Kolejne polskie lotnisko chce przekroczyć barierę 1 mln pasażerów rocznie! Liczą, że stanie się tak już za 3 lata
Jednym z najważniejszych wydarzeń ubiegłego roku w branży lotniczej było przekroczenie symbolicznej bariery 1 miliona pasażerów obsłużonych w ciągu roku przez lotnisko w Rzeszowie. Który polski port lotniczy pójdzie w jego ślady jako następny? Nie brakuje głosów, że może to być np. lotnisko w Radomiu, choć wiele zależy tu od czynników zewnętrznych. Takich jak potencjalne przeprowadzenie administracyjnego podziału ruchu lub przekonanie części przewoźników, by przenieśli się do Radomia w związku z brakiem przepustowości na Lotnisku Chopina. To jednak mimo wszystko wielka niewiadoma. Natomiast patrząc po perspektywach rozwoju wydaje się, że blisko może być lotnisko w Łodzi, które w zeszłym roku obsłużyło 350 tysięcy pasażerów i jest na dobrej drodze, by utrzymać szybkie wzrosty. Plany na ten rok zakładają obsłużenie pół miliona pasażerów, a perspektywy na jeszcze szybsze wzrosty są jak najbardziej realne – dość powiedzieć, że przedstawiciele Ryanair wymienili Łódź jako jedno z dwóch lotnisk w naszym kraju, w którym mogliby zlokalizować swoją kolejną bazę operacyjną. O tym, jakie są perspektywy łódzkiego lotniska i czy ten milion faktycznie jest realny, rozmawialiśmy z Anną Miderą, prezeską lotniska w Łodzi.
- Costa Brava od 1919 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
- Limassol od 1765 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Gdańsk)
- Ayia Napa od 1959 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Gdańsk)
Mariusz Piotrowski: Łódzkie lotnisko ma za sobą bardzo dobry rok, a 2024 zapowiada się jeszcze lepiej. Prognoza na poziomie pół miliona pasażerów robi wrażenie.
Anna Midera: Pod względem ruchu jest nieźle, jesteśmy zadowoleni z tych ponad 350 tysięcy pasażerów. Faktycznie, licząc to co już mamy zakontraktowane, to powinniśmy dobić do poziomu pół miliona podróżnych. Ale to nie koniec, bo istnieje szansa, że być może jeszcze czym się pochwalimy w tym roku. W zeszłym tygodniu odbyły się teraz targi Connect w Turynie, na których intensywnie pracowaliśmy nad nowymi kierunkami. Najważniejsze w tej chwili jest dla nas to, że Ryanair nas przetestował i widzi, samoloty są wypełnione, a pasażerowie z chęcią latają.
Ceny biletów są dość atrakcyjne w porównaniu do innych lotnisk.
– Myślę, że są porównywalne do tego, co jest na rynku. Na pewno nie są zaniżone na tyle, aby Ryanairowi nie spinała się ich rentowność. W związku z tym Ryanair na pewno dostrzegł, że ok. 700 tysięcy mieszkańców Łodzi jest dużym i dobrym rynkiem. I to rynek z dużym potencjałem – zrobiliśmy np. badania, z których wynika, że około 7 procent pasażerów w ubiegłym roku to osoby, które wcześniej w ogóle nie latały z żadnego lotniska i zaczęły dopiero teraz, tylko ze względu na jego bliskość i atrakcyjną ofertę. Zatem wspólnie z przewoźnikiem i jego nowa oferta wykreowaliśmy nowy rynek.
Chodzi o Łódź i okolice?
– Tak, chodzi o rynek regionalny. Widzimy też, że ci podróżni, którzy lecieli pierwszy raz, już decydują się na kolejne loty z naszego lotniska. To jest dla nas bardzo ciekawe doświadczenie. Zgarniamy też trochę rynku południowej Warszawy – to nie są jakieś duże liczby, ale na pewno zauważalne. Przyjeżdżają do nas coraz częściej pasażerowie z okolic Wrocławia i Poznania. Okazuje się, że jednak to centralne położenie lotniska w Łodzi, które do tej pory było traktowane jako wada, po otwarciu drogi S14 ułatwiającej dojazd do portu jest dużym atutem. To na razie niewielki ale rosnący procent pasażerów. Spodziewamy się więc, że jeśli ta oferta będzie się zwiększać, to będziemy ściągać też pasażerów stołecznych i oraz tych z południa i zachodu.
