Pasażerowie Entera usłyszeli od załogi, że „ten samolot już nigdzie nie poleci”. Chwilę później… wystartował!
Trudno powiedzieć czy mamy tu do czynienia z niebezpiecznym zdarzeniem, ale na pewno zawiodła komunikacja i forma przekazywania informacji przez załogę. Do zdarzenia miało dojść w nocy z poniedziałku na wtorek. O godzinie 19 polskiego czasu Boeing 737-800 Enter Air wystartował z Zanzibaru, a po kilku godzinach wylądował na lotnisku w Hurghadzie celem planowanego uzupełnienia paliwa.
- Wyspa Malta od 1623 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
- Alanya od 1850 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
- Costa Blanca od 1852 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Wrocław)
Zgodnie z planami, maszyna miała się ponownie znaleźć w powietrzu o godz. 1.50 polskiego czasu. Tak się jednak nie stało, a według relacji świadków, jeden ze stewardów w odpowiedzi na pytania pasażerów o powód przedłużającego się postoju miał powiedzieć, że „ten samolot już nigdzie nie poleci z powodu usterki”. Pasażerowie zaś mieli być przeniesieni do innego samolotu.
Tak się jednak nie stało, a po 30-40 minutach od tego komunikatu (po godz. 3 polskiego czasu) maszyna jak gdyby nigdy nic wystartowała i kontynuowała lot. Bez żadnej dodatkowej informacji ze strony załogi, co mogło wprawiać w zrozumiałe zdenerwowanie wielu pasażerów. W Katowicach samolot wylądował po 7 rano polskiego czasu.
Co się właściwie stało? Enter Air w krótkim komunikacie wysłanym do TVN24 przekazuje, że „samoloty nie latają z niebezpiecznymi uszkodzeniami. Wszystko regulują przepisy lotnicze i każdy lot musi być wykonany zgodnie z nimi. Tak też było w tym przypadku”.
Oczywiście, nie ma żadnego powodu, by wierzyć, że samolot poleciał z jakąś usterką. Jednak problemem w tym przypadku jest brak odpowiedniej komunikacji do pasażerów, którzy nie zostali poinformowani na temat tego, co się dzieje z samolotem i jakie decyzje podjęto.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?