Masz dość dodatkowych opłat? Mamy złe wieści. Pierwsza tania linia w Europie likwiduje darmowy bagaż podręczny
…a to dopiero początek. Tym bardziej, że guru taniego latania w Europie nie ma wątpliwości, że w niedalekiej przyszłości takich dodatkowych opłat będzie więcej. Efekt? Przy kupnie biletów będziemy musieli uważać jak na polu minowym.
Gdzie znajduje się granica tolerancji pasażerów, za którą tanie linie lotnicze nie odważą się już ustanawiać dodatkowych opłat? Jeśli wierzyć przedstawicielom linii lotniczych, jest ona bardzo płynna i da się ją streścić w krótkim zdaniu: pasażer może sporo wycierpieć, byle mieć możliwość kupienia jak najtańszego biletu.
Kolejne dodatkowe opłaty wprowadzane przez linie lotnicze zajmują na naszych łamach sporo miejsca, ale trudno się dziwić, bo ostatnie kilkanaście miesięcy upływa pod hasłem zachęcania pasażerów do wyciągania portfeli i płacenia. I jeszcze pół biedy, jeśli za dodatkowe opłaty biorą się tradycyjni przewoźnicy, bo to oznacza po prostu nadganianie dystansu do low-costów. Tak jest choćby w przypadku taryf basic economy na dalekich trasach, w których płacimy tylko za bilet i mały bagaż podręczny, jeśli zaś chcemy zabrać ze sobą dużą walizkę, musimy dopłacić. Jednak tu przynajmniej mamy jasne reguły, wystarczy Ci bagaż podręczny, lecisz z podręcznym.
Problem zaczyna się jednak w momencie, gdy przewoźnicy (zwłaszcza niskokosztowi) wchodzą z opłatami w przywileje, które do tej pory były “zawsze” wliczone w cenę biletu. Jako pierwsze z tego typu usługą eksperymentowały linie lotnicze w USA. Taryfy typu basic economy, jakie w swojej ofercie mają największe linie w tym kraju, a więc Delta, American czy United zabierają pasażerom sporo przywilejów.
Tacy pasażerowie są w gruncie rzeczy… zestygmatyzowani. Zabrania im się bowiem wchodzenia na pokład razem z innymi (wchodzą w ostatniej kolejności) czy korzystania ze schowków bagażowych nad głową, a bagaż musi się zmieścić pod fotelem. Oczywiście, wielu pasażerów z najtańszymi biletami za nic ma takie zakazy, ale cel wprowadzenia takiej taryfy jest jasny i nie ukrywają tego nawet prezesi dużych linii lotniczych: kupując bilet typu basic pasażer ma poczuć się tak źle, by następnym razem kupił już “normalny” bilet, dzięki któremu będą mieli dostęp do wszystkich, wydawałoby się, że jednak dość normalnych, przywilejów.
Niestety, jak widzimy w ostatnich tygodniach, moda na takie taryfy i dodatkowe utrudnianie życia pasażerom, dotarła też do Europy.
Jej sztandarowym przykładem jest niedawna decyzja Wizz Aira, który najpierw zaczął rozsadzać rodziny i znajomych lecących bez wykupionych dodatkowych usług, a potem de facto pozbawił pasażerów możliwości zabierania na pokład bezpłatnego bagażu podręcznego. Oczywiście, wciąż w cenie biletu mamy sztukę bagażu, ale bez wykupienia dodatkowej usługi, nasza walizka wyląduje w luku. Nie ma więc mowy o bezpłatnym bagażu podręcznym jako takim.
Tłumacząc się kwestiami logistycznymi i ograniczoną liczbą miejsca w schowkach węgierska linia zaordynowała bowiem, że bagaż na pokład mogą zabierać tylko osoby, które wykupią usługę Wizz Priority, gwarantującą pierwszeństwo wejścia na pokład. Co, swoją drogą, totalnie pozbawia sensu usługę priorytetowego wejścia na pokład, ale nie tego dotyczy tekst. Bagaż podręczny był bowiem “od zawsze” nieodłącznym elementem biletu lotniczego, a fakt, że znalazła się linia lotnicza, która zabiera tę usługę sprawia, że z pewnością wkrótce znajdzie naśladowców. Dodajmy zresztą, że Wizz Air jest pierwszą dużą linią lotniczą w Europie, która zdecydowała się na taki krok.
