Fly4free.pl

Jak się żyje w mieście, którego populacja liczy… 1 osobę?

Miasto Monowi
Foto: Twitter / zhuanlan zhihu
Monowi w Stanach Zjednoczonych i Luboszów w Polsce. Dzieli je prawie wszystko. Łączy jedno: to miejsca, które pokazują, że każdy może mieć swoją małą ojczyznę.

To nie będzie historia o samotności. To opowieść o pasji, o bibliotece miejskiej liczącej 5000 książek, o barze z jedzeniem… i o codzienności życia w najmniejszym mieście w USA, pełniąc rolę burmistrza, skarbnika, urzędnika, barmana – będąc jednocześnie jedynym mieszkańcem w okolicy.

To także opowieść o pszczołach, determinacji, pogodzie ducha, życiu w samym sercu Borów Dolnośląskich. I o głosowaniu w wyborach, przy 100 proc. frekwencji.

Najmniejsze miasto

Elsie mieszka w Monowi. To małe miasto, położone w USA – właściwie wieś. Tak naprawdę opisanie Monowi to ciężkie zadanie.

Patrzymy na mapę, przerzucamy na kartę z USA, nasz palec wędruje gdzieś na pogranicze Nebraski i Dakoty, blisko rzeki Missouri.

Monowi

Fot. Collage / Mapy Google, ghosttownamerica

– Jestem tu szczęśliwa. Dorastałam w tym miejscu, przyzwyczaiłam się do niego i wiem, czego chcę. Po tylu latach ciężko się zmienić – mówi Elsie Eiler.

To kobieta-instytucja. Po śmierci swojego męża w 2004 roku, została w Monowi. I samotnie pełni rolę burmistrza swojej rodzinnej miejscowości. Ale myliłby się ten, kto uważa, że to jedyna funkcja Elsie.

– Wiecie, na mojej głowie jest dużo rzeczy. Jestem najmłodszym i najstarszym mieszkańcem. Zarazem jestem najbiedniejsza w Monowi… i najbogatsza. Jak tu ustalić podatki – śmieje się 84-latka.

Monowi

Fot. Zhuanlan / Zhihu

Jak się żyje w Monowi? Spokojnie. Pośpiech? Po co? Tutaj nikt się nie spieszy, Elsie ma swój rozkład dnia, terminy nie gonią. Życie płynie swoim tempem.

Pani Eiler jest dumna z małego budynku, w którym spędza wiele czasu. To biblioteka miejska, wypchana po brzegi książkami. Mąż Elsie był zagorzałym miłośnikiem książek – w bibliotece jest ich ponad 5000. Jednak nie tylko książki zajmują czas mieszkance Monowi. Bycie jedyną osobą, która zamieszkuje daną miejscowość to także sporo obowiązków.

Każdego roku pani Eiler musi przygotować miejski plan inwestycji, aby zabezpieczyć finansowanie ze stanu Nebraska. Co roku musi również opracowywać wniosek i pozwolenie na sprzedaż tytoniu i alkoholu – wysyła je sama do siebie, jako sekretarza Monowi.

Monowi

Fot. Zhuanlan / Zhihu

Co dalej? Dostaje dokumenty jako sekretarka, podpisuje jako urzędnik i przekazuje samej sobie, będąc jednocześnie właścicielką baru.

…bo oprócz biblioteki, Elsie Elier spędza czas w swojej tawernie, która jest odwiedzana przez osoby przejeżdżające w okolicy Monowi. To jej sposób na rozrywkę.

– Odwiedza mnie mnóstwo osób w mojej Tawernie Monowi. Robią zdjęcia, pytają jak się żyje w takim miejscu, chcą się czegoś napić i coś zjeść – śmieje się Elsie. – Lubię takie spotkania, wprawiają mnie w dobry nastrój – dodaje.

Czas płynie

Czy Elsie nie doskwiera samotność? Jak sama mówi, to jest jej miejsce na Ziemi. W każdej chwili może się wyprowadzić i mieszkać ze swoimi dziećmi w innej części Stanów Zjednoczonych.

Ale tego nie robi – czuje, że jest odpowiedzialna za to miasto… i nie chce, aby zostało wymazane z map. Dlatego sama sobie podnosi podatki, aby trzy latarnie w mieście wciąż świeciły, a woda płynęła z kranu. I nic nie wskazuje na to, aby bar, który prowadzi od 1971 roku, zamknął swoje podwoje.

Monowi

Fot. Collage / Zhuanlan Zhihu, media ap

Samotność po polsku? Nic z tych rzeczy!

Pani Elsie Eiler zapewne mogłaby znaleźć wiele wspólnych tematów z pewnym nietypowym małżeństwem, które mieszka… w Polsce. Czy wiecie, gdzie jest położony Luboszów? To piękny i cichy zakątek Borów Dolnośląskich, kuszący swoimi kompleksami leśnymi, spokojem i życiem w zgodzie z naturą.

Ilu mieszkańców liczy Luboszów? W 1861 r. mieszkało tu 448 osób. Teraz to miejsce, gdzie spotkamy Krystynę i Jerzego Słoneckich. To oni stanowią 100 proc. mieszkańców Luboszowa.

Pogodą ducha i humorem pani Krystyna Słonecka, była nauczycielka, mogłaby obdarzyć kilka osób.

– Pani Krystyno, jak się żyje w najmniejszej miejscowości w Polsce?
– Bardzo przyjemnie. To spokojne miejsce. Droga się kończy, jest brama i nasz dom. Dookoła lasy, zwierzęta podchodzą pod same okna. Jest pięknie.

