Aż 48 czterotysięczników i 1500 jezior. Odwiedzamy kraj miliarderów, złota i sera!
Wszyscy znamy choć jedną taką osobę – piękną, zdrową, charyzmatyczną, inteligentną, lubianą i bogatą. Kogoś takiego, kto równocześnie wygrał w loterii genetycznej i tej życiowej. Taki człowiek w realnym życiu to właśnie uosobienie Szwajcarii. Kraju, który – gdyby miał być osobą – byłby tym legendarnym „synem koleżanki waszej mamy”. A ja was dziś sobie przedstawię!
- Larnaka od 1519 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
- Costa Brava od 1876 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
- Kreta Zachodnia od 1609 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Gdańsk)
W tej krótkiej chwili utożsamiam się z Heidi, choć wypchany pod korek żołądek nie pozwala mi skakać tak radośnie, jak czyniła to ta słynna alpejska dziewczynka. Przed chwilą zjadłam całą deskę serów i wędlin, a dopchałam ją fondue i chrupiącymi tostami z lejącym się z raclette – ukochanym serem alpejskich pasterzy, którzy topią go nad rozgrzanym żarem do miękkości – zupełnie tak sprawnie, jak serca turystów. Napawam się chwilą, bo dopiero co zeszłam z kulminacyjnego punktu Rigi – szczytu nazywanego Królową Gór położonego 1797 m n.p.m., jednego z najpopularniejszych w całym kraju.
Wystarczył 15-minutowy spacer, by zamiast sporej liczby innych odwiedzających, otaczały mnie jedynie zielone pastwiska i ośnieżone szczyty, a do uszu docierał błogi szum wiatru, dźwięk dzwonków krów i… donośny krzyk wspaniałej kobiety z pasterskiej chaty, która informuje że serowe zamówienie jest już gotowe do odbioru! Nie mam wątpliwości, że mogłaby sobie podać rękę ze Św. Piotrem, bo tak samo jak on – wpuszcza ludzi za bramy raju. Tyle że tego kulinarnego.
Jest naprawdę pięknie. I – choć wtedy jeszcze tego nie wiem – tak już zostanie do końca wyjazdu.
Od krowich pastwisk do luksusowych zegarków, czyli co robić w Szwajcarii?
Szwajcaria nie należy do największych krajów. Ma raptem 41 tys. km², co czyni ją 8-krotnie mniejszą od Polski i tylko trochę większą niż województwo mazowieckie (36 tys. km²). Mieszka tu 8,7 mln ludzi, przy czym ponad 2 miliony to obcokrajowcy. Choć zwiedza się ją lekko i przyjemnie, to trudno wyjechać z niej bez poczucia niedosytu – nie dam się przekonać, że można ją odwiedzić za jednym zamachem.
Co czyni ją niezwykłą? Szybko wyliczę, że Szwajcaria ma 48 czterotysięczników, 110 miliarderów (podobno), a jednocześnie dokładnie zero miast z liczbą mieszkańców powyżej pół miliona. Aż 60 proc. powierzchni pokrywają góry, w kraju jest ponad 700 tysięcy krów i ponad 1400 lodowców. I ja dobrze wiem, że chcecie teraz krzyknąć: ALE PRZECIEŻ NIE MA MORZA! No cóż, może i morza nie ma, ale może morze wcale nie jest potrzebne? W końcu Szwajcaria ma ponad 1500 jezior i według powtarzanych przez mieszkańców pogłosek – nikt nie ma do jednego z nich dalej niż 10 km – a i rzeki stanowią nie lada atrakcję i wodne wsparcie – chociażby w Bazylei, gdzie wiele osób wraca z pracy do domu… wpław!
Muszę więc coś wybrać, dlatego za pierwszym razem stawiam na Szwajcarię centralną. Podróż zaczynam w Bazylei – na jednym z najciekawszych europejskich lotnisk – już samo to jest nielichą przygodą, chociaż raczej dla miłośników takich lotniczych ciekawostek.
W ciągu zaledwie kilku dni odwiedzam Schilthorn na wysokości 2970 m n.p.m., gdzie kręcono jeden z filmów o Bondzie, a w Spy World wsiadam do szpiegowskiego heliktopera, oglądam, jak kręcono spektakularne ujęcia kina akcji przed erą dronów i uciekam przed strzałami w bobsleju. Jeżdżę pociągami, gdzie nie mogę oderwać wzroku od szyby – choć nie wszystkie są panoramiczne, niemal wszystkie gwarantują widoki z elementem „wow”. Dojeżdżam do przepięknej doliny Lauterbrunnen, znanej ze spektakularnych wodospadów (jest ich tutaj aż 72!), a kolejką do Mürren, zjawiskowej alpejskiej miejscowości położonej na 1638 m n.p.m., która funkcjonuje bez ruchu samochodowego. Jem cordon bleu większe od mojej głowy, próbuję kolejnych serów i kolejnych czekolad. Zachwycam się wszystkim, co mnie otacza, bo otacza mnie głównie przepiękna zieleń, szczyty gór, często zabytkowa architektura i sporo krów.
Pływam na statkach wycieczkowych – po Jeziorze Czterech Kantonów między Lucerną, a Vitznau, ale też nieopodal Interlaken, które jest położone pomiędzy dwoma przepięknymi jeziorami w otoczeniu jeszcze piękniejszych Alp. Mijam po drodze liczne urocze miasteczka, piękne wille, prywatne mikroprzystanie, przy których czekają jeszcze bardziej prywatne łódki. Z Bazylei ruszam na spacer przez trzy kraje, który zajmuje nieco ponad 2 godziny, a w Lucernie odwiedzam Muzeum Transportu, w którym możecie np. zmienić koło w prawdziwym bolidzie F1, poczuć, jak wygląda wypadek samochodowy – na własnej skórze (oczywiście w kontrolowanych warunkach) czy… wspiąć się na Matterhorn. Co prawda z VR-em, ale i tak robi wrażenie!
A przecież to tylko część tego kraju! Wciąż zostaje mi do odwiedzenia chociażby Zurych czy Genewa. Na liście jest też urokliwe Berno, jest jeszcze wiele jezior, wiele obłędnych tras kolejowych, łatwiejszych i trudniejszych szlaków – tych pieszych i tych rowerowych, lodowców, efektowych wodospadów i oczywiście malowniczy Zermatt – szwajcarska perełka. W końcu Matterhorn nadal widziałam tylko na opakowaniu Toblerone (tak, wiem, że jest już nowy dizajn).
Czy Szwajcaria jest droga? Jest. Ale to nie znaczy, że nie da się taniej!
Spektakularne zapasy złota, ekstremalnie drogie zegarki, kredyty we frankach – to z tym, pod względem finansowym, kojarzy się Szwajcaria. To nie może być tani kraj, prawda? Ba, pytanie: „czy w Szwajcarii… jest drogo?” – to jedna z pierwszych podpowiedzi Google, gdy zaczynacie robić przedwyjazdowy rekonesans.
Według badań Switzerland Tourism przeciętny turysta wydaje w Szwajcarii od 100 do 200 CHF dziennie – wliczając w to nocleg. Bez wątpienia to właśnie one są najdroższe. Na szczęście – jeśli chcecie zwiedzać miasta, to nie brakuje w nich sensownych hosteli, a ci, którzy jadą podziwiać naturę i chodzić po górach – mogą solidnie zaoszczędzić wybierając kempingi, które często mają naprawdę świetną infrastrukturę, a przy okazji gwarantują najlepsze widoki i bliskość szlaków.
Stosunkowo drogie są też restauracje (ok. 20-50 CHF za posiłek), ale za to jedzenie w sklepach jest tylko trochę droższe niż u nas i pełno w nich sensownych, gotowych posiłków (na zimno i do podgrzania). Nie brakuje też mniejszych, samoobsługowych punktów gastronomicznych, które są zdecydowanie tańszą opcją niż klasyczna restauracja. W popularnych fast foodach zestaw z frytkami i napojem kosztuje ok. 15 CHF. Za kawę zapłacicie zwykle ok. 4-5 CHF, za czekoladę ok. 2-4 CHF, słodkie wypieki w markecie 1-3 CHF, a za butelkę wody zwykle nie więcej niż 1 CHF. Trzeba jednak pamiętać, że w poszczególnych miastach ceny mogą się od siebie różnić.
Na szczęście dla finansowej równowagi jest Swiss Travel Pass. To naprawdę magiczna karta otwierająca wiele drzwi. Płacicie za nią raz, ale od tej pory poruszacie się czym chcecie i ile chcecie – bez dodatkowych opłat. W cenie wliczone są bowiem pociągi (także te panoramiczne), autobusy międzymiastowe i miejskie, tramwaje, statki (także te wycieczkowe) a nawet niektóre kolejki górskie. To nie koniec! Swiss Travel Pass to także bezpłatny wstęp do ponad 500 muzeów i atrakcji turystycznych. A jeśli czegoś nie obejmuje w całości, to często gwarantuje zniżkę – nawet 50 proc.
Jest drogi, ale sprawia, że poza nim wydajecie pieniądze już właściwie tylko na noclegi i jedzenie. Jeśli zamierzacie dużo podróżować między miastami i odwiedzać sporo atrakcji – zwróci się ekspresowo. Wystarczy porównać ceny biletów na pociągi. A ile kosztuje? Im dłuższy okres ważności, tym stawka dzienna jest niższa. 3-dniowa karta to wydatek 244 CHF (czyli ok. 1100 PLN), ale za 15-dniową dla porównania zapłacimy 459 CHF (czyli ok. 2070 PLN). Warto też zaznaczyć, że dzieci aż do 16. roku życia nie potrzebują swojej karty – jeśli podróżują z dorosłym rodzicem, który wyrobi Swiss Travel Family, mogą korzystać z tych samych przywilejów bezpłatnie. Z kolei młodzież do 25. roku życia korzysta z Swiss Travel Pass Youth – 30 proc. tańszej wersji karty.
Bez cienia wątpliwości jest to najlepsza szwajcarska inwestycja (chyba że macie jakieś tajne skrytki w tutejszych bankach – wtedy przyznaję – możliwe, że dokonaliście jakichś lepszych ruchów). Dodatkowo niektóre miasta mają też swoje lokalne odpowiedniki takiej karty, które dostaje się automatycznie – w cenie noclegu. Warto więc zorientować się, czy potrzebujecie Swiss Travel Pass na wszystkie dni swojego pobytu w Szwajcarii lub po prostu dobrze sobie zaplanować korzystanie z tych kart – tak, by się nie dublowały.
Więcej niż oczekiwania – Szwajcaria naprawdę jest jednym z najpiękniejszych krajów Europy!
Nie mam jednak wątpliwości, że każdy frank wydany w Szwajcarii jest tego wart. Ten kraj od lat była na szczycie mojej podróżniczej listy, więc umówmy się – oczekiwania były ogromne. Sprostanie im było tym trudniejsze, że mam spore porównanie – wcześniej solidnie zjechałam cały austriacki Tyrol, włoskie Dolomity i Słowenię, która też górami, jeziorami i rzekami stoi. Wysoko postawiłam poprzeczkę i nie zamierzałam jej naginać ani o milimetr.
Zaledwie 5 dni – wypchanych atrakcjami po same brzegi – wystarczyło, bym zasmakowała niemal każdego oblicza Szwajcarii. Zobaczyłam góry, jeziora, miasta i muzea. Skorzystałam ze wszystkich środków transportu – od pociągów, przez statki, po kolejki górskie. Spełniłam swoje marzenie, nie rozczarowałam się i jednocześnie… jedynie nabrałam apetytu na solidną dokładkę!
Przydatne informacje:
– Choć Szwajcaria nie jest w Unii Europejskiej, to jest w strefie Schengen, więc Polacy bez problemu mogą wjechać tu na dowód osobisty.
– Pamiętaj o wyłączeniu transmisji danych i rozważnym korzystaniu z połączeń telefonicznych. Korzystanie z polskiej karty SIM może naprawdę słono kosztować.
– Warto kupić lokalną kartę eSIM (np. Airalo czy Holafly) – już za kilkadziesiąt złotych można znaleźć pakiety z nielimitowanym dostępem do internetu
– Praktycznie wszędzie można płacić kartą, ale drobna gotówka zawsze może się przydać
– Uważaj na wszelkie mandaty, mogą one być bardzo dotkliwe dla budżetu
– Choć wśród czterech urzędowych języków Szwajcarii nie ma angielskiego, to bez problemu dogadasz się w tym języku niemal wszędzie
W Szwajcarii gościliśmy dzięki zaproszeniu Szwajcarskiej Organizacji Turystycznej i linii lotniczej Wizz Air.