Przy tej okazji zacząłem się zastanawiać nad tym, gdzie znajduje się granica, za którą wściekli pasażerowie przestaną płacić liniom, a przewoźnicy – wymyślać kolejne opłaty. Podczas niedawnej wizyty w Budapeszcie, rozmawiałem na ten temat z Jozsefem Varadim, szefem Wizz Aira. Jego wypowiedź… raczej nie napawa optymizmem.
– Moim zdaniem nie ma takiej granicy. Jest ona płynna dla każdego pasażera. Jeśli ktoś podróżuje z rodziną czy znajomymi, a lot zajmuje 2-3 godziny, to siedzenie osobno nie wydaje się dużym poświęceniem w imię taniego przelotu. A jeśli ktoś chce sobie zagwarantować to, że będzie siedzieć razem z wybraną osobą, to może dopłacić – mówi z rozbrajającą szczerością szef Wizz Aira.
Gdy pytam go o to, czy węgierski przewoźnik i inne linie lotnicze będą odbierać kolejne “przywileje” pasażerów i kazać je za nie płacić, mówi, że jest to jak najbardziej możliwe.
– Cały czas poszukujemy nowych sposobów, by obniżać ceny za przelot i jednocześnie zwiększyć nasze przychody pozalotnicze. Będziemy więc szukali takich możliwości, ale chcę podkreślić, że zawsze ich rezultatem będzie obniżenie bazowej ceny biletu i w efekcie – danie pasażerom wyboru. Ale też tańszy bilet na przelot oznacza zrezygnowanie z pewnych przywilejów – mówi Varadi.
Akurat w dziedzinie dodatkowych opłat Wizz Air radzi sobie świetnie – jak pisaliśmy na łamach Fly4free.pl, tzw. Przychody pozalotnicze stanowią dla tej linii 42 proc. wszystkich przychodów i cały czas rosną. Jak mówił Varadi w niedawnej rozmowie z Fly4free.pl, celem linii jest doszlusowanie do poziomu 50 proc. Przychodów pozalotniczych. A pasażerowie? Pasażerowie… zapewne będą cierpieć i płacić. Robią to zresztą już teraz.
Wnioski? Średnio optymistyczne
Czy to źle? Tak, przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – zamiast upraszczać, proces kupowania biletu znów się skomplikuje, a liczba możliwych do wybrania opcji sprawi, że strony internetowe przewoźników będą przypominać tablice pierwiastków Mendelejewa. Po drugie – ceny dodatkowych usług będą rosły coraz bardziej, co zresztą już się dzieje.
Wystarczy spojrzeć na taką linię jak islandzki WOW Air, regularnie oferujący loty do USA w cenie 99 USD. Brzmi pięknie, prawda? Tyle tylko, że wystarczy rzut oka na cennik dodatkowych opłat, by się przerazić. Bo nikt chyba nie lata na Islandię z malutką walizką (w cenie biletu jest bagaż o wymiarach 56x45x25 cm i wadze do 10 kilogramów).
Chcesz zabrać w podróż coś więcej? Na trasie do USA duży bagaż podręczny ważący do 12 kg będzie Cię kosztował 54,99 USD, ale tylko jeśli wykupisz tę usługę podczas rezerwacji biletu. Jeśli się namyślisz i zdecydujesz się na dokupienie bagażu później, zapłacisz 10 USD więcej.
Z kolei za bagaż nadawany (maksymalna waga do 20 kilogramów) trzeba zapłacić w WOW Air przynajmniej 69,99 USD. To minimalna cena, oczywiście za jeden odcinek lotu.
Wygląda więc na to, że czas przygotować się na trudne czasy i zaopatrzyć w cierpliwość – będzie nam potrzebna przy analizowaniu drobnych druczków i wszystkich opcji wyskakujących nam na stronach linii lotniczych. Za które dodatkowe usługi będziemy musieli dopłacić? Mam nadzieję, że futurystyczne wizje Anety Zając się nie spełnią. Pewnie, są pisane pół żartem, pół serio, ale naprawdę trudno o optymizm.