Zagrażają bezpieczeństwu i są niewygodne. Czy linie muszą tak ciasno upychać fotele? Nie mamy dobrych wieści
Coraz mniej przestrzeni na nogi to jedna z największych bolączek pasażerów. W głównej mierze chodzi oczywiście o wygodę, ale duża liczba ciasno zamontowanych siedzeń zagraża też bezpieczeństwu podróżnych. Dlatego pojawił się pomysł, by raz na zawsze uregulować tę kwestię i ustalić odpowiednie limity.
Na pomysł wpadła amerykańska organizacja Flyers Right, która od dawna domaga się oficjalnego zapisu w prawie związanego z fotelami. Potencjalny przepis miałby precyzyjnie określać minimalną przestrzeń, jaka musi być pomiędzy siedzeniami. I wbrew pozorom, stowarzyszenie nie skupia się tylko na komforcie podróżnych, a na możliwych problemach w trakcie ewakuacji.
Już dziś samoloty muszą spełniać cały szereg standardów bezpieczeństwa np. stosować ognioodporne materiały, stworzyć oświetlone ścieżki ewakuacji, mieć wykrywacze dymu, odpowiednią liczbę kamizelek ratunkowych i masek tlenowych itd. Dodatkowo każda komercyjna maszyna certyfikowana w USA musi być gwarantować pełną ewakuację ludzi z samolotu w 90 sekund.
Eksperci wątpią, czy samoloty, w których na siłę upycha się kolejne rzędy siedzeń są w stanie spełnić te wymagania i obawiają się o bezpieczeństwo pasażerów. Tym bardziej, że przestrzeni jest coraz mniej, a ludzie nie stają się coraz chudsi. Obowiązkowe testy udaje się przejść, bo do eksperymentów w trakcie zdobywania certyfikatów zatrudnia się sprawnych i przeszkolonych „statystów”. Nijak ma się to do rzeczywistych warunków w trakcie prawdziwej ewakuacji.
Federalna Administracja Lotnictwa (FAA), do której kierowane są wszystkie sugestie zmian uznała jednak, że problem nie istnieje.
– Nie ma żadnych dowodów na to, że istnieje nagląca kwestia bezpieczeństwa, wymagająca regulacji w tej kwestii – czytamy w oficjalnym piśmie FAA.
Wnioski Flyers Right zostały więc odrzucone, ale organizacja nie zamierza się poddać. Jej członkowie uważają, że FAA w dużej mierze opiera się na danych i testach z lat 90., które nie są już aktualne.
– Dowody Federalnej Administracji Lotnictwa na to, że ciasne siedzenia są bezpieczne, składają się z pięciu filmów przedstawiających niereprezentatywne osoby dokonujące skróconych, częściowych ewakuacji – tłumaczy Flyers Right. – Żaden z filmów nie pokazuje całkowitej ewakuacji, a jedynie sytuacje, w której pasażerowie nie zwlekają z opuszczeniem samolotu.
W latach 60., gdy Boeing projektował pierwszego 737, w środku miało być 50-60 miejsc. Dzisiaj w najbardziej popularnym modelu 737 jest ich nawet ponad trzykrotnie więcej. Oczywiście z czasem kolejne wersje samolotu były coraz dłuższe, więc siedzeń mogło mieścić się więcej, ale jeśli przyjrzymy się dokładnie, to łatwo zauważyć, że liczba foteli rosła nieproporcjonalnie do powierzchni.
Co ciekawe pierwsi klienci Boeinga (np. Lufthansa) domagali się, by w tym modelu umieścić nawet 100 siedzeń, a dzisiaj w przykładowym Ryanairze jest już miejsce dla 189 pasażerów. Szacuje się, ze od lat 70. przestrzeń pomiędzy fotelami zmniejszyła się średnio o 10 cm – z 89 do 79 cm.
Tanie linie średnio dają pasażerom 71-76 cm, amerykańskie 76-78 cm, ale bywają też takie, które mogą się pochwalić nawet 81-86 cm. Najbardziej rozpieszcza pasażerów meksykańska linia Interjet (86 cm) i JetBlue (do 86 cm). Wysoko w rankingu stoi też LOT – do 81 cm. Wynik można porównywać z Emirates, Air France, Swiss czy Singapore Airlines. Polskie linie wyprzedzają więc m.in. Lufthansę, British Airways czy KLM.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?