Linie mają dość awantur w samolotach. Pomysł jest świetny, ale wykonanie? Oj, słabe
Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego uruchomiła kampanię społeczną „Nie w trakcie mojego lotu”. I choć akcja skierowana przeciwko niesfornym pasażerom, którzy dezorganizują pracę personelu i przeszkadzają innym osobom, jest w stu procentach słuszna, w rzeczywistości pewnie zmieni niewiele. Niestety.
Alkohol, nerwy, zmęczenie – to wszystko sprawia, że ludzie w samolotach potrafią zachować się irracjonalnie, chamsko albo po prostu głupio. A ponieważ liczba takich incydentów stale rośnie, linie lotnicze i przewoźnicy chcieliby okiełznać pasażerów. Tylko zamiast wytoczyć wielkie działa, co najwyżej grożą palcem.
Pomysł dobry...
– Co 3 godziny bezpieczeństwo lotu w UE jest zagrożone przez pasażerów wykazujących niesforne lub destrukcyjne zachowania. Co najmniej 70% tych incydentów dotyczy jakiejś formy agresji. Raz w miesiącu sytuacja nasila się do tego stopnia, że samolot musi wykonać awaryjne lądowanie – informuje EASA. – Zatrzymajmy tego rodzaju zachowanie od razu! Razem z tobą mówimy „not on my flight” – apeluje agencja.
Okazuje się bowiem, że ta niezaprzeczalnie wartościowa odezwa do pasażerów to po prostu kampania społeczna, która ma zwrócić uwagę na pasażerów, którzy źle się zachowują, nadużywają alkoholu czy nie stosują się do poleceń załogi, a w konsekwencji – zagrażają bezpieczeństwu innych. Do akcji szybko przyłączyły się lotnicze organizacje – m.in. IATA, CAA, AESA, a także lotniska i liczne linie lotnicze – np. airBaltic, easyJet, Ryanair, KLM czy Wizz Air.
– Każdy pasażer i członek załogi ma prawo do bezpiecznego lotu pozbawionego fizycznej lub słownej przemocy. Podróżowanie ma być przyjemnym doświadczeniem, a pasażerowie powinni traktować się wzajemnie i załogę z szacunkiem – mówi Andras Rado, menadżer ds. komunikacji Wizz Air. – Z tego powodu zdecydowaliśmy się dołączyć do wspaniałej inicjatywy EASA i zachęcamy do tego naszych pasażerów – dodaje.
Tylko gdzie działania?
Nie ma jednak listy konkretnych działań, które przewoźnicy czy EASA zamierzają podjąć, nie ma nawet dyskusji o tym, w jaki sposób powinno się reagować, a wszystko do czego ogranicza się cała akcja to hasztag, pod którym podróżni mogą publikować w swoich mediach społecznościowych poparcie dla akcji lub przykłady nieodpowiedniego zachowania.
Tymczasem problem nadużywania alkoholu przed i w trakcie lotu od wielu lat jest poddawany dyskusji. Michael O’Leary już w ubiegłym roku głośno mówił o tym, że sprzedaż trunków na lotniskach powinna być znacząco ograniczona. Nie kwapił się jednak do zrobienia tego samego na własnych lotach. Nic więc dziwnego, że temat szybko zniknął, a pomysł prezesa Ryanaira uznano jedynie za element wojny z lotniskami. Za to chociażby Aeroflot na wiele lat zaprzestał podawania alkoholu na niektórych trasach i dopiero niedawno ponownie wrócił do tego zwyczaju. Zdarzają się też zupełnie „abstynenckie linie”, u których możecie zapomnieć o mocniejszych napojach.
Nadal jednak są to wyjątki, a póki linie nie zdecydują się na wspólny front i działania – szersze niż tylko poparcie kampanii społecznej – to także pasażerom pozostaje jedynie hasztag. I nadzieja, że kolejna z takich sytuacji nie trafi na ich lot.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?