Kraje bez wizy dla Polaków? Możesz się nieźle zdziwić, gdy napotkasz inne przeszkody
Jesteś pewien, że państwo, do którego się wybierasz, wpuszcza naszych rodaków bez żadnych dodatkowych warunków? Obecność na liście krajów, które umożliwiają Polakom wjazd na swoje terytorium bez wizy nie oznacza, że zostaniesz zwolniony z innych formalności, niekiedy pochłaniających czas i pieniądze.
Na pozór nic prostszego: planując wyjazd na wakacje czy szybki city-break, sprawdzacie, czy dane państwo wymaga od obywateli Polski wizy. Nie? Super, kupujecie bilety, pakujecie walizkę lub plecak, w myślach będąc już na miejscu.
Okazuje się jednak, że nie zawsze jest to takie proste i łatwe. A na liście krajów, które wymagają dopełnienia rozmaitych formalności jeszcze przed przyjazdem lub na lotnisku, znajdują się niezbyt oczywiste – na pierwszy rzut oka – państwa.
Nowa Zelandia i zmiany w procedurze wjazdowej
Nowa Zelandia dla wielu naszych rodaków jawi się jako turystyczny raj na Ziemi. Przepiękne krajobrazy, przyjaźni mieszkańcy, zachwycająca przyroda, widoki wprost wyjęte z kultowego „Władcy Pierścieni”. I, co najlepsze, bramy do tego raju były dotąd dla Polaków szeroko otwarte. Nie potrzebowaliśmy żadnej wizy, aby odwiedzić Nową Zelandię: wystarczył sam paszport, bilet… i witaliśmy się z krainą hobbitów i kiwi.
Ale te czasy przechodzą do historii. Od 1 października 2019 r. będzie nieco inaczej. Czyżby Nowa Zelandia wprowadziła wizy dla Polaków? Ależ skąd. W teorii w dalszym ciągu nie będziemy potrzebowali wizy. W praktyce: jak inaczej nazwać konieczność wypełnienia specjalnego formularza, gdzie będziemy musieli „wyspowiadać się” z informacji na temat swoich danych osobowych, odbytych podróży i celu naszej wizyty? Ach, jeszcze jeden drobiazg: wypełnienie tego formularza wiązać się będzie z wydaniem 9 NZD (ok. 23 PLN) lub 12 NZD (ok. 31 PLN).
Nie dopilnujecie tego obowiązku? Nie zostaniecie wpuszczeni na pokład samolotu lecącego do Nowej Zelandii, nie zejdziecie na ląd podczas rejsu statkiem wycieczkowym, nie będziecie mogli przejechać/przelecieć przez Nową Zelandię tranzytem.
Czym to się różni od regularnej wizy?

Opłata turystyczna
Spoglądając na Henley & Partners Passport Index, który pokazuje „siłę” poszczególnych dokumentów narodowych, możemy odczuwać w pewnym stopniu zadowolenie. Polska zajmuje w nim 15. pozycję, a posiadacz paszportu z orzełkiem może podróżować bez wizy do 163 państw świata.
Do liderów zestawienia (Niemiec, Korei Południowej i Singapuru) brakuje nam zaledwie kilkunastu państw, które żądają od Polaków posiadania wizy – w tym gronie znajdują się m.in. Stany Zjednoczone.
Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Wspominane rozwiązanie, które od 1 października 2019 r. będzie funkcjonować w Nowej Zelandii, praktycznie niczym nie będzie się różnić od klasycznego aplikowania o wizę (na przykład w formie visa on arrival, po przylocie do danego kraju). Tu także wszystko sprowadza się do wypełnienia formularza, uiszczenia opłaty itd.
Co ciekawe, ów „bezwizowy wjazd” będzie nawet nieco bardziej restrykcyjny od wersji „wiza po przylocie”. Źródła nowozelandzkie podają, że wniosek ma być rozpatrywany w ciągu 72 godzin, dokumenty będą przesyłane mailowo, a eTA (elektroniczna autoryzacja podróży) będzie ważna przez 2 lata.

Nie tylko Nowa Zelandia
Przyglądając się liście krajów „bezwizowych” dla obywateli Polski, takich kwiatków znajdziemy więcej. Wybieracie się do Kanady? Zapomnijcie o wizycie, jeżeli nie dopilnujecie wcześniej wszystkich formalności związanych z eTA. Musicie zalogować się do specjalnego rządowego serwisu, podać sporo danych dotyczących siebie – i swojej podróży – oraz zapłacić 7 CAD (ok. 20 PLN).
Dopiero po przejściu przez całą procedurę i opłaceniu eTA, otrzymacie drogą mailową upragniony dokument. Z plusów: nie jest to czasochłonne i drogie. Z minusów: wracamy do pytania, czym to się różni od normalnej wizy?
Na szczęście rząd Kanady nie wpadł jeszcze na pomysł pobierania specjalnej opłaty wjazdowej dla wszystkich podróżnych, tak jak ma to miejsce w przypadku wspominanej już wcześniej Nowej Zelandii: tam nie obejdzie się bez dodatkowego wydatku w postaci 35 NZD (ok. 91 PLN) za IVL, czyli opłatę turystyczną (International Visitor Conservation and Tourism Levy).

Co z tymi wizami?
Na drugim biegunie są sytuacje, w których jesteśmy przekonani, że do danego kraju na pewno nie dostaniemy się bez wizy – i jesteśmy w błędzie, ponieważ nie ma takiego wymogu. Doskonałym przykładem jest tutaj kontynent afrykański: spoglądając na listę państw, do których obywatel Polski musi aplikować o wizę przed przyjazdem (lub po przylocie, w formie visa on arrival) widzimy wszystkie kraje Afryki…
…a jednak nie. Wybierając się na przykład do Republiki Południowej Afryki, wystarczy nam ważny paszport. Plany fotograficznego safari w RPA nie będą musiały uwzględniać procedury aplikowania o wizę. Co ciekawe, w dobie integracji europejskiej oraz dzięki szeregowi umów międzynarodowych, wiele z granic zostało otwartych, umożliwiając nawet bardzo egzotyczne wyjazdy nie tyle bez wizy, co wręcz bez paszportu, z samym dowodem osobistym!
Nie wierzycie? Posiadając polski dowód osobisty (i zapominając o paszporcie i wizach) możecie bez żadnych problemów zaplanować urlop w jednym z urokliwych zakątków na Morzu Karaibskim (Gwadelupa czy Martynika) lub na wyspie położonej 200 kilometrów od Mauritiusu, na Oceanie Indyjskim – mowa o Reunion.

Uważajcie na pułapki
Jeżeli już poruszamy temat wiz i ich odpowiedników, warto wspomnieć o potencjalnej pułapce, która czeka na nieświadomych podróżników. Przyzwyczajeni do taniego latania i szybkich wypadów okołoweekendowych (oraz otwartych granic), często zapominamy, że nie wszędzie jest tak łatwo. Są kraje, do których dolecimy na pokładzie samolotu, także niskokosztowych linii lotniczych – ale na miejscu czeka na nas formalność w postaci obowiązku wyrobienia / otrzymania wizy na lotnisku (visa on arrival).
To swoiste „rozwiązanie pośrednie”: nie wymaga ono od nas zainteresowania się tematem wizy do danego kraju przed przylotem – ale bez dopełnienia wszystkich formalności tuż po przekroczeniu granicy (najczęściej po przylocie) nie zostaniemy wpuszczeni na teren państwa, które jest naszym celem.
Gdzie Polacy otrzymają wizę na lotnisku? Lista krajów jest spora, figuruje na niej na przykład Iran – cała „papierkologia” dla przybywających do stolicy Iranu turystów z Polski (i nie tylko) odbywa się w specjalnym pomieszczeniu na lotnisku w Teheranie. Należy tylko uzbroić się w cierpliwość, całość może trochę potrwać.
Inne kraje, gdzie posiadając polski paszport otrzymamy wizę-po-przyjeździe (visa on arrival) to m.in. Kambodża, Laos, Bahrajn czy Etiopia.
* * *
Gdzie tkwi haczyk? W cenie. Pół biedy, jeżeli są to niewielkie kwoty, rzędu kilkunastu-kilkudziesięciu PLN. Ale są i wyjątki z drugiej strony barykady finansowej: wiza do Jordanii, będącej aktualnym hitem wśród polskich podróżników, to koszt 40 JOD, czyli około 215 PLN. Nie każdy o tym pamięta, nie wszyscy planują zostać w Jordanii kilka dni, kupując Jordan Pass – umożliwiający oszczędności podczas zwiedzania m.in. słynnej Petry – w jego cenie jest już zawarty koszt wizy.
Skuszenie się na tani przelot do tego dość egzotycznego kraju (na naszych łamach prezentowaliśmy oferty bezpośrednich przelotów do Jordanii w cenie poniżej 100 PLN!) bez zasięgnięcia wcześniej informacji o procedurze wjazdowej, może zakończyć się w najlepszym przypadku zdziwieniem i nieplanowanymi wydatkami.
– Nie wiedziałem o wizie do Jordanii. Byłem wcześniej w Izraelu, nie musiałem nic płacić, myślałem że tutaj będzie taka sama sytuacja. Wybraliśmy się na niecałe trzy dni do tego kraju, okazało się, że za naszą trzyosobową rodzinę musieliśmy zapłacić ponad 650 PLN dodatkowych opłat tytułem wiz – żali się turysta z Polski na jednym z podróżniczych forów.

Lepiej wiedzieć wcześniej…
Rada na przyszłość? Zanim wybierzecie się do jakiegokolwiek kraju, sprawdźcie dokładnie wszystkie informacje dotyczące procedury wjazdowej.
Zdecydowanie może w tym pomóc nasze forum Fly4free, gdzie znajdziecie prawdziwą kopalnię praktycznych informacji dotyczących podróżowania i konkretnych państw świata. Zapraszamy do odwiedzin!