Miało być super zdjęcie, więc niszczył przyrodę. Parki narodowe nie nadążają walczyć z głupotą
Pewnie większość z was kojarzy powyginaną skarłowaciałą sosnę, która przez wiele lat była najbardziej charakterystycznym i symbolicznym punktem Sokolicy – jednego ze szczytów na terenie Pienińskiego Parku Narodowego. Choć rośnie tu od 500 lat, w ostatnich latach nie ma dobrej passy. Najpierw 3 lata temu uszkodzono ją przy okazji ratowniczej z użyciem śmigłowca. Później, na początku tego roku silny podmuch wiatru złamał ostatnią z gałęzi.
W efekcie w pełnej krasie możemy oglądać ją jedynie na archiwalnych zdjęciach (jak chociażby w tym artykule) czy pocztówkach w okolicznych sklepikach. Nie ustają jednak wysiłki, by sosnę (i symbol Sokolicy) uratować. Ciężko pracują nad tym zarówno strażnicy parku jak i przyrodnicy, a także wielu turystów, chociażby respektując zasady panujące w tym miejscu. Niestety nie wszyscy.
Pan chciał mieć dobre zdjęcie, więc zasady można złamać
Kilka dni temu Pieniński Park Narodowy podzielił się na swoim Facebooku zdjęciem i przykrą refleksją na temat tego, jakie podejście mają niektórzy odwiedzający. Przyuważyli bowiem fotografa, który tak bardzo chciał uchwycić piękno tego miejsca, że zapomniał, że jednocześnie niszczy to, co poza jego aktualnym kadrem.
– Czy żeby zrobić zdjęcie Tatr koniecznie trzeba niszczyć przyrodę Pienińskiego Parku Narodowego?! – zaczął retorycznie PPN. – Pod butami fotografa znajdują się korzenie słynnej sosenki z Sokolicy i inne cenne rośliny naskalne (m.in. chryzantema Zawadzkiego). Fotograf znajduje się za barierą, na której umieszczona jest dodatkowa prośba, żeby za nią nie wychodzić. Takie zachowanie to nie tylko wandalizm, ale również demoralizacja innych osób, zarówno w terenie, jak i w sieci – dodaje park.
I ma rację, bo barierki i zasady nie zostały tam ustanowione bez powodu. I choć czasem w takich sytuacjach udaje się ukarać taką osobę mandatem, to najczęściej kwoty są śmiesznie niskie, a ryzyko przyłapania niewielkie. Kolejne osoby chętnie więc próbują omijać zakazy.
– Byłem w ostatni weekend na wschodzie słońca na Sokolicy i w sumie widziałem około 10 osób które wychodzą na skały za barierkami, przy takich podmuchach wiatru dodatkowo jest to niebezpieczne, ale na zwrócenie uwagi słyszy się odpowiedź „ja chcę tylko na skałę wejść”, kary to jedyna opcja chyba – napisał jeden z internautów pod postem PPN.
Jednostkowy przypadek? Bzdura!
Ale sytuacja na Sokolicy to przecież nie jedyna taka sytuacja, w której turyści odgrywają bardzo niechlubną rolę. Tylko w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy parki narodowe i media donosiły o spektakularnych wybrykach odwiedzających.
We wrześniu zagraniczni turyści wymalowali sprayem skały na Świnicy w Tatrach. Jeden – według relacji świadków cytowanych przez TVN24 – stwierdził nawet, że po prostu „zostawia swoją flagę tam, gdzie się pojawia”. Choć udało się zrobić zdjęcia tych osób, a o sprawie powiadomiono zarówno TOPR jak i TPN, a później policję – sprawców nie udało się wykryć. Naprawy aktu wandalizmu park musiał dokonać na własną rękę.
Również w Tatrach miała miejsce inna skandaliczna sytuacja. W sierpniu grupa turystów na trasie do Morskiego Oka spotkała jednego ze stałych bywalców tej trasy – jelenia. Ale zamiast zostawić dzikie zwierzę w spokoju, postanowili zrobić sobie z niego „maskotkę”. Tłumy robiły sobie z nim zdjęcia, podrzucały własne przekąski i drażniły zwierzę. A całkiem niedawno przecież jeden z turystów trafił do zakopiańskiego szpitala z ranami szarpanymi uda, po tym jak chciał zrobić zdjęcie… niedźwiedziowi. Podszedł wystarczająco blisko, że zwierzę poczuło zagrożenie i zaatakowało mężczyznę.
Głupota turystów objawiła się także na Śnieżce. Karkonoski Park Narodowy nie krył frustracji, gdy okazało się, że w jeden z weekendów, nieznani sprawcy próbowali za wszelką cenę dostać się do zabytkowych budynków na najwyższym szczycie Karkonoszy. Żeby wejść do środka obserwatorium meteorologicznego i kaplicy św. Warzyńca posłużyli się… siekierą (lub tasakiem). Wybili też jedno z okien.
– Dobrze, że nikomu nie przychodzi do głowy porąbać drzwi na Wawelu, czy wejść na dach Kościoła Pokoju w Świdnicy, ale wyjątkowe budynki na Śnieżce zasługują na nie mniejszy szacunek – napisał Karkonoski Park Narodowy.
W sierpniu o pomoc apelowało natomiast schronisko na Klimczoku w Beskidach. W jedną z nocy ktoś włamał się do budynku, z którego wyniósł skarbonkę, pieniądze i… batoniki.
A przecież to tylko sprawy z ostatnich kilku miesięcy – i to te, które przebiły się do mediów. Ile z nich pozostaje nienagłośnionych, niezauważonych czy zlekceważonych – choćby przez innych turystów, którzy nie chcą zwracać nikomu uwagi lub zgłaszać takich spraw? W ilu z nich udało się wykryć sprawców i ilu z nich zostało w jakikolwiek sposób ukaranych? Nieliczni. A dla ilu kilkuset złotowe mandaty były wystarczająco dotkliwe? Prawdopodobnie dla żadnego z nich…