Zastępca dyrektora Lotniska Chopina apeluje do Ryanaira: Na lotnisku w Radomiu będzie Wam lepiej niż w Warszawie
Kilka dni temu Ryanair ponownie pojawił się na Lotnisku Chopina z regularnymi trasami. Na początku linia uruchomiła 5 połączeń i idzie jej tak dobrze, że już zapowiada, że zimą będzie chciała przynajmniej podwoić swoje oferowanie z Warszawie. Samo Lotnisko Chopina jest wobec planów irlandzkiej linii znacznie mniej entuzjastyczne, a władze portu przekonują, że irlandzkiej linii byłoby znacznie bardziej wygodnie latać z Radomia. Dlaczego? Przeczytajcie poniżej.
Mariusz Piotrowski: Mając w pamięci burzliwą historię relacji Ryanaira z Lotniskiem Chopina można było mieć pewne obawy przed powrotem irlandzkiej linii do Warszawy. Pierwsze dni pokazują jednak, że chyba nie ma powodów do obaw…
Michał Witkowski: My nie utrudniamy żadnej linii pracy na lotnisku i każdy przewoźnik jest dla nas niezmiernie korzystny, bo przekłada się na zwiększenie liczby pasażerów i większe przychody z działalności pozalotniczej. Bo wcale nie jest tak, jak próbuje nam się wmawiać, że Lotnisko Chopina nie chce pasażerów. Przeciwnie, każdy nowy czy powracający pasażer jest dla nas na wagę złota. Natomiast w kontekście obecności Ryanaira w Warszawie powtarzamy, że nie jesteśmy typowym lotniskiem low-costowym. Nie mamy tak wygodnej infrastruktury typu walk in/walk out, gdzie bezpośrednio z gate’u można dojść kilka metrów do samolotu. Ma ją za to lotnisko w Radomiu, więc jeśli Ryanair jest zainteresowany portem dostosowanym do ich potrzeb, to serdecznie zapraszam.
- Costa Blanca od 1980 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
- Costa Blanca od 1869 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
- Pafos od 1969 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Czy to znaczy, że spodziewa się pan powtórki z rozrywki i szybkiego pojawienia się problemów w relacjach z Ryanairem?
– Nie, na naszym lotnisku nikt nie będzie utrudniał życia Ryanairowi, bo nie jest to w naszym interesie i jesteśmy otwarci na każdego rodzaju współpracę. Natomiast mamy wrażenie, że samemu Ryanairowi może być tu trudno. Choćby z uwagi na koszty, bo korzystanie z infrastruktury Lotniska Chopina nie jest tanie i już teraz mogę powiedzieć, że tańsze nie będzie. Ale to przede wszystkim wyzwania operacyjne. My mówimy to wprost Ryanairowi i komunikujemy jasno na naszych spotkaniach, że obsługa naziemna wygląda nieco inaczej niż na innych lotniskach, z których oni korzystają. Stąd ich decyzja, by wprowadzić self-handling i wprowadzić własnego agenta handlingowego, co jest jak najbardziej ok. Mam jednak wrażenie, że Ryanair jest trochę nieprzygotowany do tego, co widać po niektórych spotkaniach i ich żądaniach. Nie mamy na przykład możliwości, żeby cały sprzęt handlingowy Ryanaira być zlokalizowany w jednym miejscu, bo mamy ograniczenia infrastrukturalne i innych agentów, co na pewno jest dla nich pewną niedogodnością. Tak samo nie mogę zagwarantować, że Ryanair zawsze będzie otrzymywał stanowiska przelotowe i nie będzie konieczności korzystania z push-backów. Nie obiecam tego Ryanairowi, tak samo jak nie mogę obiecać tego Enter Air czy Wizz Airowi ani innym liniom. I Ryanair musi się z tym liczyć, a do końca nie jest do tego przygotowany, bo ma jeden push-back i deficyt pracowników przeszkolonych do jego obsługi, co zajmuje kilka miesięcy. Na razie Ryanair zasypuje nas prośbami o dawanie im stanowisk przelotowych i w miarę możliwości to robimy, ale nie dajemy żadnych gwarancji. Tak samo jest z handlingiem – Michał Kaczmarzyk z Ryanaira mówi, że zdarzają się u nas opóźnienia z odbiorem bagażu, ale lotnisko nie odpowiada za tę kwestię. My odpowiadamy tylko za sprawność działania taśmociągi czy dostęp do infrastruktury energetycznej. Nie do końca od nas zależy czy bagaż pojawi się o czasie.