Czyli co? Łódź może być czwartym „stołecznym” lotniskiem?
– Na pewno dla nas byłoby dobrze, gdyby tak się stało. Naszym celem jest rozwój i dywersyfikacja, bo zawsze opieranie biznesu na jednym partnerze jest dość ryzykowne. Widzimy, co się dzieje w Modlinie i na innych lotniskach. Mam nadzieję, że po organizowanych w Łodzi Routes Europe otworzyła się też chęć innych przewoźników do rozmowy z nami. Jesteśmy cierpliwi. Cały czas utrzymujemy też relacje z Lufthansą. Zresztą Lufthansa zapowiedziała, że nie wycofuje się z naszego rynku, tylko przerywa na chwilę działalność. Potem przyszła pandemia, która tę przerwę przedłużyła i zupełnie przemodelowała rynek. Liczymy więc, że jeśli Lufthansa zacznie na te regionalne rynki wracać, to będziemy jednym z pierwszych.
Bardziej liczy pani na loty do Frankfurtu czy Monachium?
– Z Łodzi dostępne były loty do Monachium, ale z naszych badań wynika, że Frankfurt byłby lepszym rynkiem. Ale tu pozostawiamy decyzję przewoźnikowi. Zdecydują sami, gdzie ten potencjał przesiadkowy jest największy, bo o to przede wszystkim chodzi.
A inni przewoźnicy?
– Nie przestajemy rozmawiać i nie pozwalamy o nas zapomnieć. Na przykład z KLM-em czy z Transavią, w sprawie lotów do Amsterdamu. Rozmawiamy ze wszystkimi, ale widzimy priorytety przewoźników. Trzeba być upartym i przekonywać przewoźników do tego, że nasze lotnisko ma potencjał. Natomiast niewątpliwie, jeśli nic nie zaburzy rynku, to 2024 rok będzie dla nas przełomowy. Także pod względem finansowym – liczymy, że w końcu zaczniemy schodzić z tej wysokiej straty, bo ona jednak jest dla nas ciągle dużym wyzwaniem. W pandemii utrzymaliśmy poziom straty na porównywalnym poziomie jak w roku poprzednim wyłącznie dlatego, że pracownicy zgodzili się na zmniejszenie czasu pracy i wynikające z tego proporcjonalne obniżenie wynagrodzeń. A trzeba pamiętać, że koszty pracy stanowią równolegle z kosztami mediów największą pozycje kosztową. Nie dostaliśmy też żadnej pomocy od państwa. Jednocześnie drastycznie spadły przychody. Odbicie się i poprawa wyników finansowych, szczególnie w obliczu drastycznego wzrostu kosztów cen energii czy pracy wymaga czasu.
Jak mówił minister Horała – finansowo szło lepiej, kiedy lotnisko stało puste bez żadnych lotów…
(śmiech). Jakoś musimy sobie z tym radzić, także pod względem finansowym.
A są już znane wyniki za ubiegły rok? Czy ta strata będzie mniejsza?
– W tym roku przewidujemy, że wynik finansowy zacznie się poprawiać, natomiast na wynik za ubiegły rok ciągle ma wpływ pandemia, która na niemalże dwa lata zamknęła rynek i pozbawiła nas planowanych przychodów. Za 2023 rok strata będzie nieco wyższa niż w poprzednim. To efekt wcześniej wymienionych czynników, czyli wzrost kosztów stałych (media i wynagrodzenia) oraz organizacji Routes Europe, które sfinansowaliśmy zarówno z własnych przychodów, jak i pozyskanych sponsorów.
Ale w tym roku ta strata ma być niższa?
– Tak. I myślę, że to może być początek wychodzenia na prostą. Bo widzimy, jak wzrost liczby pasażerów przełożył się na przychody – lotnicze i pozalotnicze.
