Bez tych rzeczy nie wyobrażasz sobie lotu? Znikają jedna po drugiej! Winny? To… my sami
Od wymieniania floty na nowocześniejszą, przez nowe podejście do oferowanych usług, aż po coraz bardziej szczegółowe rozbijanie taryf – brzmi jak obniżanie kosztów działania linii lotniczych? I słusznie! Okazuje się jednak, że dokładnie w ten sam sposób mogą zadbać o środowisko. Nawet, gdy robią to z absolutnie cynicznych powodów.
Z roku na rok próbujemy podróżować bardziej świadomie. Czasami oznacza to, że nie chcemy jeździć do krajów, które łamią prawa człowieka, źle traktują zwierzęta czy mają reżimowy rząd. Innym razem chodzi o wybieranie miejsc, które trzymają w ryzach masową turystykę i dbają o ochronę środowiska nie zważając na pragnienia odwiedzających.
Idąc za decyzjami czy stylem życia klientów, swoje oferty zmieniają też biura podróży, lokalne agencje turystyczne oferujące wycieczki, hotele, a nawet całe kraje, które w pewnym sensie obudziły się z letargu i przestały bezrefleksyjnie ulegać turystom, a co za tym idzie wprowadzają limity, ograniczenia i zupełnie nowe zasady. Coraz częściej do grona ekologicznych czy zrównoważonych firm chcą dołączać też linie lotnicze.
Chociaż jak to zwykle bywa, nie brakuje haczyków. No i wiadomo – słupki muszą się zgadzać. Zwłaszcza te, które dotyczą pieniędzy.
![ryanair samolot](https://f4fcdn.eu/wp-content/uploads/2019/06/shutterstock_693560806.jpg)
Tanie linie najbardziej ekologiczne?
Według wielu ekspertów to tanie linie powinny być najmniejszymi „trucicielami” środowiska – przynajmniej w założeniu. Wszystko dlatego, że niejako zmuszają pasażerów do zabierania mniejszej ilości bagażu, nie serwują posiłków ani napojów, nie mają biznes klasy (a więc nie „marnują” miejsca) i w miarę możliwości wymieniają flotę na bardziej ekonomiczną. W rzeczywistości bywa jednak różnie.
Według rankingu Atomsfair, najbardziej ekologiczną linią na świecie ogłoszono TUI Airways, która weszła na szczyt głównie dzięki bardzo wysokiemu „load factor”, czyli współczynnikowi wypełnienia samolotów. Drugie miejsce przypadło chilijskiej linii LATAM, a podium zamyka China West Air. W pierwszej dziesiątce znalazły się także TUIfly, Transavia France, SunExpress, Thomas Cook Airlines, Air Europa, Condor i Juneyao Airlines.
Co ciekawe Ryanair, który z założenia powinien spełniać wszystkie warunki wymieniane przez ekspertów, jest pierwszą linią lotniczą, która znalazła się w pierwszej dziesiątce firm najbardziej zatruwających środowisko w Europie.
Z danych brukselskiej grupy badawczej Transport&Environment wynika, że w zeszłym roku największa tania linia w Europie wygenerowała aż 9,9 megaton CO2, co dało jej 10 miejsce w rankingu. Wyprzedzają go jednak wyłącznie elektrownie węglowe. W całym zestawieniu Ryanair nie jest jednak osamotniony. Na 31. miejsce trafił easyJet, a dalej znajdziemy m.in. British Airways, Lufthansę czy Norwegiana.
Irlandczycy jeszcze kilka miesięcy temu bronili się jednak – całkiem słusznie zresztą – że na tle innych linii z Europy jest ma najniższy poziom emisji dwutlenku węgla w przeliczeniu na kilometr. Wykonują jednak tyle lotów, że gdy brać pod uwagę całościowy wynik, zostawiają konkurentów daleko w tyle. Dodatkowo dosłownie kilka dni temu zmienił się także lider we wspomnianej przez Ryanaira konkurencji. Tytuł najbardziej zielonej linii lotniczej w Europie przejął Wizz Air.
– Wyznaczyliśmy sobie ambitne cele, aby jeszcze bardziej zmniejszyć wpływ na środowisko, wdrażając najnowocześniejszą technologię oraz nadal redukować emisję CO2 przypadającą na pasażera o 1/3 do 2030 roku – mówi Joseph Varadi, prezes Wizz Aira. – Dysponujemy najlepszymi narzędziami, by to osiągnąć. Samolot A321NEO z konfiguracją Wizz Air na 239 miejsc oraz silnikami Pratt and Whitney zapewnia najczystsze i najbardziej przyjazne środowisku technologie obecnie dostępne na świecie – dodaje.
Widać więc wyraźnie, że opinia jakoby tanie linie były najbardziej ekologiczna jest zarówno prawdą i kłamstwem. Prawdą, gdy bierzemy pod uwagę emisję CO2 na pasażera, kłamstwem, gdy zwrócimy uwagę na to, jak wiele lotów wykonują tacy przewoźnicy.
![wizz air a321neo](https://f4fcdn.eu/wp-content/uploads/2019/06/bez-nazwy-1.png)
Pomysłów jest dużo, z wykonaniem bywa różnie
Ogólnoświatowy ekotrend, który sprawia, że ludzie są bardziej świadomi i zwracają większą uwagę na to, co i z czego jedzą, gdzie jeżdżą, a także ogólnie mówiąc – jak wpływają na środowisko – nie mógł zostać niezauważony przez linie lotnicze. Tym bardziej, że w 2017 roku pasażerowie samolotów wygenerowali ponad 5,7 mln ton śmieci na świecie, a według szacunków ten wynik mógłby się podwoić do 2020 roku.
Dlatego trzeba było zacząć działać. Alaska Airlines pozbyła się słomek do napojów, kompostuje zużyte ziarna kawy i stawia na biopaliwa. Delta jest w trakcie redukcji wszystkich jednorazowych opakowań ze swoich lotów. Emirates buduje własną farmę wertykalną, a JetBlue zainwestowało w uprawę ziemniaków… na lotnisku! Ryanair obiecuje wykluczenie plastiku w ciągu czterech lat, easyJet pozwala kupić kawę czy herbatę pół funta taniej, jeśli mamy własny kubek.
A to tylko kilka przykładów. Zaledwie kilka dni temu United odbyło pokazowy „najbardziej ekologiczny lot na świecie” z Chicago do Los Angeles. Linia użyła biopaliwa, wyeliminowano plastik i jednorazówki, a co najważniejsze – nie było żadnych odpadów kabinowych, bo wszystkie kubki, naczynia itd. nadawały się albo do recyklingu albo do wykorzystania jako kompost.
Wiele linii lotniczych zdecydowało się też na wyeliminowanie sprzedaży bezcłowej na pokładzie, żeby zaoszczędzić na wadze samolotu, a więc spalać mniej paliwa i co za tym idzie emitować mniej CO2. Zdecydowały się na to już m.in. KLM, SAS, Qantas czy Qatar Airways.
Gdy kilka tygodni temu KLM ogłosił, że wszedł we współpracę z TU Delft – firmą, która zaprojektowała bardzo nietypowy samolot w kształcie litery V, jednym z głównych wątków decyzji była właśnie ekologia.
– Nie możemy przejść na samoloty elektryczne, bo takie maszyny są zbyt ciężkie i nie są w stanie pokonać np. trasy za ocean. Nie zrobią tego teraz ani za 30 lat – tłumaczy Roelof Vosw, lider projektu rozmowie z CNN. – Musimy więc poszukiwać rozwiązań, które zmniejszania zużycie paliwa w inny sposób – dodał.
Jednak innowacyjny samolot Flying V może pojawić się na rynku najwcześniej dopiero w 2040 roku. Plan jest więc dobry, ale nie zostanie wdrożony nawet w przeciągu dwóch najbliższych dekad. A ludzie pragnęliby rozwiązań tu i teraz.