Brzmi to trochę tak, jakby zawczasu tłumaczył się pan z problemów, których jeszcze nie ma.
– To są kwestie, których Ryanair też jest świadomy i zdaje sobie sprawę z tego, że mogą one wystąpić. My chcemy tylko, żeby mieli świadomość, że wszystkie linie traktujemy tak samo. Na razie operacje Ryanaira w Warszawie odbywają się płynnie. Łapią opóźnienia choćby z powodu strajku kontrolerów we Francji, ale nie odbiegają one od innych przewoźników. My natomiast widzimy, że nasze lotnisko nie jest z gumy, a liczba pasażerów rośnie i w tym roku prawdopodobnie mocno zbliży się do poziomu z 2019 roku, czyli sprzed pandemii. Dlatego uprzedzam tylko fakty, bo wiem, że Ryanair napotykając problemy, zaraz będzie stosował narrację, że Lotnisko Chopina ich nie chce, że to „Shocking Airport” i w ogóle jest wyjątkowo drogie. No więc niestety w imieniu zarządu muszę zagwarantować Michaelowi O’Leary’emu, że tańsze nie będzie.
Ale na szczęście jest takie lotnisko, które zupełnie przypadkowo niedługo się otwiera i gdzie warunki dla linii takich jak Ryanair są znacznie lepsze.
– A ja naprawdę nakłaniam Ryanaira, bo miejsce takich linii jest na lotniskach, gdzie są dla nich lepsze warunki. Wiem też, że poziom opłat w Radomiu jest znacznie niższy niż w Warszawa. Oczywiście, jeśli Ryanaira będzie stać na wykonywanie operacji z Warszawy z zyskiem, to będzie je wykonywał…
A o ile tańszy będzie ten Radom dla tanich linii?
– Nie chcę się odnosić do kwestii handlowych. Mogę tylko powtórzyć, że zachęcam Ryanaira, by pojawił się na lotnisku w Radomiu, gdzie jest infrastruktura typu walk in/walk out i liczba bramek adekwatna do prowadzenia operacji na dużą skalę.
Jedną z głównych obaw, z którymi od zawsze borykał się Ryanair, jest kwestia krótkich turnaroundów, czyli czasu od momentu wylądowania i wysadzenia pasażerów do ponownego ruszenia w drogę z kolejnymi podróżnymi.
– I w naszym przypadku mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nie będzie to możliwe.
Dlaczego?
– Z kilku przyczyn. Przede wszystkim na naszym lotnisku nie zezwalamy ze względów bezpieczeństwa na szereg operacji stosowanych przez linie niskokosztowe w celu ograniczenia czasu operacji. Dotyczy to przede wszystkim tankowania samolotu z pasażerami na pokładzie – o ten zakaz mają do nas pretensje także inne tanie linie, bo pozwala to przyspieszyć operacje i zminimalizować opóźnienia. Podobnie jest ze stosowanym przez Ryanaira pre-boadingiem, czyli upychanie ludzi na korytarzach przy zamkniętych drzwiach na płytę w oczekiwaniu na wejście do samolotu. My tego nie stosujemy i nie ma na to naszej zgody, bo klatki schodowe w terminalach nie są przystosowane do takich sytuacji i jest to niezgodne z naszymi procedurami. Jeśli Ryanair chce upchnąć do autobusu na płycie 180 osób, to niech tak będzie. To jest trochę tak, że korzystając z usług taniej linii nie możemy oczekiwać standardów normalnego przewoźnika. Nie chcę się do tego odnosić, bo to kwestia jego polityki. Natomiast jeśli chodzi o komfort pasażerów i zgodność procedur z tym, co robi taka linia, to – powtórzę jeszcze raz – najlepiej dla niej i jej pasażerów byłoby, gdyby przeniosła się ona na lotnisko dedykowane dla takiego ruchu.
No dobrze. Ale mimo licznych powodów do niepokoju Ryanairowi się tu podoba. Podoba mu się tak bardzo, że zimą chce podwoić oferowanie. Jak to jest z miejscem na Lotnisku Chopina? Z jednej strony ze statystyk wynika, że liczba operacji to jakieś 75-80 procent tego, co w 2019 roku. Z drugiej wciąż państwo narzekacie na braki w przepustowości.
