Zapomnij o biletach za 9 PLN. Przywykliśmy do taniego latania – kto teraz nas „podszkoli”?
To było zbyt piękne, by mogło potrwać długo – pod koniec października Ryanair skasował połączenia z Warszawy do Gdańska i Wrocławia. Naprawdę tanie połączenia, które – nie bójmy się tego mocnego stwierdzenia – zrewolucjonizowały transport między największymi miastami w Polsce. Bo nie było drugiej tak dobrej i taniej oferty, w której nawet na 3 dni przed wylotem można było upolować bilety za 19 PLN w jedną stronę, a często nawet taniej – zdarzały się (i to dość regularnie) promocje z cenami zaczynającymi się od 9 PLN.
Jeszcze kilka tygodni temu pojawiła się szansa na to, że tych trasach irlandzkie tanie linie zastąpi Wizz Air.
– Życie nie znosi próżni, rozmawiamy więc z innymi przewoźnikami, m.in. Wizz Air czy LOT, o możliwościach dalszej rozbudowy połączeń krajowych. I choć nie ma co spodziewać się powrotu biletów za 9 PLN, z naszych badań wynika, że duża część podróżnych byłaby skłonna zapłacić za bilety powyżej 100 PLN. A to już jest próg, który mógłby być satysfakcjonujący również dla LOT – mówił miesiąc temu Dariusz Kuś, prezes Portu Lotniczego Wrocław.
Dzisiaj wiemy już, że nie uda się tego zrealizować.
– Prowadziliśmy takie rozmowy, ale póki co, loty krajowe nie interesują Wizz Aira. I trochę to rozumiem, bo mając do wyboru wysokomarżową trasę zagraniczną i trasę krajową, przewoźnik zawsze wybierze to pierwsze rozwiązanie – mówi Kuś w rozmowie z Fly4free.pl.
Czy to znaczy, że Ryanair nie zarabiał na trasach krajowych?
– Na pewno nie tracił na nich pieniędzy, choć to na pewno mniej rentowna trasa od połączenia międzynarodowego. Na podstawie naszych badań oceniamy, że do 50 proc. ruchu Ryanaira to byli pasażerowie kupujący pełnopłatne bilety, reszta to te słynne promocyjne połączenia za 9 czy 19 PLN – tłumaczy szef lotniska we Wrocławiu.
Dla pasażerów z tych trzech miast to fatalna informacja, bo Ryanair realizował na trasach z tych miast po 3 rotacje dziennie. A z zapewnień Michaela O’Leary’ego wynikało, że w planach Ryanaira było zwiększenie liczby połączeń na tych trasach nawet do 5 dziennie. Oczywiście, w tle była rywalizacja z LOT, ale z drugiej strony, wejście Irlandczyków na trasy krajowe nie spowodowało mniejszego zainteresowania połączeniami narodowego przewoźnika. Przeciwnie, obaj przewoźnicy latali praktycznie pełnymi samolotami.
– Ryanair operował na tych trasach znacznie większymi maszynami niż LOT, więc choć obsługiwał tylko 3 połączenia dziennie, a LOT – 6, to pod względem liczby pasażerów obaj przewoźnicy notowali podobne wyniki, przewożąc po ok. 300 tys. pasażerów rocznie – mówi Kuś.
„Efekt Ryanaira” widoczny jak na dłoni – chcemy latać po kraju!
Większość lotnisk notuje bardzo duże wzrosty w ruchu krajowym. Weźmy najbardziej aktualne dane Urzędu Lotnictwa Cywilnego, obejmujące pierwsze półrocze, czyli okres od stycznia do końca czerwca.
Fot. Urząd Lotnictwa Cywilnego
Na pierwszy plan wysuwają się tu olbrzymie wzrosty w Warszawie – Lotnisko Chopina w I półroczu obsłużyło ponad milion pasażerów w ruchu krajowym, czyli o 66,3 proc. więcej niż rok wcześniej (oczywiście, za wzrosty odpowiada nie tylko Ryanair, ale też LOT, który zwiększył oferowanie czy liczbę częstotliwości na niektórych trasach). Z drugiej strony – liczba operacji w skali roku zwiększyła się w tym okresie „tylko” o 1/4.
To pokazuje z kolei, w jaki sposób możliwe były te „słynne” miejsca za 9 PLN. Ryanair, realizując rejsy Boeingami 737, mogącymi pomieścić do 189 pasażerów, mógł sobie pozwolić na duże pule biletów w promocyjnych cenach. Jak udało nam się dowiedzieć – koszt operacyjny jednego fotela na trasach krajowych to nieco ponad sto PLN. W związku z tym, sprzedając tylko część biletów w podobnych cenach jak LOT, Ryanair i tak był w stanie wyjść na swoje.
– Trochę nas dziwi taka polityka Ryanaira, bo spokojnie byliby w stanie latać pełnymi samolotami, nawet gdyby bilety były znacznie droższe. Ale to oni decydują, w jaki sposób prowadzą ten biznes – mówił w styczniu Jarosław Wróblewski, wiceprezes lotniska we Wrocławiu.
Bardzo duże wzrosty w ruchu krajowym widać też na innych „ryanairowych” trasach, czyli w Gdańsku i Wrocławiu. Tu z kolei widzimy, jak ważna jest lokalizacja lotniska, na które się lata – w zeszłym roku irlandzka linia latała przecież z obu tych portów do Modlina.
Jednak największą zaletą tanich biletów irlandzkiej linii była… funkcja edukacyjna. Mówiąc wprost: dzięki tanim lotom krajowym wielu Polaków… zadebiutowało w roli pasażerów.
– 25 proc. pasażerów Ryanaira lecących z Warszawy do Gdańska po raz pierwszy w życiu leciało samolotem. Ponad 70 proc. osób zadeklarowało, że leciało do Gdańska w celach turystycznych, kilkanaście procent w celu odwiedzin bliskich. Pasażerowie latający Ryanairem z Lotniska Chopina przenieśli się do samolotów przede wszystkim z własnych samochodów, autobusów i pociągów – mówił w rozmowie z Fly4free.pl Tomasz Kloskowski, prezes lotniska w Gdańsku.
Podobnie jest we Wrocławiu.
Jak to jest z tym tanim lataniem?
Oczywiście, Ryanair tak całkiem zupełnie nie zrezygnuje z lotów krajowych. Przewoźnik wciąż lata na trasie z Krakowa do Gdańska (3 loty w tygodniu), a od końca października uruchomił połączenie z Gdańska do Wrocławia (także 3 rejsy tygodniowo). Patrząc w systemie rezerwacyjnym na ceny biletów na grudzień i styczeń widzimy, że najtańsze bilety można znaleźć po ok. 50 PLN w jedną stronę. Można, więc z tego wnioskować, że te trasy sprzedają się dobrze.
Jest też ostatni „rodzynek” Ryanaira na Lotnisku Chopina, czyli codzienne połączenie do Szczecina. Jak zgodnie przyznają na Pomorzu Zachodnim, loty krajowe z Goleniowa to prawdziwy hit. Jak przedstawiają się statystyki za ten rok? Poniżej znajdziecie zestawienie dla lotów do Warszawy.
Fot. Port Lotniczy Szczecin
Widzimy więc, że w sierpniu z lotów na tej trasie skorzystało ponad 21,3 tys. pasażerów. Dla porównania – w zeszłym roku, w tym samym miesiącu (gdy trasę obsługiwał jedynie LOT), na tej samej trasie leciało nieco ponad 8,5 tys. ludzi.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że choć w systemie rezerwacyjnym Ryanaira można znaleźć bilety na tej trasie za 19 PLN (dotyczy lotów w dni powszednie w połowie grudnia), to samoloty irlandzkiej linii latają tu praktycznie pełne.
Niestety, przyszłość tego połączenia, z powodu napiętych relacji Ryanaira z Lotniskiem Chopina, także stoi pod znakiem zapytania.
Czy Irlandczycy będą realizowali nowe trasy krajowe? Pierwotny plan zakładał, że będą otwierali przynajmniej 1-2 nowe trasy krajowe rocznie. Jednak w tej chwili, w świetle kryzysu związanego z brakiem pilotów i zawieszonych połączeń (tylko w zimowym rozkładzie linia lotnicza zawiesiła 7 tras z polskich lotnisk), nie jest to dla Irlandczyków priorytet.
