Aż 3 godziny zapasu a lotnisku – konieczność czy histeria? Sprawdziliśmy czy linie przesadzają
Kilkanaście dni temu opisywałam sytuację na lotnisku Luton, tuż po tym jak przyleciałam tu z Polski. Już tam zastała mnie nielicha kolejka do kontroli granicznej, ale na szczęście przesuwała się dość sprawnie. O wiele ważniejsza jest jednak kwestia tego, jak to wszystko działa w drugą stronę (bo to właśnie przy wylotach z Londynu mają być największe problemy). Czy kolejki, o których od wielu tygodni grzmią media i serwisy społecznościowe, to prawda? Czy faktycznie trzeba przyjechać z dużym zapasem czasu?
Obiecałam, że dam znać jak sytuacja, a w dodatku ktoś wywołał mnie w tej sprawie w komentarzu, więc – dotrzymuję słowa. Tym bardziej, że w ostatnim czasie Ryanair i wiele innych linii zaczęło rozsyłać do pasażerów informacje, aby stawili się na lotnisku 3 godziny przed odlotem. Podpowiem czy to histeria czy konieczność.
Dahab od 2736 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Wrocław)
Teneryfa od 2404 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Kreta Wschodnia od 2404 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Wyprzedane autobusy okazują się być iskrą do działania
Wylot mam w piątek późnym popołudniem (18.25) z Londynu Stansted. Wstaję więc rano i postanawiam sprawdzić godziny odjazdów National Express z Victoria Station na lotnisko i… nie dowierzam. Trzy kolejne autobusy z rzędu w porze obiadowej są kompletnie wyprzedane. To duże zaskoczenie, bo przyjeżdżam do Londynu regularnie od 16 lat i jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, by był jakiś problem z kupieniem biletu bezpośrednio u kierowcy, tuż przed odjazdem. Zresztą, zawsze korzystałam z tej drogi. To pierwszy moment, w którym świta mi myśl, że chyba faktycznie coś jest na rzeczy.
To też ta chwila, w której decyduję, że faktycznie przyjadę 3 godziny przed. Nie zbawi mnie, a może akurat się przyda. Tym bardziej, że mam do nadania 10-kilogramowy bagaż, co zawsze wydłuża nieco odprawę.

Kolejki, skrupulatne ważenie i nieprzygotowani… pasażerowie
Na lotnisko docieram bez korków (to nie zdarza się często!), więc nawet tuż przed rozkładowym przyjazdem. Jeśli macie mniej czasu, zawsze korzystajcie z pociągów – te na pewno nie utkną na autostradzie.
Pierwsze wrażenie jest dobre – nie ma kolejki na parkingu, a przecież i takie zdjęcia krążą po internecie. Drugie wrażenie jest niezłe. Co prawda ludzi na lotnisku jest naprawdę dużo, ale głównie do stanowisk czarterowych i Jet2. Przy Ryanairze kolejka raczej klasyczna – na kilkanaście osób, bez dramatu. Niestety co i rusz ktoś z niej wychodzi, żeby się… przepakować, bo pracownicy pilnują nawet najdrobniejszego nadbagażu.
Idę więc na kontrolę bezpieczeństwa i tu sytuacja jest już kompletnie inna. Tłoczno jest przy bramkach skanujących karty pokładowe, jeszcze bardziej tłoczno do stanowisk kontroli. Slalom ciągnie się po „horyzont” i zawija wielokrotnie. Nie bez znaczenia na jej długość jest też… nieprzygotowanie pasażerów. Teraz już wiem, co mieli na myśli pracownicy lotniska, którzy mówili, że za kolejki są odpowiedzialni sami ludzie. Nie byłabym co prawda tak radykalna jak oni, ale faktycznie – a to ktoś ma duże butelki z płynami, a to pilniczek, scyzoryk, a to elektronika na samym dnie bagażu podręcznego. Można tak wymieniać w nieskończoność.
Na całej kontroli schodzi mi dobre 30 minut. Co prawda w miłej atmosferze, bez przepychanek, bez awantur i nerwowych zachowań, ale to jednak dość długo.

Kolejka do Burger Kinga i… saloniku lotniskowego
Wchodzę więc na duty free i tu zaczyna się armagedon. W głównej hali zajęte jest absolutnie każde miejsce siedzące, każdy kawałek podłogi przy ścianie, każda wolna przestrzeń. Do restauracji są kolejki na kilkanaście osób (od tych droższych po Burger Kinga), to samo do kawiarni. W WH Smith część półek wymieciona ze słodyczy i innych przekąsek – szczególnie tych w ramach „meal deala”. Jest naprawdę tłoczno, a ja mam jeszcze dużo czasu, więc decyduje się wybrać do saloniku lotniskowego (kosztuje 25 GBP, a gwarantuje ciepłe jedzenie, nielimitowany alkohol, wygodne miejsce siedzące, gniazdka itd.). Niestety, tu też klops.
Do saloniku również stoi kolejka (pierwszy raz widziałam taką sytuację), a i tak wpuszczają tylko osoby mające rezerwację.
Udaje się jednak znaleźć miejsce do siedzenia w bardziej odległych częściach terminala (polecam okolice gate’ów 42-55 – im dalej, tym lepiej). Bywało lepiej, nie jest idealnie, nie jest luźno, ale tyle się naoglądałam i naczytałam, że spodziewałam się absolutnej tragedii.
W nieskończoność ciągną się natomiast kolejki do boardingu – i to mimo, że co chwilę bramki są zmieniane. Odnoszę wrażenie, że ludzie ludzie bardziej niż kiedykolwiek boją się overbookingu.


***
Czy faktycznie potrzebowałam trzech godzin? Nie sądzę, chociaż cieszę się, że przyjechałam na tyle wcześniej i mogłam przejść cały ten proces na spokojnie. Gdybym miała tylko bagaż podręczny, w 2 godziny też dałabym radę na spokojnie. Co prawda może nie zostałoby zbyt wiele czasu na krążenie po duty free, ale za to czas oczekiwania byłby krótki.
To znaczy w teorii, bo samolot odleciał z 1,5 godzinnym opóźnieniem 😉 Wiele więc zależy od waszego podejścia – nie macie problemu z życiem na krawędzi i przez lotniska przebiegacie ekspresowo – możecie mieć mniejszy zapas czasu. Jeśli jednak wolicie na spokojnie – 3 godziny będą naprawdę optymalne.