Potężna strata dużego europejskiego lotniska. A na horyzoncie brak perspektyw i limity pasażerów
Jak wynika z oświadczenia grupy Royal Schiphol, właściciela i zarządcy portów w Amsterdamie, Rotterdamie i Lelystad, strata finansowa głównie spowodowana była problemami z przepustowością. Aspekt ten na wszystkich trzech lotniskach wygenerował łączne koszty na poziomie 120 mln euro. Nie pomógł nawet znaczący (o 110 proc.) wzrost liczby pasażerów – z 28,9 mln w 2021 roku do 60,8 mln pasażerów w 2022 roku.
Ruud Sondag, dyrektor generalny Royal Schiphol otwarcie przyznał, że „nigdy wcześniej grupa nie zawiodła tak wielu podróżnych i linii lotniczych, a wysiłki i ciężka praca nie doprowadziły do niezbędnych ulepszeń w systemie„. Dodał, że „2022 rok zapisze się jako zły rozdział historii„.
Zadziwiające w kontekście tak wysokiej straty grupy jest również to, że w ubiegłym roku trzy należące do niej lotniska obsłużyły 397 646 samolotów, czyli o 49 proc. więcej niż rok wcześniej. Znacznie gorzej sytuacja przedstawiała się w przypadku lotów cargo – wolumen ładunków spadł o 14 proc. do poziomu 1,44 mln tony.
- Chalkidiki od 1837 PLN na 8 dni (lotnisko wylotu: Poznań)
- Alanya od 1580 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
- Chalkidiki od 1609 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
Można odnieść wrażenie, że holenderska grupa jest jedną z nielicznych, które nie wierzą w poprawę sytuacji w 2023 roku. W oficjalnym komunikacie Royal Schiphol czytamy, że „przywrócenie ruchu pasażerskiego podlega kolejnym możliwym ograniczeniom pandemicznym i potencjalnym ograniczeniom operacyjnym„. Właściciel trzech lotnisk obawia się również planów rządu dot. nałożenia na port w Amsterdamie kolejnych ograniczeń dotyczących liczby operacji lotniczych.
Sytuacji grupy dodatkowo może nie pomóc planowane na okres od kwietnia do połowy maja tego roku ograniczenie całkowitej liczby pasażerów odlatujących z Amsterdamu (choć początkowo miały one zostać zniesione). Latem ubiegłego roku strajki, braki kadrowe i inne trudności operacyjne sprawiły, że tysiące lotów zostało opóźnionych lub odwołanych, co zmusiło holenderski rząd do nałożenia na port limitów możliwych do obsłużenia pasażerów. Docelowo dzienna przepustowość ma wynieść około 5 tys. odlatujących.
Inne lotniska może czekać podobny los
O ile nie wszystkie europejskie lotniska odnotowały tak znaczącą stratę w ubiegłym roku, to potencjalne limity pasażerów czy odwołania lotów mogą grozić wielu innym portom. Przykładem może być port Zaventem w Brukseli – w ostatnie wakacje strajki i brak rąk do pracy prowadziły do nawet 8-godzinnego oczekiwania na kontrolę. Podobnie było w Londynie, Rzymie czy Lizbonie, gdzie w szczycie sezonu kolejki były wręcz rekordowe.
Problemy z odprawą i kontrolą paszportową to tylko jedna strona medalu. Niedobory rąk do pracy odnotowano również w handlingu, czyli obsłudze lotniska. Sytuacja w ubiegłym roku była szczególnie trudna na lotnisku Heathrow w Londynie – do sieci trafiało mnóstwo zdjęć przedstawiających tysiące walizek podróżnych, które piętrzyły się w halach terminali.
Choć ten rok ma być dla wielu lotnisk odrodzeniem się po pandemii i olbrzymim skoku popytu w ubiegłe wakacje, wcale nie musi to oznaczać dobrych informacji. Przykład niemieckich portów, które w poprzednim tygodniu ponownie zostały sparaliżowane na skutek strajków jest dowodem na to, że tegoroczny sezon ponownie może być dla podróżnych czasem, w którym będą musieli uzbroić się w sporą cierpliwość.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?