A ten temat bazy Ryanaira jest realny w krótkiej perspektywie? Bo to też ciekawe, że Ryanair sam z siebie wymienił Łódź na krótkiej liście lotnisk, gdzie analizuje możliwość zbazowania samolotów?
– Wszystko zależy od negocjacji i od tego, jak szybko Ryanair będzie dysponował nowymi samolotami. Myślę, że to jest kluczowe i to jest naszym celem. Jak już posmakowaliśmy kilku fajnych kierunków, to rozmawiamy teraz już o dużych inwestycjach, bo wtedy zawsze łatwiej będzie się rozwijać.
Myśli pani, że utrzymają ten trend otwierania u Was nowych kierunków jesienią i testowania ich w niskim sezonie?
– Nie mogę wypowiadać się za przewoźnika, ale skoro już nas sprawdzono, wrzucając jesienią kierunki, czego zwykle się nie robi, a samoloty latają wypełnione i przynoszą korzyści nam wszystkim, to chyba zdaliśmy ten test. Od początku założenie było takie, że to będą całoroczne kierunki i faktycznie tak jest. Malaga, a wcześniej Alicante, radzą sobie znakomicie.
A priorytety, jeśli chodzi o konkretne destynacje?
– Z pełnym zaufaniem oddam decyzję odnośnie kierunków przewoźnikowi. Zawsze pasażerowie będą wymagać od nas nowości i zwiększania częstotliwości. Kierunki, które do tej pory ogłaszał Ryanair, to trasy, o których od dawna rozmawialiśmy jeszcze przed pandemią. Uważam, że to przewoźnik wie najlepiej, jakie które kierunki się najlepiej sprzedają. Jeżeli Ryanair nam coś zaproponuje, to w 99 procentach będę pewna, że podejmują słuszną decyzję.
To będą dalej kierunki „wypoczynkowe” czy jednak pracownicze?
– Raczej południe Europy. Przykłady ostatnich tras pokazują, że nasi pasażerowie są tym zainteresowani.
A kierunki emigracyjne? Od jesieni wróciło do Was East Midlands, choć nie da się ukryć, że ruch na Wyspy Brytyjskie maleje.
– East Midlands wróciło, bo to bardzo dobry rynek, którego potencjał był budowany przez lata. W momencie, gdy Ryanair przerwał na chwilę to połączenie, mieliśmy olbrzymi odzew ze strony pasażerów z bólem, żalem, krytyką. Dobrze więc, że ta trasa wróciła.
A Wizz Air?
– Wizz Air ma obecnie dużo problemów i ich przerwa w operowaniu z Łodzi pewnie z tego wynika. Połączenia na Luton się wypełniały się znakomicie, tak że Wizz Air w pewnym momencie wrzucił na tę trasę większe samoloty z wypełnieniem na poziomie 90 procent. Liczę na to, że nie pozostawią takiego dobrego kawałka rynku swojemu konkurentowi i niedługo powrócimy do współpracy.
Pani prezes na Routesach rzuciła bardzo odważne hasło dojścia do poziomu 1 mln pasażerów rocznie w ciągu 5 lat. Po 9 miesiącach od tej imprezy wciąż pani wierzy, że to możliwe?
– Jest to bardzo realne przy założeniu rozwoju Ryanair, cyklicznym i dynamicznym wzroście oferty czarterowej, jak ma to obecnie miejsce i współpracą z nowymi przewoźnikami. Lotnisko w Łodzi nie jest już „no-name’em”. Spodziewam się też bardzo dynamicznego wzrostu liczby połączeń czarterowych w najbliższych latach, więc tak – uważam, że ten 1 mln pasażerów w 2027 czy 2028 roku jest jak najbardziej możliwy.
A w tej sytuacji w tym roku byłoby też możliwe finansowe wyjście na zero? Wracamy tu do tej starej cezury, że milion pasażerów rocznie to granica, kiedy lotnisko powinno zbliżyć się do tego poziomu, choć jak widzimy nawet na przykładzie Modlina, nie zawsze jest to możliwe…
– Próbowaliśmy zrobić taką symulację uwzględniając aktualny wzrost kosztów energii i pracy. Wydaje nam się, że pewnie ta granica przesuwa się w stronę 1,5 miliona pasażerów rocznie, ale to wszystko zależy od wielu czynników, między innymi od struktury ruchu. Ale myślimy też o rozwoju różnych działalności, które pomogą nam zwiększyć przychody, także te pozalotnicze i pomogą nam wyjść na zero. To jest jeden z moich głównych celów, bo oczywiście lotnisko i rozwój siatki połączeń ma ogromną wartość dla regionu, ale jednak ten finansowy musi być lepszy, żebyśmy też na więcej mogli sobie pozwolić. Choć warto pamiętać, że w 2016 roku, kiedy zaczynałam swoją pracę na lotnisku ta strata wynosiła ok. 60 mln zł.
A w pojawienie się LOT w Łodzi jeszcze pani wierzy? Wiadomo, bliskość Warszawy uzasadnia to, że omijają to lotnisko, ale pytam w kontekście strategii narodowego przewoźnika, który w związku z ograniczoną przepustowością na Lotnisku Chopina ogłosił, że będzie się mocniej pojawiał na lotniskach regionalnych.
– Obserwując rozwój Ryanaira i innych linii w portach regionalnych widać, że LOT trochę nie wykorzystał szansy na wzrosty w regionach. Na pewno w ciągu tych ostatnich 7-8 lat problemem była polityka, gdy LOT nie chciał z nami rozmawiać wyłącznie ze względów politycznych. To choćby kwestia osoby pani prezydent z innej opcji politycznej, która jest większościowym właścicielem lotnisk. Jeśłi współpraca może przynosić obustronne korzyści polityka powinna stać z boku. To samo dotyczy zresztą dziś kwestii CPK, który jest spaczony nadmierną ingerencja polityków. A wracając do LOT – bardzo bym chciała rozpocząć naszą współpracę, bo dla LOT jest oczywiście miejsce na naszym lotnisku.
A skoro już jesteśmy przy CPK. Czego spodziewa się pani po wynikach tego audytu w kontekście kontynuacji tego projektu?
– Obawiam się, że usłyszymy, jak wiele pieniędzy zostało zmarnotrawionych. Nie wiem, jaki będzie ostateczny wynik audytu, ale patrząc na sytuację na Lotnisku Chopina i jego aktualne problemy… to pewnie przez jakiś czas będzie mógł jeszcze pełnić funkcję głównego lotniska po zwiększeniu przepustowości, ale ten czas może być mocno ograniczony. Dlatego uważam, że zostanie jednak podjęta decyzja o budowie nowego lotniska dla Polski. Ale wyłącznie lotniska, a nie mega projektu odnoszącego się do wszystkich rodzajów transportu. Przecież to właśnie zmiana pierwotnej koncepcji Centralnego Portu Lotniczego na Komunikacyjny i włączenie szprych kolejowych i innych infrastrukturalnych rozwiązań popsuło cały pomysł. I chyba o to chodziło poprzedniej władzy, aby tak upolitycznić i zamieszać, aby wydatkowanie olbrzymich pieniędzy mogło mieć jakiekolwiek uzasadnienie lub, żeby było nie do końca czytelne. Audyty mam nadzieję wszystko wyjaśnią.
A jeśli CPK lub CPL, to co dalej z lotniskiem w Łodzi? Będzie miało dalszą rację bytu?
– To odległa perspektywa i będziemy zastanawiali się nad tym za parę lat. Teraz musimy pracować nad rozwojem, bo rynek wykazuje tendencję wzrostową i koniecznie musimy to wykorzystać. Przyszłe nowe lotnisko może wyłącznie zyskać na rozwoju pozostałych, w tym łódzkiego – nawet wykorzystując ten potencjał i ostatecznie przejmując w prosty sposób część ruchu. Jest jeszcze sporo pytań m.in. jak takie lotnisko będzie wyglądać i czy będzie przewidziana tańsza część infrastruktury dedykowana lowcostom. Jeśli nie to jestem przekonana, że tanie linie nie będą miały motywacji, aby opuszczać regionalne lotniska, które dają im lepsze warunki i krótszy czas na tzw. turnaround.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?