Gdzie jeszcze jest potencjał na loty krajowe?
Prezesi każdego większego lotniska w Polsce deklarują, że więcej lotów krajowych to dla nich priorytet. A przede wszystkim – więcej lotów do Warszawy, bo tu kryje się największy potencjał. O zwiększenie częstotliwości połączeń z Lotniskiem Chopina zabiega m.in. Michał Tabisz, prezes portu lotniczego w Rzeszowie. Lotom krajowym ze stolicy Podkarpacia przyglądał się też Ryanair. Z przewoźnikami rozmawiają także inne porty.
– LOT to dla nas naturalny partner. Rozmawiamy z nimi i namawiamy na więcej rotacji, ale przede wszystkim – większe samoloty, bo to oznacza, że spada koszt operacyjny za jeden fotel – mówi Kuś.
Czy możliwe jest, aby było więcej rotacji?
– Myślę, że tak. Trzeba przyznać, że LOT ma perfekcyjnie ułożone fale przesiadkowe, co przekłada się na dobre rozkłady połączeń krajowych. Ale z drugiej strony, LOT nie docenia trochę potencjału point-to-point takiego połączenia i skupia się tylko na pasażerach transferowych, którzy stanowią jakieś 60 proc. wszystkich ludzi latających na tej trasie. A Ryanair pokazał, że zapotrzebowanie na loty do stolicy jest ogromne – dodaje.
Z tego powodu ma nadzieję, że Ryanair wznowi loty krajowe, choćby z Modlina.
– Jakakolwiek opcja będzie dla nas dobra. Modlin nie daje takiej samej jakości produktu, jest położony z dala od centrum miasta, ale jeśli chcesz rano polecieć do Warszawy i wrócić niej wieczorem do domu, to też jest dobra opcja.
Sytuację z lotami krajowymi mogą poprawić dostawy nowych samolotów. Przede wszystkim – Boeingi 737 MAX 8 (2 pierwsze egzemplarze LOT otrzyma jeszcze w tym roku). Sprawią one, że „uwolni” się kilka większych Embraerów, które zluzują Bombardiery Q400 na najpopularniejszych trasach. Do tego, jeszcze w marcu przyszłego roku LOT ma otrzymać 6 dodatkowych Embraerów 195. Przewoźnicy zwiększają zresztą częstotliwości już teraz.
Od końca czerwca LOT zwiększył liczbę połączeń na trasie Warszawa-Katowice do czterech dziennie, choć prezes portu w Katowicach, Artur Tomasik też uważa, że potencjał rynku jest znacznie większy. Przy okazji Katowic przewija się też wątek Wizz Aira i… połączenia do Gdańska.
– Namawialiśmy Wizz Aira na uruchomienie sezonowego połączenia z Gdańskiem, w letnim rozkładzie lotów. Przewoźnik był wstępnie zainteresowany, ale ostatecznie nie otworzył tej trasy. Tak naprawdę rynek lotów krajowych ma dla nas ograniczony potencjał, dzięki rozbudowie sieci drogowej i kolejowej w ostatnich latach. Warszawa jest np. bardzo dobrze skomunikowana z Katowicami, a z największych polskich miast, dla nas interesującym połączeniem byłby tylko Gdańsk – mówił w zeszłym roku w rozmowie z Fly4free.pl Leszek Budka, wiceprezes Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego, zarządzającego portem w Pyrzowicach.
Cała „nadzieja” jest więc w LOT, choć tutaj też trafiamy na problem.
Chcecie latać? To trzeba dopłacić
Prezes LOT, Rafał Milczarski pytany o większą liczbę połączeń z lotnisk regionalnych – odpowiada krótko, że zdaje sobie sprawę z zapotrzebowania, ale wszystko zależy od dostępności maszyn. Wysyła też optymistyczny, choć stanowczy sygnał.
– Mamy ambicję, by zacząć odbijać lotniska regionalne z rąk low-costów – mówił w zeszłym tygodniu na naszych łamach.
Ale z drugiej strony, jasno deklaruje, że LOT będzie się domagał od portów regionalnych „sprawiedliwego traktowania”.
– Nie może być tak, że gdy wystąpiliśmy o pomoc publiczną, to musieliśmy zmniejszyć drastycznie siatkę połączeń i obciąć pensje naszym pracownikom, a samorządy każdego roku dopłacają po kilkaset milionów PLN do połączeń tanich przewoźników i w efekcie te linie rozwijają się w bardzo szybkim tempie z pieniędzy podatników – dodaje Milczarski.
Przykład? Choćby połączenie z Bydgoszczy do Warszawy, które kilka lat temu obsługiwał Eurolot. O jego przywrócenie kilkanaście dni temu dopytywał się jeden z posłów z regionu. W odpowiedzi Jerzy Kwieciński, sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów informuje, że analizy ekonomiczne dotyczące uruchomienia takiej trasy oczywiście trwają, ale szanse na otworzenie rentownego połączenia wiążą się z „dużym ryzykiem handlowym po stronie przewoźnika”. Znacznie ciekawsza jest druga część odpowiedzi na interpelację.
Fot. Port Lotniczy Bydgoszcz
Port Lotniczy Bydgoszcz i PLL LOT nie wypracowały dotychczas mechanizmów pozwalających na wyrównywanie szans między przewoźnikami na tym lotnisku regionalnym. Rozmowy trwają. Dalsza współpraca będzie zależała od zrozumienia realiów rynku ze strony Portu Lotniczego Bydgoszcz i chęci współpracy z PLL LOT – pisze Kwieciński, cytowany przez bydgoską „Wyborczą”.
I dodaje, że połączenie Eurolotu funkcjonowało dzięki dopłatom samorządu.
Szanse na loty krajowe mają też mniejsze lotniska, jednak tu też wszystko rozbija się o pieniądze. Dobrym przykładem jest działalność linii SprintAir, która w pewnym momencie latała po kraju aż z 3 lotnisk: z Zielonej Góry (do Warszawy), Szyman (do Krakowa i Wrocławia) i Radomia (do Wrocławia i Gdańska). Loty były realizowane w promocyjnych cenach (z Szyman zaczynały się od 99 PLN w jedną stronę), były jednak bardzo mocno dofinansowywane z samorządowej kasy. Co nie znaczy, że nie były potrzebne.
Dobrym przykładem jest właśnie lotnisko na Mazurach. Równo rok temu loty SprintAira zniknęły z siatki połączeń, właśnie z powodu konieczności dopłacania do nich przez mazurski port.
– Szczerze mówiąc, trochę szkoda nam lotów na Mazury i chętnie widzielibyśmy je z powrotem. Samoloty na tej trasie latały prawie pełne i myślę, że w perspektywie czasu, loty na tej trasie mogłyby być nawet wykonywane większą maszyną – mówił w maju prezes lotniska we Wrocławiu. Podobne nastawienie było też w Krakowie.
Z drugiej strony potencjał Szyman dość brutalnie zweryfikował LOT – w zeszłe lato Bombardiery Q400 narodowego przewoźnika latały na Mazury z Warszawy 3 razy w tygodniu. Połączenie nie cieszyło się jednak popularnością, a trasa szybko została zawieszona.
Nie tylko Polacy chcą latać więcej po kraju
Rosnący potencjał na loty krajowe widzą też np. Słowacy, którzy z kolei po bankructwie linii Slovak Airlines w 2007 roku, nie mają swojej narodowej linii lotniczej. Stąd premier tego kraju, Robert Fico rozważa utworzenie… nowej narodowej linii. Na razie o nowym pomyśle wiemy niewiele – na pewno nie będzie finansowana z państwowego budżetu, a na starcie ma mieć jeden, góra dwa samoloty. Początkowo będzie ona obsługiwała jedynie loty na trasie Bratysława-Poprad-Koszyce. Jedynym lotniczym połączeniem krajowym na Słowacji jest obecnie połączenie Bratysława-Koszyce, gdzie 8 razy w tygodniu lata czeski przewoźnik CSA.
A co wy sądzicie o lotach krajowych? Czy korzystacie z nich, czy raczej z pociągów lub autobusów? Jakie trasy krajowe powinny być waszym zdaniem uruchomione i czy na otwarcie tras krajowych zdecyduje się Wizz Air?