Dlatego Chorwacja nie raz potrafi zaskoczyć. Soli używa się tu więcej niż w Wieliczce, cukru też nikomu nie żałują. Do tego stopnia, że kilkakrotnie w restauracjach widziałam, jak chorwackie mamy i babcie dosładzały swoim chorwackim pociechom… coca-colę.
Poza tym obłędne desery, przekąski które wypełniają czas na plaży, genialne szynki, dobre sery. Dużo mięsa, jeszcze więcej owoców morza, ryby w nieprzyzwoitych ilościach. Je się dużo i często, chętnie biesiaduje, jeszcze chętniej bierze dokładki. Mówiąc wprost: to nie jest kraj dla słabych ludzi. I to w nim jest najlepsze.
Dla mocnych zawodników
Mięso. Produkt, który traktuje się tu w najlepszy z możliwych sposobów. Przygotowuje z sercem, na milion sposobów, bez ograniczania tłuszczu, który jest nośnikiem smaku, z setkami doskonałych przypraw.
Najbardziej znane w Polsce są ćevapčići – paluszki z mięsa mielonego smażone lub grillowane. Pulchniutkie, z charakterystyczną mieszanką przypraw, spotykane są na całych Bałkanach w kilku wersjach. Są przepyszne i niemal bezwiednie sięga się po jednego za drugim. Zwykle nie ma szans, by wytrwały na talerzu chociaż kwadrans.
Z mięsa mielonego robi się też pljeskavicę – coś w rodzaju kotleta czy burgera, z tym że używa się do niego trzech rodzajów mięsa – wieprzowiny, wołowiny i jagnięciny. Zresztą ta ostatnia króluje na chorwackich stołach i naprawdę warto najeść się jej tu na zapas.
Małe owieczki przerabiane są chociażby na ražnjići – szaszłyki albo na setki potraw sa žara, czyli z grilla. Na wyspach Hvar, Korčula i Brač serwuje się vitalac – jelita nadziane podrobami jagnięcymi i upieczone na grillu. Smakuje zdecydowanie lepiej niż brzmi. Szkoda byłoby przegapić też pasticada s njokima, czyli danie serwowane przede wszystkim w Dalmacji. Filet z cielęciny marynuje się w occie, by później przez wiele godzin dusić go w czerwonym winie.
W kulinarnym piekle jest osobne miejsce dla turystów, którzy byli w Chorwacji i zignorowali mięsne przepisy. I nikt mi nie udowodni, że nie. Dlatego nie ma co ryzykować.
Morskie królestwo
Ale prawdziwy chorwacki raj jest gdzieś indziej. Kryje się w wodzie i za sprawą lokalnych kucharzy, trafia na talerze turystów. Nie można przegapić orada i skuša sa žara, czyli grillowanej dorady i makreli. Do tego ostrygi, homary, langusty, małże i koniecznie ośmiornice. Chorwaci doskonale wiedzą, jak obchodzić się z takimi niezwykłymi produktami.
Bardzo często w restauracyjnym menu znajdziecie półmisek owoców morza. I warto się na niego zdecydować, bo spróbujecie wszystkiego i na pewno nie wyjdziecie głodni. Na listę trzeba też wrzucić brodet – danie, na które składa się kilka rodzajów ryb serwowanych z aromatycznym i przepysznym sosem, crni rizot – czarne risotto barwione kałamarnicą i skampi na buzaru – owoce morza gotowane na białym winie z dodatkiem czosnku i bułki tartej, a czasem także pasty paprykowej.
To właśnie Chorwacja lata temu nauczyła mnie jeść owoce morza. Wcześniej byłam przekonana, że ich nie lubię.
Pomiędzy posiłkami… przekąski!
Niezbyt smakowicie brzmiący burek to tutejsza klasyka. Idealna na głód pomiędzy głównymi posiłkami, ale podobno niektórym wystarcza też za obiad. Cienkie warstwy ciasta filo przełożone są solidną porcją nadzienia – najczęściej mięsa, sera albo szpinaku. Całość piecze się i sprzedaje na porcje niemal na każdym rogu. Wygląda tak sobie, ale smakuje rewelacyjnie.
Na bazie ciasta robi się też Štrukli – pieczone lub gotowane ciasto przypominające trochę to, które znamy z pierogów, wypełnia się twarogiem i śmietaną. Szukacie czegoś na ostro? Świetnie się składa. Soparnik, wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego Chorwacji, to pikantny placek wypełniony botwiną. Warto też skusić się na faszerowaną paprykę albo kapustę.
Koniecznie kupcie sobie też pršut – soloną, suszoną na słońcu szynkę i paški sir – słony i twardy ser owczy. A wszystko to można przelać rakiją – mocnym alkoholem z destylowanych owoców i niezliczoną ilością tutejszych win. Na plaży bez trudu dostaniecie też kultowe nadmorskie przekąski – gotowaną kukurydzę, orzeszki, mrożone napoje i pyszne lody.
Słodkich przekąsek też nie brakuje. Arancini to kandyzowane skórki pomarańczy, paprenjaci to orzechowo-miodowe ciasteczka, kroštule przypomianją nasz chrust (czy tam faworki), a fritule to coś w rodzaju smażonych na głębokim oleju maleńkich pączków z dodatkiem nalewek.
Czy to się opłaca?
Chorwacja nie jest jednym z tych ultra tanich krajów, w których możesz jeść pięć obiadów, a potem jeszcze dopchać dwoma deserami. Za obiad w restauracji trzeba zapłacić mniej więcej 70 do 120 HRK (od 40 do 90 PLN) od osoby. Za burek czy inne porcjowane dania ok. 10-14 HRK (6-8 PLN). Gałka lodów kosztuje ok. 8 HRK (5 PLN). Oczywiście każdy znajdzie coś dla siebie, bo lokale mają różne ceny, różny poziom i różny wystrój. Jeśli nie zależy wam na zdjęciach na Instagrama, na pewno traficie do świetnych, niewielkich restauracji, które turyści ignorują na rzecz tych przy samych portach.
Ale, jak mawiał Bartoszewski, „nie wszystko, co warto się opłaca, ale nie wszystko co się opłaca, warto”. I tak jest właśnie z Chorwacją. Można wieźć zapasy, zaoszczędzić pieniądze i pół urlopu spędzić w kuchni. Ale można też wydać trochę więcej i wspominać obłędne smaki, których nie sposób odtworzyć w Polsce.