Strajki, odwołania, chaos – wróciły trzy plagi lotnictwa. Sprawdzamy, gdzie są problemy
Myśleliście, że wraz z zakończeniem wakacji, gdy popyt przekroczył nawet najbardziej optymistyczne prognozy, wreszcie będziemy mogli zapomnieć o problemach z ruchem lotniczym w Europie? Wielu tak się wydawało – włącznie z lotniskami. Niestety wszystko wskazuje na to, że najbliższe tygodnie znów upłyną nam pod znakiem trzech lotniczych plag – strajków, odwołań i powszechnego chaosu.
- Costa Dorada od 1566 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
- Słoneczny Brzeg od 1912 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Poznań)
- Costa del Sol od 1779 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Gdańsk)
Czarny piątek we Francji – tysiące odwołanych lotów
Zacznijmy od strajku kontrolerów lotniczych we Francji, który wywrócił dziś wiele rozkładów lotów w całej Europie. Problemy mają nie tylko przewoźnicy, którzy mieli lecieć do i z Francji, ale także ci, którzy nad tym krajem przelatują. W efekcie Air France musiał odwołać aż 55 proc. lotów na krótkich i średnich dystansach i co 10 połączenie międzykontynentalne. Ryanair anulował aż 420 lotów (co dotknęło 80 tys. pasażerów) i wściekł się na tyle, że wezwał nawet UE do podjęcia „natychmiastowych działań” w tej sprawie. Loty odwołał też LOT czy Wizz Air.
– To niewybaczalne, żeby pasażerowie, którzy nawet nie podróżują z i do Francji, spotkają się problemami, podczas gry miejscowe prawo chroni loty krajowe – komentuje Neal McMahon, dyrektor operacyjny Ryanair w oficjalnym komunikacie. – Nadszedł czas, aby UE zapewniła ochronę tych przelotów, tak by europejscy pasażerowie nie byli stale trzymani w niewoli przez mały francuski związek zawodowy – mówi.
I co gorsza, to nie koniec problemów. Poukładanie rozkładów po dzisiejszym zrywie, na pewno zajmie kilka najbliższych dni. A do tego, jeśli związek zawodowy nie dogada się z pracodawcą, kolejny strajk zaplanowano już za kilkanaście dni – od 28 do 30 września.
Amsterdam i Heathrow też szykują się na odwołania
Sporo odwołań szykuje się także na Heathrow, chociaż tutaj sytuacja jest nieco inna. Wszystkie zmiany wynikają z zaplanowanego na poniedziałek pogrzebu królowej Elżbiety II. Na ten moment wiadomo, że uziemionych zostanie około 200 połączeń, z czego aż połowa to loty British Airways. Problemy dotkną więc około 35 tys. pasażerów. W ten sposób Heathrow chce oddać hołd królowej i zapewnić, że „niebo nad Londynem” będzie w tym dniu ciche i spokojne. Wstrzymano wszystkie połączenia od 11:40 do 12:10, od 13:45 do 14:20 i od 15:05 do 16:45. W sumie trzeba przearanżować mniej więcej 15 proc. całego harmonogramu Heathrow.
I jest to powtórka z rozrywki, bowiem już w środę, 14 września, gdy trumna z ciałem Elżbiety II była przewożona z Pałacu Buckingham do Westminster Hall, lotnisko Heathrow postanowiło, że w tym czasie nie będzie obsługiwać żadnych samolotów.
Na chaos trzeba się szykować także w Amsterdamie, choć tutaj po prostu powracają jedynie stare koszmary, które obserwowaliśmy już na początku lata. Tylko na początku tygodnia lotnisko musiało odwołać aż 650 lotów, a kolejki do kontroli znów rozciągają się do niebotycznych rozmiarów. Pracowników ponownie brakuje, bo skończył się tymczasowy okres premiowy. Zatrudnieni na lotnisku otrzymywali dodatkowe 5,25 EUR brutto za godzinę, aby utrzymać ich na stanowiskach w trakcie wakacji. Ale te „dobre czasy” właśnie się skończyły, a mnóstwo osób znalazło już nową pracę.
W efekcie lotnisko apeluje do linii lotniczych, aby zmniejszyły liczbę połączeń, związki zawodowe domagają się drakońskich środków i ograniczeń, a dyrektor generalny lotniska składa rezygnację i odchodzi z pracy. Pomysłu na uporanie się z problemami, jak nie było tak nie ma, więc jeśli możecie… lepiej nie planujcie podróży z, do i przez Schiphol – przynajmniej do czasu aż znajdą rozwiązanie.
Chaos? Dzieją się prawdziwe cuda!
A zaplanowane odwołania i strajki przynajmniej w małym stopniu da się przewidzieć. Zupełnie inaczej jest w sytuacjach kwalifikujących się do szeroko rozumianego chaosu. Tylko dzisiaj opisywaliśmy wam sytuację z samolotu easyJeta, w którym pilot… zapytał pasażerów, gdzie właściwie chcieliby wysiąść. Przez opóźnienie maszyna wylądowała na londyńskim lotnisku Luton, zamiast Gatwick i na docelowe lotnisko miała dotrzeć kilka godzin później. Załoga zaproponowała więc, że chętni pasażerowie mogą wysiąść już na pierwszym przystanku.
Pasażerowie irlandzkiej linii w sobotę spotkali się z ogromną awarią systemu IT, która sprawiła, że nikt nie mógł się odprawić, a na lotnisku nie dało się rozpocząć boardingu. Ostatecznie niemal wszystkie loty linii Aer Lingus z i do Dublina zostały odwołane do końca dnia. Co ciekawe, przez awarię, przewoźnik nie był też w stanie poinformować pasażerów o kłopotach i mógł jedynie wydać komunikat, aby nie przyjeżdżali na lotnisko.
W Hiszpanii natomiast pasażerowie mocno zdziwili się, gdy okazało się, że choć dolecieli na właściwie lotnisko, to razem z nimi nie przyleciał ani jeden bagaż. Samolot obsługiwany przez Iberia Express leciał z Manchesteru do Madrytu. Już 3-godzinne opóźnienie połączenia mocno sfrustrowało pasażerów. Niestety chwilę po lądowaniu okazało się, że na pokład nie zapakowano żadnych bagaży pasażerów – za co ma być odpowiedzialna firma handlingowa z Wielkiej Brytanii. Ta zaś tłumaczy sytuację brakiem pracowników.
I nie jest to pierwsza taka sytuacja, chociaż poprzednie miały miejsce w pierwszej fali lotniczego chaosu w Europie. British Airways zdecydował się polecieć bez bagaży pasażerów, żeby chociaż minimalne rozładować kolejkę opóźnionych lotów, a później regularnie kasował tysiące lotów.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?