Kto to jest ten cały Roger? Skąd wziął się najsłynniejszy zwrot, którego używają piloci?
Sposób, w jaki komunikują się piloci (na przykład podczas rozmów z kontrolą ruchu powietrznego) jest dosyć specyficzny. Nietypowe słowa, które padają w komunikacji radiowej, dla laika mogą wydawać się niezrozumiałe lub wręcz śmieszne – w literaturze i kinie mamy sporo przykładów, pokazujących to w praktyce.
Pamiętacie scenę z filmu „Czy leci z nami pilot”?
O co chodzi z tym Rogerem?
Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musimy cofnąć się w czasie. Wracamy do przeszłości, praktycznie do początków lotnictwa. Bracia Wright do komunikowania się „z ziemią” używali m.in. rac i sygnałów ręcznych. Nie było wtedy jeszcze komunikacji radiowej.
Tego typu sposoby szybko zostały zastąpione przez alfabet Morse’a – dla potwierdzenia informacji, że komunikat został odebrany, sygnalizowano to literą „R” w kodzie Morse’a (czyli • — •).
Gdy pojawiły się techniczne możliwości komunikacji głosowej, pierwotnie porozumiewano się językiem angielskim. Ale ponieważ nie wszyscy piloci znali ten język, w 1927 roku International Telegraph Union uznała, że słowo „roger” będzie lepszym potwierdzeniem niż klasyczne „received”.
I tak zostało do dziś. Piloci używali „Rogera” m.in. podczas II wojny światowej. I nawet po wprowadzeniu alfabetu fonetycznego ICAO, który obowiązuje w lotnictwie podczas prowadzenia komunikacji radiowej (każdej literze alfabetu odpowiada ustalone słowo) – mimo faktu, iż „R” to „romeo”, w przypadku potwierdzania odebrania komunikatu używany jest właśnie wyraz roger lub sformułowanie roger that.
ICAO
A skoro już poruszamy ten temat, warto przyjrzeć się całemu alfabetowi ICAO. Jego podstawową zaletą jest prostota, odporność na zakłócenia oraz jednoznaczność.
Dlaczego? Ponieważ żadna z sylab tworzących poszczególne „litery” nie powtarza się. Dzięki temu nawet częściowo urwana, niezbyt czytelna czy fragmentaryczna transmisja radiowa – może być zrozumiana. Spójrzcie zatem sami:
Fot. Uniting Aviation
Papa Romeo Oscar Sierra Tango Echo? 😉
Język pilotów
Komunikacja m.in. między pilotami i kontrolerami lotów musi być precyzyjna, aby uniknąć jakichkolwiek niedomówień, mogących prowadzić nawet do katastrofy. Jedną z przyczyn tragicznych wydarzeń w 1977 na lotnisku Los Rodeos, położonym na Teneryfie (to najtragiczniejszy wypadek w historii lotnictwa cywilnego, zginęły 583 osoby), były m.in. problemy z komunikacją.
Obecnie „język lotniczy” zawiera blisko 300 słów, z których większość jest mieszanką profesjonalnego żargonu i prostego angielskiego. Wspominaliśmy słowo „roger” – z kolei potwierdzenie otrzymania wiadomości i jednocześnie poinformowanie, że komenda zostanie wykonana, to skrót-słowo „wilco” (od stwierdzenia -> will comply).
Inny przykład tego języka? Słowo, którego nie chcielibyście usłyszeć, czyli słynne „mayday” – używane tylko w naprawdę awaryjnych sytuacjach, gdy wzywamy pomocy, ponieważ występuje bezpośrednie zagrożenie życia. Tutaj bazą do powstania tego słowa był język francuski – wodzi się z francuskiego „venez m’aider” oznaczającego po prostu prośbę, aby ktoś przybył i udzielił nam pomocy.
Każdy pilot lub kontroler lotniczy musi płynnie posługiwać się tym językiem i międzynarodowym alfabetem fonetycznym. To podstawa wyszkolenia, która jest rygorystycznie sprawdzana.