Lecisz z Europy do Los Angeles, a lądujesz… na kole podbiegunowym! Co się stało z lotem Swiss?
Historia zdarzyła się kilka dni temu, ale jej skutki trwają do dziś. Pasażerowie lotu z Zurychu do Los Angeles nie spodziewali się, że zamiast w słonecznej Kalifornii, wylądują „na końcu świata”. Pierwsze kilka godzin lotu przebiegało bez żadnych zakłóceń. Niestety, w pewnym momencie jeden z silników uległ awarii… i piloci musieli podjąć decyzję o awaryjnym lądowaniu. Najbliższym lotniskiem było… kanadyjskie Iqaluit, stolica terytorium Nunavut. Powiedzieć, że to „dosyć daleko” od cywilizacji, to nic nie powiedzieć 🙂
Fot. Collage / The Canadian Encyclopedia / pbase.com
Miasto, liczące 6600 mieszkańców, ma typowo arktyczny klimat. Średnia miesięczna temperatura utrzymuje się poniżej zera przez osiem miesięcy w roku. Jest to jedyna w Kanadzie stolica terytorialna niedostępna z reszty kraju za pomocą szosy. Można dostać się tam wyłącznie samolotem, lub, jeżeli zatoka nie jest oblodzona, statkiem. Ulice w mieście otrzymały nazwy dopiero w 2004 (w tym takie jak „Droga donikąd”), a każdy budynek posiada unikatowy numer. I w takim właśnie miejscu awaryjnie wylądował Boeing 777-300 przewoźnika Swiss.
Fot. Google Maps
Na pokładzie przebywało (łącznie z załogą) 217 osób. Lotnisko nie jest przygotowane na przyjęcie jednorazowo takiej ilości osób, więc nawet gdyby pasażerowie chcieli wykorzystać okazję i zdecydowali się obejrzeć to nietypowe miasto, w oczekiwaniu na przylot samolotu zastępczego – sama procedura paszportowo-imigracyjna zajęłaby kilka godzin. W efekcie pasażerowie spędzili kilkanaście godzin (w tym noc) w uziemionym samolocie. Nad ranem, gdy przyleciał po nich kolejny samolot, na lotnisko ściągnięto wszystkie autobusy szkolne z Iqaluit, aby przetransportować pasażerów z jednej maszyny do drugiej. I – po przymusowej przerwie – podróżni odlecieli do Nowego Jorku, gdzie mieli kontynuować swoją podróż do Los Angeles. Happy end?
Władze Iqaluit, nie wiedząc o braku możliwości opuszczenia przez podróżnych uszkodzonej maszyny, wystosowały oświadczenie:
– Szkoda, że się nie zdecydowali na opuszczenie samolotu: to byłaby dobra okazja dla pasażerów, żeby zobaczyć Iqaluit – powiedziała burmistrz miasta Madeleine Redfern
Natomiast na samej płycie lotniska trwa dosyć niezwykła operacja: wymiana silnika w Boeingu. Ponieważ temperatura odczuwalna wynosi około -30 stopni Celsjusza, zbudowano prowizoryczny ogrzewany namiot, w którym odbywają się prace. Części, niezbędne do całej operacji, zostały dostarczone do Iqaluit drogą lotniczą na pokładzie Antonov AN-124 Rusłan, czyli jednego z największych samolotów świata. Zobaczcie, w jak ciężkich warunkach odbywa się naprawa:
Fot. YellowBonz69 / avherald.com