Ryanair marzy o 30 nowych trasach z Modlina i kolejnych 9 krajach w siatce
Co przyniesie walka o pasażera w Krakowie i Katowicach i czy Wizz Air powinien się bać? Kiedy doczekamy się tanich lotów z Polski do Turcji? Czy loty do USA to pomysł, który przepadł raz na zawsze? Jakie kraje mogą pojawić się w siatce przewoźnika w przyszłości? I czy kiedykolwiek zobaczymy jeszcze żółto-niebieskie samoloty Irlandczyków na lotnisku Chopina? O te i wiele innych kwestii podpytaliśmy przedstawicieli Ryanaira. Zobaczcie, czego możecie spodziewać się po linii w bliższej i dalszej przyszłości.
Konferencja Ryanaira w Katowicach, podczas której przewoźnik podsumował swoją rekordową siatkę połączeń na lato 2020 roku, była też świetną okazją do wysondowania dalszych poczynań linii. O planach i ambicjach Ryanaira, a także plotkach, które co jakiś czas elektryzują branże lotniczą opowiadają nam jej przedstawiciele – Juliuszem Komorek, członek zarządu ds. prawnych i Michael O’Leary – szef grupy Ryanair.
Polacy polecą do Gruzji i Turcji, ale z opóźnieniem
Jedną z najważniejszych informacji ostatnich tygodni jest od dawna zapowiadane wejście Ryanaira do Gruzji. Oficjalnego ogłoszenia połączenia nie mogli się doczekać także Polacy – z wielu powodów. Przede wszystkim wiadomo było, że w przeciwieństwie do Wizz Aira, który lata wyłącznie do Kutaisi, Irlandczycy będą latać także na lotnisko w Tbilisi. Po drugie – dwie tanie linie konkurujące na tej samej trasie, to zawsze dobra sytuacja dla pasażera. A po trzecie – Polska była jednym z głównych krajów branych pod uwagę, gdy mówiło się skąd Ryanair powinien do tej Gruzji latać.
– W przypadku lotów do Gruzji, skupimy się przede wszystkim na krajach Europy Środkowej, bo nie chcemy realizować połączeń trwających 5-6 godzin. Wierzymy, że będzie duże zapotrzebowanie na loty z takich krajów jak: Polska, Niemcy, Grecja czy Włochy, ale pod uwagę bierzemy też inne państwa, z których do Gruzji da się dolecieć w 3 godziny – mówił jeszcze niedawno Michael O’Leary.
W rzeczywistości zapowiedzi Ryanaira pokryły się jedynie w połowie. Z Tbilisi możecie polecieć do Kolonii i Bergamo, a z Kutaisi do Marsylii i Bolonii. Co więc z Polską?
– Pojawienie się lotów pomiędzy Polską i Gruzją jest nieuniknione. W tej chwili testujemy Gruzję na kierunkach, których byliśmy pewni na podstawie naszych badań rynkowych – tłumaczy Juliusz Komorek, członek zarządu ds. prawnych w Ryanair. – Jak tylko minie pierwszy sezon operacji do Gruzji, które już ogłosiliśmy i pojawią się pierwsze wyniki sprzedaży, będziemy planować dalszy rozwój siatki. Jestem przekonany, że w jego ramach znajdzie się także trasa z Polski – zapewnił.
W toku jest też kwestia lotów z Polski do Turcji, którą Ryanair wprowadził do swojej siatki połączeń w marcu 2018 roku. Podobnie jak w przypadku połączeń z Gruzją, sporo spekulowało się na temat tras z i do Polski, tymczasem wciąż na nie czekamy.
– Z Turcją jest problem natury regulacyjnej, a konkretniej dostępności praw przewozowych. Ale pracujemy nad tym i liczymy, że uda nam się tą przeszkodę usunąć i wtedy połączenia rozkładowe między Polską, a Turcją byłyby niewątpliwie hitem. W tej chwili lotów między tymi krajami jest niewiele, a bilety są bardzo drogie – dodaje Komorek.
Podbój Afryki wciąż na tapecie
Na co jeszcze mogą liczyć polscy pasażerowie? Planów i pomysłów jest sporo, ale termin ich realizacji wciąż pozostaje nieznany.
– Te kierunki, które już gdzieś tam się przewijały, czyli Azerbejdżan i Armenia na pewno tak. Do tego Liban, do którego weszliśmy na razie na bardzo małą skalę, a myślę, że też mógłby pojawić się z Polski. I choć pewnie to nie będzie tak duży rynek jak połączenia z Polski do Izraela czy Jordanii, to na pewno nie zabraknie osób, które będą tym kierunkiem zainteresowane – zapowiada członek zarządu.
Nie zapominajmy też, że Liban jest jednym z wielu kierunków, które Ryanair chciałby połączyć z Europą w ramach zapowiadanej afrykańskiej ekspansji.
– W basenie Morza Śródziemnego mamy Algierię i Tunezję, po których też spodziewamy się, że w pewnym momencie też mogłyby się rozwijać. Dodatkowo w dłuższej perspektywie Egipt i Libia, choć akurat te kierunki są zależne od sytuacji w regionie – mówi przedstawiciel Ryanaira.
Biorąc jednak pod uwagę całościowy plan Ryanaira na rozwój firmy i zwiększanie liczby pasażerów, możemy się spodziewać, że nowości będą pojawiać się regularnie i jeszcze niejednokrotnie nas zaskoczą. Mówi się o 9 nowych krajach, z którymi przewoźnik obecnie negocjuje.
– Nasza siatka połączeń będzie się intensywnie rozwijała do 2024 roku. Na najbliższe pięć lat mamy wyraźnie zakreślony program rozwoju i chcemy wtedy przewozić 200 mln pasażerów. Mamy więc w planach 50 mln nowych pasażerów, których musimy gdzieś w tej siatce ulokować – podsumowuje Komorek.
„Uczymy się na błędach konkurencji”
Zaledwie kilka dni temu branżę lotniczą obiegła też informacja, że na niebie znów zobaczymy linię WOW Air. Islandzki przewoźnik, który zasłynął z super tanich lotów za ocean, zaliczył na początku roku spektakularne bankructwo i zostawił wielu pasażerów na lodzie. I choć eksperci wielokrotnie podkreślali, że niskokosztowe połączenia transatlantyckie nie mają racji bytu, to siatka Norwegiana czy Aer Lingus, teraz powrót WOW Air, a także zapowiedzi Wizz Aira z zeszłego roku, mogą sugerować, że wiele linii będzie się przy tych trasach upierać.
Ryanair natomiast postawił na współpracę z Air Europa, dzięki której przez system przewoźnika faktycznie można było kupić loty do USA czy Ameryki Południowej. Partnerstwo nie wyszło jednak najlepiej i w lutym 2019 ogłoszono zakończenie współpracy. Nic więc dziwnego, że plotkowało się jakoby Ryanair chciał sam uruchomić loty do USA, ale linia postanowiła uczyć się na błędach konkurencji i… skupić się na tym, co już robią dobrze.
– Nie jesteśmy w ogóle zainteresowani lotami długodystansowymi i podchodzimy do takich pomysłów sceptycznie. Obserwując losy Norwegiana czy WOW Air, lekcja jest jasna – opowiada Komorek. – Bardzo trudno konkurować na tym rynku z wieloma ustabilizowanymi operatorami jednocześnie.
Intensywny rozwój na polskich lotniskach z jednym „ale”
Widać wyraźnie, że Ryanair intensywnie pracuje nad rozszerzaniem siatki, ale nie chce zdradzać zbyt wielu szczegółów. Wiadomo jednak, że polski pasażer na pewno skorzysta na intensywnym rozwoju przewoźnika i nieoficjalnej „wojence” o dominację na krajowych lotniskach. Nie bez powodu do tej pory mówiło się, że Katowice są bastionem Wizz Aira, a Kraków Ryanaira. Tymczasem ostatnie miesiące to spore przetasowania w obu liniach i intensywna konkurencja.
– Nie ma takiej niepisanej umowy, my jako linia wchodzimy tam, gdzie chcemy. Mamy niższe koszty i nie oglądamy się na innych. Nie patrzymy na to, co robi Wizz Air czy LOT. Wygrywamy ceną, co pokazał chociażby przykład Irlandii, z którego Wizz Air musiał się wycofać, bo nie byli w stanie z nami konkurować – opowiada nie bez satysfakcji Michael O’Leary, szef grupy Ryanair. – Podobnie było w Modlinie, z którego ponownie przenieśli się na lotnisko Chopina. Konkurencja jest dobra i stymuluje rynek, ale my ją niewątpliwe wygramy – zapewniał O’Leary.
Przyznał jednak, że rozszerzona obecność Ryanaira na lotnisku w Katowicach była planowana od dawna, ale lotnisko okazało się być twardym graczem.
– Będziemy tu mieć szóstą bazę w Polsce. Trochę żartowałem, że byli trudnym partnerem do rozmów, ponieważ nasze negocjacje zabrały jakieś 5-6 lat, ale to jest jak najbardziej komplement dla zarządu portu lotniczego. Najważniejsze, że doszliśmy do porozumienia i dziś możemy ogłosić naszą siatkę na lato 2020 – przyznał szef Ryanaira.
Przewoźnik przyznaje też, że nie tylko Katowice czy Kraków, mogłyby rozwijać się w szybkim tempie. Wciąż w rozmowach przewija się bowiem lotnisko w Modlinie, na którym Ryanair nie ma właściwie żadnej konkurencji. Tym bardziej, że linia nie zamierza wracać na lotnisko Chopina, a tym bardziej – co dość oczywiste – nie wybiera się na lotnisko w Radomiu.
– Na Lotnisku Chopina warunki są dla nas niesprzyjające, a kłody pod nogi rzucane nam były na wiele sposobów. Dlatego dla dobra naszych pasażerów uznaliśmy, że lepiej będzie operować z portów, na których nie mamy sztucznie tworzonych utrudnień operacyjnych czy opóźnień. – przypomina Juliusz Komorek odnosząc się do długoletniej wojny pomiędzy przewoźnikiem a stołecznym portem. – Jeśli zaś chodzi o Radom, to naszym zdaniem niemożliwe jest przyciągnięcie tam klientów – kwituje.
Przy okazji członek zarządu przyznaje, ze zwiększenie liczby połączeń z Modlina mogłoby nastąpić niemal w każdej chwili.
– Mamy w tej chwili 40 tras z Modlina i gdyby nie fakt, że rozwój tego portu jest blokowany przez PPL, to tych tras byłoby więcej. Dobrym polem do porównań jest Kraków, bo nasza siatka w Modlinie i Krakowie rozwijała się przed długi czas w podobnym tempie. Dziś natomiast Kraków wyprzedził Modlin – mamy tam 70 tras, a w Modlinie 40 – wylicza Juliusz Komorek. – I ta różnica wynika z problemów stwarzanych temu lotnisku. – Te 30 dodatkowych tras mogłoby być oferowanych z Modlina, bo nie ma tu żadnych przeciwwskazań natury handlowej czy infrastrukturalnej – oczywiście poza terminalem, który przy niewielkich inwestycjach można rozbudować i zwiększyć przepustowość, a co za tym idzie umożliwić Ryanairowi rozwój – dodał.
Wszystko wskazuje więc na to, że plany Ryanaira wobec Polski są poważne i dalekosiężne. Nie brakuje chęci, pomysłów na nowe trasy i pasażerów gotowych korzystać z usług linii. Nie wszystko jednak zależy od Ryanaira i wbrew „przechwałkom” szefa holdingu nie zawsze mogą „wejść tam, gdzie chcą”. Pozostaje jeszcze kwestia wieloletnich negocjacji, przeszkód prawnych i tych związanych z infrastrukturą. Zapowiedzi są obiecujące. A ile z tego uda się zrealizować? Przekonamy się już niedługo.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?