Fly4free.pl

„Od razu wystartowałam do najlepszych”. Polka o trudach pracy w jednej z czołowych linii świata

stewardesa etihad
Foto: Justyna Szot/Archiwum Prywatne
Nie chciała latać dla Ryanaira ani Wizz Aira. Od razu postanowiła mierzyć wysoko. Teraz, gdy od jej decyzji minęły 2 lata, opowiada, czy było warto przebyć tę długą drogę - od niewielkich Zgłobic do posady w Etihad.

Praktycznie zawsze się uśmiecha i z chęcią opowiada o swoim życiu. Justyna Szot wychowała się w niewielkiej miejscowości pod Tarnowem, a dziś na co dzień mieszka w Abu Dhabi. Ciężko pracowała, ale nigdy nie zrezygnowała ze swojego marzenia. Choć na jej drodze do sukcesu było kilka potknięć.

Próbujemy się umówić dość długo, ale różnica czasu, nieregularny tryb pracy i liczne obowiązki dają się we znaki. Przekładamy rozmowę kilka razy, aż w końcu udaje nam się złapać, gdy Justyna akurat ma parę wolnych dni i odpoczywa w Bejrucie. Obie dobrze wiemy, że „taka praca”. Zresztą przecież właśnie o tym mamy rozmawiać.

Przygoda wzywa

Dwa lata temu kolejny raz w swoim życiu wyjechała w świat z podtarnowskich Zgłobic. Praca za granicą nie była dla niej niczym nowym, ale przeprowadzki do Zjednoczonych Emiratów Arabskich nie można porównać z żadnym wcześniejszym doświadczeniem.

Nowa kultura, nowy świat, nowa praca i to wszystko tuż przed rozpoczęciem ramadanu – snuje wspomnienia – Gdy dostałam TEN telefon, prosto z Etihad musiałam szybko wrócić z Madrytu, gdzie akurat mieszkałam, do Polski. Spakowałam swoje rzeczy i kilka dni później byłam gotowa na nową przygodę – dodaje.

Dziś z perspektywy czasu mówi, że to jedna z najlepszych decyzji w jej życiu.

– Praca stewardesy miała być połączeniem wszystkich moich pasji – podróży, nauki języków i ich używania w praktyce, a także poznawania ludzi. Najważniejsze były dla mnie dalekie loty. Wiedziałam, że dzięki temu uda mi się pracować i spełniać marzenia jednocześnie – tłumaczy Justyna.

Teraz jest mistrzynią spontaniczności. W krótką chwilę jest w stanie spakować walizkę na tygodniowy wyjazd. Z przyjaciółką widuje się tam, gdzie akurat uda im się zgrać terminy – nawet jeśli jedna z nich musi pędzić z innego kraju, by zdążyć na kilka wolnych godzin tej drugiej. A mimo tego i tak sytuacja potrafi ją zaskoczyć.

– Kiedyś byłam przygotowana na lot do Azji. Miałam więc ze sobą letnie sukienki, bikini, a gdy byłam już na lotnisku, okazało się, że przenoszą mnie na lot do Europy. W środku zimy, a ja mam w walizce japonki – śmieje się. – Choć podlegamy ścisłym regułom, to nadal bardzo nieprzewidywalny zawód. Nigdy nie wiem, co się wydarzy następnego dnia – opowiada.

Czasem ma kilkanaście godzin wolnego w danym miejscu, czasem kilka dni. Wtedy zawsze zwiedza i odkrywa nowe miejsca. Cieszy się, że pracując w Etihad może też w pewnym stopniu wybierać sobie loty.

– Oczywiście jest cała masa regulacji, które powodują, że dostajemy taki, a nie inny lot. Ale na szczęście, możemy też podpowiadać, gdzie chcielibyśmy lecieć. Ja np. często latałam do Brukseli, gdy mieszkał tam mój tata. Udało mi się też przed świętami załapać na lot do Stanów, gdzie mam część rodziny i spędzić z nimi Boże Narodzenie. Wybieramy też kierunki, które po prostu lubimy albo w których jeszcze nie byliśmy – zapewnia stewardesa.

