Dla jednych: jeden z najbardziej nudnych krajów na świecie, na terenie którego znajduje się owiane (nie)sławą lotnisko w Charleroi. Inni twierdzą, że to fascynujące państwo, mające wiele do zaoferowania potencjalnym turystom. Odczarowujemy Belgię.
– Jadę do Belgii
Przyznacie, że nie brzmi to zbyt ekscytująco – Belgia nie jawi się jako doskonały kierunek na spędzenie tam szybkiego city-breaku lub dłuższego urlopu. A jednak to kraj, który potrafi wielokrotnie (i miło) zaskoczyć. Wystarczy dać mu szansę i nie ulegać części ze stereotypów, które krążą w odniesieniu do tego niewielkiego państwa.
Jak ugryźć Belgię, aby najlepiej smakowała?
Porozmawiajmy o... lotnisku
Zacznijmy od sprawy dość przyjemnej: do Belgii dostaniemy się z wielu miast w Polsce za naprawdę niewielkie kwoty. Dzięki aktywności tanich linii lotniczych, w tym takich hegemonów jak Ryanair, bez najmniejszego kłopotu bilet w dwie strony do stolicy Belgii będzie kosztować nas na przykład 78 PLN w dwie strony.
…chociaż w tak taniej możliwości tkwi pewien haczyk: samoloty niskokosztowych linii nie lądują w Brukseli, tylko w… Charleroi, z którego do stolicy Belgii jest jeszcze całkiem spory kawałek.
Wielu podróżnych skarży się na warunki panujące w tym porcie lotniczym. Ale o ile nie planujemy spędzić tam wielu godzin, a naszym celem jest zwiedzanie Belgii – to doskonały punkt startowy do rozpoczęcia nietuzinkowej wyprawy. Jeżeli macie chwilkę wolnego czasu, możecie spróbować również pochodzić po centrum Charleroi, wyrabiając sobie swoją własną opinię na temat tego miasta.

Porozmawiajmy o... czekoladzie
Zapomnijcie o szwajcarskich czekoladach i pralinkach – to właśnie w Belgii znajdziecie (chyba) najlepszy na świecie wybór doskonałych słodyczy. Bogactwo wyboru może przyprawić o zawrót głowy: spora rzesza turystów, którzy zahaczają o Belgię, korzysta z możliwości zaopatrzenia się w solidny zapas słodkich prezentów dla swoich bliskich.
Muszę się przyznać, że jestem uzależniony od pralinek Neuhaus. Nazwijcie to jak chcecie – ale wizyta w Belgii bez zakupu czekoladek i pralinek od mistrzów w swoim fachu jest dla mnie niepełna.
Jeżeli macie taką możliwość, to spróbujcie ich… i przekonajcie mnie, że znacie lepsze 😉

Porozmawiajmy o... piwie
…takiej samej rękawicy nie mogę podjąć w przypadku piwa. Dlaczego? Bo setki małych browarów, z których słynie Belgia, nie dają szans wyrokować, który jest najlepszy. Piwa trapistów, piwa zakonne, lambiki, słynne „Delirium Tremens” – dla każdego coś miłego.
Co ciekawe, w poszukiwaniu nowych, piwnych smaków, możecie zapuścić się poza wielkie miasta. Dolina rzeki Senne albo flamandzkie miasteczka, kryjące małe lokale, serwujące takie cuda jak chociażby Liefmans Goudenband, zachęcają do piwnych wycieczek.
* * *
Natura nie znosi próżni: bez trudu odnajdziecie oferty firm specjalizujących się w kilkudniowych wycieczkach spod znaku piwnej rozkoszy. Ale lepszym pomysłem wydaje się po prostu… próbowanie belgijskich specjałów spod znaku chmielu na własną rękę, pamiętając o rozwadze 😉

Porozmawiajmy o... morzu
Być może (OK, na pewno) są cieplejsze morza niż fragment Morza Północnego, który należy do Belgii. Nie da się jednak ukryć, że belgijskie wybrzeże jest naprawdę urokliwe. Raczej nie znajdziecie tu krzykliwych kurortów, które bez trudu znajdziecie nad Bałtykiem. Króluje raczej spokój i szerokie plaże, zachęcające do spacerów.
Niewątpliwą perła w koronie jest Ostenda. Lubię do niej wracać, ma swój charakter. Ulubione miasto króla Leopolda ma sznyt wielkomiejskiego kurortu… a zarazem pewną prowincjonalność, którą widać zwłaszcza poza centrum. Dla spragnionych rozrywki kulturalnej idealne będą Galerie Królewskie – a dla wszystkich: bogata oferta gastronomiczna i gwarancja rześkiego wiatru, który potrafi stanowić kontrapunkt dla słońca.
Jeżeli macie chwilkę czasu, przejedźcie się nietypowym tramwajem. To słynna linia Kusttram, łącząca miejscowości belgijskiego wybrzeża Morza Północnego, od Adinkerke (skąd jest dosłownie rzut beretem do Francji) aż do Knokke-Heist, gdzie praktycznie witacie się z Holandią.

Porozmawiajmy o... górach
Belgia i góry? Może nie są to kolosy, ale wędrówka po zalesionych Ardenach może dostarczyć wielu przyjemności i solidnie zmęczyć. To doskonały pomysł na odwiedziny południowo-wschodniej Belgii, która jest najrzadziej zamieszkałą częścią tego kraju.
Podczas jednego z moich wyjazdów do Belgii, „zdobyłem” najwyższy szczyt tego kraju. To Signal de Botrange, mierzący 694 m n.p.m. Na szczycie czeka mała niespodzianka, a są nią… nietypowe schody, powiększające ów szczyt o kilka metrów, aż do osiągnięcia „magicznej”, okrągłej wysokości 😉
Ardeny słyną również z historycznych miejsc bitew, m.in. podczas II wojny światowej. Warto przyswoić sobie informacje o operacji „Stösser” czy „Greif”, aby lepiej zrozumieć historię tego regionu.

Porozmawiajmy o... miastach
Piwo, czekolada, morze, góry – zauważyliście, że nie było nic o największych miastach Belgii? To działanie z rozmysłem: praktycznie każdy tekst o Belgii musi zawierać coś o Brukseli. A ja, na przekór, zaproszę Was do niezwykłej Gandawy lub kosmopolitycznej Antwerpii. To właśnie tam można poczuć ten specyficzny klimat, z którego słynie Belgia.
Na osobną wzmiankę zasługuje jedno z moich ulubionych miast w Europie, czyli Brugia. Zamiast tysięcy słów, jedno określenie: to flamandzka Wenecja.
Spacerując (lub pływając po kanałach), zaglądając do Bazyliki Świętej Krwi lub po prostu powolutku zwiedzając dzielnice Markt i Burg – możecie przenieść się w czasie. To nadzwyczaj przyjemna podróż…

Belgia. Czy warto?
Jak podejść do Belgii? Potraktować ją jako kraj przesiadkowy, w drodze do/na lotnisko w Charleroi? A może dać jej szansę? Moim zdaniem, Belgia jest stanowczo zbyt mało znana jako cel podróży sam w sobie. Warto przekonać się o jej zaletach na własną rękę.
A jakie są Wasze turystyczne doświadczenia z tym krajem?