Tłok, tumult, rozczarowanie. Pułapki turystyczne, miejsca przereklamowane… i ich alternatywy
Podróżować, zwiedzać, przeżywać! Co za widoki, ależ miejsce – trzeba tam podejść, zrobić zdjęcie z tego samego punktu, co w naszym przewodniku. Musimy je zobaczyć. Zaraz, moment, co to znaczy „musimy”?
Czy odwiedziny w Paryżu naprawdę będą niepełne, jeśli nie wjedziemy lub wejdziemy na wieżę Eiffla? A może warto poszukać alternatywy do tych typowych, „obowiązkowych” miejsc i zabytków?
Poniżej lista topów-flopów. Subiektywna, bo przecież każdy z nas ma swoje własne typy, nieprawdaż?
* * *
Stonehenge, Wielka Brytania
Przygotowując się do odwiedzin słynnego Stonehenge, miałem spore oczekiwania. Jedna z najsłynniejszych europejskich budowli megalitycznych, legendarne, stojące kamienie, będące na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Ich widok jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Wielkiej Brytanii.
Szykowałem się na mistycyzm, na atmosferę tajemnicy, na ciekawe zdjęcia. Wsiadłem w wynajęty samochód (z Londynu to odległość blisko 150 km) i nie mogłem się doczekać odwiedzin w tym miejscu.
Zastałem dzikie tłumy, zapchany parking (byłem w środku tygodnia, w maju), głowy turystów wchodzące w każdy możliwy kadr. Może miałem pecha. Zamiast mistycyzmu doświadczyłem uczucia rozczarowania. Legendarne kamienie – widziane na żywo – są „mniejsze” niż na zdjęciach. Ścieżka, która prowadzi dookoła całej budowli pozwala na dokładne przyjrzenie się całości. Zajmie to kilka-kilkanaście minut. Czy można podejść bliżej? Nie.
Fot. Collage / Paweł Kunz, Krustworth, Anstee
I to w zasadzie tyle. Centrum turystyczne nie powala swoją ofertą, dookoła nie ma żadnych innych atrakcji, widzimy wzgórza, drogę… i cóż, czas zbierać się w drogę powrotną.
Cena przyjemności? Bilet, który umożliwi nam wejście na teren Stonehenge (a nie oglądanie go zza płotu, jak to czynią niektórzy) to koszt 16,50 GBP, czyli blisko 80 PLN. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że to miejsce mogłem potraktować tylko jako „zaliczenie” atrakcji turystycznej. Dla miłośników historii być może to ważny cel odwiedzin. Dla normalnego turysty – całość (wraz z centrum wizytowym) to maksymalnie 40 minut, zanim zaczniemy się solidnie nudzić.
Alternatywa? Ze Stonehenge blisko jest do pięknego miasta Salisbury (polecam zwiedzanie katedry!). Inną możliwością jest wycieczka do Bath – po którym można się włóczyć godzinami, podziwiając budynki, słynny most czy łaźnie rzymskie. A jeżeli ktoś chce zobaczyć kręgi neolitycznych głazów, które są starsze niż Stonehenge – nieco ponad 35 km na północ od Stonehenge znajduje się Avebury.
Tam dostęp do kamiennych kręgów jest nieograniczony, a bilet wstępu kosztuje ponad dwa razy mniej niż do sławniejszego sąsiada (7,60 GBP, czyli 36 PLN).
Fot. Billy Stock, shutterstock
* * *
Manneken Pis, Bruksela, Belgia
– To tutaj – powiedział Paweł, mój przyjaciel z Brukseli.
– I… to tyle?
– A czego się spodziewałeś?
Paweł miał rację. Figurka-fontanna sikającego chłopca, wykonana z brązu, jest symbolem Brukseli. Spędziłem przy niej 3 minuty, z czego 2 upłynęły mi na oczekiwaniu, aż odrobinę się zmniejszy kolejka turystów, którzy koniecznie muszą sobie zrobić selfie na tle Manneken Pis.
Szybkim krokiem udałem się na Grand-Place, niesamowity brukselski rynek, położony nieopodal. Ratusz, Maison du Roi, wspaniałe domy cechowe – dwie godziny później wciąż ciężko mi było iść dalej.
Fot. Paweł Kunz, Flyfree.pl
Jeżeli koniecznie musicie, podejdźcie do figurki chłopca, zróbcie sobie zdjęcie na pamiątkę. Ale jeśli tego nie zrobicie, uwierzcie mi, nie macie czego żałować…
Alternatywą jest wspomniany Grand-Place albo jeden z setek małych sklepików, w których spróbujecie najlepszych na świecie czekolad. Grzechem byłoby także nie zahaczenie o lokale serwujące legendarne belgijskie piwa. Co jeszcze zamiast Manneken Pis? Zapamiętajcie adres: Rue des Sables 20. To Muzeum Komiksu. Gwarantuję wam – wsiąkniecie.
* * *
Mona Lisa, Paryż, Francja
A więc chcecie zobaczyć słynny obraz pędzla Leonardo da Vinci? Spróbować ulec magii tajemniczego uśmiechu, który gości na ustach Giocondy? Mona Lisa, symbol geniuszu artysty – który trafił do popkultury. Oglądanie na żywo dzieł malarskich to zawsze duże przeżycie.
Tylko musicie przygotować się na (niekiedy) dantejskie sceny. Mona Liza jest schowana za solidną warstwą pancernej szyby. Nie jest duża (77 cm x 53 cm), więc aby zobaczyć ją dokładniej, powinniście podejść bliżej. A to nie będzie łatwe zadanie. Zresztą, zobaczcie sami:
Fot. Collage / Szczep82, Paweł Kunz, Fly4free.pl
Luwr to niesamowite muzeum. Można tam spędzić długie godziny, wychodząc nienasyconym. Wenus z Milo, Nike z Samotraki, prace Hieronima Boscha, Rubensa, Tycjana, Rafaela – przy większości z tych arcydzieł nie ma takich tłumów, jak w sali, gdzie jest eksponowana Mona Lisa.
Z perspektywy czasu żałuję, że spędziłem tyle czasu na 1 piętrze, czekając na możliwość „dopchania się” bliżej dzieła Leonardo da Vinci. Mogłem w tym czasie podziwiać inne cuda zgromadzone w tym muzeum.
Bilet wstępu do Luwru kosztuje 15 EUR (63 PLN). To bardzo dobrze wydane pieniądze.
* * *
Krzywa Wieża, Piza, Włochy
Zamiast podziwiania nietypowego budynku – oglądanie cudownych wygibasów setek turystów, którzy ustawiają się do zdjęcia w pozie „podtrzymującej” wieżę przed upadkiem. Czy to naprawdę będzie takie oryginalne? Śmieszne? Unikatowe w kolekcji zdjęć z podróży po Italii, wrzuconych na Instagram? Cóż, co kto lubi.
Fot. Collage / Paweł Kunz, Fly4free.pl / hipinion
Znacznie większe wrażenie zrobiło na mnie sąsiedztwo słynnej wieży. Na Piazza dei Miracoli moje oczy kierowały się na niesamowitą katedrę, zdobioną kamiennymi blokami układającymi się w czarno-białe pasy. Albo na baptysterium, które jest starsze od wieży.
Sama kampanila (Krzywa Wieża to tak naprawdę dzwonnica) to generator zysku dla władz miasta. Chcesz wejść po 250 stopniach? Kup bilet za 18 EUR (75 PLN). Ale można inaczej. Chcesz zobaczyć katedrę? Wejdź za darmo!
… lub zapłać 5 EUR (21 PLN) za bilet do baptysterium i poczekaj aż pracownik zacznie śpiewać. Akustyka tego budynku jest czymś nieprawdopodobnym. Zaręczam ci, że wspomnienie tego wydarzenia będzie mocniejsze niż widok Krzywej Wieży.
* * *
Hollywoodzka Aleja Sławy, Los Angeles, Stany Zjednoczone
Dialog w redakcji:
– Koniecznie napisz o Los Angeles. Miasto które w całości kandyduje do miana nudnego i niewartego dłuższych odwiedzin miejsca.
– No bez przesady, tam nie było aż tak źle…
– Było. Człowiek ma głowę nabitą historią kina, Hollywood, budynku, w którym rozdają Oscary… a to wszystko jest takie zwykłe i nie budzące na miejscu żadnych emocji. Większe już miałem, zwiedzając studia filmowe.
– Przyłożyłeś rękę do gwiazdy w Alei Sław?
– Tak, mam ten zestaw obowiązkowy. Z napisem „Hollywood”, na Rodeo Drive, na plaży w Santa Monica. Ale będąc w Los Angeles 5 dni, uważam że spędziłem tam przynajmniej o 3 dni za dużo.
– Coś proponujesz w zamian?
– Wypożyczyć samochód i jeździć po winnicach, wybrać się do parku narodowego Joshua Tree, albo śmignąć do San Francisco. To znacznie lepszy pomysł.
Fot. oneinchpunch, shutterstock
* * *
Za stratę czasu – z mojego punktu widzenia – uważam także wizytę przy Schodach Potiomkinowskich w Odessie, przy „balkonie Julii” w Weronie, w „zamku Drakuli” – Bran w Rumunii (te upiorne plastikowe zęby, które świecą na każdym stoisku). Szczerze współczuję każdemu, kto Malediwy poznał tylko z perspektywy Maafushi i stołecznego Male.
A może to tylko moje błędne odczucia? Może niepotrzebnie się uprzedziłem do niektórych miejsc – i najzwyczajniej w świecie nie potrafię ich odpowiednio docenić? Cóż, nie do końca.
Poruszając ten temat w szybkiej sondzie, którą zrobiłem wśród swoich znajomych podróżników i globtroterów… okazało się, że zaskakująco często pewne propozycje miejsc przereklamowanych – które są po części „pułapkami turystycznymi” – powtarzały się.
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
Przykłady? Jezioro Titicaca („Boże, co za komercja i patrzenie na mnie jak na bankomat – a ja spodziewałam się autentyczności!”), Wielki Mur Chiński („To był ewidentny błąd, zero atmosfery, milion Chińczyków dookoła”), Tadź Mahal („Z jednej strony mauzoleum, z drugiej – straszny syf, nie da się na to patrzeć”). Opinii o piramidach w Egipcie – i polu golfowym 200 metrów od Piramidy Cheopsa oraz „ten dollar my friend” może nie będę przytaczać.
Indywidualne podejście
Jak to z tymi najbardziej znanymi atrakcjami świata jest, drodzy czytelnicy? Warto je na własne oczy zobaczyć, zapłacić za (niekiedy drogi) wstęp, nawet w celu zrobienia tylko szybkiego zdjęcia?
Macie swoją własną listę rozczarowań? Miejsc, które są wymieniane w przewodnikach, „internetach”, gdzie poczuliście, że ich sława jest stanowczo przereklamowana?