Oczywiście nie zawsze jest tak kolorowo, a prośby o konkretne loty mogą, ale wcale nie muszą być spełnianie.

– Są też obostrzenia, że np. nie możemy więcej niż 3 razy w miesiącu przelecieć nad Biegunem Północnym, to są jakieś kwestie zdrowotne, czyli odpadają częste loty do USA. Nie możemy też spędzić w powietrzu więcej niż 140-150 godzin. Ale to oznacza, że mogę mieć na przykład cztery długie loty w jednym miesiącu, w innym 16 krótkich albo jeszcze inną konfigurację. Musimy też mieć np. odpowiednie przerwy pomiędzy lotami. Tych zasad jest mnóstwo – wyjaśnia.

To wszystko sprawia, że w jednym miesiącu kilka dni spędza na desce snowboardowej w Andaluzji, a za chwilę jest już na słonecznym wybrzeżu Australii. Po USA leci do Europy, a kilka dni później wygrzewa się nad Morzem Martwym. Każdy miesiąc jest totalnie inny. Zmienia kraje, zmienia strefy czasowe, zmienia zawartość walizki. Ale życia nie zmieniłaby za żadne skarby.

Od pomysłu do decyzji

– Od samego początku wiedziałam, że będę aplikować tylko do najlepszych. Najpierw postawiłam na Emirates, Qatar odrzuciłam ze względu na bardzo dużą liczbę restrykcji związanych z pracą u tego przewoźnika. Nie chciałam utrudniać sobie życia. Później koleżanka powiedziała mi o rekrutacji w Etihad, bo ja – szczerze mówiąc – nawet nie wiedziałam o ich istnieniu – wspomina z uśmiechem Justyna.

Wiedziała, że chce wyprowadzić się z kraju, choć nigdy nie narzekała na Polskę. Nie miała doświadczenia ani zrobionych wcześniej żadnych kursów w tym konkretnie kierunku. A mimo to, nie traciła wiary w swoje możliwości.

Odrzuciłam tanie linie, bo tam można pracować, jak się po prostu chce latać dla samego latania. Ja chciałam czegoś więcej, dalekich tras, dużej siatki połączeń – opowiada. – LOT odrzuciłam ze względów praktycznych, chciałam po prostu zamieszkać w innym kraju i jak najwięcej mówić w obcych językach. Stwierdziłam, że najpierw spróbuję sił w najlepszych liniach, a dopiero później, jeśli się nie dostanę, będę stopniowo obniżać poprzeczkę – tłumaczy.

Taka taktyka okazała się być strzałem w dziesiątkę, bo dziś z przyjemnością obsługuje pasażerów latających na pokładzie Etihad. Ale droga na pokład prestiżowej linii wcale nie była usłana różami. Jak sama opowiada, to żaden cud ani przypadek, tylko ciężka praca i determinacja zaprowadziły ją w miejsce, o którym marzą nawet doświadczone stewardesy.

Jak to się wszystko zaczęło?

– Będąc nastolatką latałam samolotami dosyć często i tak jak dla wielu dziewcząt, praca stewardesy wydawała mi się być spełnieniem marzeń. Ale wtedy bałam się mówić o tym głośno. Wydawało mi się, że to mało ambitna praca, że nie jest czymś za co powinnam się zabrać – wspomina Justyna. – Najpierw studiowałam filologię romańską, ale pomysł bycia stewardesą cały czas siedział mi w głowie. Zrozumiałam, że muszę spróbować – dodaje.

Wcześniej jednak zdecydowała perfekcyjnie przygotować się do rekrutacji. Najpierw wyjechała do USA, żeby na letnim obozie dla dzieci, gdzie była opiekunem, szkolić angielski. Potem zmieniła kraj na Francję, a tam pracując jako au pair, ćwiczyła francuski. Na koniec wylądowała na rok w Madrycie, by do CV wpisać też trzeci język obcy – hiszpański.

– Kiedy biegle opanowałam hiszpański, już nie było odwrotu. Postanowiłam aplikować – mówi. – A, że rekrutowałam się do linii lotniczych z Bliskiego Wschodu, mogłam spokojnie dopisać jeszcze język polski, bo jest on tam oczywiście traktowany jako język obcy – tłumaczy.

Stunning views on Abu Dhabi…? #etihadtowers #abudhabi #jumeirahatetihadtowers

A post shared by Justyna (@cestmoi_justina) on

Na pewno trzeba pamiętać, że czasem są rzeczy, których nie możemy zmienić, a które zdyskwalifikują potencjalnego pracownika.

– Możesz nauczyć się języków, możesz próbować wielokrotnie rekrutować, ale jeśli np. jesteś zbyt niska, to nic na to nie poradzisz. Wiele rzeczy można wyćwiczyć, nad wieloma można popracować, ale nie oszukujmy się, linie przede wszystkim potrzebują osób atrakcyjnych, które oczywiście mają też odpowiednie cechy charakteru i umiejętności – opowiada.

Dzięki swojej determinacji i solidnemu przygotowaniu, dziś naprawdę może cieszyć się swoją pracą.

– Znajomość języków w pewnym sensie uratowała mi tyłek. Dzięki francuskiemu często latam do Belgii czy Francji i w ogóle do Europy. Wysyłają mnie też do Azji, ale rzadko trafiają mi się mniej atrakcyjne loty, np. do Bangladeszu, Indii itd. Praca naprawdę daje mi ogromne możliwości podróżowania i to cieszy mnie najbardziej – dodaje.

Jak wygląda rekrutacja?

Najpierw próbowała sił w Emirates, jednak tam choć przeszła pierwszy i drugi etap, odpadła w zadaniach grupowych, które były kolejną częścią procesu.

– Jak dzisiaj na to patrzę, to mieli rację. To były zadania, które miały sprawdzić, jak pracujemy w zespole, a ja byłam bardzo dominująca. Taki mam charakter, pośpieszałam wszystkich i na pewno rekruterzy to wyłapali – opowiada. – A na pokładzie spotykamy się w grupach od 6 do nawet 22-25 osób. Każdy jest innej narodowości, innego wyznania, inaczej wychowany, inaczej wykształcony. A najważniejsze to umieć ze sobą pracować nie tylko w kryzysowych sytuacjach, ale też podczas zwykłego serwisu – mówi.

Jak wspomina, ludzie odpadali z przeróżnych powodów. Jedni byli zbyt mało kreatywni, inni aż za bardzo – np. chłopak, który na pytanie: „co zabrałby na bezludną wyspę”, odpowiedział, że „skrzynkę wina”. Niestety zapomniał, że rekrutuje się do Emirates i alkohol na pewno nie jest czymś, co pomoże mu zdobyć upragnioną posadę.

Część nie nadawała się ze względów fizycznych. Nie bez znaczenia jest bowiem wygląd i im lepsza linia, tym większą uwagę się do tego przykłada. Nie ma mowy o widocznych tatuażach, piercingu czy jakichś defektach urody.

–  Widząc konkurencję zrozumiałam, ze nie będzie lekko. Tam były tłumy pięknych, młodych kobiet przeróżnej urody. Poznałam Włoszkę tajskiego pochodzenia, Ukrainkę, która wychowała się w Hiszpanii, pół Chinkę – pół Portugalkę, a w środku tego wszystkiego ja – stuprocentowa Polka, bez kropli egzotycznej krwi – wspomina. – A najważniejszy okazał się uśmiech, musisz umieć nim przyciągnąć do siebie ludzi.

Justyna tłumaczy, że oceniany jest przede wszystkim specyficzny, szeroko rozumiany rodzaj charyzmy. Taki urok osobisty, który sprawia, że już na pierwszy rzut oka ludzie nas lubią i czują się obok komfortowo. Rekruterka niemal w kilka sekund ocenia nasz potencjał i odkłada CV na jeden z dwóch stosów. Nigdy jednak nie wiadomo, który z nich to przepustka do kolejnego etapu, a który zwiastuje smutne rozczarowanie.

– Gdybym jednak miała porównać rekrutację w Emirates i Etihad, to były to dwa zupełnie różne procesy. U tych pierwszych panowała bardzo stresująca atmosfera, wszyscy byli podenerwowani. W Etihad było dużo spokojniej, mają po prostu inne metody – wyjaśnia.

Stewardesa? Człowiek od wszystkiego

Kiedy udało jej się przejść wszystkie etapy w Etihad, pozostało jeszcze szkolenie. Większość kandydatów nigdy nie miała do czynienia z obsługą pasażerów w lotnictwie, nie była wcześniej częścią załogi pokładowej, ani nie pracowała dla żadnej linii lotniczej.

– Mam wrażenie, że takich ludzi przyjmują nawet chętniej, bo można ich nauczyć wszystkiego od początku według własnych zasad, a nie trzeba korygować zwyczajów z innych linii np. u tanich przewoźników. – opowiada stewardesa – To był bardzo, bardzo intensywny czas, nauka, egzaminy i tak w kółko. Niemal codziennie mieliśmy jakiś egzamin. Jeśli ktoś studiował i wie, jak wygląda czas sesji, to to była taka 6-tygodniowa sesja non stop – wspomina.

Część szkolenia wydaje się być nieco na wyrost, ale doświadczenie Justyny pokazało, że może przydać się absolutnie każda wiedza.

Od wyłapywania pasażerów, którzy źle się czują, kobiet w ciąży, które dawno już nie powinny latać, po przygotowanie do awaryjnego lądowania, to wszystko już za mną. Musimy mieć oczy dookoła głowy i do tego jesteśmy szkoleni. Cokolwiek czy kogokolwiek zabierzemy na pokład, z tym musimy się zmierzyć przez kilka lub kilkanaście godzin lotu – mówi Justyna. – Przerabiamy tysiące scenariuszy i choć wiele z nich nigdy się nie wydarzy, to warto umieć się zachować, jeśli jednak będą miały miejsce.

W trakcie kursu stewardesy przygotowywane są do lądowania na wodzie, na ziemi, na kole podbiegunowym, a nawet w dżungli. Uczą się podstawowej pomocy medycznej, zasad savoir vivre’u, sposobu podawania posiłków i napojów, budowy samolotu, szczegółów technicznych. Od 7 do 16 rano, od poniedziałku do piątku trwają szkolenia. Wieczorem utrwalanie tego, czego się nauczyli. Po każdym module jest egzamin, czasem nawet 2-3 razy dziennie. Kolejno zdobywa się też licencje do pracy na różnych typach samolotów.

– W zależności od kierunku lotu, samolot ma inne wyposażenie. Sprzęt ratunkowy dostosowany jest do tego, nad jakimi terenami będziemy przelatywać. Jeśli przelatujemy nad Biegunem Północnym, mamy załadowane specjalne ocieplane kombinezony, które mają pomóc nam przy organizowaniu ewakuacji itd. Mamy sprzęt oczyszczający deszczówkę albo odsalający wodę morską. Musimy umieć tego wszystkiego użyć – tłumaczy.

Warto o tym pamiętać, gdy następnym razem będziemy chcieli powiedzieć, że to lekka i przyjemna praca, w której tylko rozdaje się posiłki. Tym bardziej, że choć sama posada może być niewątpliwie spełnieniem marzeń, to nie pozostaje bez wpływu na zdrowie pracowników.

– Latam już dwa lata i widzę, jak mój organizm obrywa przy tym wszystkim. Zmiany czasu, zmiany wilgotności powietrza, temperatur, to wszystko odbija się na moim organizmie. Jednego dnia lecę do Melbourne, spędzam tam jeden dzień, potem wracam do Abu Dhabi i lot do USA – mówi Justyna. – Ale przecież właśnie tego chciałam – podsumowuje.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Sorry ale tylko ludzie którzy wzrokiem sięgają czubka własnego nosa twierdzą że to lekka praca. Ja sam wolę podnieść dupsko, rozprostowac nogi i przejsc sie i poprisic o drinka co zazwyczaj skutkuje miłym uśmiechem, fajna rozmowa zwłaszcza na nocnych lotach a czasami fajnymi znajomosciami.
lovenz, 28 marca 2018, 21:18 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Nie rozumiem za bardzo pewnosci tej pani o swojej wyjatkowosci ze wzgledu na wyglad. Owszem, moze mowic, ze posiada umiejetnosci np. jezykowa, ale atrakcyjnosc wymienilabym w polowie stawki.
poyjla, 28 marca 2018, 21:35 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Rozumiem, ze nad to morze martwe to Etihadem?
oskiboski, 29 marca 2018, 3:12 | odpowiedz
Avatar użytkownika
oskiboski Rozumiem, ze nad to morze martwe to Etihadem?
Etihad nie lata do Tel Avivu, ale lata do Ammanu. Izrael, na szczęście, nie ma monopolu na Morze Martwe.
jimi, 29 marca 2018, 8:34 | odpowiedz
Avatar użytkownika
poyjla Nie rozumiem za bardzo pewnosci tej pani o swojej wyjatkowosci ze wzgledu na wyglad. Owszem, moze mowic, ze posiada umiejetnosci np. jezykowa, ale atrakcyjnosc wymienilabym w polowie stawki.
Widać że ty dużo nie rozumiesz z artykułu którego pewnie nie przeczytałeś, a potem swoją polska zazdrość w komentarzu okazujesz. Żadna stewardesa nie jest mis world ani boginią sexu z pornola. Ich typ urody jest specyficzny, ze od pierwszego spojrzenia czujesz przyjazna i atrakcyjną osobę, której od razu chce sie odwzajemnić uśmiechem i krótką rozmową. A pewność siebie to tylko jej plus, nie jest jak większość polek zamknięta i zdominowaną przez mężczyzn kurką domową. Brawo pani Justyno. Oby wiecej takich fajnych babek:) A to ze nie dostała sie pani do Emirates to tylko plus, na całe szczęście Etihad nie lata do buraczanej Polski
sucz, 29 marca 2018, 9:30 | odpowiedz
Avatar użytkownika
poyjla Nie rozumiem za bardzo pewnosci tej pani o swojej wyjatkowosci ze wzgledu na wyglad. Owszem, moze mowic, ze posiada umiejetnosci np. jezykowa, ale atrakcyjnosc wymienilabym w polowie stawki.
Odniosłem inne wrażenia, gdyż wspomina, że w rekrutacji wzięło udział dużo atrakcyjnych kobiet. "Widząc konkurencję zrozumiałam, ze nie będzie lekko. Tam były tłumy pięknych, młodych kobiet przeróżnej urody.... a w środku tego wszystkiego ja – stuprocentowa Polka, bez kropli egzotycznej krwi " Dodała też, że najważniejszy jest uśmiech i pozytywne wrażenie a nie bycie najpiękniejszą.
Przemm, 29 marca 2018, 11:58 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Wspaniały wywiad! Bardzo fajnie się czyta. Niesamowita Kobieta! i to nasza Polka :) Fajnie czytać takie artykuły, gdzie przez upór dąży się do osiągania i spełniania swoich marzeń. Jestem z Ciebie dumny! Życzę powodzenia! :) żyj pełnią życia:) ciesz się każdą chwilą :)
WorldPassion, 29 marca 2018, 13:15 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Taki tryb życia jest dobry do 30 roku życia. Później odbija się na zdrowiu (fizycznym i psychicznym).
brauza, 29 marca 2018, 13:19 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Dlaczego mój komentarz o jej nieatrakcyjności został usunięty? Jak widać nie tylko ja nie widzę w niej nic a nic atrakcyjności. No cóż...
Sonia Sztamowska, 29 marca 2018, 14:43 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »