Długo wyczekiwany kraj otworzył się na turystów. Ale… prawie nikt nie przyjechał
Pandemia koronawirusa mocno namieszała w podróżach międzynarodowych. W pewnym momencie zamiast planować podróże według własnych swobodnych upodobań, wielu turystów jechało po prostu tam, gdzie dało się pojechać. Wielką popularność zyskiwały kraje, które znosiły obostrzenia wjazdowe i wpuszczały wszystkich bez względu na status szczepienia (jak Meksyk, Dominikana czy przez długi czas Zanzibar). Nie brakowało też takich, na otwarcie których podróżnicy czekali z niecierpliwością. Ale gdy się doczekali, sytuacja okazała się być daleka od idealnej. O czym boleśnie przekonała się Japonia.
Ten przepiękny kraj był jednym z najdłużej zamkniętych pośród popularnych turystycznych kierunków. Dopiero w czerwcu tego roku, rząd zdecydował się na ponowne otwarcie. Zamiast jednak szeroko otwartych ramion na turystów czekają liczne ograniczenia podróży. W efekcie – zamiast spektakularnego powrotu odwiedzających mamy spektakularną porażkę.
Od 10 czerwca do 10 lipca Japonię odwiedziło zaledwie 1500 turystów. To zaledwie 5 procent tego, do czego Japonia była przyzwyczajona przed pandemią. I niestety – trudno się dziwić, że większość omija ten kraj szerokim łukiem.
Zgodnie z nowymi zasadami turyści mogą bowiem podróżować wyłącznie w zorganizowanych grupach. Nie ma więc mowy o turystyce indywidualnej. Gdyby jednak chcieli spróbować to i tak – ruch bezwizowy jest zawieszony. Trzeba więc uzyskać wizę, a ta w celach turystycznych nie jest wydawana samodzielnym podróżnikom.
Dodatkowo trzeba też przedstawić negatywny wynik testu na koronawirusa – niezależnie od statusu szczepienia. W sytuacji, gdy wiele innych krajów pozbyło się już obostrzeń – takie podejście jest dla turystów kłopotliwe. I trudno zakładać, że szybko zmienią zdanie.