Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 13 Cze 2024 17:31 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Jaka to była radość, gdy udało się, dosłownie parę dni przed zamknięciem lotnisk i granic, wrócić do domu.
Tego szczęścia było najpewniej za dużo, bo od tego momentu, choć pandemia już za nami dawno,
ochota na odleglejsze wyprawy - przepadła.

Bilety na samolot do Namibii kupiłem jesienią ubiegłego roku, ale nie żeby mnie tam ciągnęło, chciałem tylko
sprawić przyjemność żonie, bo często wzdychała tęsknie do dawnych wyjazdów.
Ela stwierdziła, że w związku z tym bardzo się cieszy, kupiła mapę, przewodnik, potem drugi, latarkę, przyrząd do odsysania
jadu skorpiona i jeszcze wiele innych, jak mogło się wydawać - niezbędnych rzeczy.

Potem zabraliśmy się za przeglądanie na YT filmów z relacjami z podróży po tym kraju. WSZYSTKICH, jakie tylko dało się znaleźć.
Po trzech miesiącach patrzenia na samochody terenowe, które męczą się na koślawej drodze, biegnącej wśród pustynnego,
monotonnego krajobrazu, albo zadowolonych z siebie lokatorów luksusowych domków, byłem pewien, że wyjazd do Namibii przyjemności raczej mi nie sprawi.
Nie przyznawałem się jednak do tego żonie, która z pełnym entuzjazmem gromadziła informacje na temat co, jak i gdzie zobaczyć.
Dzięki jej wytrwałej pracy udało nam się jakiś plan trasy przygotować.

- Wiesz co?, odezwała się Ela, gdy po dwóch tygodniach podróży wracaliśmy do domu,
- Nie chciałam mówić, żeby nie było ci przykro, ale po tych wszystkich relacjach nie za bardzo ciągnęło mnie do wyjazdu.
- A okazało się, że to chyba najpiękniejsza przyroda, jaką widziałam!

Byłem tego samego zdania - Namibia jest piękna i warta, bardzo warta zobaczenia.
Zdjęcia i filmy tylko trochę pokazują to, co możemy zobaczyć i przeżyć na miejscu.
I dlatego właśnie tytuł tej relacji jest jaki jest.

Do Namibii wybraliśmy się ostatecznie we czwórkę: Ela, Mila, Karin i Tomek, na miejscu spędziliśmy czternaście dni
afrykańskiej zimy, w pierwszej połowie czerwca.
Raczej nie oszczędzaliśmy za wszelką cenę, więc tanio nie wyszło, mniej więcej 11 tys. PLN/os., w tym bilety lotnicze.
Na forum są już dwie nowe, bardzo ciekawe relacje z tego kraju, ale wiadomo, że każda podróż jest trochę inna - w kilkanaście
dni nie można zobaczyć i przeżyć wszystkiego, z czegoś się rezygnuje a coś wybiera.
Spróbuję zatem dorzucić coś od siebie: ponieważ w planowaniu największą trudność sprawiało nam ustalenie czasów potrzebnych na przejazdy
lub zwiedzanie, opiszę swój harmonogram - może komuś się przyda w jakiejś części.


Ostatnio edytowany przez TikTak, 25 Cze 2024 13:12, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Wycieczka do Marrakeszu za 965 PLN. Loty z Krakowa + 3 noclegi ze śniadaniami w tradycyjnym riadzie Wycieczka do Marrakeszu za 965 PLN. Loty z Krakowa + 3 noclegi ze śniadaniami w tradycyjnym riadzie
Urlop na Bali na za 3225 PLN. Loty z Berlina + 13 noclegów w 4* hotelu Urlop na Bali na za 3225 PLN. Loty z Berlina + 13 noclegów w 4* hotelu
#2 PostWysłany: 13 Cze 2024 18:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2015
Posty: 4733
złoty
Też chętnie pojadę ale najpierw znieście wizy !, już jesteśmy w unii jakiś czas, a inni mogą wjechać bez a my ?
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 14 Cze 2024 17:04 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Pewnie, że byłoby lepiej nie płacić za wizę:)

===============================================

Jeżeli ktoś już w Afryce bywał, wówczas Namibia to prosta sprawa.
Dla nas stanowiło to wyzwanie, musieliśmy od podstaw dowiedzieć się co i jak, bez przerwy zmagając się z tkwiącymi w głowie stereotypami nt. czarnej Afryki.

Wszystkim podobnym do nas abnegatom na pewno bardzo pomoże przewodnik Krzysztofa i Anny Kobus, nam bardzo się przydał.
Książka o zwierzątkach afrykańskich tej samej autorki też jest warta zabrania w drogę, choć jej papierowa wersja waży chyba ponad kilogram.
Dzięki niej zupełnie inaczej patrzy się np. na takiego malutkiego, niepozornego ptaszka, gdy człowiek dowiaduje się, że jest on z natury bigamistą,
a wszystkim swoim kilkudziesięciu żonom buduje oddzielne mieszkania. Bohater.

Ustaliliśmy zatem a następnie empirycznie zweryfikowali, że aby do Namibii pojechać a potem szczęśliwie wrócić i jeszcze na dodatek być zadowolonym
z całej tej eskapady, poza nabyciem biletów na samolot, należy:
* Kupić przewodnik
* Kupić mapę Tracks4Africa
* Wynająć samochód
* Ustalić, co chce się zobaczyć
* Zarezerwować miejsca na kempingach albo w domkach (wszędzie jest "lodges" jak to pisać i odmieniać?!, będę używał słowa "domek", choć nie zawsze
taki domek wygląda jak domek)

Co do samochodu, nawet jeżeli nie planujecie żadnego off-roadu i nie zdecydujecie się na namioty na dachu, weźcie pojazd 4x4.
Będzie to najprawdopodobniej Toyota Hilux lub zdecydowanie rzadziej występujący Ford Ranger: auta te są dość masywne więc na najbardziej uciążliwej
"tarce", która tworzy się na drogach szutrowych (gravel) będzie Wam lepiej.
Samochód powinien mieć niezużyte opony i dwa koła zapasowe, ale chyba teraz nikt już nie oferuje pojazdu tylko z jednym dodatkowym kołem.
Prawie we wszystkich relacjach z podróży po Namibii prędzej czy później trafiał się kapeć i kierowca musiał zmieniać koło a potem naprawiać zepsutą
oponę, gdy tylko trafiła się ku temu okazja.
W związku z tym i my przygotowywaliśmy się fizycznie i duchowo do takich zmagań, ale, o dziwo, nic się nam nie przytrafiło.
W wypożyczalni też twierdzili, że owszem, zdarzają się problemy z oponami ale rzadko, u nich dwa, trzy razy w roku.
Więc jak to ostatecznie jest - nie wiem ale od przybytku głowa nie boli i lepiej mieć dwa koła w zapasie niż jedno.

Podobnie rzecz się ma z namiotem. Na dachu zmieszczą się dwa rozkładane namioty i nawet jeżeli postanowicie nocować w domkach, to może
czasem zdarzy się też potrzeba jakiejś improwizacji i wtedy macie spanie gotowe.
A dopłata za namioty nie jest duża.
Namiot rozkłada się łatwo i szybko. Materac z gąbki pozostaje przez cały czas w jego wnętrzu, także po złożeniu, natomiast pościel trzeba każdorazowo zapakować
do sakwy, która ma swoje miejsce w bagażniku. O przestrzeń w jego wnętrzu bardzo martwić się nie trzeba - obok lodówki, butli z gazem, skrzynek z naczyniami, jedzeniem, narzędziami,
sakwami z pościelą - nam zmieściły się jeszcze cztery walizki i plecak.
Trochę więcej czasu trzeba poświęcić na złożenie namiotu, wtedy też przydadzą się dwie pary rąk.
Ale też nie jest to szczególnie kłopotliwe, nie trzeba wchodzić na dach, wystarczy wspiąć się i stanąć na tylnym kole.

Drogi w Namibii są bardzo dobrze oznaczone, nawet niepozorne, gruntowe, jeżeli tylko występują na mapie, to na swoich skrzyżowaniach posiadają drogowskazy.
Mimo to warto mieć nawigację, wtedy np. nie trzeba żmudnie liczyć ile to kilometrów mamy dziś do przejechania tylko wszystko mamy gotowe na ekranie.
W naszym aucie był Garmin z wgraną mapą Tracks4Africa, więc większość kempingów i domków do których jechaliśmy, można było odnaleźć wprost.
Codziennie programowałem punkt docelowy i dzięki temu dawało się na bieżąco szacować, czy można sobie pozwolić na dłuższy postój, czy też trzeba się raczej
śpieszyć, bo droga daleka.

Samochód rezerwowałem w grudniu, czyli z sześciomiesięcznym wyprzedzeniem. Wypożyczalni jest dużo, ceny, co wydaje mi się dziwne - bardzo zróżnicowane.
Kilka firm proponowało samochód nawet za równowartość ok. 12 tys. PLN. Często też oczekiwano dopłaty np. za dołożenie nawigacji.
Ostatecznie zapłaciłem 6.2 tys. PLN w firmie Safari Car Rental. I nie była to jakaś nadzwyczajna oferta, takie mniej więcej ceny regularne na czerwiec oni mają.
Jedyny specjalny upust związany był z wczesną rezerwacją, ale to tylko ok. 800.- PLN.
Przy rezerwacji musiałem zapłacić 1 tys. PLN, resztę kartą przy odbiorze auta. To też było dla nas ważne, bo w razie konieczności odwołania imprezy, straty nie byłyby
aż tak bardzo bolesne.
Wyposażenie samochodu było doskonale dobrane, nawigacja w cenie, opony nowe, pościel świeża i czysta, lodówka z niezależnym akumulatorem, z lotniska nas odebrali,
na lotnisko odwieźli, kontakt mailowy przed podróżą był dobry, przy odbiorze samochodu nikt nie grymasił, że coś jest nie tak - krótko mówiąc: polecam tą wypożyczalnię.

Zasady ubezpieczenia samochodu są w Namibii dość enigmatyczne. Zdaje się, że ubezpieczyciel nie za wiele rzeczy odpowiada. Kupiłem najdroższe ubezpieczenie,
wychodząc z założenia, że jeśli nawet jest ono do kitu, to mniej do kitu niż to tanie. Kosztowało ok. 1 tys. PLN.
Ograniczeń i wyłączeń odpowiedzialności w polisie nie przestudiowałem tak jak należałoby i nie potrafię o nich napisać. Przepraszam:(

Ponieważ zająłem się samą prozą, to na razie pominę poezję (tj. co zobaczyć?) i dokończę tematy logistyczne, choć to nie po kolei, no bo jak tu rezerwować miejsca
na nocleg, jak nie zaplanowało się gdzie będziemy?

Zatem teraz o noclegach, które dzielą się NWR i pozostałe :)

NWR to skrót od Namibia Wildlife Resorts, przedsiębiorstwo zarządzane przez państwo, posiada monopol na kempingi i domki w obrębie parków narodowych.
A tam NA PEWNO będziecie chcieli się zatrzymać.
Nie jest prawdą to, co czasem zdarzy się czytać w necie, że w NWR jest byle jak, bo to państwowy czyli niczyj biznes - tak kempingi jak i domki do nich należące,
w których mieliśmy okazję mieszkać były świetne.
Prawdą jest natomiast, że są problemy z ich serwisem internetowym, przez który musicie zrobić rezerwację i zapłacić za nią. Na to narzekają wszyscy.
Też mieliśmy kłopoty aż do momentu olśnienia!
Strona www.nwr.com.na i zawarte pod nią serwisy działają perfekcyjnie ale tylko w typowych godzinach pracy:)
Zatem jeżeli zasiądzicie do komputera w sobotni wieczór albo niedzielne popołudnie - czeka Was frustracja i rozczarowanie.
Natomiast w poniedziałek rano - już wszystko pójdzie gładko.
Rezerwacje w NWR robiliśmy z półrocznym wyprzedzeniem a i tak trafiły się ograniczenia - po prostu miejsc w parkach jest mało w stosunku do ilości turystów.
Nawet te, po 3tys. PLN za noc, znikają dość szybko. Podróżowaliśmy przecież poza głównym sezonem a mimo to nigdzie nie wiało pustką a w parku Etosha czy
Naukluft Sesriem kempingi były wypełnione co do miejsca.

Z noclegami poza NWR nie ma żadnego problemu, poza jednym przypadkiem, korzystaliśmy z booking.com, choć nie wiem, z jakim wyprzedzeniem trzeba robić rezerwacje.
My robiliśmy to też sześć miesięcy przed wyjazdem, ale to dlatego, że chcieliśmy mieć już całą logistykę z głowy a nie, że to taka konieczność.
Staraliśmy się tak planować, żeby spać na zmianę - jedna noc w namiotach, jedna w domku.
Z perspektywy sądzę, że to dobry był pomysł.

Last but not least element prozy życia, to realizacja płatności na miejscu.
Nie zdarzyło nam się, żeby karta nie zadziałała ale też nie często z kart płatniczych korzystaliśmy: w kantorze w Polsce kupiliśmy randy południowoafrykańskie.
W Namibii są one w obiegu równolegle z narodową walutą: dolarem namibijskim, w relacji 1:1.
Wymieniliśmy po 4tys. PLN na osobę. Miało wystarczyć na: jedzenie, paliwo, opłaty za noclegi poza NWR, wstępy do parków narodowych, płatne wycieczki oraz na zakup pamiątek.
No i wystarczyło i było z gotówką wygodnie.

Uff...
To tyle prozy.
Została poezja i zdjęcia:)
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
9 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#4 PostWysłany: 16 Cze 2024 14:21 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Przed paru laty wybieraliśmy się do Peru. Pracowicie planowaliśmy trasę, a gdy była już ona gotowa,
i pałaliśmy dumą z powodu swojej inwencji, okazało się, że nie wymyśliliśmy nic nadzwyczajnego -
każdy punkt naszego planu powielał tzw. "gringo trail".
Tak miejscowi, trochę ironicznie, określali najzwyklejszy, najczęściej powtarzany sposób objazdu ich kraju.
Nasz jedyny twórczy wkład polegał na tym, że zaplanowaliśmy "gringo trail odwrócony", to znaczy - zwiedzanie
dokładnie w odwrotnej kolejności, niż by należało: najczęściej Peru objeżdżało się zgodnie z ruchem
wskazówek zegara a nam wyszło inaczej.