– Codzienność nie doskwiera? Nie ma sąsiadów…
– Ale my naprawdę nie potrzebujemy towarzystwa. Mój mąż jest zakochany w tym miejscu, ja również po przejściu na emeryturę w 2001 roku jestem tutaj cały czas… i nie zamierzam się stąd ruszać. W mieście jest szum. My mamy ciszę, przyrodę, pszczoły.

– Jak wyglądają prozaiczne rzeczy? Na przykład głosowanie w rozmaitych wyborach?
– (śmiech) W Luboszowie zameldowany jest tylko mój mąż. Jak pójdzie na głosowanie, to frekwencja jest 100 proc. Jak nie wybierze się – frekwencja w Luboszowie wynosi 0 proc. Ja wciąż mam zameldowanie w Osiecznicy, mam tam mieszkanie, które otrzymałam od gminy, aktualnie mieszka tam mój syn.

– Nie korciło, aby na stare lata przeprowadzić się do miasta? Tam żyje się wygodniej…
– Wygodniej, to fakt. Ale czy lepiej? Teraz wszystko jest zupełnie inne niż kiedyś. Mam tutaj internet, prąd, wodę. Nie ma porównania do czasów, gdy mieszkaliśmy bez tych udogodnień, w pobliżu poligonu i miejsca, gdzie stacjonowały wojska radzieckie. Rozmawiamy sobie teraz przez telefon… a kiedyś musiałby się Pan do nas tutaj przedrzeć.

– Czego Pani najbardziej brakuje?
– Sklepu. Takiego pod ręką. Trzeba myśleć nieco na zapas. W domu mam dwie zamrażarki z jedzeniem, gdyby nas odcięło od świata, poradzimy sobie. Mamy samochód, zawsze do miasta na zakupy możemy pojechać.

– A bez samochodu?
– (śmiech) Mamy też rower. I raz dziennie w pobliżu przejeżdża autobus. Wszystko da się załatwić.

Luboszów

Fot. Collage / Mapy Google / Krystyna Jerzy Słoneccy

Dumą państwa Słoneckich jest ich pasieka. Miód, który produkują, podobno nie ma sobie równych. Być może sekretem jest właśnie to oddalenie od cywilizacji i wszystkiego, co się z tym wiąże – pszczoły, którymi z oddaniem od kilkudziesięciu lat zajmuje się pan Jerzy, mają tutaj idealne warunki.

Co z bezpieczeństwem? Pani Krystyna twierdzi, że nie zaprzątają sobie tym głowy.

– Panie redaktorze, mój syn jest policjantem. Ma na nas oko – uśmiecha się mieszkanka Luboszowa. – My naprawdę nie mamy się czego bać. Z naturą jesteśmy oswojeni, a do ludzi mamy zaufanie. Wiele osób nas tutaj odwiedza, chce zobaczyć wioskę. Pokazuję im mój dom i mówię: to tyle, więcej do zwiedzania nie ma – dodaje pani Krystyna.

Gmina Osiecznica jest dumna, że na ich terenie jest najmniejsza miejscowość w Polsce. Na swojej stronie internetowej zachwalają państwa Słoneckich, podnosząc walory produkowanego przez nich miodu.

– Tradycja pszczelarska przekazywana jest w rodzinie od dwóch pokoleń. W pasiece pozyskuje się miody: rzepakowy, akacjowy, lipowy, gryczany i wrzosowy. Produkowany jest również pyłek kwiatowy, mikstura propolisowa, świece z naturalnego wosku pszczelego oraz sok brzozowy – czytamy na stronie gminy.

Koneserom mocniejszych trunków gospodarz poleca pyszne i zdrowe nalewki miodowe. Pan Jerzy Słonecki to nietuzinkowa postać. Mieszka tutaj od 1957 roku – i od tego czasu poświęcił swoje życie okolicy i pszczołom.

Jego miłość nie obejmowała tylko zwierząt i przyrody – właściciel pasieki został uhonorowany medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.

Luboszów

Fot. Krystyna Jerzy Słoneccy

– Ktoś powie: to szaleństwo, jak tutaj żyć? Odpowiem tak: w tym szaleństwie jest metoda. My naprawdę się tutaj nie męczymy, życie w Luboszowie to przyjemność, której nie są w stanie zmącić drobne niedogodności – opowiada pani Krystyna.

Wspominam jej o Elsie Eiler, która samotnie mieszka w Monowi. Pani Słonecka w pełni ją rozumie. Ona też jest związana z miejscem, w którym mieszka.

– Panie redaktorze, podziwiam ją, że mieszka tam sama. My mamy z mężem łatwiej, jest nam raźniej. No i mamy rodzinę w pobliżu, która może nas często odwiedzać. To naprawdę robi różnicę.

– A nie ciągnie ich tutaj, aby zamieszkać z wami?
– Kiedyś namawiałam moich synów. Odżegnywali się od tego pomysłu – uśmiecha się pani Krystyna. – Ale teraz? Kto wie? Całe gospodarstwo jest zapisane dla dzieci, być może w przyszłości Luboszów będzie miał więcej niż 2 mieszkańców – pogodnie dodaje mieszkanka nietypowej miejscowości.

Luboszów

Fot. Krystyna Jerzy Słoneccy

Życie na końcu świata

Zakończmy tak, jak zaczęliśmy. Monowi w Stanach Zjednoczonych i Luboszów w Polsce. Dzieli je prawie wszystko. Łączy jedno: to miejsca, które pokazują, że każdy może mieć swoją małą ojczyznę.

Jeśli tylko zechce.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Paweł super, temat perełka. Luboszów wpisuję na listę miejsc do odwiedzenia.
Continenttrotter, 7 marca 2018, 1:49 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »