Fly4free.pl

Reportaż ze zniszczonej wojną Syrii czy podróż w poszukiwaniu plemion Afryki? Wybierz podróżniczą relację roku 2022!

Foto: Fly4free.pl
Forumowicze kolejny raz pokazali, że dotarcie w każdy zakątek na świecie nie stanowi dla nich żadnego problemu. Wyspa Wielkanocna albo Pakistan? Podróż dookoła świata z 12-latkiem albo z całą rodziną pod Everest? Proszę bardzo, podróżować może każdy!

Na co dzień dzielicie się z nami na forum relacjami z podróży, które stanowią istną kopalnię wiedzy o świecie. Wasze relacje są pasjonującą lekturą ozdobioną przepięknymi fotografiami i inspirują do dalszych podróży kolejne rzesze czytelników. W życie forumowej społeczności na dobre wpisały się comiesięczne plebiscyty na najlepszą z nich. To Wy wybieracie najlepszych autorów i motywujecie ich do kolejnych nieszablonowych podróży.

Jeśli nie mieliście okazji przeczytać rewelacyjnych i niezwykle inspirujących relacji które zwyciężyły w poszczególnych miesiącach 2022 roku, najwyższa pora nadrobić zaległości!

Kulminacją plebiscytów jest coroczny finał w postaci plebiscytu na relację roku, do udziału w którym gorąco was zachęcamy. Głosujcie i decydujcie, która z poszczególnych miesięcznych relacji podróżniczych zostanie nagrodzona tytułem „Relacji roku 2022” i której autor otrzyma nagrodę!

Kliknij tutaj i zagłosuj na najlepszą Twoim zdaniem Relację Roku 2022 >>

W tym roku Wydawca Fly4free.pl ufundował nagrody gotówkowe. Po 2 000 PLN otrzymają Laureat I miejsca oraz wskazana przez niego osoba towarzysząca!

Zapraszamy na forum do zapoznania się z listą tegorocznych finalistów i szczegółami Plebiscytu. Być może finałowe relacje podpowiedzą Wam jaki kierunek zaplanować na najbliższą podróż. Nie trzeba lecieć od razu na drugi koniec świata – nieznane Wyspy Owcze czekają tuż za rogiem. A może pora na ponowne odkrycie dobrze znanego miejsca poza utartym szlakiem? Koniecznie przeczytajcie o Peru spoza gringo trail. Niezależnie czy Wasz zachwyt wzbudzi relacja z piaszczystej Namibii, szalona podróż prawie na weekend do Kanady, wędkowanie na kole podbiegunowym czy luksusowo-budżetowe Hawaje – nie zapomnijcie zagłosować na Waszego faworyta. Pomóżcie zdobyć autorowi wyjątkową nagrodę 😊

Syria – piękna czy bestia / relacja stycznia

Do Palmyry prowadził jednopasmowy prosty jak drogi w Australii asfalt. W końcu dotarliśmy na miejsce. Chyba możliwość bycia tam mogę tylko przyrównać ekscytacji jaka towarzyszyła mi, gdy postawiłem nogę w Babilonie w Iraku. Wspaniały starożytny kompleks pełen monumentalnych kolumn i starożytnych fresków. Jak pięknie tam musiało być jeszcze 10-12 lat temu. Stworzyć tak wspaniałą cywilizację, którą potem w kilka chwil grupa fanatyków wysadziła w powietrze.

Zastanawiam się jak rząd syryjski mógł na to pozwolić? Dał się zaskoczyć? Nie wiem, ale co się stało już się nie odstanie. Na każdym kroku znajdowaliśmy łuski nabojów czy metal wydaje mi się, że pochodzący z odłamków materiałów użytych do wysadzenia tych zabytków. Jak mocne musiały być te kolumny, że niektóre przetrwały te eksplozje. Parę godzin mogliśmy krążyć wokół i podziwiać majestat czasów minionych, a jedynymi turystami poza nami było trzech rosyjskich żołnierzy
„.

Syria – piękna czy bestia – przeczytaj relację stycznia 2022 roku >>

Foto: Palmira / irae

Wyprawa dookoła świata w 12 dni z dzieciakami tuż przed pandemią / relacja lutego

Opisuję moją wyprawę dookoła świata z całą rodziną z roku 2020 (luty) – tuż przed pandemią. Zobaczcie zatem jak można było zabrać dzieci (trójkę), żonę i w miarę tanio oblecieć świat. Podróże to pasja, wielu z Was to przyzna. Czasami zdarzają się jednak bardzo specjalne podróże i Podróż Dookoła Świata do nich na pewno należy!!!.

Skąd pomysł? Oczywiście całkowicie przypadkiem natknąłem się na promocję Jetstara. Bilet z Melbourne w Australii do Honolulu na Hawajach w kilku terminach lutowych za 470zł. No ale gdzie Rzym a gdzie Krym! Zaraz, jak się dobrze poszukało to nagle pojawił się Norwegian z Los Angeles do Londynu Gatwick za 670zł. Potem znowu Jetstar z Phuket w Tajlandii do Melbourne za 550zł i tak dalej i dalej. W sumie cała podróż to 9 odcinków. Wszystkiego ponad 41.000km i przekroczenie równika więc to prawdziwy RTW.


Przyznaję, jest trochę latania (co wszyscy bardzo lubimy) ale i będzie trochę wytchnienia w paru fajnych miejscach po drodze.


Wyprawa dookoła świata w 12 dni z dzieciakami – przeczytaj relację lutego 2022 roku >>

Foto: Polinezja / hiszpan

Piaskiem po oczach czyli fotorelacja z Namibii / relacja marca

Pomysł na podróż do Namibii kiełkował w naszej głowie od dłuższego czasu. Mieszkamy „po sąsiedzku” z Anią Olej-Kobus oraz Krzysztofem Kobusem – autorami książki „NAMIBIA. Przez pustynię i busz”, specami od tego kraju i nasłuchaliśmy się tyle dobrego, że podróż do tego kraju to była tylko kwestia czasu…

Pewnego pięknego dnia pojawiła się promocja milowa na loty z Frankfurtu do Windhuku. Długo się nie zastanawiając „klepnąłem” bilety. Na koncie milowym miałem chyba 22k punktów M&M i to wystarczyło na dwa bilety. Do naszej dwójki dołączyli jeszcze Jana i Piotr, wszyscy związani jesteśmy z naszym forum 😊

Po zakupie biletów można było zacząć przygotowania. Kluczem do zminimalizowania kosztów wyjazdu (oprócz lotu oczywiście) było wynajęcie samochodu, oczywiście miało być jak najtaniej, ale też jak najlepiej (czyt. najbezpieczniej). My w tym czasie byliśmy w podróży poślubnej (w jej pierwszej części) po Nowej Zelandii. Namibia była jej kontynuacją…


Piaskiem po oczach czyli fotorelacja z Namibii – zobacz relację marca 2022 roku >>

Foto: Nambia / almukantarant

Nepal w stronę bazy Everestu, rodzinnie 🙂 / relacja kwietnia

Pierwszy wieczór w Pheriche i po raz pierwszy możemy podziwiać najpiękniejszą górę świata Ama Dablam (najpiękniejsza w opinii wielu osób i rankingów). Większość obecnych w jadalni łapie za aparaty i wyskakuje na zewnątrz robić zdjęcia – wszyscy jedziemy na tym samym wózku, codziennie widujemy te same osoby, które mijają nas na szlaku.

Noc przebiega w miarę dobrze, sen jest długi i mocny. Jesteśmy chyba dobrze zaaklimatyzowani, owszem ciężej się oddycha i trochę ciężej myśli, ale ogólnie wszystko w normie. Kolejnego dnia robimy wyjście aklimatyzacyjne na pobliskie wzgórze. Finalnie można tam osiągnąć 5037 metrów, ale my dochodzimy do 4800 m. Powodem jest jednak brak sił spowodowany dniem wcześniejszym, ale również fatalnym wiatrem, który zaczął nawiewać brzydkie chmury z dolnych partii. Zanim to jednak nastąpiło możemy podziwiać wprost wspaniałe i zapierające dech w piersiach widoki na Ama Dablam oraz Iceland Peak. W słowa tego nie ubiorę, bo jest to przeżycie wyjątkowe. Ta przestrzeń i potęga tego co nas otacza. Do hotelu wracamy wcześnie po południu i co robimy? Oczywiście, że jemy…

Nepal w stronę bazy Everestu, rodzinnie – przeczytaj relację kwietnia 2022 roku >>

Foto: Nepal / iare

Hawaje: od wrażeń budżetowych do tak jakby luksusowych 🙂 / relacja maja

Lot helikopterem był na liście MUST na Hawajach od samego początku. Trzeba było wybrać wyspę i trasę. Zdecydowaliśmy, że chcemy zobaczyć Na Pali Coast z powietrza. Trzeba było też wybrać firmę przewozową, a wybór jest ogromny, bo atrakcja ta jest super popularna.

Miejsca z tyłu są do bani. Za niewielką dodatkową opłatą w stosunku do ceny mogliśmy kupić i zagwarantować sobie przednie siedzenia przy pilocie. Zazwyczaj miejsca są przydzielane po wadze uczestników i nie mamy na nie wpływu.

Hawaje: od wrażeń budżetowych do tak jakby luksusowych 🙂 – przeczytaj relację maja 2022 roku >>

Foto: Hawaje / Iza N.

Nordkapp – renifery, dzień polarny i najtańsza wędka / relacja czerwca

Poczucie niedosytu pewnie zostałoby z nami na dłużej, gdybyśmy odwrócili się na pięcie i zaczęli wracać do domu. Co ciekawe, Nordkapp nie jest nawet najdalej wysuniętym punktem na wyspie, na której się znajduje. Istnieje możliwość dotarcia jakieś 1,5 kilometra dalej na północ (czyli mniej więcej 1 minutę geograficzną), chociaż wymaga to już kilkugodzinnej pieszej wędrówki. Większość turystów uważa jednak, że wymiana 1 minuty na całkiem realnych kilka godzin życia to dość słaby interes i nawet trudno im się dziwić. My jednak – jak mawiał pewien odpowiedzialny człowiek – zawsze mieliśmy łeb do interesów, więc postanowiliśmy wybrać się na długi spacer.

Po dotarciu nad brzeg morza gotowi byliśmy rzucić już plecaki na ziemię i odtrąbić sukces. Po sprawdzeniu naszej pozycji na GPS okazało się jednak, że do właściwego krańca wyspy został nam jeszcze spory kawałek drogi wzdłuż brzegu klifu. Był to też najtrudniejszy odcinek trasy, bo zmuszeni byliśmy przejść wzdłuż kilku mniejszych rozpadlin, a przy okazji uważać na zaskakująco śliskie kamienie. Chwilę później udało nam się w końcu doczłapać na skraj przylądka, gdzie przywitał nas malutki kopiec zbudowany na tym krańcu świata. Stojąc przy nim można było ujrzeć Nordkapp, znajdujący się ewidentnie nieco na południe, dzięki czemu mogliśmy poczuć swoją wyższość nad większością turystów i podbudować swoje męskie ego. Zadowoleni z siebie usiedliśmy na kolejnym już tego dnia krańcu świata i patrzyliśmy w rozciągające się przed nami morze. Co jakiś czas na tafli wody pojawiały się fontanny wody, co równie dobrze mogło być efektem radzieckiej łodzi podwodnej, jak i obecności ogromnych ssaków albo po prostu halucynacji z niedożywienia…


Nordkapp – renifery, dzień polarny i najtańsza wędka – przeczytaj relację czerwca >>

Foto: Nordkapp / dywyndydyfar

Montreal prawie na weekend / relacja lipca

„Nasz hotel nie oferował śniadań, więc trzeba było coś zjeść „na mieście”. Szukając lokalnych knajpek w naszej okolicy @Gadekk znalazł ciekawe, oldschoolowe miejsce Restaurant Bonne Bouffe. Wygląd, jakby człowiek cofnął się w czasie o dobre 20-30 lat i od tamtej pory żadnych zmian nie robili. Według GM opinie 4,2 i tylko $. Idziemy! (…)

(…) Wchodzimy na górę, wybraliśmy krótsze wejście schodami. Można też trochę bardziej dookoła, wejść łagodnymi alejkami. Mont Royal znajduje się na wysokości 233 m.n.p.m. i jest najwyżej położonym wzgórzem w Montrealu. Z tarasu widokowego roztacza się przepiękny widok na miasto…

Montreal prawie na weekend – przeczytaj relację lipca 2022 roku >>

Foto: Montreal / Bartec

Peru – relacja bez Gringo Trail / relacja sierpnia

Peruwiańskie wybrzeże to praktycznie sama pustynia. Życie koncentruje się w dolinach spływających z Andów licznych rzek, bo po tej stronie Andów praktycznie w ogóle nie pada (średnia suma opadów dla Limy to 7 do 12 mm deszczu rocznie). Krajobraz jest nieco przygnębiający, tym bardziej, że niebo jest często zachmurzone, a mgła to zjawisko niemal codzienne. Ale wystarczy wyjechać kilkadziesiąt kilometrów na wschód (i 2000-3000 m do góry), przekraczając barierę Andów, aby zobaczyć zupełnie inny krajobraz, z mnóstwem zieleni. Takie widoki czekały nas na 4-godzinnej drodze z Trujillo do Huamachuco, podczas której z poziomu morza wjechaliśmy na wysokość 3500 m, jadąc po drodze ze śniegiem na poboczu!

O ile Trujillo jest nieco na uboczu turystycznego szlaku, Huamachuco to już kompletny wygwizdów, w którym turyści praktycznie się nie pojawiają. Widać to choćby po booking.com – w promieniu co najmniej kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnych dostępnych hoteli. Na szczęście zdążyłem już na tyle poznać Peru, żeby się tym nie martwić – w tym kraju nawet w zabitej dechami wsi można spotkać jakiś hospedaje, a często nawet pełnoprawny hotel. I rzeczywiście, nigdzie nie mieliśmy problemu ze znalezieniem noclegu, choć z ich jakością bywało bardzo różnie, a raz nawet tragicznie.

Jadąc do Huamachuco i dalej rozpoczynaliśmy najbardziej ekscytującą część podróży, zanurzając się w prawdziwą peruwiańską głuszę. Jeszcze w Huamachuco nie jest tak źle – z Trujillo wiedzie dobra, w 100% asfaltowa droga. Samo miasto ma ok. 70 tys. mieszkańców i wszystkie oznaki cywilizacji
.”

Peru – relacja bez Gringo Trail – przeczytaj relację sierpnia 2022 roku >>

Foto: Peru / Woy

W 13 lotów na Rapa Nui / relacja września

W oryginalnym planie miałem pojechać najpierw do Valle de Arcoiris, a następnie do Valle de la Luna. Wg maps.me, do Valle de la Luna mogłem wjechać od zachodniej strony od drogi z Calamy. Jadę szutrem kilka kilometrów, a tu zonk – droga zasypana kamieniami. Trzeba wracać. Zanim pojechałem z drugiej strony, postanowiłem najpierw pojechać do hotelu i załatwić sprawę noclegu.

Naszukałem się tego hotelu jak głupi, bo lokalizacja na mapach była zła (1 km dalej). Potem szukałem po adresie, ale też nie mogłem znaleźć. Przeszedłem całą ulicę i nie było też znaku hotelu. W końcu zapytałem w jakimś hotelu niedaleko i wskazali mi gdzie to jest. Kobieta na miejscu oczywiście ani słowa po angielsku. Widzę w książce gości, że jest tylko 1 gość, a ona dalej twierdzi, że mnie nie przyjmie. Szkoda mi czasu na kłótnie. Załatwia mi inny hotel za 102$ za 3 doby, ale bez śniadania, idziemy tam, zrzucam graty i jadę do Valle de la Luna.

Podjeżdżam pod wejście, a tam siedzi tylko jedna osoba, która znowu nie mówi słowa po angielsku, ale wyczaiłem, że dzisiaj dolina jest zamknięta z powodu dezynfekcji(!???). Co oni tam pustynię dezynfekują? Nic nie wywalczę, więc zabieram się z powrotem.

Za 1.5-2h miało być ciemno, stwierdziłem, że wrócę się te 45 km do Valle de Arcoiris…


W 13 lotów na Rapa Nui – zobacz relację września 2022 roku >>

Foto: Chile / cart

Tydzień w chmurach – Wyspy Owcze / relacja października

Pojechaliśmy „zwiadowczo” do Vestmanna. Okazało się, że najbliższy rejs statkiem do klifów jest za pół godziny – oczywiście skorzystaliśmy. Około 2 godzinny rejs kosztował 350 DK od osoby. Przy okazji w knajpce posililiśmy się zupą rybną z barem sałatkowym w cenie 130 DK od osoby, co na WO jest ceną całkiem dobrą (sama zupa 95 DK z możliwością brania dokładki i pieczywem). Sam rejs był świetny, podziwialiśmy klify i pasące się na wzgórzach owce, oraz farmy łososi.

(…) Przed podróżą wiedziałem, że musimy się przelecieć helikopterem. Na wyspach Owczych loty helikopterem są dotowane i można lecieć za nieduże pieniądze. Bilety można kupić z tygodniowym wyprzedzeniem i na niektóre kierunki (Mykines!) trzeba się spieszyć. Można również odbyć lot widokowy – niestety już nie jest dotowany. Minusem jest sztywny termin – tylko raz w tygodniu w poniedziałek i ograniczona liczba miejsc -12. Jak już się zdecydowaliśmy, okazało się, że zostało tylko jedno miejsce. Skłamałbym jakbym powiedział, że losowaliśmy, ale jako że żona generalnie boi się latać, a następnego dnia były moje imieniny…. Czyli ja poleciałem, a lepsza połówka pojechała ponownie do Gasadalur. Dość długo nie było wiadomo czy lot się odbędzie – ze względu na nisko leżące chmury i padający deszcz. Ale w końcu się udało. Co prawda pilot bardzo nas przepraszał, że widoki są kiepskie i w ogóle pogoda słaba, ale wszyscy pasażerowie łącznie ze mną byli zachwyceni…


Tydzień w chmurach – Wyspy Owcze – przeczytaj relację października 2022 roku >>

Foto: Wyspy Owcze / paweł p

Pakistan, czyli afgańskie jedzenie i jak zostać celebrytą / relacja listopada

Wracając do Daman-e-Koh to widok jest genialny. Jak na dłoni widać cały Islamabad, a co najbardziej przykuło moją uwagę to jak bardzo jest tam zielono. Nie ma wysokiej zabudowy, wszędzie jest zielono, jak bardzo różniło się to od arabskich widoków. 

Na górze spędziliśmy fajnie ponad godzinę. Miejsce to jest chyba też mekką wszelkiej maści influencerów pakistańskich. Widzieliśmy kilku wystilizowanych pakistańczyków, którym ich „świta” robiła zdjęcie. Były też małpy, troszkę mniej agresywne niż te które spotkaliśmy w świątynia w Katmandu w Nepalu, ale i tak dalej nieufne.

 Gdy nasyciliśmy już oczy ładnymi widokami udaliśmy się w stronę centrum miasta z naszym przemiłym (tym razem) taksówkarzem. Islamabad jak na warunki pakistańskie jest miastem dość niewielkim (ledwo ponad milion mieszkańców), więc nasze zwiedzanie nie trwało specjalnie długo. W centrum trafiliśmy do obszaru pełnego sklepów z ubraniami i restauracjami. Mieszkańcy byli uprzejmi, nie nachalni, ceny niskie, więc czego chcieć więcej od życia.

Wieczorem udaliśmy się jeszcze do pobliskiej galerii handlowej o wdzięcznej nazwie Centaurus. Na wejściu obowiązkowe przejście przez bramki u nas nie do pomyślenia, ale w tego typu krajach na porządku dziennym. Podobnie jak uzbrojeni w karabiny ochroniarze przy bankach czy nawet przy sklepie naszego pakistańskiego operatora sieci komórkowej. Samo miejsce pełne sklepów lokalnych producentów. Bez jakiejś większej historii, bardziej łaziliśmy dla zabicia czasu ze względu na to, że i tak było już ciemno. Miłą odmianę tego w sumie pierwszego pełnego dnia była też możliwość złapania oddechu. Powietrze było gorące, ale nie miało nawet startu do tego co przeżyliśmy w tym przedsionku piekła (jeśli chodzi o temperatury) w Arabii (znaczy nie mam 100% pewności jakie temperatury panują w piekle, ale domniemuję biorąc pod uwagę popkulturę czy też legendy i podania).

Pakistan, czyli afgańskie jedzenie i jak zostać celebrytą – przeczytaj relację listopada 2022 roku >>

Foto: Pakistan / irae

Wśród plemion Afryki – Erytrea, Sudan Płd. i Etiopia / relacja grudnia

Osobliwością Asmary jest cmentarz czołgów, pamiątka po krwawej wojnie narodowowyzwoleńczej, trwającej w Erytrei 30 lat. Erytrejczykom udało się wywalczyć niepodległość dopiero w 1992 r., przez co jest to jeden z najmłodszych krajów świata. Etiopia miała nad zbuntowaną prowincją gigantyczną przewagę militarną, ale to nie wystarczyło do zwycięstwa. Setki zniszczonych etiopskich czołgów i innego sprzętu z kluczowego etapu wojny można Oglądać na cmentarzysku niemal w centrum miasta.

Nie wiedzieć czemu turysta nie może to sobie obejrzeć ot tak, trzeba wcześniej uzyskać pozwolenie z Ministerstwa Turystyki, naprzeciwko kościoła Matki Boskiej Różańcowej w centrum miasta. Postanowiliśmy jednak olać ten permit i spróbować się tam dostać na lewo. Nie było z tym żadnego problemu, zwały militarnego złomu piętrzą się nieogrodzone, można nawet wspiąć się na zardzewiały czołg czy wojskową ciężarówkę.”

Wśród plemion Afryki – Erytrea, Sudan Płd. i Etiopia – przeczytaj relację grudnia 2022 roku >>

Foto: Erytrea – cart i Woy
Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.

Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?


porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »