W nowych samolotach Ryanair zrezygnuje z jednej ze swoich najstarszych zasad! Nie mają innego wyjścia
W ostatnich kilkunastu miesiącach irlandzka linia rośnie jak na drożdżach i nie zamierza się zatrzymywać. Przedstawiony kilka tygodni temu plan zakłada, że do 2034 roku Ryanair chce przewozić ponad 300 mln pasażerów rocznie. Pomóc mają w tym nowe większe samoloty, które Ryanair zamówił na początku maja. Irlandzka linia zamówiła bowiem 150 (plus opcję na 150 kolejnych) Boeingów 737 MAX 10, które dla Ryanaira będą prawdziwą rewolucją.
Side od 1979 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
Dahab od 2057 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Gdańsk)
Alanya od 2904 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
Nie tylko ze względu na ekonomiczność czy mniejsze spalanie, ale przede wszystkim na pojemność. Nowe samoloty, które Ryanair ma otrzymywać w latach 2027-2033, będą zabierały na pokład po 228 pasażerów.
To aż o 39 foteli więcej niż w Boeingach 737-800. Dla porównania – nowe Boeingi 737 8200 Ryanaira zabierają na pokład 197 pasażerów, czyli o 31 podróżnych mniej niż model MAX 10.
Nowe samoloty to także bardzo duże wyzwanie operacyjne. I jednocześnie wejście Ryanaira do tej samej ligi, co Wizz Air, który ma w swojej flocie coraz więcej Airbusów A321 (zabierających na pokład 230 pasażerów) i A321neo, gdzie maksymalna liczba podróżnych wynosi 239 osób.
– Nie obawiamy się problemów z wypełnieniem samolotów, bo od lat doskonale wiemy, jak to robić. Zwłaszcza w porównaniu z Wizz Airem, od którego mamy znacznie niższe ceny. Naszą przewagę widać też po load factorze, który obecnie wynosi 94 procent, a u Wizz Aira ledwie dobija do 90 procent. Większe samoloty jeszcze powiększą tę przewagę, bo zagwarantują nam znacznie niższe koszty operacyjne, co przełoży się na ceny biletów – mówi w rozmowie z Fly4free.pl Michael O’Leary, prezes Ryanaira.
Przyznaje jednak, że wraz z pojawieniem się we flocie nowych samolotów Ryanair raczej będzie musiał zrezygnować z ekspresowych turnaroundów, czyli wypełnienia samolotu w 25 minut.
– To na pewno będzie wyzwanie, by zapełnić 228 miejsc w ciągu 25 minut, więc najprawdopodobniej wydłużymy ten minimalny czas. Do ilu? Pewnie do 35 minut, choć jest jeszcze za wcześnie na takie wnioski. Nie może on być jednak zbyt długi, bo wciąż musimy pamiętać o maksymalnym wykorzystaniu samolotów – przyznaje w rozmowie z Fly4free O’Leary.
Co to jest turnaround?
Jest to największy wyróżnik między tanimi liniami i przewoźnikami tradycyjnymi. Co oznacza? W największym skrócie: jest to czas od wylądowania samolotu na lotnisku do ponownego wzbicia się w powietrze z pasażerami. W tym czasie jedna grupa pasażerów musi opuścić samolot, w międzyczasie trzeba ekspresowo zatankować i posprzątać samolot, a na końcu… wpuścić pasażerów wylatujących. I to wszystko w czasie 25 minut! Niemożliwe? A Ryanair na to: „potrzymaj mi piwo”.
Tak, trzeba przyznać, że irlandzka linia jest mistrzem w szybkim „przeładowywaniu” samolotów. Dlaczego to robi? Bo mówiąc oględnie czas to pieniądz, a im mniej czasu maszyna spędza na lotnisku, tym lepiej, bo dzięki temu można urwać zawsze kilka minut i wywalczyć na przykład dodatkową rotację samolotu na jakiejś trasie.
W jaki sposób Ryanairowi udaje się wykonywać turnaround tak sprawnie? Przewoźnik chwyta się wszelkich dostępnych metod – pisaliśmy o tym jakiś czas temu na łamach Fly4free.pl.
Wśród nich są m.in. tzw. „boarding-nie boarding”, czyli metoda polegająca na zeskanowaniu kart pokładowych i wyprowadzeniu pasażerów z terminala na płytę lotniska, gdzie… często muszą czekać jeszcze kilka minut na opróżnienie samolotu. Inne metody na usprawnienie boardingu to własne schodki w samolotach, brak kieszeni w fotelach (który zmusza pasażerów do sprzątania po sobie), a także bardzo rygorystyczna polityka bagażowa, bo im mniejsze limity, tym sprawniej podróżni wchodzą na pokład i zajmują swoje miejsca.