To między innymi dlatego w internecie pojawiły się kalkulatory, które pomagają obliczyć wpływ wybranego przez ciebie lotu na środowisko. Ba, przy okazji przygotowywania tego tematu natknęłam się nawet na wyszukiwarkę lotów, która obiecuje, że jeśli kupisz bilet za ich pośrednictwem, ta po transakcji zasadzi tyle drzew, by zrównoważyć emisję dwutlenku węgla z samolotu, którym polecisz. Nie mam pojęcia, czy w rzeczywistości sadzą jakieś drzewa, a strona serwisu wygląda na mocno niedopracowaną, ale już sam fakt, że powstają takie pomysły wydaje się być dowodem na to, jak w ostatnich lat zmienił się świat i nasze podejście.
Oczywiście trudno naiwnie przyjmować, że linie lotnicze robią to wszystko tylko ze względu na środowisko. W grę często wchodzi ograniczenie kosztów, przekonanie do siebie klientów albo po prostu poprawia reputacji. Ale i my oczekujemy więcej, myślimy rozważniej i decydujemy bardziej świadomie.
![samolot united](https://f4fcdn.eu/wp-content/uploads/2019/06/shutterstock_1031375488.jpg)
Rachunek sumienia i tak musimy zrobić sami
Szacuje się, że obecnie branża lotnicza odpowiada za 3 proc. światowej emisji CO2. Jednak w przeciągu najbliższych 30 lat ten poziom może wzrosnąć 7-krotnie.
Najgorsze jednak nie jest więc nie samo latanie, ale to jak chętnie z niego korzystamy i jak szybko rozwija się branża lotnicza. Miło polecieć na pizzę do Bergamo, na zakupy do Londynu albo do Kijowa po… czekoladki i wrócić tego samego dnia. Zwłaszcza, gdy ceny biletów są bardzo atrakcyjne, a sam wypad okazuje się łatwiejszy logistycznie niż podróż do Zakopanego.
Nie można nikogo winić, że lubimy to robić, skoro pozwalają na to pieniądze, chęci, siły czas i linie lotnicze. Problem polega na tym, że cena jaką płaci za to środowisko jest o wiele wyższa. Dlatego coraz częściej pojawiają się pomysły, bo odgórnie ograniczyć takie jednodniowe, zbyt bliskie czy zbyt częste podróżnicze szaleństwa.
Limit lotów przypadający na każdego obywatela na razie wydaje się być absurdem z dziedziny science-fiction, ale w przyszłości może okazać się czymś zupełnie naturalnym tak jak chociażby wjazdu dla starszych pojazdów z silnikiem diesla do centrów miast albo nakaz sortowania śmieci. Gdy pierwszy raz takie tematy pojawiły się w mediach, większość kwitowała to machnięciem ręki. Dziś traktujemy je zupełnie inaczej.
W Polsce jako pierwszy o pomyśle limitu kilometrów wspomniał dr hab. Maciej Gdula z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, proponując 15 tys. km ograniczenia na człowieka. Za to w Norwegii zamiast odległości politycy woleliby ograniczyć liczbę lotów – do 10 rocznie. Z taką propozycją wyszedł Ketil Kjenseth, przewodniczący Komisji Energii i Środowiska.
Nie zapominajmy jednak, że emisja CO2 to jedno, ale w grę wchodzi też poziom hałasu wytwarzany przez samoloty, miliony jednorazowych opakowań, podejście do nieruszonych posiłków i wiele innych czynników, które sprawiają, że latanie nie jest i jeszcze długo nie będzie ekologiczne.
I choć byłoby to pewnie sensowne – nie rzucę pierwsza kamieniem w tych, którzy nie potrafią zrezygnować z „durnolotów”, krótkich wyjazdów, czy teoretycznie absurdalnych wypadów na makaron, pizzę i cappuccino, bo wiem jak przyjemne potrafią być i jak wiele sprawiają radości.
Ale skoro już wymagamy szeregu zmian od linii lotniczych, to może przede wszystkim powinniśmy zacząć od siebie? To pytanie zostawiam wam, a w razie czego kamieniami można rzucać w komentarzach. Byle nie za mocno!