Gdzie tu sens? Te kraje walczą z nadmiarem turystów i jednocześnie… chcą, żeby było ich coraz więcej. Krainy absurdu
Podczas gdy jedne kraje zmagają się z masową turystyką, inne wciąż są zupełnie niedostępne. I wydawać by się mogło, że rozwiązanie jest proste. Te pierwsze ograniczają liczbę gości, te drugie inwestują w turystykę i ściągają podróżników do siebie. Ale nie zawsze tak jest. Bo turystyka dzisiaj często staje na głowie.
W dzisiejszych czasach państwa podzieliły się na dwa obozy, jeśli chodzi o stosunek do turystyki i samych turystów. Jedne za wszelką cenę chcą ściągnąć do siebie turystów, inne mają ich po dziurki w nosie. Jedne znoszą wizy, inne utrudniają wjazd i podnoszą ceny. Albo piętrzą kolejne zakazy, nakazy, ograniczenia i limity albo wręcz przeciwnie – obostrzeń jest coraz mniej, a turysta traktowany jest jak półbóg, któremu najlepiej byłoby wyścielić lotnisko czerwonym dywanem.
Barcelona opowiedziała się jasno: „masowa turystyka wychodzi nam bokiem”, Egipt czy Tunezja uważają wręcz przeciwnie: „wracajcie do nas, bo budżet cierpi”. A jednocześnie wciąż przynajmniej kilka miejsc… kompletnie nie może się zdecydować, w którą stronę chciałoby pójść. I miota się pomiędzy ograniczeniami, a zachęcaniem podróżnych do tego, by jak najbardziej licznie odwiedzali ich kraje.
Kraina lodu i ognia, czyli ze skrajności w skrajność
Przepiękna Islandia nie bez powodu stała się jednym z ulubionych celów turystów. Od kiedy tanie linie uruchomiły liczne połączenia na wyspę, ludzie masowo zaczęli odkrywać dzikie zakątki tej krainy. I pokochali je do tego stopnia, że dziś jest ich o wiele więcej niż mieszkańców. W 2017 na Islandię przyjechało blisko 2,2 mln osób, czyli 25 proc. więcej niż rok wcześniej – w tym 66 tys. z Polski (67 proc. więcej niż w 2016). Tymczasem żyje tam zaledwie 340 tys. osób. Nawet owiec i wielorybów jest tu więcej – odpowiednio 460 i 350 tys. sztuk.
Nic więc dziwnego, że tak rozbudowana turystyka przyniosła wyspie nie tylko wpływy do budżetu, ale też sporo kłopotów. Pojawiły się zarzuty, że lada moment Reykjavík stanie się sztucznym tworem, któremu bliżej do Disneylandu niż prawdziwego miasta. Kilka miesięcy temu ogłoszono nawet, że Islandii grozi katastrofa ekologiczna.
W najgorszym stanie są wodospad Skógafoss, geotermalny rejon Geysir, ale w grę wchodzi też problem z półwyspem Dyrhólaey, wodospadem Gullfoss czy miejscami takimi jak Dverghamrar i szlakiem turystycznym Reykjadalur. Brakuje infrastruktury, monitoringu, odpowiedniej ochrony przyrody, a 40 proc. Islandczyków przyznaje, że kraj osiągnął już swój limit i po prostu nie jest w stanie przyjąć więcej chętnych do oglądania gejzerów.
A jednocześnie to właśnie Islandia słynie z jednych z najlepszych reklam turystycznych na świecie i akcji promocyjnych. Niemal każda z nich wirusowo rozchodzi się po internecie i mediach, jak chociażby „najtrudniejsza piosenka karaoke na świecie” czy wideo-zaproszenia, w których wystąpili sami Islandczycy. I trudno sobie wyobrazić, że tak doskonałe posunięcia marketingowe kogoś zniechęcą. Nawet, jeśli rząd zdecyduje się na wprowadzenie obiecywanych ograniczeń.
Konserwatywnie i liberalnie, czyli Arabia Saudyjska w rozkroku
Zupełnie po drugiej stronie klimatycznej, podobne sprawy rozgrywają się w Arabii Saudyjskiej. Kraj kompletnie zamknięty na większość turystów ciągle obiecuje, że już wkrótce to się zmieni. O ile Islandia ma problem z nadmiarem odwiedzających, ale niewiele robi by ich powstrzymać, o tyle królestwo z Półwyspu Arabskiego chciałoby zarabiać na turystach, ale wszystkie ruchy w tym kierunku wydają się być tylko pozorne.
Młody książę co prawda dzielnie walczy o zmianę sytuacji w swoim kraju, ale wciąż głównie są to słowa, za którymi nie idą czyny. Jeszcze w zeszłym roku Arabia Saudyjska zapowiedziała wprowadzenie wiz turystycznych, które miały zacząć obowiązywać na początku kwietnia. Ale gdy kwiecień dobiegał końca, nadal nic nie było wiadomo.
– Wszystkie zgody rządu są już gotowe. Chodzi o sposób kwalifikowania wiz i składania wniosków – mówił wtedy książę Mohammed bin Salman – Nieuregulowany został jeszcze koszt wizy, ale będzie ona możliwie najtańsza, bo uważamy, że wpływy do gospodarki są ważniejsze niż gotówka z opłat za wizę – zapewniał.
Minęły kolejne dwa miesiące i nadal cisza. Głośno za to jest o inwestycjach księcia. Arabia Saudyjska chce mieć „drugą Petrę”, o której wypromowanie i zabezpieczenie zadba sztab specjalistów przy wsparciu archeologów z Francji. Projekt za skromne 20 mln USD ma zmienić ruiny Hegry w jedną z głównych atrakcji dla turystów.
Trwają też prace nad stworzeniem supermiasta przyszłości wartego 650 mld USD. Nowa metropolia położna blisko Morza Czerwonego i Zatoki Akaba ma być 33 razy większa od Nowego Jorku i ciągnąć się kilometrami wzdłuż linii brzegowej. Poza mieszkaniami będą też obiekty turystyczne, nadmorskie restauracje, parki, obiekty sportowe. Książę obiecał też zliberalizowanie prawa.
Nie tylko oni nie mogą się zdecydować
Podobnie zresztą jest w Korei Północnej, która z przyjemnością korzystałaby z dolarów zwożonych przez obcokrajowców i zapowiada budowę gigantycznego kurortu turystycznego na wzór tych znanych z hiszpańskich wybrzeży, ale jednocześnie nie zamierza zrezygnować z ściśle pilnowanych wycieczek z przewodnikiem. Trochę to sobie przeczy, czyż nie?
Bliższa nam kulturowo Majorka też miota się w swoich decyzjach. Z jednej strony chce zmienić wizerunek jednego z najbardziej imprezowych kurortów – Magaluf i ściągnąć tam rodziny z dziećmi, a z drugiej nie kryje zaskoczenia, że po wprowadzeniu szeregu zakazów i obostrzeń, rozrywkowych turystów ubywa na potęgę, a w niektórych hotelach liczba gości zmniejszyła się w ciągu roku o 40 proc. Ostatnia propozycja zakazania sprzedawania ofert typu all inclusive też nie wydaje się sprzyjać turystyce.
Można to pogodzić?
Ciekawym przypadkiem jest Grecja. Niedawno informowaliśmy o jej problemach w kontekście nadmiaru turystów w szczycie sezonu. Ale niespełna tydzień później Fraport, czyli niemiecka firma zarządzająca lotniskami postanowiła zawalczyć o rozszerzenie sezonu. Dzięki obniżeniu opłat lotniskowych jest duża szansa, że podobnie jak to się stało w Izraelu, do kraju ściągną liczni przewoźnicy i zaoferują tanie bilety turystom. Dzięki temu w martwych miesiącach Grecja wypełni się odwiedzającymi, a równocześnie trochę przeludni się w sezonie. Wilk syty i owca cała.
W którą stronę pójdą niezdecydowane kraje? Tego nie wiadomo. Nie raz i nie dwa, rządy, eksperci i inni decyzyjni ludzie zaskakiwali swoimi decyzjami. Nie rzadziej robili to turyści, którzy w kilka chwil potrafią odwrócić się od danego kierunku i szybko znaleźć sobie coś w zamian. Bo łaska turystów na pstrym koniu jeździ. I ich pieniądze także.
Rozsądnie byłoby więc obrać jednolitą strategię i niezależnie od kierunku, po prostu konsekwentnie się jej trzymać. Ale wygląda na to, że to trudniejsze niż mogłoby się wydawać.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?