Swój "gringo trail" ma też Namibia. Jeżeli popatrzeć na przewodniki, oferty biur podróży, wspomnienia
z odbytych wypraw - najczęściej jest ten sam repertuar z wariacjami: "trochę więcej na południe", "trochę
bardziej na północ" albo jedno i drugie, jeżeli wyjazd trwa przynajmniej trzy tygodnie.
Oczywiście nie wyklucza to innych możliwości w rodzaju karkołomnych wyczynów terenowych w Kaokolandzie czy
podróży kajakiem wśród krokodyli po Kunene, ale żona nie miała na to ochoty.
Prosiłem Elę, że skoro już musimy podróżować "gringo trail" to chociaż, tak jak w Peru, żeby był odwrócony.
Ale i na to nie chciała się zgodzić.

Ostatecznie nasza trasa wyglądała tak:
* Windhoek
* Sesriem
* Swakopmund
* Spitzkoppe
* Kamanjab
* Epupa (wariacja "trochę bardziej na północ")
* Opuwo
* Etosha
* Waterberg
* Windhoek

W tych typowych ramach, mówiąc już serio, jest jednak całkiem sporo miejsca na własną
inwencję i planowanie, z czegoś trzeba rezygnować, coś trzeba wybierać - zwłaszcza w rejonie Swakopmund,
gdy zmierzamy na północny wschód, w kierunku Etoshy.
Z Windhoek do Sesriem, chociażby, też są co najmniej trzy trasy.
Co by nie wybrać, pewnie będzie ciekawie i ładnie, ważne tylko by nie przeholować z odległościami.
Średnio przejeżdżaliśmy dziennie ok. 300 km, czasem trochę mniej, czasem więcej, gdy był asfalt.
Dłuższe odcinki raczej nie wchodzą w rachubę, bo wtedy zabraknie czasu na oglądanie tych atrakcji,
do których się zmierza.
W ciągu 14 dni przebyliśmy 3.5 tys. km, a ponieważ z tego przez dwa dni nie podróżowaliśmy,
w kolejne dwa dni w Etosha pokonywaliśmy tylko po ok. 100 km, to rachunki co do średniego przebiegu
mniej więcej się zgadzają.

Pierwszy dzień miał skończyć się noclegiem w domku, żeby nie rzucać się od razu na głęboką
wodę z nauką co i jak na kempingu i złapać trochę oddechu po podróży.
Wynajęliśmy Namib Naukluft Lodge, jakieś 20 km na południe od Solitaire. Kosztowało to ok. 600 PLN
za dwie osoby, ze śniadaniem i kolacją.
Wybraliśmy najłatwiejszą, wg przewodnika, trasę przez Gamsberg Pass (droga C26, potem C14) i wydawało się,
że późnym popołudniem będziemy już odpoczywać.
Wyszło natomiast tak, że zacząłem od łamania prawa, które nie pozwala na jazdę samochodem po nocy.
Wprawdzie odbiór samochodu przebiegł sprawnie, szkolenie łącznie z instruktażem rozkładania namiotów
nie było długie ale potem pojechaliśmy do sklepu.
Zanim ustaliliśmy, co nam kupić trzeba i zaopatrzyliśmy się w 20 L wody i 12 rolek papieru toaletowego,
trochę czasu minęło. Potem zauważyłem, że pilot do zamykania samochodu dziwnie się zachowuje, raz działa,
raz nie. A że przed nami były dwa tygodnie w tym aucie, postanowiliśmy zawrócić do wypożyczalni.
Okazało się, że samochód i pilot jest w porządku a pod sklepem najprawdopodobniej próbowano nas okraść.
Popularna tu wśród złodziei metoda jest taka: stosując elektroniczny jammer zakłócają pracę pilota,
kierowca naciska "zamknij" i nie zwraca uwagi na fakt, że zamek nie zadziałał, oddala się od auta a złodziej
ma do dyspozycji ciągle otwarty samochód.

Z miasta wyjechaliśmy w końcu po 13.00 A że było ładnie, co chwilę pokazywało się coś, co niedawno jeszcze
ogladaliśmy tylko w przewodniku, to przystanki na podziwianie i zdjęcia były częste.

Załącznik:
DSC08673.JPG
DSC08673.JPG [ 140.18 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08681.JPG
DSC08681.JPG [ 147.68 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08686.JPG
DSC08686.JPG [ 266.8 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08690.JPG
DSC08690.JPG [ 194.72 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08691.JPG
DSC08691.JPG [ 169.79 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08692.JPG
DSC08692.JPG [ 201.39 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08699.JPG
DSC08699.JPG [ 144.47 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08702.JPG
DSC08702.JPG [ 163.68 KiB | Obejrzany 7740 razy ]


Droga, cały czas gravel, najpierw płaska, potem górzysta i w końcu znowu płaska nie była wymagająca,
nawet zjazdy i podjazdy na Gamsberg Pass nie okazały się ani strome ani wąskie, więc dało się jechać
wystarczająco szybko.
Jednak oglądanie po drodze gniazd tkaczy, ciekawych kaktusów, panoram z przełęczy - zrobiło swoje i kiedy
nawigacja pokazywała, że do celu jeszcze prawie sto kilometrów - było ciemno.
Wtedy, nie wiadomo skąd, zaczęły pokazywać się zebry, springboki i oryksy. I to nie na horyzoncie,
tylko blisko drogi albo nawet przed maską.
Gdy dziewczyny zachwycone zwierzyńcem zaczęły wołać:
- Oooo, patrz lew! Lew goni zebrę! Nie, nie, dwa lwy!
myślałem, że nie zdają sobie sprawy, że możemy mieć kłopoty.
Ale nie, potem okazało się, że wszyscy mieliśmy niezłego pietra, tylko nikt nie chciał niepokoić pozostałych.
W końcu z dużą ulgą powitaliśmy bramę noclegu, udało się nawet zdążyć na kolację.

Wcześniej zdążyłem polecić wypożyczalnię samochodów, teraz polecam Namib Naukluft Lodge, która ma
podwórko o rozmiarze 1000 ha albo coś koło tego.
Domki, widoki z okna i z porannego spaceru po tym podwórku - na zdjęciach.
W ogóle, to jeżeli można, to przy tej okazji polecę od razu też wszystkie następne noclegi i nie będę
o tym pisał za każdym razem: nie zdarzyła się żadna wtopa, wszystkie rezerwacje były trafione.

Załącznik:
DSC08723.JPG
DSC08723.JPG [ 108.57 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08727.JPG
DSC08727.JPG [ 92.49 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08729.JPG
DSC08729.JPG [ 196.54 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08733.JPG
DSC08733.JPG [ 131.71 KiB | Obejrzany 7740 razy ]

Załącznik:
DSC08740.JPG
DSC08740.JPG [ 282.7 KiB | Obejrzany 7740 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 17 Cze 2024 10:44 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Drugi dzień zaczął się dość rano, jeszcze przed wschodem, od krótkiej wycieczki po wytyczonych
ścieżkach wokół Namib Naukluft Lodges. Potem jednak nastąpiło zupełne rozprzężenie i w drogę
do odległego o 50 km Sesriem ruszyliśmy dopiero koło 10.00.
Załącznik:
DSC08752.JPG
DSC08752.JPG [ 131.14 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Do Sesriem jedzie się dlatego, że jest tam brama wjazdowa do Parku Narodowego Namib Naukluft.
W parku natomiast, sześćdziesiąt trzy kilometry od bramy, znajduje się bardzo ładne miejsce: Deadvlai.
A że po drodze krajobraz wypełniony pomarańczowo-czerwonymi wydmami też jest wyjątkowy, to każdy
odwiedzający Namibię tu prędzej czy później przyjeżdża.
Załącznik:
DSC08762.JPG
DSC08762.JPG [ 157.09 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08768.JPG
DSC08768.JPG [ 145.23 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08775.JPG
DSC08775.JPG [ 91.28 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08776.JPG
DSC08776.JPG [ 157.75 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08781.JPG
DSC08781.JPG [ 54.07 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08785.JPG
DSC08785.JPG [ 103.85 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08786.JPG
DSC08786.JPG [ 117.64 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Tych sześćdziesiąt kilometrów zostało pokrytych nieskazitelnie równym asfaltem i można je przebyć
szybko i wygodnie. Dla równowagi trzy ostatnie kilometry - to z kolei kopny piach w którym raz po raz ktoś
grzęźnie na amen.
Odważni obniżają ciśnienie w oponach i ruszają na przeciw wyzwaniu, pozostali zostawiają swój samochód
na parkingu i pakują się do samochodu NWR, który podwozi do celu za niedużą opłatą.
My nie byliśmy odważni a na dodatek w umowie najmu samochodu wyraźnie pisało, że tam nie wolno nam
pojechać no i okazało się, że z oglądania zachodu słońca w Deadvlai będą nici: serwis transportowy
NWR kończy pracę o 16.00
Cóż pozostało, pogodziliśmy się z okrutnym losem, biorąc co dają.
Załącznik:
DSC08797.JPG
DSC08797.JPG [ 189.25 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08798.JPG
DSC08798.JPG [ 230.48 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08812.JPG
DSC08812.JPG [ 117.7 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08825.JPG
DSC08825.JPG [ 105.86 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08827.JPG
DSC08827.JPG [ 125.73 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08828.JPG
DSC08828.JPG [ 110.48 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08834.JPG
DSC08834.JPG [ 159.53 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08837.JPG
DSC08837.JPG [ 87.77 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08844.JPG
DSC08844.JPG [ 74.8 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Po powrocie z Deadvlai postanowiliśmy, że zamiast na zachód słońca pojedziemy na jego wschód,
tylko nie tutaj a na Diunę 45, która jest zdecydowanie łatwiej dostępna.
Ale to dopiero jutro.
A dzisiaj, w ostatnich godzinach dnia - do Kanionu Sesriem, który jest blisko bramy i kempingu zarazem.
Kanion zaskoczył swoją urodą. Może dlatego, że słońce było już nisko nad horyzontem i przez to
był oświetlony w jakiś specjalny sposób.
W każdym bądź razie, na podstawie lektury przewodników myślałem, że po prostu warto tu zajrzeć, gdy
ma się trochę zbywającego czasu. A tymczasem to naprawdę bardzo atrakcyjne, robiące wrażenie miejsce.
Załącznik:
DSC08877.JPG
DSC08877.JPG [ 219.05 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08888.JPG
DSC08888.JPG [ 218.46 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08890.JPG
DSC08890.JPG [ 240.97 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Wokół tych wschodów i zachodów słońca na wydmach wszyscy tu przyjeżdżający są zdrowo zakręceni.
Przed zamykaną na noc bramą do parku, rano, gdy jest jeszcze ciemno, ustawia się codziennie
niemała kolejka samochodów, byle jak najszybciej wjechać i zdążyć na ten spektakl natury.
Na dodatek bramy są dwie, szkoda czasu na opisywanie całego czary-mary z ich odmykaniem.
Krótko: chcecie wejść na wydmy i oglądać wschód? To musicie mieć nocleg w obrębie parku.
Okazało się, że oprócz NWR, z którym nie mogliśmy się za nic skomunikować (bo jeszcze nie mieliśmy
za sobą olśnienia, o którym wcześniej pisałem), jakimś cudem uchował się tam prywatny biznes:
kemping Oshana.
Był droższy, niż NWR, za cztery osoby zapłaciliśmy ok. 400 PLN ale za to każde miejsce postojowe
ma tam swoją indywidualną wiatę, ubikację, prysznic i aneks do zmywania.
Dzięki temu też debiut na kempingu odbył się bez większych cierpień.

Noc była zimna. Dodatkowy śpiwór zabrany z domu okazał się błogosławieństwem.
Zanim jednak przemarzłem i poszedłem się w nim rozgrzać, w asyście dwóch szakali (chyba małżeństwo)
robiłem zdjęcia nieba.
Aparat trochę poprawił rzeczywistość, ale mniej więcej właśnie tak tutaj prezentuje się Mleczna Droga.
Załącznik:
DSC08912.JPG
DSC08912.JPG [ 153.55 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08913.JPG
DSC08913.JPG [ 126.82 KiB | Obejrzany 7493 razy ]

Załącznik:
DSC08914.JPG
DSC08914.JPG [ 117.07 KiB | Obejrzany 7493 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#6 PostWysłany: 18 Cze 2024 21:23 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Trzeci dzień rozpoczynał się niełatwo.
Czy to przyjemnie wyjść z ciepłego śpiwora, gdy na termometrze pięć stopni, a na zegarze piąta rano?
No chyba raczej nie, ale mimo to nie zrezygnowaliśmy z oglądania wschodu słońca i Diuny 45.
Przed 6.00 grzecznie ustawiliśmy się pod bramą do parku, którą powinni otworzyć godzinę przed pokazaniem się słońca, czyli za chwilę.
Byliśmy dumni nie tylko z konsekwencji w porannym wstawaniu ale i ze sprawnego poskładania namiotów, co by nie mówić,
robiliśmy to pierwszy raz i na dodatek po ciemku.
Ale że byliśmy pierwsi ze wszystkich na kempingu?! To już był powód nie tylko do dumy ale i do chwały.
Dziwne tylko, że czekaliśmy tu sami i nikt jakoś za otwieranie tej bramy nie chciał się zabrać.
Dopiero za jakiś czas zaczęły za nami ustawiać się inne auta, a gdy w końcu otwarli nam tą bramę to i tak zaraz nas wszyscy wyprzedzili.
Cóż, pomyliliśmy porę wschodu, można było pospać znacznie dłużej.

Wejście na wydmę to wcale nie taki zwykły spacer, przekonaliśmy się o tym już wczoraj, w Deadvlai, gdy podeszliśmy kawałek na Big Daddy.
Trzeba dużo wysiłku fizycznego i trochę psychicznego - idzie się po bardzo wąskim grzbiecie, z obydwu stron strome zbocze, brak możliwości oparcia się
o cokolwiek, dno doliny jest gdzieś hen, hen nisko i daleko. Póki jest ciemnawo, to nawet go nie widać, a potem gdy już widać, to dopiero się człowiek
dziwi, jak wysoko się wdrapał. Osoby z lękiem przestrzeni mogą mieć tu problem.
Wschód odbył się jak co dzień, zdjęcia zostały zrobione, szczęśliwie wróciliśmy na kemping i na śniadanie.
Załącznik:
DSC08930.JPG
DSC08930.JPG [ 97.39 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC08950.JPG
DSC08950.JPG [ 88.76 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC08953.JPG
DSC08953.JPG [ 66.86 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC08958.JPG
DSC08958.JPG [ 73.05 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC08961.JPG
DSC08961.JPG [ 103.67 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC08983.JPG
DSC08983.JPG [ 208.5 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Droga do Swakopmund (C14) to w zdecydowanej większości gravel, ostatnich 50 km przed Walvis Bay trochę gorszy asfalt przeplatany odcinkami żwirowymi,
od Walvis Bay do Swakopmund - porządna nawierzchnia.
Na miejsce dotarliśmy około 17.00, więc cały dzień prawie był za kierownicą, W Namibii nie jest to czas stracony albo stanowiący przykrą konieczność.
Mieliśmy wprawdzie ze sobą trochę audiobooków, na wypadek, gdyby przejazdy się dłużyły, ale się nie przydały.
Krajobraz ciągle się zmienia, co chwilę jest okazja do zatrzymania, żeby przyjrzeć się bliżej jakiemuś miejscu, potem się dyskutuje o tym,
jakie to piękne rzeczy się oglądało - i tak ani się człowiek spostrzeże, gdy jest u celu.
Tak było dzisiaj i tak działo się zawsze, przez kolejne dni.
Tylko po odwiedzinach w słynnej McGregor's Bakery w Solitaire było trochę inaczej i kontestowaliśmy nie urodę przyrody lecz jak to nam ciężko teraz jest na żołądkach po szarlotce,
którą z nieznanych nam powodów wszyscy się tu zachwycają.
Ale obowiązkowy punkt programu został zaliczony, podobnie jak fotka na Zwrotniku Koziorożca.
Załącznik:
DSC08989.JPG
DSC08989.JPG [ 159.52 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC09006.JPG
DSC09006.JPG [ 133.72 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC09013.JPG
DSC09013.JPG [ 182.62 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC09030.JPG
DSC09030.JPG [ 220.36 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Najładniejszym fragmentem trasy jest Kuiseb Pass. Niestety, zdjęcia nie oddają za bardzo urody przełęczy, zwłaszcza, że nie ma gdzie się bezpiecznie
zatrzymać, żeby je zrobić. Mamy za to filmik kręcony przez okno, w czasie jazdy i on jest całkiem ładny.
Niestety na ścieżce dźwiękowej ciągle słychać okrzyki w rodzaju
- O matko, matko! Nie jedź tak blisko tej krawędzi!!!

W Swakopmund wylądowałiśmy w kameralnym hotelu Namibia Nights Accomodation, prowadzonym przez małżeństwo Afrykanerów.
To jedyne miejsce na naszej trasie, gdzie mieliśmy spędzić dwie noce pod rząd - jutro nasz samochód miał zaplanowany odpoczynek.
Hotelik jest dostępny na booking, cena umiarkowana, dwie osoby za noc ok. 200 PLN. Samochód parkuje się na ulicy, bezpośrednio przed bramą na podwórko hotelu.
Wprawdzie płot wokół tego podwórka był wysoki i zabezpieczony na wszelkie sposoby chyba nie bez powodu, to jednak gospodarze twierdzili, że parking jest całkowicie bezpieczny.
Po przygodzie z pilotem w Windhoek miałem trochę wątpliwości co do tego bezpieczeństwa, ale twierdzili oni, że Swakopmund to nie stolica i jeszcze raz zapewnili,
że nie mam się o co martwić.
Za ich pośrednictwem zamówiliśmy wycieczkę do Sandwich Harbour na następny dzień.
Załącznik:
DSC09033.JPG
DSC09033.JPG [ 201.44 KiB | Obejrzany 7013 razy ]


=================================================================================================

Czwarty dzień spędziliśmy jak amerykańscy turyści, to znaczy, tak jak sobie wyobrażam amerykańskich turystów, a jak z nimi jest naprawdę - nie wiem.
Było bez wysiłku, DROGO i jakby luksusowo.
Na wycieczkę do Sandwich Harbour jedzie się przede wszystkim po to, żeby patrzeć na wydmy. No, może po drodze też coś jeszcze jest, np. flamingi ale żeby znowu
oglądać wielkie góry piachu?! Przez pół dnia i jeszcze za 500 PLN od osoby?! W ciągu ostatnich dwóch dni przecież robiliśmy dokładnie to samo.
Teraz w zasadzie dyskusji już nie było, ustalony przed wyjazdem plan obowiązywał, ale dopóty dopóki nie został on kiedyś ostatecznie "zatwierdzony", starałem się
jak umiałem, żeby odwieść Elę od tej wycieczki. Wszystkie sposoby zawiodły no i teraz przyszła pora na konsekwencje.
Umówiliśmy się, że samochód zabierze nas spod hotelu około 11.00, specjalnie tak późno, bo rano bywa mgła i wtedy krajobrazy są cokolwiek nędzne.
W związku z tym znalazlo się dość czasu, żeby z rana poszwędrać się po mieście. Jeżeli Wam też trafi się kiedyś ku temu okazja, to nie żałujcie nóg, jest naprawdę ładnie i oryginalnie.
Trochę ciążyła nam wiedza o historii Swakopmund ale cóż, czasu nikt nie cofnie a to co się tu ostatecznie urodziło - przyciąga i cieszy wzrok, nawet Bismarck Strasse jest do przełknięcia.
Załącznik:
DSC09055.JPG
DSC09055.JPG [ 170.83 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC09060.JPG
DSC09060.JPG [ 194.57 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Hendrik, który po nas przyjechał opowiadał, że dawniej miał farmę gdzieś w rejonie Sesriem, ale że dzieci szły do szkoły, to aby zapewnić im dobre warunki zdecydował się na przeprowadzkę,
zmianę życia i teraz świadczy usługi turystom i wozi ich do Sandwich Harbour. Napawało to optymizmem, no bo skoro jest on w stanie utrzymać się z tego, to znaczy, że są klienci,
a zatem nie tylko my chcemy tam jechać, więc może i ma to sens?
Załącznik:
DSC09119.JPG
DSC09119.JPG [ 218.65 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC09139.JPG
DSC09139.JPG [ 154.29 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Wydmy były inne niż wczoraj i przedwczoraj - żółte zamiast pomarańczowego, łączyły się ze sobą tworząc gigantyczną piaskownicę, która z trzech stron ginęła na horyzoncie a z czwartej
strony zanurzała się w oceanie. Z tym pograniczem piasek-woda była zabawa - trzeba było poruszać się wąskim paskiem morego piasku i nie dać się podmyć falom, które kombinowały,
jakby to zrobić z nienacka.
Na tym rozrywka wcale się nie kończyła. Potem nie wiem jakim cudem samochód wgramolił się na wydmę, jeżeli ktoś jeździ na nartach, to nachylenie tak, jak na wymagającej czarnej trasie.
I tak sobie po tych wydmach jeździliśmy - prawie pionowo do góryyyyy, potem postój, krajobrazy, ocean w dali, wiatr, klucz pelikanów i prawie pionowo w dółłłłłł.
I od nowa - krajobraz (w dolinie też był), oryksy, stadko springboków, laguna z flamingami i pionowo do góryyy....
Tak to sobie powtarzaliśmy, pewnie dwadzieścia albo i więcej razy i co już całkiem dziwne, za każdym razem było fajnie, ciekawie i wcale nie chciało się zawracać do domu.
W końcu Hendrik uznał, że jest pora, żeby nas nakarmić, postawił auto falom na pokuszenie, na skraju wody. Potem rozstawił stolik i wyciągnął lunch.
Załącznik:
DSC09207.JPG
DSC09207.JPG [ 88.57 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC09221.JPG
DSC09221.JPG [ 144.12 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC09234.JPG
DSC09234.JPG [ 192.38 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Załącznik:
DSC09250.JPG
DSC09250.JPG [ 97.1 KiB | Obejrzany 7013 razy ]

Skoro już mowa o jedzeniu, to miejsc w Swakopmund, gdzie można zjeść dobrą kolację jest sporo. Ceny trochę niższe niż u nas, ale tylko trochę, napiwki mile widziane, żeby
nie powiedzieć, że prawie obowiązkowe.
Jednak wygląda na to, że nad klientami tutejszych restauracji ciąży ta sama klątwa, co u nas nad Bałtykiem. Jesteś nad morzem / oceanem, to myślisz, że jak zamówisz rybę to będzie
prosto z porannego połowu? Nic z tego, dostaniesz mrożonkę odłowioną na morzu Niewiadomojakim i nie wiadomo kiedy. Tak przynajmniej twierdzili nasi gospodarze z hotelu,
dając wskazówki, gdzie jeszcze restauracja trzyma jaki taki poziom.
Tego wieczoru byliśmy w lokalu Anker, który mieści się na Ankerplatz:)

I tak zakończyliśmy dzień "po amerykańsku" (z wcześniejszym zastrzeżeniem).
Nazajutrz była zaplanowana improwizacja. Wyszedł oksymoron ale chodzi o to, że w piątym dniu nie ustaliliśmy żadnego noclegu i należało zatrzymać się tam, gdzie zajedziemy.
A gdzie zajedziemy, to mieliśmy zastanowić się rano i po drodze.
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
5 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#7 PostWysłany: 20 Cze 2024 10:15 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Piąty dzień - nareszcie upragniona wolność i prawdziwa afrykańska przygoda!
Ruszamy za nieskończony horyzont, wkoło dziewicza, niezbadana przestrzeń i przygoda.
A gdy dzień się dopełnia, rozbijamy obóz pod kopułą usłaną gwiazdami, tam
gdzie oczy nas poniosły...

ZAPOMNIJCIE!

Tu jest cywilizacja! Nawet jeżeli wydaje się, że jej nie ma to ona jest.
Ukrywa się pod postacią ciągnących się wzdłuż drogi, niekończących się płotów,
stojącej na poboczu piramidce z opon, zwieńczonej tabliczką z nazwą pobliskiej farmy
lub wędrującej ku nieskończoności linii energetycznej.

Żeby zatem choć trochę zaznać dzikości nieujarzmionej Afryki należy wykonać jakiś krok -
my pominęliśmy rezerwację noclegu.
Nie było to może działanie aż tak wyjątkowo śmiałe, ale zawsze coś.
Poprzedniego dnia, wieczorem, ustaliliśmy, że zajedziemy w rejon gór Brandberg i tam poszukamy
miejsca do spania.

Niestety, trudności zaczęły się piętrzyć od samego rana.

Była niedziela a tu w niedzielę się świętuje. Wszystkie sklepy pozamykane na głucho, nawet
nasz gospodarz nie otworzył swojej małej restauracji przy hotelu.
Żeby coś zjeść na śniadanie, musieliśmy sięgnąć po zapasy z samochodowej lodówki, ale byliśmy w środku
miasta a do pobliskiego kościoła zjechały się dziesiątki aut, cała kolekcja drogich marek,
w luksusowym wydaniu pick-up.
Niezręcznie więc było rozkładać się z butlą gazową na chodniku i poszliśmy w miasto w poszukiwaniu żywności.
Po zasięgnięciu języka trafiliśmy do German Bakery, gdzie można było kupić kanapki w wersji na wynos
lub na miejscu i dostać kawę, ale zrobiła się już prawie 10.00
Skierowawszy się do Spitzkoppe, wygodną asfaltową drogą (B2), przypomnieliśmy sobie, że Hendrik mówił,
że warto zobaczyć Moon Landscape nadkładając tylko kilkanaście kilometrów.
Zjechaliśmy zatem, a z kilkunastu kilometrów zrobiło się kilkadziesiąt, bo jak już napatrzyliśmy się
na Księżycowy Krajobraz, zdecydowaliśmy się pojechać na Welwitschia Drive.

Warto było opuścić asfalt, żeby przyjechać do Moon Landscape. Pagórki i skały są tu powykręcane
w fantazyjne kształty, jak w wielu miejscach na Kalahari, ale mają wyjątkowy kolor - są czarne, czarne.
Na dodatek teren jest łatwo dostępny, sądząc po śladach, nadający się na bezpieczny, dłuższy spacer.
Skorzystaliśmy z tej możliwości, było to też chyba pierwsze miejsce, gdzie zapomnieli postawić tabliczki
"NO DRONES", więc udawałem, że nie wiem, że nie wolno latać (zakaz jednak obowiązywał, dla całego rezerwatu)
i zrobiłem trochę zdjęć z powietrza.
Załącznik:
DSC09276.JPG
DSC09276.JPG [ 239.48 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09280.JPG
DSC09280.JPG [ 258.18 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09286.JPG
DSC09286.JPG [ 272.47 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09293.JPG
DSC09293.JPG [ 212.14 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Na mapie pisało, że na przejazd Welwitschia Drive potrzebny jest permit. Niczego takiego nie nabyliśmy,
więc jechaliśmy przez pustkowie zakładając, że jeżeli pojawi się jakiś szlaban, to zawrócimy.
W pewnym momencie zauważyłem na skraju drogi większy kamień obrośnięty trawą, na którym widać było resztki
farby. Przy dużej ilości dobrej woli, można było domyślić się, że kiedyś był tu napis "permit required".
Welwitschie (to roślina, jakby co) obejrzeliśmy, wyglądają nader mizernie.
No ale jeżeli poczytać w Wikipedii, jak bardzo są wyjątkowe, to wówczas to co mamy przed oczami naprawdę
nabiera kolorów.
Załącznik:
DSC09305.JPG
DSC09305.JPG [ 331.49 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09316.JPG
DSC09316.JPG [ 262.95 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Po zatoczeniu koła po szutrowych drogach wróciliśmy na asfalt, niemal w punkcie wyjścia, w oddali widać
było ocean i Swakopmund.
W drodze do Spitzkoppe za wygodne 100 km po (B2) trzeba zapłacić jazdą przez ostatnich 20 km po chyba
najgorszej drodze w Namibii, nigdzie nas nie wytłukło aż tak jak tutaj.
Droga wprawdzie płaska i szeroka ale "tarka", jaka się na niej zrobiła, to prawdziwe dzieło sztuki.
Nie przejmujcie się tym za bardzo i nie opierajcie na tej informacji swoich planów: po namibjskich
drogach szutrowych bez przerwy krążą maszyny, które je równają i doprowadzają do porządku, więc ten
stan rzeczy mógł już ulec zmianie.
Załącznik:
DSC09319.JPG
DSC09319.JPG [ 201.67 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09325.JPG
DSC09325.JPG [ 195.79 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Wg informacji przewodnikowych w Spitzkoppe jest "kemping prowadzony przez lokalną społeczność".
Moim zdaniem opis ten zupełnie nie oddaje tego, co zastajemy na miejscu.
Przedstawiłbym to tak: jest to wielki rezerwat skalny z fantastycznym krajobrazem z którego możemy
korzystać, nie tylko za dnia ale też zostając na nocny pobyt.
Miejsca do obozowania są rozciągnięte na przestrzeni kilometrów, gdzie byśmy się nie zatrzymali,
wystarczy wystawić głowę z namiotu i sycić oczy widokami albo wybrać się na długi spacer.
Z racji dużych odległości i warunków rezerwatu przyrody trudno było chyba przeciągnąć prąd i wodę
przez cały ten teren, więc przewodnik pisze, że "jest to bardzo prosty kemping bez udogodnień".
To też nie do końca pasuje - wszystkie udogodnienia, łącznie z restauracją są, ale przy recepcji.
A że możecie do niej mieć trzy kilometry, to już Wasz wybór, gdzie rozłożycie biwak.
Zawsze jednak będzie blisko do ubikacji, która jest na każdym wyznaczonym do kempingowania miejscu -
czysta i codziennie sprzątana.
Zgadzam się natomiast z przewodnikami w kwestii, że jest to "chyba najładniejszy kemping w Namibii" -
jeżeli to co tu jest zaszufladkować w kategorii "kemping" - to ZDECYDOWANIE TAK! (no, nie widziałem
przecież wszystkich kempingów, a ten, później w Waterberg, też niczego sobie :) )

