Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 60 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3
Autor Wiadomość
#41 PostWysłany: 09 Lip 2024 22:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Zacznę od tego, że jeśli kiedykolwiek będziecie planować wynajęcie auta w Arequipie, nie traćcie czasu na szukanie, tylko od razu uderzajcie tu:

https://maps.app.goo.gl/ynRhpEFze8xbCKh7A

Lepiej nie traficie. Być może gdzieś indziej będzie nieco taniej, ale pod względem indywidualnego podejścia do klienta i dostosowania się do jego potrzeb, nie spotkałem się dotąd z kimś aż tak elastycznym. To jest rodzinna firma, więc podchodzą do tematu niesztampowo i można z nimi poczynić daleko idące odstępstwa od typowego najmu. Wystarczy napisać, że gdy narzekałem na korki, które widziałem w drodze z lotniska do hotelu, sami zaproponowali, że mogą mnie wywieźć na obrzeża, a potem pojadę już dalej sam. Na szczęście, z Arequipy wyjeżdżam w niedzielny poranek, gdy ruch jest dużo mniejszy i taka pomoc nie jest potrzebna. Ale już w drodze powrotnej, gdy do Arequipy wjeżdżam w dzień powszedni ok. 16:30, umawiamy się przy jednym z centrów handlowych, tam robimy zdanie auta, a Cesar (współwłaściciel) odwozi mnie do Hamptona, co okazuje się zbawieniem, bo w wąskich, jednokierunkowych uliczkach Centro Histórico ruch o tej porze jest trudny do wyobrażenia.

Wracając do meritum.... Punktualnie o 8:00 Raquel i Cesar czekają na mnie przed wejściem do Hamptona. Okazuje się, że sprawny kontakt mailowy z nimi po angielsku to wynik używania przez Raquel translatora. W kontakcie bezpośrednim nie jest to jednak problemem - bez przeszkód dokonujemy odbioru auta, zaznaczamy tylko dwa większe uszkodzenia, Cesar robi króciutki instruktaż korzystania z pojazdu, którym jest Suzuki Nomad (u nas Vitara) z automatyczną skrzynią biegów, otwieranym dachem i ogólnie w bardzo dobrym stanie (ma coś ok. 78.000 przebiegu). Płacę z góry 140 USD za 2 dni najmu oraz robię blokadę 800 USD na karcie, jako depozyt. W cenie jest ubezpieczenie z udziałem własnym w wysokości 300 USD oraz limitowany przebieg dzienny - 300 km (na Colcę to więcej, niż trzeba).
Włączam nawigację i ruszam. Po opuszczeniu strefy miejsko-przemysłowej, która kończy się za ogromną cementownią Yura, krajobraz staje się coraz piękniejszy. Niestety, jako kierowca nie mogę się ciągle rozglądać, tym bardziej że na serpentynowej trasie u stóp wulkanów trwa wyścig, kto wyprzedzi kolumnę powolnych ciężarówek w najmniej odpowiednim miejscu. Korzystam z tego wyścigu o tyle, że jadę sobie za autobusem liniowym (którego kierowca zna trasę na pamięć) i wyprzedzam wraz z nim, nie bacząc specjalnie na podwójne ciągłe i wskakując zawsze z powrotem na swój tor w odpowiednim momencie. Nie mogę jednak być niczego pewnym - chwilę temu zderzyły się tu dwa auta.

Image

Gdy kończy się serpentyna, wjeżdżam na rozległy płaskowyż. Po obu stronach szosy ciągnie się obszar zamieszkamy przez wikunie. Są zazwyczaj daleko od drogi, ale od czasu do czasu ich grupki zapędzają się znacznie bliżej. Zatrzymuję się przy jednej z nich - są płochliwe i niechętne do współpracy. Potem okazuje się, że dużo więcej można ich spotkać już po odbiciu na drogę do Chivay.

Image

Image

Image

Image

Dojeżdżam do punktu poboru opłat za przejazd drogą 34A (niecałe 8 SOL) i skręcam w lewo, na trasę 34E/1S/109, która prowadzi do Chivay, Cabanaconde i dalej. I tu jest już rewelacyjnie. Pusta, świetnie utrzymana (przynajmniej do Chivay) droga, która wiedzie przez surowy, ale piękny krajobraz. Są góry i wąwozy, długie proste i odcinki, jak jelita, błękitne niebo i strumyki, są alpaki, lamy i wikunie, a nawet minilodowiec.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Przed wjazdem do Chivay jest szlaban i punkt sprzedaży Boleto Turistico, który obowiązujące przyjezdnych do szeroko rozumianego rejonu Colca (dla extranjero 70 SOL). Trzeba go nabyć niezależnie od tego, czy planujemy trekking, czy może tylko oglądanie widoków z miradores.
Tankuję tu jeszcze paliwo, bo dalej na mojej trasie nie ma już żadnych stacji i jadę dalej. Po drodze do oddalonego o 45 km hotelu mam jeszcze dwie kontrole mojego biletu (gdybym go nie miał, musiałbym dokonać zakupu w jednym z tych punktów). Ale co ważniejsze, mam co chwilę potrzebę zatrzymania się i podziwiania widoków. W okolicy Chivay kanion jest jeszcze dość płytki, a jego zbocza to niekończące się tarasy uprawne. Im dalej, tym głębokość kanionu się zwiększa, a otoczenie staje się coraz bardziej majestatyczne.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Docieram do La Granja del Colca - małego hoteliku pomiędzy Mirador Cruz del Cóndor, a wioską Cabanaconde. No po prostu bajka! Co za widoki! Obiekt jest ulokowany na samym skraju zbocza kanionu w jednym z miejsc, w których jego głębokość jest największa, więc płynąca dołem Rio Colca wygląda, jak lśniący w słońcu kosmyk włosów. Szczyty na przeciwko w noszą się na blisko 6000 m.n.p.m., a za plecami widać solidne wyziewy z przebudzonego wulkanu Hualca Hualca, który 2-3 razy na godzinę kicha solidną porcją pyłów i gazów.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jestem na miejscu około 14:00 i o tej porze mam to wszystko tylko dla siebie. Oprócz mnie jest tu tylko 3-osobowa rodzina prowadzącą ten przybytek (małżeństwo i na oko 18-letni syn), dwa psy, kot i latające nad głowami kondory. Inni goście zaczynają docierać dopiero po 16:00 (w sumie zebrało się nas tutaj nie więcej, niż 15 osób).
Mój pokoik za 56 USD (expediowa stawka elastyczna ze śniadaniem) jest skromniutki, ale czysty i z werandą wychodzącą wprost na zbocze kanionu.

Image

Image

Image

Pora jest jeszcze wczesna, więc podążając za wskazówkami gospodarza idę na szlak, który ciągnie się aż do Cabanaconde. Nie docieram aż tam, bo mógłbym nie wrócić przed zmrokiem, ale nie sądzę, bym na dalszym odcinku zobaczył jeszcze piękniejsze widoki, niż te na odcinku godziny drogi od hotelu. Wspaniałe miejsce.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Ta drewniana konstrukcja, to jedno z wielu zadaszeń stawianych w licznych punktach widokowych, które budowane są obecnie wzdłuż wielokilometrowego szlaku trekkingowego przebiegającego m. in. w sąsiedztwie La Granja del Colca. Nie sprawdzałem dokładnie, gdzie jest jego początek i koniec, ale podejrzewam, że ciągnie się co najmniej od Chivay do Cabanaconde. Widać, że mocno inwestują tu w infrastrukturę dla turystów. Dochody z Boleto Turistico nie idą na marne.

Gdy wracam do hotelu, zaczynam odczuwać spadającą powoli temperaturę, więc biorę szybko prysznic, póki zasoby nagrzanej przez słońce wody są wystarczające. Poza tym, w pokoju nie ma ogrzewania, więc to ostatnia chwila na oblucje, bo potem miałbym gwarantowane przeziębienie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Od 19:00 można zacząć zamawiać posiłki przygotowywane przez żonę właściciela i ich syna. Mój wybór jest nieco schematyczny, ale bezpieczny: Sopa Andina i Lomo Saltado oraz jakieś lokalne piwo. Drugie danie jest tak dobre, że aż idę podziękować pani kucharce za takie delikatesy.

Image

Image

Image

Image

Image

Wygrzewam się trochę przy kominku i idę sprawdzić, jak prezentuje się tutaj nocne niebo. Przy braku chmur i księżyca powinno być mnóstwo gwiazd, mimo, że jest tu trochę sztucznego oświetlenia. W ciągu dnia wypatrzyłem tu sobie taras z dużą skałą, która zgodnie z przewidywaniami świetnie odseparowuje od lampek na terenie hotelu. Staję tam, zadzieram głowę do góry i... z rozdziawioną gębą oglądam ciągnącą się przez całe niebo Drogę Mleczną. Widok nie jest wcale gorszy od tego, który podziwialiśmy z córką w ubiegłym roku w parku Arches w Utah. Aż żal, że nie mam ze sobą dobrego aparatu, by ten niesamowity obraz uwiecznić.
Chłód przegania mnie z powrotem przed kominek w restauracji, a potem, ściągając tylko buty i kurtkę, kładę się spać pod kilkoma warstwami kocy z wełny alpaki. W pokoju mam góra 10 st. C, więc rzekomy chłód w Hamptonie jawi mi się teraz niczym sauna. Absolutnie mi to jednak nie przeszkadza. Po tych wszystkich dzisiejszych wrażeniach warto nieco ochłonąć :D
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
 
      
Wycieczka do Salamanki za 1028 PLN. Loty z Warszawy, auto i 4* hotel na 5 nocy Wycieczka do Salamanki za 1028 PLN. Loty z Warszawy, auto i 4* hotel na 5 nocy
Odkryj Afrykę: loty do Kilimandżaro z dużym bagażem z Warszawy od 2688 PLN Odkryj Afrykę: loty do Kilimandżaro z dużym bagażem z Warszawy od 2688 PLN
#42 PostWysłany: 11 Lip 2024 18:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Rankiem wychodzę szybko na ganek, by dogrzać się nieco promieniami słońca i spojrzeć na okolicę w zupełnie nowym świetle. Na wygrzewanie wylazłem z resztą nie tylko ja.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W restauracji jest już podawane śniadanie. Brak tu bufetu, ale zawartość donoszonych po kolei talerzyków jest bardzo przyzwoita.

Image

Image

Image

Zabieram manatki i ruszam w drogę powrotną do Arequipy, choć oczywiście z przystankami.
Najpierw jadę kawałek w stronę Cabanaconde, ale nie docieram do tej wsi, bo widzę, że teren dość gwałtownie się obniża, więc widoki na kanion nie będą już takie, jak wcześniej. Zawracam mniej więcej na wysokości lokalnego "Museo Juanita", do którego nie wszedłem, bo z infornacji dostępnych w internecie wynika, że jest ono ciągle w powijakach. W pobliżu natykam się jednak na ciekawy, bo zdobiony darami natury, a nie atłasowymi suknami (jak do tej pory), krzyż.

Image

Po drodze do kolejnego punktu, którym ma być Geiser de Pinchollo (https://maps.app.goo.gl/o3SWajxZEBeiVFBN9), zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy Mirador de Tapay, a potem Mirador Cruz del Cura.

Image

Image

Image

Image

Image

Niestety, poszukiwania gejzera spaliły na panewce i to na własne zyczenie :(
Dojeżdżam do szlabanu, strażnik mnie przepuszcza i jadę szutrową drogą w górę. Po drodze dwa razy przejeżdżam przez całkiem wartki strumyk (samochód z niskim zawieszeniem raczej by się tu nie nadawał do jazdy), mijam tablicę powitalną i docieram do mostu, za którym trasa jest już na moje oko zbyt "off road'owa", by jechać nią moim Suzuki. Wysiadam zatem i idę dalej pieszo, ale ścieżka pnie się w górę, a po gejzerze ani śladu. Na mapie widzę, że powinien on być w korycie rzeki, a ta płynie przecież spory kawałek od ścieżki, którą idę. Kręcę się jeszcze chwilę, ale ostatecznie rezygnuję z dalszych poszukiwań, wracam do auta i jadę dalej. Dopiero potem jeszcze raz przyglądam się mapie i widzę, że trzeba było jednak iść dalej tą ścieżką, bo przeszedłem dopiero połowę odcinka dzielącego mnie od gejzera. Bliżej celu skręca ona do rzeczki i dochodzi do tarasu, z którego można zejść do gejzera. Niestety, tam na miejscu szwankował mi internet z Orange i dokładny widok terenu odzyskałem dopiero wraz z dostępem do WiFi. Trochę szkoda, ale bądźmy szczerzy - jakimś nadzwyczajnym zjawiskiem (sądząc po zdjęciach) to ten gejzer nie jest.

Image

Image

Image

Jadę dalej. Zatrzymuję się w miejscowości Maca. Wjazdu do niej strzeże metalowy pomnik inkaskiego władcy przebijającego mieczem konkwistadora. Tuż obok jest Plaza Principal z kilkoma ustawionymi w jego rogach postaciami. Jedna z rzeźb jest naprawdę intrygująca. Naprawdę, nie wiem, cóż ma ona symbolizować :D .

Image

Image

Image

Image

Image

Do placu przylega całkiem przyjemny kościółek Iglesia de Santa Ana. Jego wnętrze nie jest już aż tak bogate, jak w barokowych kościołach w okolicy Cuzco, ale warto tu zajrzeć, choć na chwilę.

Image

Image

Image

Po dotarciu do Yanque zatrzymuję się na moment przy miejscowym kościele. I on musi być podpierany tam, gdzie trzęsienia ziemi nadwyrężyły ściany. Niestety, przed siłami natury nie chronią dostatecznie nawet czarnoskórzy święci.

Image

Image

Image

Image

Image

Przejeżdżam na drugą stronę Rio Colca. Po obu stronach mostu roztacza się widok na Banos Termales de Chacapi - lokalną atrakcję ze skalnymi basenami i wypożyczalnią kajaków, wokół której wyrosły liczne hoteliki nastawione na pobyty wypoczynkowe.

Image

Image

Image

Jadę dalej krętą drogą i kawałek dalej zatrzymuję się przy "Anfiteatro Occolli" - punkcie widokowym na leżące na przeciwko tarasy uprawne.

https://maps.app.goo.gl/vtyuxxoMntGyeYzE7

Image

Image

Kilkaset metrów dalej powinien znajdować się jeszcze Mirador San Antonio. Owszem, jest, ale za cholerę nie wiem, gdzie tu zostawić auto i rozpocząć wspinanie się na szczyt. Niestety, zaliczam dziś drugą wpadkę i nieco tym rozczarowany ruszam już w drogę do Arequipy.

Image

Image

Tak, jak wspomniałem wcześniej, auto oddaję przy jednym z centrów handlowych, a właściciel wypożyczalni podrzuca mnie do Hamptona. Chodzę sobie jeszcze po mieście. Na posiłek trafiam do polecanego na forum Zig Zag:

https://maps.app.goo.gl/oDZq69dJewdKxhob9

Przejście tam z hotelu nie trwa nawet 3 min. Zamawiam tu (ponownie) zupę andyjską, a na drugie stek z Alpaki (jej mięso jest ponoć bezcholesterolowe). Jedzenie jest wyśmienite, a i wystrój umila pobyt, zwłaszcza, że schody zostały zaprojektowane przez nie byle kogo, bo przez Monsieur Eiffel'a.

Image

Image

Image

Image

Na tym kończę kolejny dzień. Jutro rozpoczynam długą podróż do domu, która prowadzić będzie przez Limę, Santiago de Chile, Sao Paulo, Stambuł i Warszawę. W jednych miejscach będę góra kilka godzin, w innych nawet 3 dni ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#43 PostWysłany: 11 Lip 2024 19:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 425
Loty: 1253
Kilometry: 2 500 920
platynowy
Świetne dwa ostatnie odcinki, czyta się i ogląda z zapartym tchem. Oczywiście wskakuje na moją listę "co robić przy ponownej wizycie w Peru". Kanion Colca oglądałem niestety tylko z okien Avianki.....
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#44 PostWysłany: 11 Lip 2024 22:41 

Rejestracja: 16 Sty 2011
Posty: 8443
HON fly4free
Potwierdzam renomę Zig Zag w AQP - świetne jedzenie, fajny wystrój io obsługa - można też zjeść na małym balkonie z widokiem na kościół i ulicę ale są tylko dwa malutkie stoliczki. Oczywiście warto wziąć pod uwagę, że nie jest to specjalnie budżetowa kanapa zwłaszcza jak na warunki peruwiańskie ;-)
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#45 PostWysłany: 15 Lip 2024 21:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Tradycji musiało się stać zadość - jestem już od tygodnia w domu, a relacja złapała mocną zadyszkę. Urobiony jestem po pachy, ale postaram się szybko dokończyć... Wracamy do Arequipy, a tam mam dzień wyjazdu z tego miasta.

Rano na śniadaniu jest straszny tłok. W Hamptonie gości tu jakaś duża grupa turystów z USA. W małej jadalni nie mieszczą się wszyscy, a w części na zewnątrz, mimo włączonych piecyków, jest zimno. Mam jednak szczęście, bo akurat zaraz obok mnie ktoś zwalnia mały stolik, więc szybko go anektuję i idę nakładać sobie jakieś jedzenie. Wracam, a tu dwie Amerykanki się zabierają za ów stolik (z leżącymi nań moimi szpargałami). Widzą moje skonfudowanie, więc pytają, czy mogą się dosiąść, a ja na to, że owszem, ale chyba tylko jedna z nich, bo trochę tu mało miejsca dla 3 osób, a one na to, że się jakoś zmieścimy. Cóż, asertywność to jedna z tych cech charakteru, które mam głęboko ukryte, więc nie protestuję, choć komfortowo nie jest.

Wymeldowuję się i zamawiam taxi. Najpierw próba w Cabify. Pierwszy raz korzystam z tego narzędzia i dopiero teraz widzę, że jest tu specyficzny system ustalania ceny za przejazd - im więcej zaoferujesz, tym większa szansa na przyjazd kierowcy (swoją drogą, gdy czytam artykuły o rynku taksówkowym w Polsce po zmianach w przepisach, podejrzewam, że i u nas mogłoby się to przyjąć). Skladam ofertę z kwotą, która pojawiła się automatycznie, czyli 25 SOL, ale widzę, że obszar poszukiwania kierowcy powiększa się i powiększa, a odzewu nie ma, więc rezygnuję i sprawdzam Ubera. Tutaj kwota bazowa jest taka sama, ale od razu pokazuje się informacja, że będę czekać ok. kwadransa (jest godzina szczytu). Wersja "comfort" jest od ręki i tylko za 6 SOL drożej, więc biorę ją.
Wyjazd w kierunku lotniska to o tej porze jeden wielki korek, ale kierowca Homer (na szczęście nie Simpson :D ) jedzie jakąś okrężną i dość płynną drogą, więc trasa mija bezboleśnie, a na dodatek oferuje ładne (choć pod słońce) widoki na tutejsze wulkany.

Image

Sala VIP "Andes" (wejście na Priority Pass) ma potencjał, bo jest przytulnie urządzona, ale można tu co nieco ulepszyć.
Po pierwsze, duże okno z widokiem na płytę i na wulkany jest niepotrzebnie "zmrożone". Byłyby przez nie bardzo ładne widoki, a tak, to trzeba patrzeć między matowymi paskami.
Po drugie, oferta gastronomiczna jest słabiutka (nie ma nawet wina), ale rekompensują mi to jednym drobnym akcentem: mają tu Cusquena Negra!

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Czas zaokrętować się na lot do Limy, bo mój A319 już czeka. Jest najstarszy z dotychczasowych, a ma chyba najwygodniejszy fotel, taki oldschool'owy. No i udało się wreszcie połączyć z ich pokładowym WiFi!

Image

Image

Image

Co ciekawe, z przodu samolotu, przed kotarą są 3 rzędy, ale w trzecim z nich siedzi aż sześć osób. Nie ma tam zablokowanego środkowego fotela B i D. Zapewne zostały sprzedane nie jako premium economy, tylko jakieś "more legroom", czy inny "preferred".

Lot obfituje w piękne widoki, w zasadzie od samej płyty lotniska, z której widać wulkany sąsiadujące z Arequipą. I gdyby jeszcze catering mnie czymkolwiek zaskoczył w porównaniu z poprzednimi krajówkami :D

Image

Image

Image

Image

Image

W Limie mam ok. 2 godzin między lotami, więc wpadam na lekką gastronomię i kieliszek wina do saloniku Sumaq (ten już jest w ramach biletu, gdyż kolejny lot jest międzynarodowy). Oferta spożywcza jest zaskakująco obfita, choć wino dostaję nieco pokątnie, bo część barowa jest akurat zamknięta z uwagi na gruntowne sprzątanie. Salonik jest jednak wart odwiedzenia. Jest bardzo przestronny, z masą wygodnych foteli i stolików.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Czas zameldować się na lot do Santiago de Chile. To taki trochę durnolot, bo udaję się tam głównie po to, by spędzić noc na lotnisku i o świcie udać się do Sao Paulo. Cóż, tak wyszło, ale nie żałuję, bo Chile jest zawsze miło odwiedzić, nawet jeśli tylko na tak krótko.

Trasa jest międzypaństwowa, więc i na stoliku ląduje coś więcej, niż chipsy i batonik zbożowy.

Image

Image

Strasznie szkoda, że do SCL zbliżamy się już po zmroku, bo nie mogę w pełnej krasie podziwiać majestatycznych Andów. Nawet jednak o zmierzchu, to co majaczy w dole jest piękne.

Image

Po wylądowaniu udaję się bez zbędnej zwłoki do saloniku LATAM, by zrealizować tam misję "nocleg za friko".

Image

Image

Niestety, jest jedna skucha, której się jednak spodziewałem po przeczytaniu jakiś czas temu jednego z wpisów @marek2011. Otóż, po ostatniej wizycie na tym lotnisku w 2022 r., gdy zachwycałem się tamtejszym salonikiem flagowym LATAM, założyłem sobie, że i tym razem trafię właśnie do niego. Nie pomyślałem jednak, że wówczas leciałem w klasie "premium business", a teraz w "premium economy". Niestety, mimo że (jak opisywałem to wcześniej), są to produkty w pewnym sensie zamienne, akurat w przypadku saloników w Santiago de Chile traktowane są odmiennie, w związku z czym zostaję skierowany nie do wejścia pierwszego od lewej (tam jest ten salonik z 2022 r.), tylko do środkowego (jest jeszcze wejście po prawej stronę - tam jest salonik dla posiadaczy odpowiedniej karty kredytowej). Na szczęście, salonik środkowy, niby dla nieco mniej "premiumowego" sortu klientów, jest nadal świetny. Owszem, jest mniejszy i oferuje nieco skromniejsze usługi, niż znajdujący się za ścianą mistrz Ameryki Południowej (moim skromnym zdaniem), ale i tak mógłby być wzorem dla administratorów naszego stołecznego lotniska, bo żaden z saloników w Warszawie nie mógłby z nim konkurować.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Z mojego punktu widzenia, najistotniejsze jest dziś pomieszczenie z leżankami. Cóż, nie jest to to samo, co sleeping rooms w saloniku flagowym, ale i tu jest bardzo przyjemnie. W sporej wielkości pomieszczeniu odseparowanym od reszty saloniku znajduje się 5 "pokoików", a w każdym z nich można się rozłożyć na wygodnym łóżku z poduszką i kołdrą (wymienianymi po poprzednim gościu).

Image

Image

Panie w recepcji informują, że leżanek nie można rezerwować, więc robię tak, że w pierwszej kolejności biorę prysznic w jednej z kilku przestronnych łazienek.

Image

Image

Image

Potem korzystam z oferty gastronomicznej, a gdy fala wieczornych odlotów opada, spokojnie idę do "sypialni", w której mogę sobie wybierać do woli, bo z 5 pokoików, trzy są wolne. Jest około 23:00 i mogę sobie pospać do 4:00, z czego skrzętnie korzystam :)
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#46 PostWysłany: 16 Lip 2024 04:57 

Rejestracja: 16 Sty 2011
Posty: 8443
HON fly4free
@tropikey: to dziwne, wprawdzie ostatnio leciałem w Premium C, ale poprzednim razem w Premium Y (wtedy był to lot do AEP) i też miałem wstęp do Signature Lounge a nie tego środkowego. No chyba że wtedy babka w recepcji się pomyliła i mnie tam z rozpędu skierowała. Możliwe też, że zależy to też od konkretnej trasy (czy jakiś innych czynników): AEP jest kierunkiem zdecydowanie prestiżowym (biznesowo), a LA nie oferuje na tej trasie produktu C, z kolei GRU jest oczywiście też prestiżowe, ale tu w ofercie jest zarówno klasa C jak i PE w zależności od rotacji.
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#47 PostWysłany: 16 Lip 2024 05:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Tak, to może chodzić o kierunek. Ta moja wizyta w 2022 r. była też przed lotem do Buenos Aires (w C przyleciałem z JFK, a potem Y+ do AEP).
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#48 PostWysłany: 16 Lip 2024 09:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 425
Loty: 1253
Kilometry: 2 500 920
platynowy
@tropikey - rozumiem, że tych łóżek/pokoików w saloniku nie dało się wcześniej zarezerwować. A miałeś jakiś plan B na tą noc jakby wszystko było zajęte? (ja dodam, że w podobnej sytuacji jechałem do pobliskiej LaQuinty z darmowym transferem - ale loty miałem w economy więc bez szans na ten salonik)
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#49 PostWysłany: 16 Lip 2024 09:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Planem B było kimanie w fotelu :D
Oczywiście, w tym lepszym "Signature" byłoby w takim wypadku dużo lepiej, bo foteli różnej maści jest od groma, ale i w tym "gorszego sortu" dałoby radę bez problemu rozłożyć się na dwóch (widziałem takie osoby).
Wydaje mi się jednak, że ryzyko braku leżanki nie jest duże. Po 22:00 ruch w saloniku stopniowo maleje i od 23:00 jest minimalny, choć pewnie w przypadku jakiegoś szczytu urlopowego może być nieco gorzej (wtedy lepiej brać wolne łóżko od razu).
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#50 PostWysłany: 16 Lip 2024 19:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Wyspałem się, jak należy i pora udać się na lot do Sao Paulo. Szkoda, że bramka jest daleko od saloniku, bo jest jakieś opóźnienie i mógłbym wrócić tam sobie jeszcze posiedzieć, ale zajęłoby to w obie strony zbyt dużo czasu.

Samolot jest wypełniony po brzegi. W ciągu dnia oba miasta łączy dużo połączeń LATAM (i nie tylko), zarówno wąskimi, jaki i szerokimi kadłubami. Jeśli wszystkie mają takie wypełnienie, to trasa musi być bardzo dochodowa. Czuję jednak pewien niedosyt. Catering jest tym razem nad wyraz skromny.

Image

Nie wiem, który to już raz, gdy ląduję w Sao Paulo (zarówno w GRU, jak i CGH), a ciągle trudno mi ogarnąć zmysłami ogrom tego miasta.

Image

Image

Image

Już przy terminalu dostrzegam nowość, bo wcześniej nie widziałem samolotu linii TAAG z Angoli.

Image

Niestety, przy kontroli paszportowej czeka mnie ponowne rozczarowanie, chyba nawet większe, niż kilkanaście dni temu. Jestem dość blisko początku kolejki oczekujących na błogosławieństwo urzędnika imigracyjnego, ale... no właśnie w tym problem - jest tylko jeden do obsługi nie tylko rosnącego tłumu pasażerów, ale również załóg przybywających z samolotów. Stojący kawałek dalej Brazylijczycy są załatwiani szybko, w przynajmniej pięciu, czy sześciu stanowiskach. Wygląda to na celowe granie cudzoziemcom na nerwach. Dopiero po pół godzinie dociera dodatkowa obsada i po odstaniu 3 kwadransów udaje mi się wreszcie przejść do hali bagażowej.
Uberem docieram na Brooklin do Maćka, skąd udajemy się do miejsca, w którym jeszcze nie byłem - Pico de Jaragua (https://maps.app.goo.gl/rZGvnyPSmDxd53RD9). To najwyższy szczyt (1135 m.n.p.m.) w granicach Sao Paulo, gdziekolwiek się one znajdują (bo podejrzewam, że nawet włodarze tego miasta nie mają co do tego pewności). Samochodem można wjechać prawie na samą górę. "Prawie", bo potem czeka nas jeszcze strome podejście po schodach na taras widokowy znajdujący się u podstawy wielkiej wieży telekomunikacyjnej. Rozpościera się stąd piękny widok na miasto i okolice.

Image

Image

Image

Przy parkingu dostrzegamy ruch w gałęziach gęstego lasu porastającego górę. Tu zadanie pt. "odnajdź małpkę" :D

Image

Image

Zjeżdżamy z powrotem do miasta, zjadamy wspólny posiłek (wreszcie coś wegańskiego, a nie ciągle mięso i mięso) i muszę ruszać na lotnisko, bo godziny szczytu grożą mi dwugodzinną jazdą. Ostatecznie zajmuje mi to 1:45. Pociągami wyszłoby tyle samo, więc mimo sporo wyższego kosztu, nie narzekam na Ubera. Przynajmniej siedziałem komfortowo i nie musiałem się przesiadać 2 razy.
Czas przed odlotem spędzam w dobrze mi już znanym (bo obsługującym Star Alliance) saloniku Espaco Banco Safra. Nie ma sie tu do czego przyczepić. Jest dużo smacznego jedzenia, bar oferuje zarówno self-service z winami, jak i drinki szykowane przez barmana, są wygodne fotele, no i możliwość wzięcia prysznica przed podróżą (jak najbardziej przyda się po tych ładnych kilku godzinach w Sao Paulo).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Turecki A350 czeka już na pasażerów. Niestety, i tym razem nie mam szczęścia w loterii - jest zwykły, a nie ten ex-Aeroflotowy. Siadam w tym samym miejscu, co w poprzednim locie, więc jego zdjęć nie powtarzam. Bez jedzenia relacja byłaby jednak kulawa :D

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wszystko jest ponownie w jak najlepszym porządku, za wyjątkiem rozrywki pokładowej. Po pierwsze, nadal nie ma drugiej części Diuny, mimo, że jest wymieniona na stronie Turkisha, jako nowość w tym miesiącu (i była dostępna w czasie lotu z Warszawy do Stambułu). Po drugie, mój indywidualny system zawiesza się w pewnym momencie i jego ponowne uruchomienie zajmuje załodze dobre pół godziny (a ja chciałbym jak najszybciej iść już spać na przygotowanym przez stewardessę łóżeczku, do czego potrzebuję cichej, zapętlonej muzyki). Są to jednak w sumie drobiazgi. Generalnie, loty tą linią okazały się w każdym przypadku bardzo przyjemne. Na forum czytałem co prawda, że w razie perturbacji Turkish nie zawsze staje na wysokości zadania, ale na szczęście żadna taka sytuacja mnie nie spotkała, więc moje pierwsze 3 loty z nimi były czystą przyjemnością.

Po wylądowaniu w Stambule z żalem opuszczam pokład samolotu, bo pozostały mi już tylko 2 loty zanim dotrę do domu. I nie będą to już żadne biznesy :(
Na osłodę przed powrotem do codzienności mam przed sobą jeszcze trzy noce i dwa pełne dni w metropolii na łączeniu dwóch kontynentów.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#51 PostWysłany: 18 Lip 2024 19:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Aż trudno uwierzyć - bo byli tu już chyba wszyscy forumowicze - ale nie licząc noclegu tranzytowego na przedmieściach Stambułu kilkanaście dni wcześniej, to moja pierwsza wizyta w tym mieście (i w ogóle w Turcji!).
Na miejsce zakwaterowania celowo wybieram położony na starym mieście DoubleTree Old Town (https://maps.app.goo.gl/uUUMvHJMc5KV2Q3f6).

Hotel jest oblegany przez gości, więc nie dostaję ugrade'u, ale nie mam żadnych zastrzeżeń do mojego pokoju (może oprócz tego, że brakuje mi w nim ekspresu do kawy i muszę się zadowolić czajnikiem). Jest duży, czysty, z bardzo wygodnym łóżkiem i świetnie wygłuszonymi oknami wychodzącymi na ruchliwą linię tramwajową.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Z lotniska docieram tu dopiero ok. 19:30, więc na wielkie zwiedzanie nie mam już dziś widoków. Idę sobie zatem jedynie popatrzeć na okolicę po zmroku. A okolica jest przednia, bo hotel jest świetnie zlokalizowany. Pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne: jest tłoczno, lecz bezpiecznie, temperatura jest (przynajmniej o tej porze) nie nachalna w swej wysokości, zabytki ładnie oświetlone, szaleni sprzedawcy lodów prezentują swe żarty, a ze sklepików z tureckimi specjałami dla turystów wylewają się stosy identycznych towarów. I tylko liczba przybyszy z Rosji oraz wszechobecność ich języka w mowie i piśmie burzy spokój ducha.
W celu wyciszenia wchodzę do Błękitnego Meczetu. O tej porze prezentuje się rewelacyjnie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Znajdująca się niemal po sąsiedzku Hagia Sophia nie sprawia po zmroku aż tak pozytywnego wrażenia. Być może w środku jest ciekawiej, ale - tu spojler - w trakcie tego pobytu się o tym nie przekonam.

Image

Image

W drodze powrotnej zaglądam jeszcze do stojącego niemal vis a vis hotelu Meczetu Bajazyda.

Image

Image

Image

Na ten jeden wieczór wystarczy. Przed powrotem do hotelu zjadam jeszcze kebaba w tym ulicznym lokaliku, popijając świeżo wyciskanym sokiem z różnych owoców, sprzedawanym w tym samym miejscu:
https://maps.app.goo.gl/XR7YyVZXm1dqrkRv6

Cóż, pierwsze zerknięcie z tutejszą gastronomią jest na tyle mizernej jakości i wielkości, że nawet zdjęcia nie zrobiłem. Na szczęście, po posiłkach przed i w trakcie lotu jestem jeszcze w całkiem dobrej formie, więc traktuję to tylko jako dopychacz przed snem.

Za to śniadanie w DT jest jak należy: obfite, urozmaicone i oferujące spory wybór tureckich smakołyków, z trzema rodzajami placków pide oraz chałwą włącznie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po porannej uczcie ledwo się wytaczam z hotelu i idę sobie spokojnym spacerkiem do pałacu Topkapi. Jest przyjemnie, bo słońce chowa się co chwilę za chmurami, z których około południa spada nawet ulewny deszcz (pierwszy w czasie tego wyjazdu).
Przed Hagia Sophia dostrzegam ciakawostkę - w cieniu drzewa stoi sobie Bentley Bentayga w barwach policji drogowej. Potem, w tym samym i innych miejscach w mieście natykam się na inne, wcale nie tanie samochody w służbie tej jednostki. Są zawsze w bezruchu i tak nieskazitelnie czyste, że zaczynam podejrzewać, że są na miejsce dowożone lawetami, stoją kilka godzin ku chwale miasta i wracają na lawecie do garażu :D

Image

Image

Pałac Topkapi jest naprawdę ciekawym miejscem, zarówno architektonicznie, jak i pod względem eksponatów, zwłaszcza w skarbcu i przepastnych pomieszczeniach kuchennych. Moją szczególną uwagę przykuly sułtańskie stroje, które wyglądają, jakby dopiero co wyszły z manufaktury krawca, niezliczone odciski stóp Proroka Mahometa i inne ślady jego bytności na tym łez padole, czy piękna zastawa ceramiczna, która mimo azjatyckiej ornamentyki okazała się... prezentem od naszego Augusta Poniatowskiego (i jest najstarszym porcelanowym zestawem europejskim w kolekcji pałacu). Gdyby ktoś chciał skrupulatnie obejrzeć wszystko, co się tu znajduje i odczytać dokładnie wszystkie opisy, musiałby tu spędzić chyba minimum 6 godzin. Mi zajmuje to około czterech (choć byłoby pewnie z pół godziny mniej, gdyby nie ulewa, która przez jakiś czas uniemożliwiała swobodne chodzenie na zewnątrz). Bez wątpienia, muzeum jest warte tego czasu i wydania nie małej kwoty na bilet.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wsiadam w metro, które w swej czystości mogłoby równie dobrze funkcjonować w Tokio lub Seulu i przenoszę się na plac Taksim. Rzucam okiem na meczet o tej samej nazwie, a potem wtapiam się w ciągnącą się bez końca rzekę ludzi podążających ulicą Istiklal. z której wyskakuję po jakimś czasie, by trafić do polecanego tutaj lokalu Dürümzade (https://maps.app.goo.gl/pV5yaQus27GsQwm97).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Jest tu zdecydowanie lepiej, niż wczoraj, ale 40 zł (340 TRY) za kebaba zdecydowanie przekracza moje wyobrażenia o tutejszych cenach, które miałem przed przybyciem do Stambułu. Fakt, była to porcja tzw. double (z podwójnym wsadem mięsnym), ale i tak nie idzie mi to w parze z rzekomą taniością Turcji. Im dłużej tu jestem, tym bardziej staje się dla mnie jasne, że to mit, który upadł. Przynajmniej w Stambule.

Skoro mam już w portfelu doładowaną miejską kartę transportową, dokonuję kolejnego przemieszczenia i jadę autobusem w kierunku Pierre Loti Hill (https://maps.app.goo.gl/8isFbyCGLeNCgLw26).

Można tam wjechać kolejką gondolową, ale wybieram trasę pieszą, która pozwala mi popatrzeć z bliska, jak mieszkają przeciętni stambulczycy i przejść się wzdłuż lokalnego cmentarza (oferujacym jego użytkownikom - tym czynnym, jak i biernym - piękny widok na miasto).

Image

Image

Image

Image

Na obrzeżach cmentarza znajduje się taras widokowy oraz okupowana przez miejscowych kawiarnia. Panorama miasta jest o tej porze piękna, choć spora odległość wzgórza od starego miasta powoduje, że "ikony" Stambułu nie prezentują się stąd zbyt okazale. Jednak i tak wypad tutaj jest bardzo udany.

Image

Image

Image

Na dół zjeżdżam kolejką, dzieląc gondolę z dwoma Turkami po 50-tce, którzy po dowiedzeniu się, skąd jestem dopytują o piłkarza z Polski. I wcale nie o Lewandowskiego, tylko o Romana Koseckiego (w końcu grał przecież w Galatasarayu).

Image

Image

Na dole, blisko stacji kolejki trafiam do meczetu Eyüp Sultan. Znajduje się tu grób przyjaciela Mahometa - Eyüpa el Ensari i widać tu wiele osób, które przybyły do niego z wiarą w jakąś odmianę losu.

Image

Image

Image

Image

Przy fontannie przed meczetem wysłuchuję pięknej pieśni muezzina i z drobną pomocą starszego jegomościa, który podpowiedział mi (oczywiście po turecku), do którego wsiąść autobusu, ruszam do stacji Vezneciler, skąd do hotelu mam już rzut beretem.

Jutro jeszcze jeden pełen dzień w Stambule i czas wracać do domu....
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#52 PostWysłany: 21 Lip 2024 22:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Już wczoraj zacząłem odczuwać coraz wyższą temperaturę w mieście, a na dziś prognoza pokazuje nieubłaganie, że będzie powyżej 30 st. C. Na pierwszy cel wybieram zatem Cysternę Bazyliki - nie dość, że jest blisko hotelu, to pod ziemią schronię się przed upałem. Inna sprawa, że jest jeszcze dość wcześnie, bo chcę uniknąć kolejki do kasy (wczoraj po południu widziałem tu istnego tasiemca oczekujących), więc temperatura jest jeszcze znośna. Udaje mi się wejść z marszu, bez żadnej zwłoki. Na dole panuje przyjemna temperatura i tylko kapiąca gdzieniegdzie na łeb woda nieco drażni. Ustawione w symetrycznym szyku kolumny tworzą z nieruchomą taflą wody piękne obrazy, które prezentują się odmiennie w zależności od tego, w której części metalowej kładki się znajduję. Męczy mnie tylko jedna myśl: czy to aby na pewno jest warte ponad 90 zł? Pałac Topkapi kosztowal prawie dwa razy tyle, ale zwiedzanie zajęło mi kilka godzin. Tutaj nie spędziłem pod ziemią nawet 30 minut.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Gdzie by się tu teraz schronić przed gorącem? Wiadomo.... nad wodą! Ruszam do przystani Eminönü, skąd mam zamiar popłynąć do azjatyckiej części miasta.
Podążam krętymi uliczkami, które prowadzą mnie do Bazaru Egipskiego (Mısır Çarşısı). Dla zmylenia turysty, jego angielska nazwa wisząca nad wejściem brzmi "Spice Bazaar".

Image

To moje pierwsze dziś zetknięcie ze stambulskim bazarem. W tym momencie nie jestem jeszcze świadomy, że to co tu widzę jest dość dokładną zapowiedzią tego, co zobaczę późnym popołudniem, gdy będę krążył po Wielkim Bazarze i przyleglych do niego uliczkach. Wrócę do tego za chwilę....

Zaraz obok stoi "Meczet Nowy", którego nazwa mocno się już zdewaluowała, bo jego trwająca kilka dekad budowa zakończona została w 1663 r.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Przechodzę na drugą stronę ruchliwej ulicy i niemal od razu wsiadam na pokład promu płynącego do przystani Kadıköy, położonej geograficznie już w Azji. Rejs jest bardzo przyjemny. Nie dość, że oglądam różne fragmenty Stambułu z odmienne perspektywy, to jeszcze ciągła bryza daje chłodne ukojenie.

Image

Image

Image

Image

Nie mam żadnego planu, więc wybieram na mapie rzeźbę byka i idę tam sobie rozglądając się dookoła. W niezliczonych kawiarniach jest masa gości. Zasiadam i ja, ale ewidentnie tutejsi gastronomowie sobie ze mną poigrują. Polecona przez właściciela tarta z czekoladą okazuje się tak słodka i oblepiająca uzębienie, że nie daję rady zjeść wszystkiego, a takie coś po prostu mi się nie zdarza.

Image

Sam byk cieszy się popularnością nie mniejszą, niż ten z Wall Street, więc ledwo udaje mi się sfotografować go solo. Dużo ciekawszą sztukę znajduję jednak na ścianach budynków stojących w tym rejonie:

Image

Image

Murale są tu niemal, jak w Sao Paulo, a oprócz mnie, nikogo one nie interesują.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Okrętuję się ponownie na prom. Tym razem celem jest przystań Kabataş. Rejs jest jeszcze dłuższy. To jeden z najkorzystniejszych ekonomicznie sposobów na przemieszczanie się po mieście.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po dotarciu do mocno obecnie przebudowywanego pirsu, przechodzę na przystanek, skąd autobusem jadę do Meczetu Ortaköy. On sam jest urokliwy, ale w walce o względy fotografów musi konkurować z ogromem mostu bosforskiego.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracam na chwilę do hotelu, a następnie udaję się do Wielkiego Bazaru i okolic z planem takim, że kupię chałwę i jakieś pamiątki, a może nawet jakieś ciuchy. Nie wiem, może to ja źle szukam, ale to jest jakieś kompletne nieporozumienie. Na tysiącach straganów jest sprzedawane dokładnie to samo, w zależności od branży. Niezależnie od tego, czy to wyroby jubilerskie, tureckie słodkości, ubrania, galanteria, przyprawy, czy pamiątki, wygląda to tak, jakby poszczególni sprzedawcy mieli jedno źródło zaopatrzenia w dany asortyment, a na dodatek, nic z tych rzeczy nie odpowiada moim gustom i potrzebom. Traktuję to zatem jedynie jako wycieczkę krajoznawczą i socjologiczną (obserwacja sprzedawców i ich prób zachęcania do zakupów). Co gorsze, nawet gdy już poza strefą bazarową trafiam do specjalistycznego - jak mi się zdawało - sklepu z koszulami męskimi sieci Tudors, okazuje się, że sprzedają tam tylko koszule w mocno ustandaryzowanych rozmiarach S, M, L, itd. Rozmiaru kołnierzyka nie dopasuję tu do wzrostu, czy obwodu klatki piersiowej. Profesjonaliści pełną gębą, nie ma co :)
Kończy się tak, że kupuję tylko sporo chałwy, i to nie w żadnym z jaskrawie oświetlonych "Turkish delights", tylko w znajdującym się tuż przy hotelu zwykłym sklepie sieci Migros (mimo, że to tylko niezbyt duży punkt typu "jet", wybór jest niczego sobie).

Image

Image

Na koniec dnia wypadałoby coś zjeść. Nie chce mi się już zbyt dużo chodzić, więc szukam w najbliższym otoczeniu DoubleTree. Podążam za dobrymi opiniami z GM i trafiam do 79 Cafe Restaurant (https://maps.app.goo.gl/hZ7BKEhBk7qGaDK28). No i tu jestem zadowolony. Lokal nie należy z pewnością do wykwintnych, ale właściciel dobrze radzi sobie z angielskim (z rosyjskim z resztą też, czemu daje wyraz w rozmowach z licznymi klientami z tamtego kierunku) i ma w menu dużo pozycji do wyboru. Ceny - w porównaniu z innymi miejscami - są bardzo przystępne, a jedzenie proste, ale bardzo smaczne. Za zupę i drugie danie płacę coś ok. 380 TRY (ok. 45 zł).

Image

Image

Image

Rano zajadam się po raz ostatni smakołykami z bufetu śniadaniowego w DT i jadę metrem na lotnisko. Przejazd odbywa się nadzwyczaj sprawnie i na miejscu jestem już ok. 14:00. Lot mam o 17:35 i zakładam, że LOT-owski check-in zostanie uruchomiony za pół godziny, czyli 3 godziny przed lotem. Niestety, o 14:35 nie ma nawet infornacji, przy których stanowiskach będzie można się odprawić i nadać bagaż. Wielka szkoda, że nie podróżuję dziś z samym podręcznym, z którym mógłbym już pójść na drugą stronę, bo wczoraj odprawiłem się już online. Zamiast gościć się już w saloniku, muszę kiblować w hali odlotów.
Nareszcie, o 15:15 na monitorach nad stanowiskami pojawia się "Warsaw", a pod nimi zasiadają dwie panienki, które jednak skupiają się wyłącznie na gaworzeniu między sobą, co czynią ochoczo punktualnie do 15:35, nawet na sekundę nie spojrzawszy w stronę pasażerów.

W życiu nie spotkałem się z tak oziębłą, zmanierowaną i antypatyczną obsługą na lotnisku. Urzędniczki z czasów PRL mogłyby się od nich wiele nauczyć. Tu nawet podwawelska niewiele by zdziałała. Szczytem arogancji jest, gdy obsługująca mnie agentka, zamiast poprosić mnie o położenie bagażu na taśmę, nie wypowiadając ani słowa i nie odrywając dłoni od klawiatury, robi małym palcem prawej dłoni gest pokazujący, że mam przesunąć walizkę. Zobaczyłem to, ale zignorowałem, będąc ciekawym, co będzie potem. Ona zaś, gdy zorientowała się, że jej królewski ruch pozostał bez należytej reakcji, wycedzila sucho "bagaż na taśmę". Zabrakło mi tylko jakiegoś "bi#$h" albo "motherf#$&er" na końcu. Zatkało mnie nieco, ale zdaje się, że wspominałem już o mojej nienachalnej asertywności, nieprawdaż :) ? Ciekawe, czy pasażerowie obsługiwani przez drugą panienkę w okienku dla klasy ekonomicznej byli traktowani równie uprzejmie....

Jakieś 20 minut później jestem już w saloniku Turkish Airlines. Tym razem jestem w pełni usatysfakcjonowany. W porze obiadowej oferta gastronomiczna jest ciekawsza i bogatsza. A że jestem głodny i czeka mnie lot w ekonomicznej o wodzie i drożdżówce, to oczywiście chętnie z tej oferty korzystam. Kotleciki z baraniny wzbogacone wielorakimi warzywami i sosami - jak to się mawia - robią robotę.

Lot do Warszawy przesypiam (fotel przy wyjściu awaryjnym mocno do tego zachęca). Potem jeszcze wizyta w saloniku Lotu w Warszawie (od następnego dnia rozpoczyna się jego remont), krótki lot do Gdańska i jestem w domu.

Pomimo tego, że śladów po Uminie albo po jej polskim ojcu Sebastianie niestety nie znalazłem, to był kolejny udany wyjazd (szkoda tylko, że częstotliwość jest taka niska). Nie mogę się doczekać powrotu do Ameryki Południowej. Do Turcji wrócę równie chętnie.

Koniec.
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#53 PostWysłany: 22 Lip 2024 10:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 425
Loty: 1253
Kilometry: 2 500 920
platynowy
W Hiltonie w Stambule nie było expresu do kawy w pokoju aby Cię po prostu nie obrazić. Nie wyobrażam sobie picia dobrej kawy w tym mieście ( i zapewne management hotelu także) zaparzonej inaczej niż w specjalnym czajniczku, czarnej jak smoła i podawanej na życzenie bez cukru.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#54 PostWysłany: 22 Lip 2024 10:30 
Moderator forum

Rejestracja: 04 Sie 2013
Posty: 1917
@tropikey, czy tylko u mnie nie widać zdjęć z ostatnich 3 dni?
_________________
Tu był link do flightradar
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#55 PostWysłany: 22 Lip 2024 10:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
@hiszpan:

A bo ja wiem... Mnie jakoś ta wersja nie przekonała do siebie (również bez cukru). Stąd też, do tej nieszczęsnej tarty z czekoladą wziąłem "americano", co z resztą nieco mnie poratowało, bo pojemność tego jest sporo większa, niż wersji tureckiej. Bez tego nie dałbym rady zjeść nawet 1/3 :D
Mam nauczkę - jeśli tureckie słodycze, to wyłącznie w wersji mini. A do takiej to już kawa po turecku pasuje (nomen omen) jak ulał :)

@Gadekk: a w czym przeglądasz? U mnie w Tapatalk wszystko widać. Sprawdzę później w wersji online.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#56 PostWysłany: 22 Lip 2024 10:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 425
Loty: 1253
Kilometry: 2 500 920
platynowy
Gadekk napisał(a):
@tropikey, czy tylko u mnie nie widać zdjęć z ostatnich 3 dni?

ch
W Tapatalk widać, na kompie to loteria, owiera sie tylko kilka losowych fotek
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#57 PostWysłany: 22 Lip 2024 10:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Hmm, faktycznie, bardzo dużo zdjęci się nie wyświetla, ale po kilkukrotnym odświeżeniu strony jest komplet. Niestety, nie mam na to wpływu - wygląda to na jakiś błąd we współpracy strony www z tapatalkiem (przez który ładowałem relację i zdjęcia).
Gdyby ktoś miał podobny problem, to to kilkukrotne odświeżenie, do momentu gdy wyświetlą się już wszystkie obrazki, powinno pomóc.
Najprostszym rozwiązaniem jest otworzyć sobie relację na https://spolecznosc.fly4free.pl/blog/50 ... live-2024/ - tutaj wszystko wyświetla się od razu i bez problemów.


Ostatnio edytowany przez tropikey, 25 Lip 2024 08:55, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#58 PostWysłany: 22 Lip 2024 10:57 

Rejestracja: 07 Lip 2012
Posty: 667
niebieski
tropikey napisał(a):
Hmm, faktycznie, bardzo dużo zdjęci się nie wyświetla, ale po kilkukrotnym odświeżeniu strony jest komplet.[/b].


Nope :(
Sprawdzane na firefoxie, chrome i safari.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#59 PostWysłany: 22 Lip 2024 15:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16 Wrz 2013
Posty: 2641
Loty: 410
Kilometry: 578 998
złoty
U mnie działa, ale faktycznie z wielu relacji jest na Tapatalk tak, że niektórych nie widać ale po kliknięciu w nie, można zobaczyć zdjęcia.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#60 PostWysłany: 12 Wrz 2024 17:47 

Rejestracja: 15 Lut 2016
Posty: 413
Loty: 123
Kilometry: 155 110
niebieski
tropikey napisał(a):
Pytamy ją o męża, a dziewczyna na to, że ją rzucił i nic nie płaci na dziecko, więc jej Marco mówi, żeby koniecznie wystąpiła o alimenty i ze zdziwieniem słyszę, jak jej krok po kroku klaruje, co i jak (a nie sądzę, by miał osobiste doświadczenia w tym zakresie, bo wygląda na przykładnego męża i ojca).

Oj bardzo stereotypowo tu podszedłeś do tematu... A może to pan Marco ma dziecko z niezbyt przykładną żoną i matką? :-)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 60 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group