– Musimy pamiętać o tym, że zmieniła nam się trochę struktura ruchu. Zniknęły małe Bombardiery Q400, zamiast tego LOT postanowił na więcej Boeingów 737 MAX 8, pojawiły się też nowe Embraery, więc potrzebujemy więcej stanowisk na samoloty kodu C. Podobnie jest choćby z Wizz Airem, który też bazuje w Warszawie tylko największe Airbusy A321neo. To wszystko sprawia, że mimo mniejszej liczby operacji niż przed pandemią, liczba pasażerów cały czas rośnie i negatywnie wpływa na naszą przepustowość. Mówię o tym dlatego, bo Ryanair i Michael O’Leary zaraz pewnie zaczną narzekać, jak wstrętne i niewygodne jest to Okęcie.
Jeśli zaś chodzi o same sloty, to jesteśmy lotniskiem w pełni koordynowanym przez międzynarodowy podmiot całkowicie niezależny od Lotniska Chopina. Jeśli więc przewoźnik otrzyma sloty od operatora, my wykonujemy tylko analizę przepustowości i nie mamy wiele do powiedzenia. Nie ukrywam natomiast, że na lotnisku robi się coraz ciaśniej, bo linie lotnicze zwiększają np. liczbę bazowanych u nas samolotów. Kto pierwszy dorwie się więc do slotów, ten ma większe szanse na rozwój. Na pewno nie mówię, że jesteśmy wypełnieni pod korek, ale poranne czy wieczorne piki przylotowe i wylotowe to okresy, gdzie nie da się już niemal nic „upchnąć”. Tak samo jest z kwestią sezonowości: wiadomo, że w rozkładzie zimowym tych wolnych slotów jest trochę więcej niż letnim.
W poprzednich latach w PPL dało się usłyszeć, że dla Lotniska Chopina absolutnym priorytetem jest pasażer transferowy, bo na nim lotnisko najwięcej zarabia. I tworzenie lokalnego hubu przesiadkowego, co siłą rzeczy faworyzuje LOT. Tak jest w dalszym ciągu?
– My jako PPL nie kreujemy strategii hukowej, robi to przewoźnik. Możemy stać się hubem dla LOT, ale równie dobrze i dla Ryanaira. Jeśli chodzi o pasażerów tranzytowych, to w wyniku wybuchu wojny straciliśmy podróżnych z Rosji, Białorusi i Ukrainy, którzy w sumie odpowiadali za ponad 6 procent wszystkich pasażerów z Warszawy. Teraz jednak widzimy, że odzyskujemy ten ruch w formie Ukraińców mieszkających w Polsce, którzy latają od nas m.in. dalej do Europy Zachodniej. Jako PPL nie faworyzujemy żadnej linii.
Wspomniał pan o tym, że na Lotnisku Chopina taniej już nie będzie. A mało tego, może być znacznie drożej, jeśli chodzi o poziom opłat. Co to właściwie oznacza? Jakie podwyżki i kiedy się pojawią i jak wpłynie to na ceny biletów?
– Nie chcę mówić o konkretnych kwotach czy wartościach, ale jest pewne, że te podwyżki przyjdą. Oczywiście, nie stanie się to od razu, bo nowy cennik musi być zaakceptowany przez prezesa ULC. Ale fakty są takie, że infrastruktura nam się starzeje, potrzebne są nam środki na rozwój, a dodatkowo dochodzi do tego inflacja i czynniki makroekonomiczne, a także działania wojenne za wschodnią granicą. Jeśli chcemy przy tym utrzymać lotnisko – położone blisko centrum miasta i z dogodną komunikacją – na odpowiednim poziomie, to podwyżki są nieuniknione.
A prowadzone są w tej chwili jakieś rozmowy, mające na celu skuszenie Ryanaira do Radomia? I czy pana zdaniem Ryanair w ogóle da się skusić?
– To jest kwestia rozmów handlowych, więc nie chcę się na ten temat wypowiadać. Na razie Ryanair prezentuje entuzjazm bezobjawowy – latają z Lotniska Chopina z lekkim obrzydzeniem, ale jednak latają. Cieszę się z tego, ale i tak czekam, kiedy usłyszę z ich strony narzekania na to, jak złe jest to lotnisko.