O ile noc w Sesriem była zimna to w Spitzkoppe ZIMNA, ZIMNA!
Załącznik:
DSC09337.JPG
DSC09337.JPG [ 241.43 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09340.JPG
DSC09340.JPG [ 344.75 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09355.JPG
DSC09355.JPG [ 275.89 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09359.JPG
DSC09359.JPG [ 272.49 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09371.JPG
DSC09371.JPG [ 212.97 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09373.JPG
DSC09373.JPG [ 176.71 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09385.JPG
DSC09385.JPG [ 158.81 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09386.JPG
DSC09386.JPG [ 135.79 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09389.JPG
DSC09389.JPG [ 117.72 KiB | Obejrzany 6620 razy ]

Załącznik:
DSC09390.JPG
DSC09390.JPG [ 93.13 KiB | Obejrzany 6620 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
19 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#8 PostWysłany: 21 Cze 2024 18:34 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Szóstego dnia obudził mnie deszcz.
Najpierw jedna kropla, prosto na nos, potem druga, a gdy zacząłem wydobywać ręce ze śpiwora,
rozpadało się na dobre.
- Zaraz, zaraz..., resztki snu zaczęły spadać z powiek.
- Przecież jestem w w namiocie!
Zacząłem gramolić się do wyjścia i wtedy ruszyła prawdziwa ulewa.
- Przecieka?!
Rozsunąłem zamki, na zewnątrz były jeszcze gwiazdy i zupełna noc, zimno - ale ani śladu deszczu.
Nie mogłem już liczyć na ponowne zaśnięcie, do dwóch polarów dołożyłem puchową kurtkę, na spodnie
ubrałem drugie spodnie. Potem postawiłem czajnik na gazie i korzystając z niebieskiego płomyka,
chyba jedynego światła w promieniu kilometrów, zacząłem grzać ręce.
Zmęczenie musiało zrobić swoje - jakikolwiek większy ruch w namiocie powoduje kołysanie samochodu
i zwykle budzi pozostałych, tymczasem wszystkie dziewczyny nadal spokojnie oddychały przez sen.
Z kubkiem gorącej herbaty z utęsknieniem oczekiwałem słońca, na szczęście do wschodu była już tylko
godzina.
Gdy zaczęło jaśnieć na horyzoncie, dołączyła Ela, wyglądała jakby wróciła wprost spod prysznica.
- Zobacz, poskarżyła się,
- Całe włosy mam mokre! Jak ja się tu uczeszę?!
Potem głowy z namiotu wystawiła Mila i Karin, miały podobny problem a ich kołdry i śpiwory też przemokły.

Powodem powodzi były WĘŻE.

- Zasunąłeś dokładnie namiot?
- Ale sprawdź jeszcze. Jak sobie pomyślę, że mogłoby tu coś wpełznąć i czekać na poduszce...
- O matko, albo w śpiworze...
- Brrrr...
- No, sprawdź. Na pewno?

To niewiarygodne, ile skroplin potrafi zawisnąć u sufitu, w szczelnie zamkniętym namiocie, gdy na zewnątrz
robi się zimno. Mokrą pościel porozkładaliśmy na krzesłach, a sami ruszyliśmy, jeszcze przed
śniadaniem, na spacer, żeby choć trochę zagrzać się w pierwszych promieniach poranka.
Załącznik:
DSC09392.JPG
DSC09392.JPG [ 98.24 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Załącznik:
DSC09396.JPG
DSC09396.JPG [ 136.42 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Załącznik:
DSC09400.JPG
DSC09400.JPG [ 86.03 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Załącznik:
DSC09414.JPG
DSC09414.JPG [ 139.57 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Wczoraj, wg pierwotnych zamiarów, mieliśmy dojechać na kemping "White Lady" u stóp Brandbergu.
Do "White Lady" dotarliśmy dzisiaj, przed południem, ale była to restauracja na rozstaju dróg w Uis,
a Brandberg który został przez nas zdradzony dla welwitschi, widać było w oddali.
Tutaj oferowali ciasto marchewkowe, z dwojga - McGregor's jabłko albo White Lady's marchewka,
wolę to drugie.
Załącznik:
DSC09449.JPG
DSC09449.JPG [ 173.67 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Załącznik:
DSC09455.JPG
DSC09455.JPG [ 179.34 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

W Namibii rdzenni mieszkańcy Afryki chyba często nadal żyją "po swojemu". Czy to do końca prawda,
mam wątpliwości, bo poza całkowitą izolacją nie ma chyba sposobu, żeby oprzeć się pchającej się
drzwiami i oknami nowoczesności.
Bliższe spotkanie z nimi, polegające na odwiedzinach wioski, to taki punkt
obowiązkowy, niezbędny do zaliczenia podróży po Namibii, podobnie, jak ta szarlotka u McGregora.
Można to załatwić przez wizytę w tzw. "wiosce kulturowej", gdzie spotkamy ludzi tworzących
coś w rodzaju grupy folklorystycznej, po pracy wracających do typowego, wg naszych kategorii,
życia.
Można też trafić do wioski, gdzie ludzie chyba faktycznie mieszkają. Skoro jednak chcą na pokazywaniu się
zarabiać, mają kogoś, kto pośredniczy w kontakcie z turystami, to pewnie też nie do końca widzimy
ich prawdziwą codzienność.
Perspektywa takich odwiedzin mnie przerażała, nie znoszę pokazów folklorystycznych a z kolei
wpychanie się ze sztucznymi uśmiechami do czyjegoś domu wydaje mi się wręcz odpychające.
No ale znowu całkiem zrezygnować? A może coś się wówczas ważnego przegapi?
Załącznik:
DSC09433.JPG
DSC09433.JPG [ 190.11 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Załącznik:
DSC09440.JPG
DSC09440.JPG [ 170.22 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Załącznik:
DSC09443.JPG
DSC09443.JPG [ 204.68 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Spróbowaliśmy ostrożnie. Za Uis, blisko drogi była wioska wyglądająca na zamieszkałą a na jej skraju
panie Himba rozstawiły kramy z pamiątkami.
Dziewczyny potem miały o czym dyskutować:
- Ale jaki ten chłopczyk był śliczny!
- A widziałaś, jaka ta wysoka była ładna?
- Ciekawe, czy ta szczotka do włosów, co im dałam na coś się przyda, skoro smarują się tą gliną?
- itd. itp.
Dla mnie spotkanie może i było ciekawe ale żeby było przyjemnie - to nie. Wszystko przez to, że
koniecznie chcą nam coś sprzedać. Wiadomo, że skoro się zatrzymałeś i zrobiłeś ludziom nadzieję, to
powinieneś nabyć drewnianego nosorożca, żyrafę czy koraliki.
Ale co jeżeli właśnie zapłaciłeś sprzedawczyni i odbierasz z jej rąk słonia a tu druga ze łzami
w oczach błaga, by od niej też kupić i teraz będziesz musiał mieć dwa słonie?
Wyglądało na to, że dając zarobić jednemu, unieszczęśliwiamy wielu innych, bo po co nam stado
drewnianych zwierząt?
Na szczęście, na koniec, wszystko wskazywało, że był to zaplanowany i wypracowany
w bojach z klientami szantaż emocjonalny.
Gdy wsiadaliśmy do auta, nasi gospodarze mieli raczej zadowolone miny, w przeciwieństwie do nas,
bo rozdaliśmy całą zawartość lodówki, pozbyli latarki, szczotki i paru innych, raczej przydatnych
rzeczy.

Kolejny nocleg mieliśmy umówiony w okolicy Kamanjab: domek Kaoko Bush Lodge kosztował, ze śniadaniem,
ok. 400 PLN za pokój. Wszyscy nie posiadaliśmy się z radości, na myśl, że nie będziemy musieli
spać w namiocie, że będzie prysznic, gniazdko elektryczne i CIEPŁO.
Choć w okolicy Kamanjab są też różne atrakcje np. wioska kulturowa, rysunki naskalne, to nie planowaliśmy
ich oglądania, bo na drugi dzień zamierzaliśmy dojechać do Opuwo - to dość długi dystans a nie udało nam się
ustalić, jaka to droga: dobra czy zła.
Trzeba było więc ruszyć z rana.
Załącznik:
DSC09459.JPG
DSC09459.JPG [ 161.04 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Załącznik:
DSC09461.JPG
DSC09461.JPG [ 207.42 KiB | Obejrzany 6221 razy ]

Załącznik:
DSC09465.JPG
DSC09465.JPG [ 152.33 KiB | Obejrzany 6221 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 22 Cze 2024 12:24 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Dzień siódmy, to przede wszystkim jazda, jazda i jeszcze raz jazda.
Miało tak się dziać za sprawą @almukantarant, którego relację zgłębiliśmy
dokładnie i który to zamieścił w niej zdjęcia wodospadów Epupa.
Zwiedzeni ich urodą zdecydowaliśmy się na wariację północną, nadkładając
blisko 400 km w jedną stronę, żeby koniecznie te wodospady ujrzeć osobiście.

Plan był taki: dojechać do Opuwo, tam znaleźć jakieś miejsce do spania (znowu
szaleństwo improwizacji) a na drugi dzień kontynuować jazdę.
Nocowanie w domkach, oprócz wygody, ma też drugą, dużą zaletę: rano nie trzeba
bawić się ze składaniem biwaku, śniadanie dostajecie gotowe pod nos, więc
można bez większych starań wyruszyć w drogę dość wcześnie.
Okazało się, że droga (C35) a potem (C41) to równiuteńki asfalt,
z ustawionymi ograniczeniami "120 km/h" (trochę to na wyrost, bo czasem pojawiają
się zwierzęta). Wygląda też na to, że w Namibii, jeśli jest asfalt, to co kawałek
będą też miejsca do odpoczynku.
Składają się one z drzewa, stolika, ławeczek, pojemników na odpady i są zawsze
czyste i posprzątane - przyjemnie się zatrzymać.
Podróżowało się więc komfortowo i ostatecznie w Opuwo znaleźliśmy się już przed południem.
Załącznik:
DSC09471.JPG
DSC09471.JPG [ 220.46 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09472.JPG
DSC09472.JPG [ 203.75 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09475.JPG
DSC09475.JPG [ 140.82 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09489.JPG
DSC09489.JPG [ 265.05 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09490.JPG
DSC09490.JPG [ 208.43 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Powiedzieć, że Opuwo to barwne miasto, to za mało.
Wcale nie mam tu na myśli architektury czy rozwiązań urbanistycznych: to akurat prezentuje się,
w przeciwieństwie do Swakopmund i miast w centralnej części kraju - wyjątkowo rozdrypowo.
Ale za to cała reszta...
Chodnikiem, tak to nazwijmy, idzie sobie dwóch czarnoskórych malców, w eleganckich mundurkach szkolnych,
z tornistrami większymi od nich. Mijają oni grupkę dyskutujących o czymś na skraju drogi pań
Himba: odkryte piersi, włosy udekorowane czerwoną gliną, na biodrach kozia skóra, na rękach i nogach
dziesiątki bransolet i zwisające u pasa sznurki z koralików.
No i wcale nie jest to jedyny funkcjonujący tutaj trend w modzie, bo po drugiej stronie szosy,
ponownie wykażmy się dobrą wolą: "po chodniku", rządkiem jedna za drugą podążają Herero.
Herero z kolei są zapięte od kostek pod samą szyję w szeroką, kolorową, przypominającą trochę
starodawną krynolinę suknię. Na głowie nakrycie, wygląda jak wielkie rogi obwiązane kolorową
apaszką. Pewnie musi to być bardzo praktyczny ubiór, bo dużo osób tak się nosi.
Reszty dopełniają: pasterz z długą laską, skórą narzuconą na grzbiet i mnóstwem kóz, które zatrzymały
ruch, drobnej budowy dziewczyny niosące na głowach pakunki wielkości szafy i niedaleko rozstawiony
na czterech tyczkach daszek z napisem "Register here!". Pod daszkiem siedzą panowie pod krawatem
a wokół nich kręcą się i Himba i Herero i tradycyjnie ubrani ludzie: zbliżają się wybory, żeby
w nich uczestniczyć, trzeba znaleźć się na liście uprawnionych do głosowania.
Takie daszki mijaliśmy później kilkakrotnie w, wydawałoby się, całkiem odludnym terenie.

Niestety, naczytałem się, że ludzie strasznie się tu denerwują gdy robić im zdjęcia,
poza tym trzymałem kierownicę, szukałem parkingów, starałem się nikogo nie rozjechać,
omijałem kozy, oganiałem się przed chętnymi do pilnowania samochodu albo rozdawałem im napiwki -
i zabrakło mi czasu oraz energii na aparat fotograficzny.
Żałuję.

Dzięki asfaltowi tempo podróży było bardzo dobre, więc zrezygnowaliśmy z noclegu w Opuwo - zanocujemy
tu jutro, w drodze powrotnej. Zrobiliśmy zakupy i ruszyli w stronę Epupa.
Dalej, na drodze (C43) już żadnych śladów asfaltu nie ma, choć na mapie jest ona namalowana grubą kreską.
Załącznik:
DSC09493.JPG
DSC09493.JPG [ 202.36 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09494.JPG
DSC09494.JPG [ 178.69 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09499.JPG
DSC09499.JPG [ 168.38 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09500.JPG
DSC09500.JPG [ 259.73 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09501.JPG
DSC09501.JPG [ 286.58 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09504.JPG
DSC09504.JPG [ 187.53 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Trasę często przecinają koryta okresowych rzek. Teraz były one całkiem suche ale
i tak przejazd wymagał dużej ostrożności: droga opada niespodziewanie w zagłębienie, w którym są położone
betonowe płyty stanowiące bród w porze deszczowej. Jeżeli przesadzimy z prędkością, można nie trafić
na ten beton lub koło zsunie się z jego krawędzi i wówczas raczej będzie przerwa w podróży.
Zatem z Opuwo do Epupa jedzie się powoli, zwłaszcza, że droga jest malownicza i warto od czasu
do czasu zjechać na pobocze i poprzyglądać się krajobrazowi.

Nocleg mieliśmy tym razem na kempingu, w namiotach: Omarunga Epupa Camp Site. Przyjechaliśmy dzień
wcześniej niż zakładała rezerwacja ale nikt nam nie robił kłopotów. Wprawdzie miejsce było trochę
gorsze, bo nie bezpośrednio nad rzeką, ale jak się okazało, nie miało to praktycznego znaczenia
a na dodatek nie zachodziła konieczność opędzania się od krokodyli.
Nocleg ten jest dostępny na booking, kosztował ok. 250 PLN za samochód, wydaje mi się jednak, że
miejscówkę tutaj trzeba rezerwować, podobnie jak w NWR, z dużym wyprzedzeniem.
Załącznik:
DSC09509.JPG
DSC09509.JPG [ 214.58 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Nie posiadaliśmy się z radości, bo mając rano przed sobą 380 km sądziliśmy, że wodospady zobaczymy dopiero
nazajutrz. A tu proszę, dzisiaj i jeszcze kawał dnia był przed nami.
Najważniejsze miejsce widokowe jest pewnie ze dwieście metrów od kempingu, pogonilimy tam czym prędzej,
jak tylko udało się ustawić samochód.
Załącznik:
DSC09513.JPG
DSC09513.JPG [ 261.8 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09517.JPG
DSC09517.JPG [ 207.94 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09525.JPG
DSC09525.JPG [ 233.69 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09532.JPG
DSC09532.JPG [ 233.54 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09533.JPG
DSC09533.JPG [ 179.36 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

- Ładnie? Ładnie.
- Warto było tłuc się 400 km? Warto.
Nie wystąpiła tu żadna różnica zdań, a że było ciepło i droga nas nie wymęczyła,
po raz pierwszy nie padliśmy od razu na nos lecz udało się trochę posiedzieć przy grilu
i omawiać jakie to szczęście nas spotkało, że tu jesteśmy i na co to można było się napatrzeć.
Wydawało się, że wszystko najważniejsze w tym miejscu już za nami, jutro rano jeszcze raz przejdziemy się
nad wodospad, zrobimy mu pa,pa i w drogę, do Olifantsrus, już w Etosha Park.
Jednak "kto rano wstaje ...", a wstaliśmy jeszcze przed wschodem ...
Tak naprawdę Epupa Falls pokazały się nam dopiero na drugi dzień.
Załącznik:
DSC09545.JPG
DSC09545.JPG [ 146.15 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09550.JPG
DSC09550.JPG [ 135.67 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09551.JPG
DSC09551.JPG [ 134.39 KiB | Obejrzany 6034 razy ]

Załącznik:
DSC09552.JPG
DSC09552.JPG [ 120.22 KiB | Obejrzany 6034 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 23 Cze 2024 20:20 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Ósmego dnia rano poszliśmy oglądać wschód słońca.
Gdyby ktoś sądził, że tak oglądamy ciągle te wschody, bo lubimy albo
mamy taką obsesję, to - nie. Po prostu jakoś trudno jest w tych namiotach dotrwać
do rana, a jak już się wstanie, no to co można robić przed świtem,
gdy kubek po herbacie zrobił się pusty?

Nad wodospadem, przy głównej gardzieli, gdzie woda najbardziej się kotłuje,
teraz byliśmy sami. Wczoraj nawet tęcza była okupowana przez grupkę "turystów na bogato",
którym podawano przy wodospadzie szampana.
Przyroda jeszcze nie nabrała kolorów, bo słońce kryło się za horyzontem ale popatrzeć
w spokoju było przyjemnie.
Pewnie 99% zdjęć z Epupa, które można poogladać w necie, w filmach na YT zostało zrobionych
w tym właśnie miejscu, pozostały 1% wykonano przy pomocy drona.

Korzystaliśmy z okazji, że nikt nie utrudnia przechodzenia z kamienia na kamień i kręciliśmy
się po okolicy. I wtedy dokonaliśmy ODKRYCIA!
Wszyscy, którzy byli tu przed nami i teraz pokazują światu swoje zdjęcia tak naprawdę
Epupa nie widzieli. My jesteśmy PIERWSI!
Otóż - 100 m od gardzieli jest pagórek, raczej nędzny, więc można na niego wejść
bez jakiegokolwiek problemu, byle tylko nie trafić na coś jadowitego w trawie.
A potem z tego pagórka na drugi, trochę wyższy...
I wtedy dopiero zobaczymy Epupa Falls...
Miejsc, gdzie chmury wody rozbitej w drobiki buchają w górę jest mnóstwo.
Cała okolica jest pokryta setkami większych lub mniejszych kaskad, strumieni, kanionów i gardzieli.
Przez godzinę staliśmy jak urzeczeni i nie wiedzieli, czy cieszyć oczy doraźnie czy próbować zapakować
widok na kartę pamięci w aparacie i telefonie.
Od razu było zaskakująco niezwykle ale z początku jednak trochę szaro, potem pierwsze promienie wymknęły się
zza horyzontu i zaczął się spektakl: para buchała i kłębiła w słońcu, strumienie się skrzyły,
pnie baobabów odbijały poranne promienie prawie jak lustro.
Załączam parę zdjęć, ale, zapewniam, że chociaż się starałem, to Państwo tego nie widzą i nie zobaczą,
póki sami na ten pagórek się nie wgramolą.
Załącznik:
DSC09569.JPG
DSC09569.JPG [ 201.19 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09577.JPG
DSC09577.JPG [ 233.58 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09578.JPG
DSC09578.JPG [ 234.63 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09580.JPG
DSC09580.JPG [ 279.26 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09582.JPG
DSC09582.JPG [ 319.77 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09583.JPG
DSC09583.JPG [ 312.73 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09584.JPG
DSC09584.JPG [ 197.49 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09585.JPG
DSC09585.JPG [ 248.1 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09589.JPG
DSC09589.JPG [ 195.18 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09590.JPG
DSC09590.JPG [ 234.51 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09591.JPG
DSC09591.JPG [ 224.62 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09592.JPG
DSC09592.JPG [ 225.25 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Kiedy schodziliśmy w dół, znalazłem w trawie przewróconą tabliczkę z informacją, że za wejście
na górkę trzeba zapłacić 50N$ (ok.12 PLN) - wyglądało więc na to, że ktoś tu kiedyś już przed nami był.
Ale na pewno nie miał ze sobą aparatu fotograficznego.
Załącznik:
DSC09599.JPG
DSC09599.JPG [ 243.05 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09598.JPG
DSC09598.JPG [ 236.54 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09602.JPG
DSC09602.JPG [ 233.68 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Dzisiaj mieliśmy dojechać tylko do Opuwo, więc pośpiech nie był potrzebny, w drodze znaleźliśmy się
po 11.00 Tutaj, na północy, jedzie się zupełnie inaczej - ponieważ wzdłuż drogi widać co jakiś czas
wioski, czasem kogoś idącego poboczem, często też trafiają się na drodze stada kóz lub krów.
Przechodnie, zwłaszcza młodzi, zwykle machają w stronę samochodu, tak jakby chcieli go zatrzymać a czasem
wręcz pchają się pod koła. Najpierw mnie to irytowało, potem pomyślałem, raz kozie śmierć, zobaczę
o co chodzi i zatrzymałem się. Młody człowiek stał przy odsuniętym oknie z niepewną miną, zapytany,
w czym można mu pomóc zapomniał języka w gębie, pomachał tylko na "do widzenia" i na tym nasza
znajomość skończyła się.
Załącznik:
DSC09615.JPG
DSC09615.JPG [ 174.13 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09616.JPG
DSC09616.JPG [ 291.47 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Historia powtórzyła się dokładnie w ten sam sposób jeszcze ze trzy razy, aż okazało się, że faktycznie
pomoc jest potrzebna: musiałem wyciągnąć sprężarkę i pompowaliśmy koło od motoroweru.
Potem jeszcze jego dwaj pasażerowie zapytali o wodę. Najpierw, po doświadczeniach przy straganach,
gdzie wzięliby od ciebie wszystko, co tylko masz i co do głowy im przyjdzie - odmówiliśmy.
Po chwili refleksji oddaliśmy im napoczęty baniaczek. Rzucili się na niego jak szaleni i w minutę
pięć litrów zniknęło.
Wyglądało na to, że utknięcie z jakiegoś nawet błahego powodu na pustkowiu, w słońcu - to nie przelewki.

Ok. 40 km przed Opuwo, blisko drogi jest wioska kulturowa Himba, odwiedziliśmy ją.
Jeżeli już decydować się na tego rodzaju doświadczenie, to chyba było to dobre miejsce.
Wioska znalazła sobie managera albo manager znalazł sobie wioskę, w każdym razie bliskie spotkania
trzeciego stopnia odbywają się na jasnych zasadach: płacisz managerowi określoną stawkę, on oprowadza
cię po wiosce a tam nikt się na ciebie nie boczy, jesteś wręcz mile widziany, bo przecież dałeś zarobić.
Ze zdjęciami też nie ma jakiegokolwiek problemu.
Wszyscy byliśmy zgodni: warto było tu zajrzeć, ciekawie było porozmawiać i dowiedzieć się, jak żyją:
jaka jest rola kobiety, jaka mężczyzny, jak wygląda edukacja, religia itd.itd. ale jednocześnie
było to doświadczenie przygnębiające.
Dlaczego? Sami do końca nie wiemy.
Załącznik:
DSC09617.JPG
DSC09617.JPG [ 216.97 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09619.JPG
DSC09619.JPG [ 191.38 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09622.JPG
DSC09622.JPG [ 184.66 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09628.JPG
DSC09628.JPG [ 171.24 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09634.JPG
DSC09634.JPG [ 279.81 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

Załącznik:
DSC09648.JPG
DSC09648.JPG [ 197.04 KiB | Obejrzany 5704 razy ]

W Opuwo spaliśmy w domku Royal Lodge, zarezerwowanym ad'hoc na booking. Pokój w cenie ok. 400 PLN
ze śniadaniem. Może kwatera niekoniecznie była royal, ale byliśmy zadowoleni głównie ze względu na
nowe doświadczenie: nie mają tam swojej stołówki i dają voucher na posiłek w restauracji w mieście.
Byliśmy więc na kolacji i śniadaniu w lokalu odwiedzanym też przez miejscowych - okazał się on
pod każdym względem porządny i było smacznie.
Góra
 Profil Relacje PM off
13 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 26 Cze 2024 10:26 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Dziewiątego dnia, po raz pierwszy w Namibii - NUDZIŁEM SIĘ, działo się to pomiędzy 10.00, gdy
zakończyliśmy tankowanie na stacji Shell w Opuwo a godziną 12.30.
Najwidoczniej zaczęliśmy się powoli przeistaczać się z afrykańskich żółtodziobów w wyjadaczy,
nie wiem w zasadzie na czym konkretnie miałoby to polegać, ale otoczenie to wyczuwało na odległość.
I otoczenie przestało nam próbować wcisnąć bransoletkę albo koraliki za 150 N$ lecz skromnie proponowało
już tylko 50 albo nawet 20 N$.
W związku z tym dziewczyny zwolniły długo powstrzymywane wodze, zaopatrzyły się w mnóstwo biżuterii
zrobionej ze skorupek strusiego jajka, pasków pcv, drewnianych koralików i jeszcze innych,
drogocennych materiałów.
Teraz w samochodzie krajobrazy za oknem całkiem przestały się liczyć a panie przymierzały, porównywały
i zachwalały sobie nawzajem zrobione zakupy.
Chwilami już, już zdawało się, że zostanę włączony do zabawy:
- Jak to się zapina ???
- Oooo, chyba się zepsuło, bo samo się rozpięło.
- Może Tomek coś wymyśli?
Ale koniec końców, nie byłem do niczego potrzebny.

O 12.30 znaleźliśmy się przed Galton Gate, zachodnią bramą do Parku Etosha i wszystko znów
wróciło do normy. Dużego ruchu nie było, widziałem, że w zeszycie strażnicy odnotowali dzisiaj tylko
kilkanaście samochodów. Przed wjazdem najpierw rozmawia się ze strażnikiem właśnie, który
mówi, jak należy zachowywać się w parku, wypytuje czy aby nie mamy ze sobą broni, amunicji albo drona.
Jeżeli nie liczyć repelentów na komary, to broni nie posiadaliśmy, ale drona - tak.
Został on omotany bawełnianym sznurkiem, bo nikt nie chciał mi wierzyć na słowo, że nie będę nim
straszył zwierząt. Sznurek miał być przecięty przy wyjeździe.
Nie wiem jakie są uprawnienia kontrolne strażników i czy mogliby sprawdzić, czy w samochodzie nie
posiadam niezadeklarowanej kontrabandy. Jakieś pewnie są, bo przy wyjeździe z parku musiałem
pokazać zawartość lodówki - patrzyli, czy nie wywożę upolowanego zwierzaka.
Załącznik:
DSC09653.JPG
DSC09653.JPG [ 168.25 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Poza pierwszym dniem, gdy przyszło nam podróżować po nocy i zwierzęta wręcz pchały się pod koła:
widywaliśmy tylko nieliczne, pojedyńcze antylopy albo strusie. No, może z wyjątkiem Sandwich Harbour,
gdzie pomiędzy wydmami grasowały springboki i oryksy.
Nastawialiśmy się zatem, że jeżeli w Etosha uda się zobaczyć słonia, żyrafę czy zebrę, to trzeba
będzie mieć trochę szczęścia i przyłożyć się do cierpliwego wypatrywania zwierząt.
Pierwszych dziesięć kilometrów jazdy, po drodze niczym nie różniącej się od tych, jakimi jeździliśmy
od ponad tygodnia, tylko utwierdziło nas w tym przekonaniu.
Gdy więc nagle, bardzo blisko samochodu zobaczyliśmy cztery zebry, wpadliśmy niemal w euforię.
A potem było już tylko lepiej..., zebr przybywało, pokazały się springboki, oryksy a w oddali, chyba,
chyba... Taaak! ŻYRAFA!
Załącznik:
DSC09659.JPG
DSC09659.JPG [ 268.49 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Gdy dojechaliśmy do pierwszego oczka wodnego - odebrało nam mowę.
Zachodnia Etosha jest znacznie rzadziej odwiedzana niż jej wschodnia część, więc byliśmy tu sami
i przez godzinę mogliśmy patrzeć na paradę zwierząt - przychodziły w niekończących się procesjach
do wodopoju. Czasem zaspokoiły swoją potrzebę i znikały po chwili za horyzontem, czasem zostawały
na popas dłużej. Mieliśmy wszystko: dziesiątki zebr, setki springboków, żyrafy, gnu, wpadło i pogoniło
czym prędzej dalej stado guźdźców, pojawił się kudu z całym swoim haremem.
Załącznik:
DSC09698.JPG
DSC09698.JPG [ 207.22 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09702.JPG
DSC09702.JPG [ 184.88 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09710.JPG
DSC09710.JPG [ 206.22 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09712.JPG
DSC09712.JPG [ 215.61 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09713.JPG
DSC09713.JPG [ 166.82 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09718.JPG
DSC09718.JPG [ 203.49 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Do dobrego łatwo się przyzwyczaić a do szczęścia brakowało nam słoni.
- Tam, tam, całe stado słoni!
- Eeeee, nie to tylko gnu.
Pewnie z setka potężnych, masywnych, czarnych sylwetek "najbrzydszej" antylopy a tu tymczasem: "Eeee".
Do czego to prowadzi nadmiar dobrobytu...
Załącznik:
DSC09724.JPG
DSC09724.JPG [ 175.17 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09729.JPG
DSC09729.JPG [ 265.76 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09742.JPG
DSC09742.JPG [ 150.93 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09752.JPG
DSC09752.JPG [ 166.71 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Słonie też zobaczyliśmy, jeszcze tego samego dnia, na kempingu Olifantsrus.
W zachodniej części Etoshy możecie zanocować właśnie tutaj, w namiocie, chyba, że wybierzecie komfort
w "Dolomite Lodge", znacznie bliżej bramy wjazdowej.
Noc była bardzo chłodna, zmarzliśmy jeszcze bardziej niż w Spitzkoppe, nawet widać było miejscami
lekki szron. Ale warto zostać tu na noc: w Olifantsrus przy oczku wodnym postawili piętrową platformę
obserwacyjną, u góry otwartą, u dołu zabezpieczoną szkłem.
Załącznik:
DSC09760.JPG
DSC09760.JPG [ 222.03 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09761.JPG
DSC09761.JPG [ 235.93 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09763.JPG
DSC09763.JPG [ 262.92 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09766.JPG
DSC09766.JPG [ 195.26 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09768.JPG
DSC09768.JPG [ 224.08 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09769.JPG
DSC09769.JPG [ 67.29 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

O zachodzie słońca u wodopoju pojawiły się słonie, dzisiaj wprawdzie tylko dwa, później liczyliśmy
już nie pojedyńcze zwierzaki ale stada, lecz nigdy nie mogliśmy znaleźć się tak blisko nich, jak tutaj.
Można było przypatrywać się im albo z góry albo z "parteru", niemal oko w oko. Szyba niestety po drodze,
ale bez niej z całą pewnością czekałaby nas błotna kąpiel.
Załącznik:
DSC09779.JPG
DSC09779.JPG [ 129.34 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Załącznik:
DSC09781.JPG
DSC09781.JPG [ 113.33 KiB | Obejrzany 5009 razy ]

Ta nienaturalnie wyglądająca pomarańczowa poświata na zdjęciach jest całkowicie naturalna i ani trochę
nie ulepszona. Horyzont tutaj jest wyjątkowo prosty, nic nie zakłóca idealnej płaszczyzny i dzięki
temu słońce urządziło takie przedstawienie, chyba jako rekompensatę za szczególnie zimną noc.
Pod wieczór było pewnie z pięć stopni, ale pracownicy kempingu poubierali się jak my w Polsce, gdy
zapowiadają minus dwadzieścia. Bardzo przeżywali ten drastyczny spadek temperatury w okolice zera
i rano długo i namiętnie komentowali to szczególne zjawisko.
Załącznik:
DSC09783.JPG
DSC09783.JPG [ 113.55 KiB | Obejrzany 5001 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
13 ludzi lubi ten post.
Gadekk uważa post za pomocny.
 
      
#12 PostWysłany: 27 Cze 2024 21:42 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Dzień dziesiąty miał być najspokojniejszym dniem w całej wyprawie: do przebycia tylko trochę ponad sto kilometrów,
liczne postoje przeznaczone na obserwację zwierząt a wieczorem - przytulny nocleg w domku, w cieple i wygodnym łóżku.
Słowem: miała być laba i w zasadzie prawie była.
Kemping w Olifantsrus zapełnił się wczorajszego wieczora po brzegi, żadne miejsce nie było wolne, a dzisiaj, z rana całkowicie
opustoszał - ani jedno miejsce nie było zajęte. Wszyscy poskładali namioty najszybciej, jak umieli i ruszyli na safari.
Pomimo starań, wyjechaliśmy ostatni, no może prawie ostatni: wyprzedziliśmy rodzinę z dwójką malutkich dzieci.
Załącznik:
DSC09805.JPG
DSC09805.JPG [ 172.49 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Załącznik:
DSC09808.JPG
DSC09808.JPG [ 220.27 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Załącznik:
DSC09810.JPG
DSC09810.JPG [ 186.97 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

W zachodniej części Etosha trasa jest bardzo prosta, praktycznie, poza krótkimi zjazdami w stronę oczek wodnych, nie ma żadnych
innych wariantów podróżowania - jedziemy główną drogą, innej nie ma.
Mimo to, przydaje się mapa parku, którą można kupić przy wjeździe. Kosztuje niewiele a ma nie tylko rozrysowany układ dróg ale
pokazuje też zwierzęta, na jakie możemy się natknąć. Wiadomo, że jak zobaczymy słonia, to poznamy po trąbie, że to słoń.
Ale np. takie duże ptaszysko z czerwonym zawadiackim czubkiem, które zamiast latać, śmiesznie się porusza i brodzi w trawie?
Wystarczy przewrócić dwie kartki i wiemy, że nazywa się ono: sekretarz (chyba dlatego, bo chodzi, jak urzędnik z rękami założonymi do tyłu)
a w trawie to szuka węży.
Zatem, gdy widzimy sekretarza, wówczas nie wchodzimy w trawę, bo pewnie są węże.
W Etosha ta wiedza nam się nie przyda, bo i tak nie wolno wysiadać z samochodu. Różnie z takimi zakazami bywa, tutaj ani razu nie zauważyłem,
żeby ktoś lekceważył obowiązującą regułę.
Bardzo utrudnia to robienie zdjęć, jest też kłopot, gdy musimy do toalety. I wtedy znowu przyda się mapa, na której są zaznaczone miejsca,
gdzie mimo wszystko wolno nam opuścić samochód: dojeżdżamy do ogrodzonej wysokim płotem enklawy, rozglądamy się, czy aby coś nas
nie będzie chciało zjeść, wysiadamy, otwieramy bramę, wjeżdżamy i zamykamy ją czym prędzej. I dopiero teraz można iść do kibelka.
Załącznik:
DSC09839.JPG
DSC09839.JPG [ 196.32 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Takie miejsca postojowe występują niezbyt często, warto z nich skorzystać, nawet gdy nie musimy, bo jest sposobność by kogoś tam
spotkać i zamienić parę słów. A o czym się wtedy rozmawia? Wiadomo - jakie, kiedy i gdzie zwierzaki udało się zobaczyć.
Przy takiej właśnie okazji, od małżeństwa z RPA dowiedzieliśmy się, że niedaleko, na skraju wyschniętego koryta rzeki spotkali oni lwa, który
siedzi i pilnuje upolowanej zdobyczy, więc jest szansa, że jeśli się pośpieszymy, to jeszcze go tam zastaniemy.
Tymi lwami to wszyscy tu są nakręceni, podobnie jak wschodami i zachodami słońca. Pełno najrozmaitszych, okazałych, pięknych zwierzaków, ale nie,
to nie wystarczy, koniecznie trzeba zobaczyć lwy. A lwów akurat albo za wiele nie ma albo, po prostu, trudno je wypatrzyć.
Etatowi przewodnicy komunikują się ze sobą przez radiotelefony i gdy któryś zobaczy lwa, każdy z nich już o tym wie, rzuca wszystko i na łeb, na szyję
razem ze swoimi turystami pędzi, żeby lwa zobaczyć zanim lew sobie pójdzie w swoją stronę.
Sami też od początku ulegaliśmy tej niezrozumiałej ekscytacji i wszyscy ciągle w samochodzie o tych lwach...
- Żyrafy, o jakie piękne ... A kiedy będzie lew?
- Ale wielkie stado! I jak te springboki skaczą! To może tu jest gdzieś lew?
itd. itd.
Nic dziwnego więc, że na taką wiadomość, też na łeb, na szyję - popędziliśmy nad wyschnięte koryto rzeki.
Lew a dokładnie to lwica - była na swoim miejscu.
Jestem jednak w stu procentach pewien, że gdybyśmy o niej nie wiedzieli a przejażdżali tuż obok - za nic w świecie nie dostrzeglibyśmy zwierza.
Teraz przed nami było całe przedstawienie: martwy oryks, przy jego ciele wielki kot, który oparł przednie łapy na swojej ofierze. Obok krążyły szkale, licząc na to,
że jakaś dola im wpadnie. Wszystko odbywało się na otwartej przestrzeni a mimo to, sądzę, że Wy też mielibyście problem z wypatrzeniem drapieżnika.
Pewnie właśnie ta trudność w tropieniu powoduje, że wszyscy tak sobie lwy cenią.
Wiele zależy od szczęścia i zbiegu okoliczności: chwilę później przywędrował w to miejsce wyjątkowo olbrzymi słoń. Gdybyśmy nadjechali w tym momencie, słonia
juz raczej zauważylibyśmy, a jeżeli jego to i oryksa i szakale i lwa.
Załącznik:
DSC09814.JPG
DSC09814.JPG [ 249.68 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Załącznik:
DSC09823.JPG
DSC09823.JPG [ 303.71 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Wschodnia Etosha ma już znacznie bardziej skomplikowaną sieć dróg i bez mapki będzie trudno decydować na rozstajach, gdzie to mielibyśmy ochotę pojechać.
O ile też w zachodniej części zajeżdżaliśmy pod każde oczko wodne, tutaj tyle jest tych wodopojów, że trzeba wybierać, w przeciwnym razie dnia nie starczy.
Na mapie są wyróżnione miejsca, gdzie woda gromadzi się w naturalny sposób a gdzie sztucznie doprowadził ją człowiek.
W Afryce w ostatnich latach chyba jest susza, tak czytałem, pewnie z tego powodu wszystkie naturalne oczka, które zdarzyło się nam zobaczyć - były puste.
A jak nie ma wody - to nie ma zwierząt, więc warto zwrócić uwagę na charakter miejsca, do którego się wybieramy, zwłaszcza, gdy do pokonania jest kilkanaście
kilometrów wertepów.
Załącznik:
DSC09829.JPG
DSC09829.JPG [ 143.84 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Załącznik:
DSC09833.JPG
DSC09833.JPG [ 214.96 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

O ile początkowo każdy postój przy wodopoju stanowił niepowtarzalną atrakcję to z czasem atrakcja zrobiła się powtarzalna i powoli zaczęliśmy tęsknić za noclegiem.
Na koniec, przed dojazdem do Okakuejo pojechaliśmy jeszcze nad Etosha Pan.
Etosha Pan jest to wielkie, białe, idealnie płaskie, słone BEZKRESNE NIC. Na jego skraju spotkaliśmy jeszcze stado gnu a dalej, po horyzont: niekończąca się BIEL.
Załącznik:
DSC09846.JPG
DSC09846.JPG [ 170.46 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Widok wart każdego wysiłku, nawet tłuczenia się po wyjątkowo kiepskiej drodze i problemów z samochodem: na jednej z dziur zerwało się mocowanie namiotu do dachu.
Nie było nieszczęścia, namiot jest przytwierdzony w czterech punktach, więc pozostał na dachu, pękło jedno z połączeń, kilkumilimetrowa, stalowa blacha.
Ciężar wprawdzie pozostawał na swoim miejscu ale cała konstrukcja utraciła stabilność i na każdym wykrocie namiot podskakiwał i grzmocił z całej siły o dach auta.
Jazda w takim stanie gwarantowała, że za chwilę zerwą się pozostałe uchwyty albo będziemy mieli dziurę w dachu.
Baaardzo powoli dotarliśmy do Okakuejo. Miał to być najwspanialszy nocleg w całej podróży, wydaliśmy ponad 1tys. PLN na domek, przy samym oczku wodnym, które,
jak czytaliśmy, jest szczególnie często odwiedzane przez zwierzęta i prawie dzień w dzień gwaranuje niepowtarzalny spektakl od zmierzchu do świtu.
Tymczasem, zamiast odpoczynku czekało mnie szukanie mechanika, który zechce wieczorem zabrać się za spawanie urwanego żelastwa.
Zanim wyjechałem, wypakowałem jeszcze cały bagażnik, żeby dostać się do skrzynki z różnymi "przydasiami", przygotowanej przez Safari Car Rental.
Gość, który ją zapakował był GENIUSZEM! Znalazłem dwie, nietypowo grube i nietypowo długie trytytki. Resztki zerwanego zaczepu tkwiły nadal przy dachu, umocowane na dwóch grubych śrubach.
Jednym końcem zaczepiłem trytytkę o te resztki, drugim o teraz luźno kłapiący reling, ściągnąłem, potem dołożyłem drugą trytytkę, spróbowałem się przejechać.
Trzymało, nie wiadomo na jak długo, ale na razie trzymało.
Ufff...
Trytytki wytrzymały do samego końca podróży.
Załącznik:
DSC09854.JPG
DSC09854.JPG [ 294.26 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Nocleg o Okakuejo okazał się fenomenalny! Gdybym zamiast tu siedzieć szukał mechaników, strata byłaby straszna.
Takiego pokazu zwierząt, jak tutaj, i to przy samym progu domku nie widzieliśmy wcześniej i nie zobaczyliśmy już później.
Najpierw zjawiło się stado słoni, kilkadziesiąt dużych, średnich, małych i całkiem malutkich. Gdy sobie poszły, pokazały się nosorożce.
Potem zawitał wielki samotny słoń, który zabrał się za przeganianie nosorożców, on je przepędzał a one potulnie zwiewały, robiły kółko i wracały nad wodę.
Wtedy słoń się irytował, trąbił, tupał i zabawa była od nowa. Z ciemności zaczęły wyłaniać się żyrafy, jedna, druga, trzecia, przy dziesiątej juz przestaliśmy liczyć.
Wydawało się, że żyrafy i nosorożce zawładną teraz wodopojem ale nadeszło kolejne stado słoni, też kilkadziesiąt sztuk.
O zebrach, guźdźcach i antylopach nawet nie wspominam.
Mam postanowienie, że jeżeli kiedyś jeszcze trafię do Namibii, to zostanę w Okakuejo co najmniej na dwie noce.
Załącznik:
DSC09876.JPG
DSC09876.JPG [ 229.6 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Załącznik:
DSC09877.JPG
DSC09877.JPG [ 173.06 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Załącznik:
DSC09898.JPG
DSC09898.JPG [ 178.61 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Załącznik:
DSC09903.JPG
DSC09903.JPG [ 184.59 KiB | Obejrzany 4588 razy ]

Załączniki:
DSC09904.JPG
DSC09904.JPG [ 178.62 KiB | Obejrzany 4588 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#13 PostWysłany: 29 Cze 2024 13:49 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Jedenastego dnia rano nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to już pożegnanie
z szutrowymi drogami Namibii. Gdy pod wieczór minęliśmy Namutoni, zaczął się
asfalt. Ciągnął się bez przerwy do bramy Lindenquista, gdzie przecięli sznurek,
którym był spętany nasz dron, sprawdzili lodówkę i pożegnali z Etosha.
Równa nawierzchnia została z nami już na stałe, aż do Windhoek.
Załącznik:
DSC09909.JPG
DSC09909.JPG [ 184.61 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC09912.JPG
DSC09912.JPG [ 154.98 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Zanim się to jednak stało, przed nami był kolejny dzień powolnej jazdy, niewiele
powyżej stu kilometrów do przebycia. Jeżeli popatrzycie na zdjęcia, jakie udało się zgromadzić,
pewnie dojdziecie do wniosku, że to powtórka z wczoraj: zwierzęta, zwierzęta
i jeszcze raz zwierzęta. Więc może trzy dni w Etosha to za dużo?
Zapewniam, że nie, Państwo tego na zdjęciach nie widzą, Państwo muszą tu zajrzeć osobiście:)
Wraz z kolejnymi kilometrami na wschód park zmienił się: pojawiło się znacznie więcej zwierząt,
stada zebr czy antylop dochodziły do kilkudziesięciu a czasem kilkuset sztuk.
Zwierzęta krążyły też znacznie bliżej samochodu, często wkraczając na drogę - zoom w aparacie
mógł odpocząć.
Załącznik:
DSC00003.JPG
DSC00003.JPG [ 174.84 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC00004.JPG
DSC00004.JPG [ 230.64 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC00008.JPG
DSC00008.JPG [ 184.24 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC00013.JPG
DSC00013.JPG [ 158.71 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC00021.JPG
DSC00021.JPG [ 248.19 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Wypatrzenie słoni, żyraf czy nawet, teraz już pospolitych, antylop w ich zwykłym otoczeniu
daje znacznie większą satysfakcję, niż podglądanie przy wodopoju.
Można popatrzeć np. na gody zebr (określenie: "końskie zaloty" jak najbardziej jest tu na miejscu)
a czasem wypatrzeć coś bardziej szczególnego: Autorka przewodnika pisała, że bardzo zależało jej
na sfilmowaniu skoków springboków i raz nawet naraziła się, w związku z tym, ochronie parku,
bo zbyt późno zjawiła się przy wyjeździe. A nam się udało to podskakiwanie ujrzeć, zupełnie przez
przypadek oczywiście, ale satysfakcja pozostała.
Wiadomo, że antylopy ciągle skaczą, tu chodziło o szczególne ich zachowanie: springbok, gdy jest bardzo
zagrożony, to wiadomo, jak każdy - zwiewa ile sił w nogach. Ale gdy się boi tylko trochę, to demostruje
"zobacz jaki jestem zwinny, nie masz szans mnie dopaść, próbuj raczej zjeść mojego kolegę".
W tym celu wybija się w miejscu, na prostych nogach na metr w górę i wygląda jak skacząca w miejscu piłeczka.
No i teraz wyobraźcie sobie całe stadko springboków, które tak śmiesznie podskakuje.
Załącznik:
DSC09928.JPG
DSC09928.JPG [ 141.75 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC09951.JPG
DSC09951.JPG [ 190.28 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC09953.JPG
DSC09953.JPG [ 175.82 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC09956.JPG
DSC09956.JPG [ 134.34 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Satysfakcję daje też wypatrzenie lwa. Gdy się tego nauczyć, łatwo drapieżniki zobaczyć, nawet
gdy się dobrze schowają. Technikę tropienia lwów mamy teraz w jednym palcu.
Otóż: trzeba bardzo bacznie patrzeć, czy gdzieś nie zatrzymał się jakiś samochód albo najlepiej dwa
obok siebie. A jeżeli już są trzy - to macie jak w banku, że w okolicy tych aut siedzi wielki kot.
Podjeżdżacie, patrzycie w tą samą stronę, co wszyscy i wtedy macie szansę go zobaczyć.
Szansę, bo nawet jeśli jest od Was oddalony tylko o kilkanaście metrów, niekoniecznie go wypatrzycie.
Popatrzcie na załączone dwa zdjęcia: pierwsze odpowiada mniej więcej temu, co widać wprost z okna samochodu,
strzałką zaznaczyłem miejsce, gdzie są obok siebie dwa lwy: jeden leży, drugi siedzi.
Widać coś? Drugie zdjęcie, to zoom, kadr z filmiku - ruch zwierząt znacznie łatwiej dostrzec.
Jak to się stało, że ludzie je wypatrzyli z jadących aut? Nie mam pojęcia, podejrzewam, że może
to jakieś stałe legowisko i przewodnicy o nim wiedzą.
Załącznik:
DSC00033.JPG
DSC00033.JPG [ 393.62 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
SnapShot1.jpg
SnapShot1.jpg [ 234.56 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Na drodze pomiędzy Okaukuejo a Namutoni koniecznie trzeba zjechać do punktu widokowego na Etosha Pan.
W przeciwieństwie do tego z wczoraj, nie jest on położony na skraju solniska lecz w jego głębi.
Wprawdzie tylko dwa, trzy kilometry, ale z każdej strony będziecie otoczeni słoną białością.
Aż po horyzont. Jest też tutaj dyspensa na wysiadanie z auta, dzięki temu można cieszyć się widokami do woli
i robić różne ciekawe zdjęcia.
Moim zdaniem, to atrakcja tej samej rangi, co solniska na Atacamie. Tam wprawdzie można po nich jeździć,
ale dotarcie na miejsce może trwać cały dzień albo i dwa, a tutaj - bez wysiłku, przy okazji safari.
Załącznik:
DSC09930.JPG
DSC09930.JPG [ 63.19 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC09961.JPG
DSC09961.JPG [ 188.95 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Załącznik:
DSC09983.JPG
DSC09983.JPG [ 158.93 KiB | Obejrzany 4223 razy ]

Tym razem była kolej na nocleg w namiotach, zrobiło się ciepło i teraz była to przyjemność, zwłaszcza,
że wg planu to też pożegnanie ze spaniem na dachu, jutro domki w Waterberg, pojutrze, przed wylotem, hotel
w Windhoek.
Kemping, który mieliśmy zarezerwowany przez booking: "Onguma Comfort Campsite" jest dosłownie dwadzieścia
metrów za bramą parku, więc gdyby brakowało miejsc w Namutoni lub pojawił się kłopot w komunikacji
z NWR - nic nie stracicie biwakując tutaj. Miejsce na samochód jest dość drogie, kosztuje ok. 400PLN
przy czterech osobach, ale udowadnia, że "comfort" w nazwie kempingu ma sens.
Dostaniecie do wyłącznej dyspozycji duży plac, własną łazienkę, ubikację, grila a przy recepcji jest
piękna restauracja nad dużym oczkiem wodnym.
Wieczorem oprócz dikdików pojawiły się przy nim hieny, których do tej pory nie udało nam się spotkać.
Wcześniej narzekaliśmy na zimno w namiotach a teraz zrobiło się nam szkoda, że rozkładamy je ostatni raz.
Załącznik:
DSC00044.JPG
DSC00044.JPG [ 240.93 KiB | Obejrzany 4223 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
Gadekk uważa post za pomocny.
 
      
#14 PostWysłany: 02 Lip 2024 21:46 

Rejestracja: 04 Cze 2015
Posty: 259
Loty: 19
Kilometry: 100 280
srebrny
Dwunastego dnia - z jednej strony żałowaliśmy, że to już prawie koniec podróży i jedziemy asfaltową drogą a z drugiej strony,
gdy po południu trafiła się okazja, żeby jeszcze raz coś ciekawego przeżyć - całkiem zabrakło nam energii.
Przejazd przez Bramę Lindequista przerzucił nas do innej rzeczywistości, nie tylko ze względu na asfalt. Widać, że centralna część kraju jest
zdecydowanie lepiej rozwinięta, nie ma też wiosek Himba czy Herero. Po drodze wstąpiliśmy do miasteczka Tsumeb wiedzeni informacją, że działa
tu "craft market". Była niedziela, może dlatego żadnego śladu handlu rzemiosłem nie znaleźliśmy, za to była sposobność, żeby się tu trochę pokręcić.
Ani, ani trochę wizerunek miasta nie pasował mi do moich wyobrażeń "jak to w tej Afryce jest".
Później mijaliśmy Otjiwarongo, tym razem zwiedzanie odbyło się przez okno samochodu, ale na oko też jest tu porządnie, czysto i dość bogato.
Czytaliśmy, że to obecnie najprężniej rozwijające się tereny w Namibii, zapomniałem, czym ten rozwój został spowodowany.
Załącznik:
DSC00065.JPG
DSC00065.JPG [ 205.66 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00066.JPG
DSC00066.JPG [ 269.38 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00067.JPG
DSC00067.JPG [ 164.17 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00072.JPG
DSC00072.JPG [ 234.53 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Nie do końca napisałem wczoraj prawdę, że pożegnaliśmy się z drogami gruntowymi - ostatnie kilometry, pewnie ze dwadzieścia, przed
Waterbergiem nie mają asfaltu. A pod sam koniec jest znowu malowniczo jak w Etoshy, na drogę pchają się springboki, guźźce, widać też
dikdiki. Nam chodziło jednak o nosorożce.
Do Waterberg przyjeżdża się dlatego, że jest tu ładnie i można wyruszyć na pieszy szlak, kilka wariantów do wyboru, albo pojechać
na safari i zobaczyć nosorożce, których tutaj jest pod dostatkiem. Zapomniałem czy są to nosorożce białe czy czarne, ale tym
akurat nie ma co się kierować, okazuje się że białe nosorożce są szare a czarne też są szare i to dokładnie tak samo szare jak te białe.
No to czym się różnią? Różnią się nazwą i kształtem uszu.

Nosorożców w Waterberg nie zobaczyliśmy wyłącznie z powodu własnego lenistwa, choć gospodarze Waterberg Wilderness Lodge też
w tym ciut ręce maczali. Po przyjeździe okazało się, że domki, jakie sobie zarezerwowaliśmy są nad wyraz pociagające: Wyobraźcie sobie
baaardzo rozległą dolinę, która wygląda jak gigantyczna misa gęsto obsadzona drzewami i krzewami pomalowanymi przez jesień
a wokół tej doliny, na szczycie, jest dopasowana do reszty korona ze skał. Na zboczu stoi wasz domek, z komina idzie dym,
bo w piecu napalili drewnem, żeby zagrzać wodę. Domek ma wielki taras, który dzięki temu, że został podparty
na kilku słupach, unosi się nad pochyłością. Możecie sobie teraz siedzieć albo leżeć na tym tarasie i patrzeć się na to wszystko, słuchać jak drą się
małpy i ptaki, których wrzask całą tą dolinę wypełnia.
Tak nas ta perspektywa oczarowała, że nie zapisaliśmy się na popołudniowe safari z nosorożcami, zdecydowaliśmy, że pojedziemy jutro rano.
A teraz, skoro jest wczesne popołudnie, będziemy zażywać pełnego relaksu, pewnie pierwszy raz, odkąd ruszyliśmy w drogę.
Później poszedłem do recepcji umówić poranną wycieczkę, już, już miałem wpłacić należność za usługę, gdy pani zakomunikowała, że startujemy o 6.00,
wrócimy mniej więcej o 11.00 a ponieważ ich regulamin zakłada, że domek trzeba zwolnić do 10.00, to nie zdążymy, więc powinniśmy wynieść się przed świtem.
Uznaliśmy, że aż na takie bohaterstwo nas nie stać, będziemy cieszyli się ładnym i wygodnym domkiem i wyjedziemy najpóźniej, jak się da.
Załącznik:
DSC00083.JPG
DSC00083.JPG [ 265.14 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00092.JPG
DSC00092.JPG [ 222.44 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00093.JPG
DSC00093.JPG [ 240.31 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00100.JPG
DSC00100.JPG [ 221.87 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00101.JPG
DSC00101.JPG [ 240.26 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00103.JPG
DSC00103.JPG [ 162.27 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00107.JPG
DSC00107.JPG [ 182.52 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00108.JPG
DSC00108.JPG [ 196.22 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Rezerwując nocleg w Waterberg Wilderness najlepiej od razu zamówić nie tylko śniadanie ale też i kolację. W koło jest rzeczywiście "wilderness" i poza
ośrodkiem noclegowym kompletnie nic nie znajdziecie. O ile, moim zdaniem, kiepsko się tu spisali w sprawie checkoutów niedopasowanych do sztandarowej atrakcji: nosorożców,
o tyle rewelacyjnie funkcjonują gastronomicznie. Nigdy jakoś sprawa co i jak będę jeść mnie nie zaprzątała, tutaj jednak przyciągnęła uwagę.
Kolacja i śniadanie były bardzo bogate, podane ze wszystkimi szykanami. Gdyby rzecz miała miejsce np. w Swakopmund, nie byłoby to nic niezwykłego.
Ale tutaj? W kompletnej głuszy, musieli wszystko, łącznie z wypiekiem pieczywa i słodkich ciast zrobić na palnikach zasilanych z butli gazowych.
Wyobraźcie sobie, że macie do dyspozycji butlę, większy palnik turystyczny i coś na kształt grila, jaki można kupić u nas w hipermarkecie.
I przy pomocy tych narzędzi zrobicie i podacie: przystawkę na ciepło (zapomniałem już, co było), dwie zupy do wyboru, ja miałem przecieraną dyniową, drugie danie, do wyboru
dwa steki lub coś wegetariańskiego, sałatki, na deser sernik lub tiramisu - też zrobione na miejscu.
Wszystko było na dodatek serwowane sprawnie, jak miało być ciepłe, to było, no i przede wszystkim było smaczne.
Po konfrontacji zaplecza kuchennego (zajrzałem z ciekawości) z tym co i w jakim tempie trafiało na stół, uważam, że tutejszy kucharz powinien dostać jakiegoś kuchennego Nobla.

Może trochę za dużo o kolacji i śniadaniu napisałem, ale to dlatego, żeby nawiązać do ogólnego kontekstu jedzenia w Namibii.
Jeżeli ktoś chciałby się tu samodzielnie wybrać, to na pewno obok rozważań gdzie to będzie spał, jak jeździł, czym płacił,
zechce ustalić, co będzie jadł.
A co jeżeli jego wiedza o Afryce będzie podobna do naszej i uzna, że albo nic albo szarańczę?
Albo też był on kiedyś w Old Tingri, gdzie alternatywą dla herbaty z masłem jaka, sałaty z masłem jaka,
mleka jaka, szpiku z kości jaka jest tylko jajko na twardo z dżemem?
Otóż, w Namibii nic podobnego Was nie spotka, w Namibii jest normalne jedzenie i na dodatek, wszędzie,
gdzie mieliśmy okazję coś zamawiać, nawet na zupełnym odludziu - było naprawdę smacznie.
Wegetarianie mają trudniej ale z reguły, też coś dla nich w menu jest.
Generalnie, oferta restauracji jest bardzo podobna do Europy, no może poza stekami z kudu.

===============================================================

Trzynasty dzień był zapasowy, na wypadek nieprzewidzianych opóźnień w podróżowaniu. Żadne nieszczęście
nam się nie przytrafiło, nigdzie też nie było aż tak cudnie, żeby komplikować sobie życie i przedłużać
pobyt, więc dzisiaj nie mieliśmy nic specjalnego do roboty. Rano pokręciliśmy się niezobowiązująco po ścieżkach
Waterbergu a potem ruszyli w stronę Windhoek.
Trasa raczej nudna, wygodna, asfaltowa ale długa a jedyna atrakcja po drodze to Okahandija, gdzie, jak czytaliśmy
w przewodniku, jest duży targ z pamiątkami wszelkiego rodzaju.
To znaczy, inne atrakcje też są, np. można skręcić do "game resort", gdzie mieszkają pantery, wsiąść do wynajętego auta
i szukać ich po krzakach. Niestety, duch podróżników całkiem w nas podupadł i pantery podzieliły los nosorożców.
Załącznik:
DSC00135.JPG
DSC00135.JPG [ 236.75 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Targ znalazł się obok stacji benzynowej Shell, trochę odbiegał on od moich wyobrażeń, oczekiwałem, że to coś
z rozmachem. Tymczasem stoi tam kilkanaście, może trochę więcej straganów. Wybór różnych "zbieraczy kurzu" był olbrzymi
a zawsze ich trochę przywozimy z wakacji i uszczęśliwiamy nimi krewnych, znajomych i przyjaciół.
Pieniędzy w gotówce jeszcze pełno zostało, więc przebieraliśmy i kupowali, determinacja sprzedawców jest tu
trochę odstraszająca ale da się ostatecznie to przeżyć.
Niestety, nie mieli różowego flaminga z koralików i musieliśmy zadowolić się białym, trochę inaczej wygiąłem
mu szyję i nawet całkiem fajnie zaczął wyglądać. Mam nadzieję, że wnuczka się ucieszy:)
Załącznik:
DSC00136.JPG
DSC00136.JPG [ 219.56 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00137.JPG
DSC00137.JPG [ 218.11 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00143.JPG
DSC00143.JPG [ 288.65 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Około 16.00 byliśmy już w Windhoek. Hotel Tenberger Pension nie zawiódł, płaciliśmy niewiele
ponad 300 PLN a pokój był olbrzymi i na dodatek miał aneks kuchenny. Okazało się, że jest też ogrodzony
i pilnowany plac na samochód. Kamień z serca, bo po doświadczeniu z pierwszego dnia, bałem się,
żeby licho nie przyniosło znowu jakiegoś złodzieja albo włamywacza.
Jeszcze zanim wynajęliśmy auto rozważałem jego zwrot dzień przed wylotem, no ale nie było pewności,
kiedy dokładnie w Windhoek się znajdziemy. Koszt taksówki na dość odległe lotnisko też był niebagatelny,
więc opłaciło się samochód trzymać do samego końca.

Zaczęliśmy od nocnej przygody z jazdą po ciemku i tak się poskładało, że na koniec też błąkaliśmy się
w ciemności z duszą na ramieniu.
Zaczęło się od tego, że zachciało się nam wybrać do galerii handlowej, żeby coś zjeść i popatrzeć co tu
mają w sklepach.
- Aaaa, bardzo blisko, stwierdził pan z recepcji.
- A bezpiecznie jest?
- Pewnie, super bezpiecznie, całkiem spokojnie. Ale, ale... Jak nie musisz, to nie trzymaj aparatu
na szyi.
Pytałem, bo zastanawiała mnie wysoka na trzy metry stalowa brama przy hotelu, dodatkowo pilnowana przez
trzech dryblasów. Płot też nie był niższy, zwieńczony zasiekami nad którymi biegły przewody pod napięciem.
- Taaak, ale to dlatego, że tu obok jest bank, usłyszeliśmy.
Zatem nie było czego się obawiać i ruszyliśmy w drogę. Mapa w telefonie zaprowadziła nas, jak się okazało
później, nie do najbliższej galerii, tylko nieco bardziej oddalonej, dwa kilometry spaceru, więc też nie dramat.
Może ta bliżej była nieczynna?
Kolację udało się zjeść całkiem dobrze i tanio - mają tutaj swoje fast foody, zakupy też były udane,
jakkolwiek nie chodziło nam o broń i amunicję a tymczasem połowa galerii była zajęta przez uzbrojenie.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz nie było późno ale zdążył zapanować zmrok, więc żeby szybciej wrócić do hotelu,
poszliśmy prosto w jego stronę a nie jak poprzednio - "trochę na około".
Minęło pół godziny marszu a oczekiwanego skrętu w lewo za którym spodziewaliśmy się zobaczyć nasz cel -
nie było, zrobiła się też zupełna noc. Po obydwu stronach drogi ciągnęły się nieprzerwanie ogrodzenia,
które z całą pewnością wygrywały konkurencję z tym, wokół naszego hotelu. Przy każdym domu wielkie stalowe,
pokryte grubą blachą wrota, płot o podobnej konstrukcji albo, dla odmiany, pospawany gęsto z grubych na trzy palce żerdzi,
zakończonych szpikulcami. Za każdym płotem z kolei siedziała gromada psów, sądząc po odgłosach dochodzących
z ich gardeł, były prawdopodobnie wielkości niedźwiedzia. Nawet z całą pewnością, bo słysząc nas, próbowały
sforsować ogrodzenie, ujadając waliły w nie z całej siły aż się te stalowe blachy wyginały, zasieki nad ogrodzeniem
kołysały i zaczepiały o przewody pod prądem. Aż iskry leciały.
Postanowiliśmy, że będziemy szli środkiem drogi, żeby te psy trochę mniej drażnić. Na dodatek, na jej skraju
rosły drzewa. A kto to wie, czy na takim drzewie nie siedzi np. wąż, który w wyniku frustracji spowodowanej
nocnym hałasem albo iskrzącą elektrycznością nie utraci równowagi i nie spadnie nam na głowę?!
Po kolejnym kwadransie zaczęliśmy się już czuć trochę nieswojo, więc zawróciliśmy i dotarli do hotelu
wzgardzoną wcześniej drogą "trochę na około".

Później sprawdzałem, jak to się mogło stać, że zawiodła nas intuicja i poszliśmy w złą stronę.
Okazało się, że teren pomiędzy naszym hotelem a galerią jest przecięty przez wąwóz, w którym biegnie linia kolejowa.
Jedyna droga, która przecina tory, to ta, z wiaduktem, przez którą prowadziła nawigacja. Wszystkie inne albo
kończą się ślepo albo łagodnym, niewidocznym w trakcie marszu, łukiem - zawracają.

===================================================

Czternasty dzień, finis coronat opus:)
Po śniadaniu zajrzeliśmy tylko w okolice centrum stolicy, zrobili zdjęcie największemu na świecie
ekspresowi do kawy i ruszyli do wypożyczalni, żeby oddać samochód.
Załącznik:
DSC00147.JPG
DSC00147.JPG [ 137.95 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00149.JPG
DSC00149.JPG [ 97.46 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Załącznik:
DSC00150.JPG
DSC00150.JPG [ 172.11 KiB | Obejrzany 3541 razy ]

Czytałem, że czasem zwrot auta może potrwać trochę dłużej, bo jest dużo rzeczy do policzenia i sprawdzenia.
Wiele też zależy od tego, czy akurat nie zdarzy się, że wcześniej przed nami już ktoś zdążył przyjechać,
też w tym samym celu.
Kiedyś oddawałem kamper w wypożyczalni w Darwin i tam nawet podawali, że należy przewidzieć min. 4 godziny
na zwrot samochodu. A jak źle przewidzimy i jest piątek po południu, to nikt się nami nie będzie przejmował,
tylko o 16.30 zamkną wypożyczalnię a ciąg dalszy nastąpi dopiero w poniedziałek rano.
W Namibii wszystko funkcjonuje normalnie, jak trzeba, kierownik wypożyczalni powiedział mi, że gdyby coś się zdarzyło
i miałbym zjawić się o nietypowej porze, to nie ma problemu, tylko, żeby zadzwonić i uprzedzić.

Jednak wszystko poszło wyjątkowo sprawnie, po pół godziny mogliśmy wsiadać do busika, który zabrał
nas na lotnisko.
Przyjechaliśmy zatem zdecydowanie przed czasem i przez kolejnych kilka godzin pogrążaliśmy się w troskach
jak to bardzo się nam teraz nudzi i co to możnaby zrobić, gdybyśmy tu nie musieli siedzieć i czekać.
Ale w sumie to jedyne zmartwienie, jakie dotknęło nas w ciągu tych dwóch tygodni.
Wyjazd zatem chyba raczej można uznać za udany, no nie?

===========================================================

Bardzo dziękuję wszystkim na forum, którzy zaglądając tu, towarzyszyli mi w podróży, bo wspominanie tego
co było po drodze, to prawie tak jak podróż.
Dziękuję za polubienia, bo to duża przyjemność usłyszeć, że coś się spodobało.
Pozdrawiam:) Tomek
Góra
 Profil Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
4 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#15 PostWysłany: 02 Lip 2024 23:19 
Moderator forum

Rejestracja: 04 Sie 2013
Posty: 1874
Gotowy materiał na plan podróży. Miło było wam towarzyszyć, dziękuję
_________________
Tu był link do flightradar
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#16 PostWysłany: 03 Lip 2024 09:17 

Rejestracja: 28 Lip 2012
Posty: 6618
HON fly4free
super się to czytało!

Namibia znowu wychodzi na czoło mojej listy krajów do odwiedzenia ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
TikTak lubi ten post.
 
      
#17 PostWysłany: 04 Lip 2024 22:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 15 Paź 2014
Posty: 1056
srebrny
Przeczytałam prawie na raz :) jak dobrą książkę!

Namibia jest w moim top10, więc mam nadzieję skorzystać z relacji za jakiś czas :)
_________________
Moje relacje:
Włochy - Liguria / Indonezja / Malmo+Kopenhaga / Dublin / Sri Lanka+Malediwy / Maroko / Amsterdam / Kaukaz / Wyspy Owcze
i: https://www.instagram.com/ola.javv/
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
oskiboski uważa post za pomocny.
 
      
#18 PostWysłany: 11 Lip 2024 12:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 409
Loty: 1245
Kilometry: 2 493 699
platynowy
Muszę przyznać, że ze wszystkich moich podróży po świecie w prywatnym rankingu "miodności" Namibia dzierży palmę pierwszego miejsca. Byłem tam na podobnej wyprawie z namiotem na dachu i czytając relację powróciły miłe wspomnienia.
@TikTak - świetna szczegółowa relacja. Warto podkreślić, że podróżowanie taką toyotką z namiotem jest bezpieczne i tanie. Mógłbym tam wrócić (oczywiście w gronie przyjaciół) praktycznie w każdej chwili...
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
TikTak lubi ten post.
 
      
#19 PostWysłany: 11 Lip 2024 14:29 

Rejestracja: 12 Lut 2019
Posty: 982
niebieski
Gatunki nosorożca różnią się kształtem pyska. Tak naprawdę white rihno jest ponoć nazywany przez pomylenie podobnie brzmiących słów "white" i "wide", bo biały ma szerszy pysk. To tak na marginesie. Poza tym relacja bardzo fajna wyprawa i relacja :)
Góra
 Profil Relacje PM off
TikTak lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group