Restauracje z Saint-Tropez tworzą czarną listę turystów. Trafiają tam ci, którzy „nie rokują” i dają zbyt małe napiwki!
Malownicze Saint-Tropez to perła Lazurowego Wybrzeża, w której regularnie można spotkać bogaczy, znanych aktorów czy innych celebrytów. Nie dziwi więc, że jest to jeden z najdroższych kurortów, gdzie na pobyt mogą sobie pozwolić tylko najbogatsi. W ostatnich dniach słynna francuska miejscowość przeżywa jednak poważny kryzys wizerunkowy, związany z praktyką niektórych lokali gastronomicznych i kawiarni w mieście. Ma to związek z informacjami francuskich mediów o specjalnej bazie danych niektórych klientów, będących w istocie „czarną listą”. Lądują na niej osoby, które nie dają wystarczających napiwków lub „nie rokują” – choćby na podstawie przeszukania informacji o nich w internecie.
Ras Al Khaimah od 2938 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Costa Blanca od 2649 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Rodos od 2010 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
Osoby, które znajdą się na czarnej liście, mogą zapomnieć o zrobieniu rezerwacji w najbardziej prestiżowych lokalach. Słyszą więc na przykład, że wszystkie miejsca w lokalu są zarezerwowane na miesiąc do przodu, choć oczywiście nie jest to prawda. Co jednocześnie sprawia, że o stoliku tam mogą zapomnieć także zwykli turyści, ale też miejscowi, którzy również narzekają na takie praktyki.
Metod odstraszania biedaków jest jednak więcej. Jak czytamy, niektóre lokale wprowadziły politykę „minimalnych” wydatków dla restauracyjnych gości. Kwoty? Kosmiczne!
Całkiem niedawno w restauracji, w której regularnie bywaliśmy z rodziną, poinformowano nas, że w ramach nowej polityki musimy wydać w restauracji minimum 1500 euro za pasażera – żali się jeden z lokalnych mieszkańców w rozmowie z francuskim „Nice Matin”.
Z kolei we włoskim „Il Messagero” czytamy, że kelner w jednej z restauracji w Saint-Tropez ruszył w pogoń za bogatym klientem, gdy uznał, że otrzymał zbyt mały napiwek. Tyle tylko, że gość luksusowej restauracji zostawił 500 euro napiwku, podczas gdy kelner oczekiwał przynajmniej dwa razy wyższej gratyfikacji za swoje usługi.
– To był mój ostatni pobyt w Saint-Tropez. Nigdy już tutaj nie wrócę – skarży się Włoch, które spotkała ta sytuacja.
Sprawę bardzo poważnie traktuje Sylvie Siri, czyli burmistrz słynnego kurortu. W rozmowie z mediami miała przyrównać praktyki lokali do wymuszania haraczy. Dodała też, że jest to całkowicie niesprawiedliwe, ponieważ francuskie restauracje i tak dodają automatycznie do rachunku dodatkowe 15 procent za obsługę klientów.
Pani burmistrz wezwała już wszystkich właścicieli restauracji w mieście na spotkanie, aby ukrócić panujące w nich praktyki. Francuskie media donoszą tymczasem, że podobne praktyki mają miejsce w innych „prestiżowych” miejscach na Lazurowym Wybrzeżu, takich jak Nicea czy Cannes.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?