Im więcej latasz, tym drożej płacisz za kolejne bilety! Wraca pomysł podatku dla często latających pasażerów
Latanie w Europie nieodwołalnie staje się coraz droższe. Szef Ryanaira Michael O’Leary szacuje, że w ciągu najbliższych 4-5 lat średnia cena biletu lotniczego w Europie może wzrosnąć o 30 procent. Wpłynąć mają na to inflacja, rosnące koszty operacyjne, ale też dodatkowe opłaty i podwyżki podatków pasażerskich, w których prześcigają się kolejne kraje w Europie. Na naszych łamach pisaliśmy dzisiaj o planach drastycznej podwyżki „podatku solidarnościowego” we Francji, po której – jeśli wejdzie w życie – do ceny biletu lotniczego do Polski trzeba będzie doliczyć dodatkowe 180 zł. Inne kraje już wprowadziły podwyżki, a dobrym przykładem mogą być na przykład Niemcy.
- Costa Brava od 1861 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Wrocław)
- Pafos od 1879 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
- Alanya od 1272 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Dodatkowe opłaty mają „schłodzić” popyt, co ma doprowadzić do zmniejszenie emisji CO2 i innych szkodliwych substancji do atmosfery, a co za tym idzie – doprowadzić do poprawy jakości powietrza. Jednak jak nietrudno zgadnąć – organizacje zajmujące się ochroną środowiska uważają te działania za niewystarczające i domagają się bardziej radykalnych rozwiązań.
Jakich? Najświeższy przykład z ostatnich dni to raport organizacji Reseau Action Climat, która apeluje do francuskiego rządu o wprowadzenie tzw. „frequent flyer tax”. Miałby on działać tak, że im więcej dany pasażer będzie latał, tym większy będzie musiał płacić podatek i w efekcie – tym więcej zapłaci za każdy kolejny bilet lotniczy. Celem jest oczywiście zmniejszenie liczby pasażerów i walka o ochronę klimatu.
„Zmniejszenie ruchu lotniczego jest konieczne” – czytamy w raporcie, którego autorzy przyopominają, że branża lotnicza odpowiada za 7 procent emisji szkodliwych substancji do atmosfery we Francji w 2019 roku.
Chodzi więc o to, by podatki „odstraszały” pasażerów od zbyt częstego wsiadania do samolotu. Efektem według twórców raportu będzie ograniczenie w krótkim czasie emisji CO2 w branży lotniczej o 13,1 procent. A dodatkowo obarczenie najczęściej latających pasażerów wyższym podatkiem może przynieść dodatkowe 2,5 mld euro do krajowego budżetu.
Jednak ekolodzy się na tym nie zatrzymują. Jak podaje RFI, ich inne postulaty to całkowity zakaz używania prywatnych odrzutowców, ustalenie limitu jednej bezpłatnej podróży powrotnej (a więc dwóch lotów) rocznie na jednego obywatela oraz całkowity zakaz krótkich podróży. Warto w tym momencie dodać, że Francja jest pierwszym krajem UE, który de facto wprowadził taki zakaz. Jednak mimo szumnych zapowiedzi przepisy były tak „rozwodnione”, że tak na dobrą sprawę zniknęło tylko kilka połączeń, a lwia część z nich została utrzymana.
Takich pomysłów jest więcej
Francja nie jest pierwszym krajem, gdzie pojawiają się takie pomysły, choć zważywszy na zakusy do podnoszenia podatków przez tamtejszy rząd, to z pewnością tutaj takie hasła trafią na najbardziej podatny grunt. Nie zmienia to faktu, że podobne inicjatywy pojawiają się też w innych państwach.
Podobny do francuskiego pomysł w 2019 roku przedstawiła CCC, czyli brytyjska organizacja zajmująca się zmianami klimatycznymi. Cel? W skrócie: by częściej latający samolotami podróżni płacili za bilety więcej niż ci, którzy podróżują nimi jedynie sporadycznie. Jak to zrobić? A choćby wprowadzając podatek od częstszego latania i ustawowego zagwarantowania, że przelot samolotem nie może być tańszy niż inne środki transportu.
Jeszcze dalej poszli Norwegowie. W 2018 roku na poziomie parlamentu przedstawiciele Komisji Energii i Środowiska zaproponowali, by w ramach walki z ociepleniem klimatu obywatele Norwegii mogli podróżować maksymalnie 10 razy w ciągu roku. Kto zaś chce podróżować częściej, mógłby… odkupić prawa do lotów od rodaków, którzy tak często nie podróżują samolotami.
Czy to ma sens?
Nie ulega wątpliwości, że kwestia ochrony środowiska jest coraz bardziej istotna w branży lotniczej, a poszczególne kraje starają się jak mogą, by promować zrównoważony rozwój. Mam jednak poważne wątpliwości czy akurat nakładanie kolejnych danin jest skuteczną metodą? Owszem, naprawi to finanse państw, ale kto kocha podróżować, ten i tak znajdzie skuteczny sposób, by oddawać się swojej pasji, a z ochroną środowiska będzie to miało niewiele wspólnego.
Warto przy tym spojrzeć na przykład Szwecji, która kilka lat temu nałożyła na przewoźników bardzo wysokie podatki i opłaty lotnicze. Wszystko w ramach filozofii „flygskam”, czyli wstydu przed lataniem, w ramach której Szwedzi (ale też podróżni z innych krajów Europy Zachodniej) mieliby mniej latać, a częściej podróżować mniej emisyjnymi środkami transportu, np. pociągami. Ostatecznie po kilku latach okazało się, że ograniczanie popytu przez podatki skończyło się fiaskiem. Bo Szwedzi wciąż chcieli latać, tyle że… nie bardzo mieli dokąd, bo po pandemii COVID-19 linie lotnicze nie bardzo były zainteresowane przywracaniem ruchu lotniczego do poziomu sprzed pandemii. Aby ponownie ściągnąć ich zainteresowanie, szwedzki rząd postanowił zrezygnować z podatku pasażerskiego. Na efekty nie trzeba było długo czekać: linie lotnicze znów zainteresowały się Szwecją, a na czele wyścigu na otwieranie nowych tras stanął znany przeciwnik wszelkich podatków, czyli Ryanair.