Fly4free.pl

„Mój pierwszy raz” w klasie biznes. Te błędy i gafy popełniają wszyscy. Ty też?

Foto: LOT Polish Airlines
Pierwszy lot w biznesie to wspaniała sprawa, ale wcale nie musi być pozytywnym przeżyciem. W emocjach może się zdarzyć, że popełnicie szereg błędów, które zaważą na waszej podróży. Zobacz jak się ich ustrzec i pamiętaj: przede wszystkim nie wkurzaj innych.

Końcówka roku to idealny moment na przypomnienie najciekawszych tekstów, jakie w ciągu minionych 12 miesięcy ukazały się na łamach Fly4free.pl. Dziś przypomnimy Wam poradnik o błędach i gafach, których należy się wystrzegać, gdy po raz pierwszy latamy w klasie biznes.

Nie wiem jak wy, ale ja nadzwyczaj rzadko latam klasą biznes. A jednak w życiu każdego podróżnika takie sytuacje czasem się zdarzają – a to wyjątkowa promocja, a to upgrade, a to udało się nazbierać trochę mil i trzeba je wykorzystać. Nie jest to jednak codzienna sytuacja.

Chyba każda osoba częściej podróżująca samolotem pamięta z pewnością swój pierwszy lot w takich komfortowych warunkach. Zwłaszcza, jeśli odbywa się on na dalekiej, 10-godzinnej lub dłuższej trasie. Bo to tu najlepiej widać przewagę wyższej klasy podróżowania nad tą niższą, czyli ekonomiczną. I jest to naprawdę fajne przeżycie, które jednak (chyba niestety) całkowicie zmienia optykę dotyczącą podróży samolotem. Bo jak tu po takiej podróży wrócić do szarej rzeczywistości…

Do lotu „biznesem” czy pierwszą klasą też trzeba się zresztą przygotować, aby uniknąć nieprzyjemnego rozczarowania. Na co trzeba więc uważać? Pozbierałem wspomnienia kilku osób – oraz swoje – z debiutanckiego lotu w biznesie, a efektem jest taki oto subiektywny tekst, napisany z przymrużeniem oka 😉 Gotowi? Nasza przygoda z lotem zaczyna się już na lotnisku.

Po pierwsze – nie przychodź zbyt wcześnie…

Rozumiejąc, że perspektywa takiego lotu powoduje zwiększony reisefieber i szybsze kołatanie serca zalecamy ochłonięcie w jakimś luksusowym business lounge, do którego masz wstęp jako posiadacz biletu w odpowiedniej klasie. I jest to świetna informacja, bo przecież jako „szary pasażer” zwykle koncentrujesz swoje wysiłki przed lotem na znalezieniu w terminalu fotela położonego blisko gniazda elektrycznego (bo oczywiście, zawsze masz „tylko” 15 proc. baterii na telefonie). I oczywiście, te miejsca (których zawsze jest za mało) są zawsze już dawno pozajmowane. Dlatego salonik to świetna sprawa!

Pamiętaj jednak, że jeśli twój samolot wylatuje o 16, to być może warto przemyśleć pojawienie się tam 6 czy 7 godzin przed planowanym lotem. Nie, nikt cię stąd nie wyrzuci, a dobre jedzenie i przyjemna atmosfera kuszą, ale nie szkoda ci trochę całego dnia?

Po drugie – nonszalanckie wejście

Nie chcesz się do tego przyznać przed sobą samym, ale pierwszy lot w biznesie oznacza trochę „zemstę” i trochę „nagrodę” za te lata stania w kolejkach, przepychania się do autobusików i biegów do samolotu (jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, kto znajdzie się pierwszy na pokładzie).

Ale z drugiej strony – za wszelką cenę starasz się wykazać nonszalancją i sprawiać wrażenie, że lot w biznesie nie robi na tobie żadnego wrażenia. Niestety – gdybyś przyjrzał się sobie z boku zobaczyłbyś, że „nonszalancko” w twoim wykonaniu wygląda jak połączenie wysiadającej z karocy królowej Elżbiety II z podchmielonym posłem na Sejm  RP.

Próbujesz więc bezszelestnie przejść przez ten tabun „biedaków” z ekonomicznej, ale się nie da, więc musisz stanowczo huknąć: „Przepraszam, proszę mnie przepuścić, ja do BIZNESU”, czym budzisz zrozumiałe zgorszenie na twarzach innych pasażerów. Po drodze mijając staruszki, matki z dziećmi i innych pasażerów, których pewnie wypadałoby przepuścić.

Spójrz, ile tu miejsca!

Pierwsze wejście do kabiny przeznaczonej dla klasy biznes i zobaczenie, co jest za wiecznie zasłoniętą zasłonką, to najczęściej czas na opadnięcie szczęki. I podziwianie olbrzymiej przestrzeni, którą masz tylko dla siebie, na wyłączność. Półeczki, podstaweczki, te urocze kosmetyczki z malutkimi przyborami. Jest gdzie postawić buty, a nawet potrenować jogę, jeśli akurat najdzie nas taka ochota.

Z zadumy szybko odrywa nas urocza stewardessa, która proponuje powitalny poczęstunek i drinka. „Może szampana? Nie ma, ale mogę zaraz donieść”

– Nieeee tam, proszę się nie kłopotać – to typowa reakcja początkującego „biznesowego” pasażera.

Przeglądasz sobie gazetki (oczywiście, wziąłeś wszystkie), gdy nagle doznajesz olśnienia. Gdzie moje selfie?

Jest i selfie 🙂 Fot. Mariusz Piotrowski / Fly4free.pl

Czym prędzej zaczynasz na potęgę robić zdjęcia, ku zdezorientowaniu pasażerów i części obsługi. No i nie możesz sobie odmówić nakręcenia momentu startu, choć zapewne akurat ten moment lot wygląda identycznie w każdej maszynie. Nie siedzisz przy oknie? Trudno, na szczęście twój selfie stick można rozwinąć do długości trzech metrów, więc spokojnie dasz radę sięgnąć.

No dobrze. Samolot ruszył i wzbił się w powietrze. Można rozpiąć pasy, a wraz z tą komendą pojawia się kolejne odkrycie.

Ten fotel się rozkłada? Wow! No właśnie, ale jak…

Kątem oka spoglądasz na swojego sąsiada i widzisz, że on już wyciągnął się wygodnie w pozycji niemal leżącej. Chwilę potem patrzysz na panel sterowania fotela i zaczynasz w pocie czoła ustalać optymalną dla siebie pozycję. W górę, w dół, w lewo, w prawo – z boku wygląda to jak stretching mięśni brzucha. Twój sąsiad patrzy na ciebie z delikatnym wyrazem politowania na twarzy.

Ale odganiasz te myśli, bo zbliża się epokowa chwila.

Po raz pierwszy zjesz swój posiłek pokładowy w całości

Zanim to się stanie, otrzymujesz… menu, jak w najlepszej restauracji. Przychodzi kelner, wybierasz najpierw przystawkę, potem danie główne. Do tego pełny wybór alkoholi, wszystko „w cenie”. Myślisz o swoich lotach z klasy ekonomicznej, które jawią się jak bardzo zamierzchła przyszłość. I przypominasz sobie jak tam wygląda serwis.

– Meat or fish?

– Hmm…maybe…

(bum!)

Plastikowe opakowanie pokryte pozłotkiem ląduje na twojej tacy, a taca na twoim stoliku, zanim jeszcze zdążyłeś odpowiedzieć.

„Ah, ci biedni pasażerowie z economy” – myślisz sobie, gdy popełniasz chyba najcięższy grzech śmiertelny ze wszystkich, bo chyba tak należy nazwać zbeszczeszczenie 12-letniego Glenfiddicha single malt przy użyciu pepsi i dużej ilości lodu. Ale kto „bogatemu” zabroni.

Być może jeszcze w tym momencie resztki rozsądku podpowiedzą ci, że w takich warunkach, przy zmianie kilku stref czasowych, perspektywie jetlagu i takiej wilgotności powietrza zamiast alkoholu z cukrem należałoby pić raczej duże ilości wody… oooo, nadjechały desery.

Jedz i pij, jakby jutra nie było

Jest taki okres w życiu każdego początkującego podróżnika, kiedy największym marzeniem i jednocześnie przekleństwem w podróży są… hotelowe szwedzkie stoły. O mamo, tyle dobra w jednym miejscu. Co by tu wybrać? Na pewno jajeczniczkę z odrobiną bekonu. I te małe kiełbaski, koniecznie trzeba spróbować. O nie, te pankejki z syropem klonowym wyglądają obłędnie. A tutaj… patrz. Domyślacie się, do jak dużej niestrawności to prowadziło. Lecąc biznesem po raz pierwszy… cóż, powiedzmy, że te nauki z hotelu mogą odejść w niepamięć właśnie przy wyborze deserów. Ojej, mus czekoladowy z malinami, miętowa pralina, serniczek. I panna cotta!

Fot. Mariusz Piotrowski / Fly4free.pl

– Ale na pewno nic pan nie chce? Może się pan jednak skusi – uśmiecha się „stewka”. No, niech cię piekło pochłonie! Jeszcze croissanta proszę.

Taki najedzony, tyle cukru w żyłach. Można by się na przykład… zdrzemnąć. Przecież ten fotel rozkłada się do woli i bez problemu można zrobić z niego łóżko. Chyłkiem spoglądasz na innych pasażerów, którzy znikają w toalecie i po chwili pojawiają się ubrani w piżamkowe dresy. No tak! Ależ to proste! Rozkładasz więc swoje łóżko, bierzesz kocyk, ale okazuje się, że poziom obżarcia się sprawia, że nie możesz zmrużyć oczu.

– Proszę pana, ja to mam na spanie swój patent. 4 lufy, może 5, nie za dużo. I do śniadanka śpię jak niemowlę – dzieli się złotą radą współpasażer z fotela obok, po czym odwraca się i po minucie chrapie.

No nic, odpalasz system rozrywki pokładowej. Tylko na chwilkę – obejrzysz coś i uśniesz w trakcie. Filmy są nowe, ale w większości to głupawe komedyjki i filmy o superbohaterach. Zanim więc znajdziesz coś, co cię interesuje, zaczniesz się solidne znudzić. A może jakiś serial? O, super! Ale dlaczego w systemie rozrywki jest tylko po jednym-dwa odcinki z danego tytułu? Aaargh! Poza tym, nawet najwygodniejsze siedzenie po pewnym czasie staje się niewygodne. Decydujesz się więc na spacer.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia

Jedną z największych „zalet” wynikających z miejsca w klasie biznes jest całkowite wyizolowanie od innych pasażerów. Dlatego, skoro już lecisz w tym biznesie, to rozsiądź się wygodnie w fotelu, zapuść film, zjedz homara, rozkoszuj się swoim daniem i… nie denerwuj innych. To powinna być pierwsza zasada każdego biznesowego nowicjusza.

Ale ponieważ jesteś tu „nowy” i nie do końca przywykły do takich luksusów, to nie możesz sobie odmówić tradycyjnej wycieczki za kotarę, do królestwa „ekonomii”. Nie powinieneś tego robić, bo to wielki błąd, a wrażenie jest traumatyczne. Raz, że od razu zdradzi cię głupawy uśmieszek, a pasażerowie z pierwszych rzędów już po sekundzie będą mordować cię wzrokiem.

Fot. Sorbis / Shutterstock

Dwa, że… (choć brzmi to jak banał), biznes to zupełnie inny świat. Zejście z tej oazy spokoju do klasy ekonomicznej, to tak jakby w 15 sekund trafić do siódmego kręgu piekieł Dantego. Gdy przekraczasz próg klasy ekonomicznej, od razu słyszysz zwielokrotniony do potęgi n-tej krzyk dzieciaków, widzisz ten ogromny ścisk i kolejki do toalety na kilkanaście osób. No i te alejki takie ciasne – nie da się przejść, bo tu jeden wystawia nogę, drugi rękę.

To dziwne, tym bardziej że np. klasę ekonomicznę w LOT-owskim Boeingu 787 Dreamliner na dalekich trasach oceniam bardzo dobrze. Jednak lecąc biznesem to pozytywne wrażenie pryska… w ułamku sekundy. Jej, jak tu ciasno.

Najwyższy czas spać

Kiedy znów się nie chce. Po drodze bierzesz (kolejny raz!) jakieś przekąski i z nudów wprowadzasz do organizmu. Kładziesz się. Znów włączasz jakiś film – zasypiasz w dziwacznej pozycji, przez którą już wkrótce odezwie się ból w plecach.

Fot. Qatar Airways

Budzisz się po kilku godzinach, przy dźwiękach rozkładanych sztućców i porcelany stukającej o stoliki. Tak, to czas na śniadanie! Może pomoże w walce z tym nieznośnym bólem głowy. A było pić więcej wody…

Reszty lotu upływa w sielankowej atmosferze. W końcu została ledwie godzina z hakiem, więc nie ma już czego popsuć.

Ile dałbym, by zapomnieć cię…

Prawdziwy i największy problem zaczyna się jednak w drodze powrotnej, gdy okazuje się, że lecisz już „tylko” klasą ekonomiczną. Całe twoje ciało pokazuje wielkie zrezygnowanie i rozczarowanie.

Już na samym początku podróży, gdy pojawiasz się w terminalu i smutnym wzrokiem spoglądasz na tabliczkę „business lounge”. I idziesz do saloniku, ale nie biznesowego, tylko prasowego. W którym wysupłujesz równowartość 20 złociszy za półlitrową butelkę wody i małą kanapkę.

I znów – przy „gejcie” szukasz wolnego miejsca z względnie bliskim dostępem do gniazdka elektrycznego. Tradycyjnie – jedyne wolne gniazdko znajdujesz na podłodze i już, już, prawie masz to miejsce, gdy jak spod ziemi wylania się inny pasażer i zajmuje ci miejscówkę. Beznamiętnie siadasz więc na jedynym wolnym fotelu i czekasz na boarding. Stanie w kolejce budzi w tobie pewne emocje, ale gdy już wchodzisz do samolotu, mimochodem patrzysz w lewo, gdzie za zasłonką widzisz utracone królestwo. Przystajesz na chwilę, blokując kolejkę i głośno wzdychasz.

– Czy mogę jakoś pomóc? – pyta stewardessa.

– Wie pani, jeszcze tydzień temu tam leciałem… – odpowiadasz, nie odrywając wzroku od biznesowej kajuty.

– Rozumiem. Wszystko będzie dobrze. A teraz zapraszam do środka.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
a ja chciałbym test klasy biznes w AirAsiaX lub Norwegianie na dalekich dystansach. Czy to w ogóle jest biznes czy tylko economy premium ?
roccobarocco, 16 października 2017, 20:30 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Lot z Erywania do Warszawy, Lotem, przechodzę przez klasę biznesową w B 737 800 kształt foteli i miejsca na nogi tyle samo, oni mieli fotele pokryte skają a my materiałem. Oni mieli spocone plecy a my nie* *uff, kompleks uleczony :)
eskie, 16 października 2017, 20:47 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Lekkie pióro Mariusz Piotrowski, przyjemnie się to czytało, jeszcze większy ból d*** jak przyjdzie lecieć low costem ;)
emorale, 16 października 2017, 21:12 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Błędy i gafy popełniają wszyscy, ale proszę nie bezcześcić polszczyzny.
robr, 16 października 2017, 21:49 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Rada dla autora: następnym razem leć klasą ekonomiczną tam a wracaj biznesową.
jack.strong, 16 października 2017, 22:30 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Leciałem 3tyg temu do Tokio, wszedłem do BIZNES KLASY! (przejście przez przez kaptur), wyobraźcie sobie, że nikt nie stał przy bramce. Ale spaliłem... Wiecie czemu? Bo przyszedł pasażer na moje miejsce :/ Wybrnąłem z tej sytuacji tym, że byłem lekko podchmielony.. Cholerka do końca życia będę sobie wypominał, że nie usiadłem na innym miejscu.. ale komuś się udało z tego co na forum czytałem :D
jakubiakuellen, 17 października 2017, 0:17 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Moim zdaniem dużo większym biedakiem jest ten, który "nie może sobie odmówić wycieczki do <>" niż ten, który tą "ekonomią" podróżuje.
Chinook, 17 października 2017, 4:54 | odpowiedz
Avatar użytkownika
cale szczescie ze nie beda mnie dotyczyly takie problemy
Kian, 25 grudnia 2017, 20:22 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »