Fly4free.pl

Aż 48 czterotysięczników i 1500 jezior. Odwiedzamy kraj miliarderów, złota i sera!

Foto: Aneta Zając / Fly4free.pl
Światowa stolica wspaniałego sera, spektakularnych zapasów złota, precyzyjnych zegarków i trwałych scyzoryków – tak zwykle mówi się o Szwajcarii. Turyści zapamiętają raczej stada krów na sielskich pastwiskach, ośnieżone szczyty gór, podróże panoramicznymi pociągami, ciągnące się fondue i niezwykły kolor tutejszych jezior. Zapamiętają – bez cienia wątpliwości – że to jeden z najpiękniejszych krajów w Europie. A może nawet na chwilę zapomną, że nie ma morza!

Wszyscy znamy choć jedną taką osobę – piękną, zdrową, charyzmatyczną, inteligentną, lubianą i bogatą. Kogoś takiego, kto równocześnie wygrał w loterii genetycznej i tej życiowej. Taki człowiek w realnym życiu to właśnie uosobienie Szwajcarii. Kraju, który – gdyby miał być osobą – byłby tym legendarnym „synem koleżanki waszej mamy”. A ja was dziś sobie przedstawię!

W tej krótkiej chwili utożsamiam się z Heidi, choć wypchany pod korek żołądek nie pozwala mi skakać tak radośnie, jak czyniła to ta słynna alpejska dziewczynka. Przed chwilą zjadłam całą deskę serów i wędlin, a dopchałam ją fondue i chrupiącymi tostami z lejącym się z raclette – ukochanym serem alpejskich pasterzy, którzy topią go nad rozgrzanym żarem do miękkości – zupełnie tak sprawnie, jak serca turystów. Napawam się chwilą, bo dopiero co zeszłam z kulminacyjnego punktu Rigi – szczytu nazywanego Królową Gór położonego 1797 m n.p.m., jednego z najpopularniejszych w całym kraju.

Wystarczył 15-minutowy spacer, by zamiast sporej liczby innych odwiedzających, otaczały mnie jedynie zielone pastwiska i ośnieżone szczyty, a do uszu docierał błogi szum wiatru, dźwięk dzwonków krów i… donośny krzyk wspaniałej kobiety z pasterskiej chaty, która informuje że serowe zamówienie jest już gotowe do odbioru! Nie mam wątpliwości, że mogłaby sobie podać rękę ze Św. Piotrem, bo tak samo jak on – wpuszcza ludzi za bramy raju. Tyle że tego kulinarnego.

Jest naprawdę pięknie. I – choć wtedy jeszcze tego nie wiem – tak już zostanie do końca wyjazdu.  

Foto: Aneta Zając / Fly4free.pl
Foto: Aneta Zając / Fly4free.pl

Od krowich pastwisk do luksusowych zegarków, czyli co robić w Szwajcarii?

Szwajcaria nie należy do największych krajów. Ma raptem 41 tys. km², co czyni ją 8-krotnie mniejszą od Polski i tylko trochę większą niż województwo mazowieckie (36 tys. km²). Mieszka tu 8,7 mln ludzi, przy czym ponad 2 miliony to obcokrajowcy. Choć zwiedza się ją lekko i przyjemnie, to trudno wyjechać z niej bez poczucia niedosytu – nie dam się przekonać, że można ją odwiedzić za jednym zamachem.

Co czyni ją niezwykłą? Szybko wyliczę, że Szwajcaria ma 48 czterotysięczników, 110 miliarderów (podobno), a jednocześnie dokładnie zero miast z liczbą mieszkańców powyżej pół miliona. Aż 60 proc. powierzchni pokrywają góry, w kraju jest ponad 700 tysięcy krów i ponad 1400 lodowców. I ja dobrze wiem, że chcecie teraz krzyknąć: ALE PRZECIEŻ NIE MA MORZA! No cóż, może i morza nie ma, ale może morze wcale nie jest potrzebne? W końcu Szwajcaria ma ponad 1500 jezior i według powtarzanych przez mieszkańców pogłosek – nikt nie ma do jednego z nich dalej niż 10 km – a i rzeki stanowią nie lada atrakcję i wodne wsparcie – chociażby w Bazylei, gdzie wiele osób wraca z pracy do domu… wpław!

Foto: Aneta Zając / Fly4free.pl

Muszę więc coś wybrać, dlatego za pierwszym razem stawiam na Szwajcarię centralną. Podróż zaczynam w Bazylei – na jednym z najciekawszych europejskich lotnisk – już samo to jest nielichą przygodą, chociaż raczej dla miłośników takich lotniczych ciekawostek.

W ciągu zaledwie kilku dni odwiedzam Schilthorn na wysokości 2970 m n.p.m., gdzie kręcono jeden z filmów o Bondzie, a w Spy World wsiadam do szpiegowskiego heliktopera, oglądam, jak kręcono spektakularne ujęcia kina akcji przed erą dronów i uciekam przed strzałami w bobsleju. Jeżdżę pociągami, gdzie nie mogę oderwać wzroku od szyby – choć nie wszystkie są panoramiczne, niemal wszystkie gwarantują widoki z elementem „wow”. Dojeżdżam do przepięknej doliny Lauterbrunnen, znanej ze spektakularnych wodospadów (jest ich tutaj aż 72!), a kolejką do Mürren, zjawiskowej alpejskiej miejscowości położonej na 1638 m n.p.m., która funkcjonuje bez ruchu samochodowego. Jem cordon bleu większe od mojej głowy, próbuję kolejnych serów i kolejnych czekolad. Zachwycam się wszystkim, co mnie otacza, bo otacza mnie głównie przepiękna zieleń, szczyty gór, często zabytkowa architektura i sporo krów.

Foto: Aneta Zając / Fly4free.pl

Pływam na statkach wycieczkowych – po Jeziorze Czterech Kantonów między Lucerną, a Vitznau, ale też nieopodal Interlaken, które jest położone pomiędzy dwoma przepięknymi jeziorami w otoczeniu jeszcze piękniejszych Alp. Mijam po drodze liczne urocze miasteczka, piękne wille, prywatne mikroprzystanie, przy których czekają jeszcze bardziej prywatne łódki. Z Bazylei ruszam na spacer przez trzy kraje, który zajmuje nieco ponad 2 godziny, a w Lucernie odwiedzam Muzeum Transportu, w którym możecie np. zmienić koło w prawdziwym bolidzie F1, poczuć, jak wygląda wypadek samochodowy – na własnej skórze (oczywiście w kontrolowanych warunkach) czy… wspiąć się na Matterhorn. Co prawda z VR-em, ale i tak robi wrażenie!

A przecież to tylko część tego kraju! Wciąż zostaje mi do odwiedzenia chociażby Zurych czy Genewa. Na liście jest też urokliwe Berno, jest jeszcze wiele jezior, wiele obłędnych tras kolejowych, łatwiejszych i trudniejszych szlaków – tych pieszych i tych rowerowych, lodowców, efektowych wodospadów i oczywiście malowniczy Zermatt – szwajcarska perełka. W końcu Matterhorn nadal widziałam tylko na opakowaniu Toblerone (tak, wiem, że jest już nowy dizajn).

Foto: Aneta Zając / Fly4free.pl

Czy Szwajcaria jest droga? Jest. Ale to nie znaczy, że nie da się taniej!

Spektakularne zapasy złota, ekstremalnie drogie zegarki, kredyty we frankach – to z tym, pod względem finansowym, kojarzy się Szwajcaria. To nie może być tani kraj, prawda? Ba, pytanie: „czy w Szwajcarii… jest drogo?” – to jedna z pierwszych podpowiedzi Google, gdy zaczynacie robić przedwyjazdowy rekonesans.

Według badań Switzerland Tourism przeciętny turysta wydaje w Szwajcarii od 100 do 200 CHF dziennie – wliczając w to nocleg. Bez wątpienia to właśnie one są najdroższe. Na szczęście – jeśli chcecie zwiedzać miasta, to nie brakuje w nich sensownych hosteli, a ci, którzy jadą podziwiać naturę i chodzić po górach – mogą solidnie zaoszczędzić wybierając kempingi, które często mają naprawdę świetną infrastrukturę, a przy okazji gwarantują najlepsze widoki i bliskość szlaków.

Stosunkowo drogie są też restauracje (ok. 20-50 CHF za posiłek), ale za to jedzenie w sklepach jest tylko trochę droższe niż u nas i pełno w nich sensownych, gotowych posiłków (na zimno i do podgrzania). Nie brakuje też mniejszych, samoobsługowych punktów gastronomicznych, które są zdecydowanie tańszą opcją niż klasyczna restauracja. W popularnych fast foodach zestaw z frytkami i napojem kosztuje ok. 15 CHF. Za kawę zapłacicie zwykle ok. 4-5 CHF, za czekoladę ok. 2-4 CHF, słodkie wypieki w markecie 1-3 CHF, a za butelkę wody zwykle nie więcej niż 1 CHF. Trzeba jednak pamiętać, że w poszczególnych miastach ceny mogą się od siebie różnić.

Foto: Aneta Zając / Fly4free.pl

Na szczęście dla finansowej równowagi jest Swiss Travel Pass. To naprawdę magiczna karta otwierająca wiele drzwi. Płacicie za nią raz, ale od tej pory poruszacie się czym chcecie i ile chcecie – bez dodatkowych opłat. W cenie wliczone są bowiem pociągi (także te panoramiczne), autobusy międzymiastowe i miejskie, tramwaje, statki (także te wycieczkowe) a nawet niektóre kolejki górskie. To nie koniec! Swiss Travel Pass to także bezpłatny wstęp do ponad 500 muzeów i atrakcji turystycznych. A jeśli czegoś nie obejmuje w całości, to często gwarantuje zniżkę – nawet 50 proc.

Jest drogi, ale sprawia, że poza nim wydajecie pieniądze już właściwie tylko na noclegi i jedzenie. Jeśli zamierzacie dużo podróżować między miastami i odwiedzać sporo atrakcji – zwróci się ekspresowo. Wystarczy porównać ceny biletów na pociągi. A ile kosztuje? Im dłuższy okres ważności, tym stawka dzienna jest niższa. 3-dniowa karta to wydatek 244 CHF (czyli ok. 1100 PLN), ale za 15-dniową dla porównania zapłacimy 459 CHF (czyli ok. 2070 PLN). Warto też zaznaczyć, że dzieci aż do 16. roku życia nie potrzebują swojej karty – jeśli podróżują z dorosłym rodzicem, który wyrobi Swiss Travel Family, mogą korzystać z tych samych przywilejów bezpłatnie. Z kolei młodzież do 25. roku życia korzysta z Swiss Travel Pass Youth – 30 proc. tańszej wersji karty.

Bez cienia wątpliwości jest to najlepsza szwajcarska inwestycja (chyba że macie jakieś tajne skrytki w tutejszych bankach – wtedy przyznaję – możliwe, że dokonaliście jakichś lepszych ruchów). Dodatkowo niektóre miasta mają też swoje lokalne odpowiedniki takiej karty, które dostaje się automatycznie – w cenie noclegu. Warto więc zorientować się, czy potrzebujecie Swiss Travel Pass na wszystkie dni swojego pobytu w Szwajcarii lub po prostu dobrze sobie zaplanować korzystanie z tych kart – tak, by się nie dublowały.

Foto: Aneta Zając / Fly4free.pl

Więcej niż oczekiwania – Szwajcaria naprawdę jest jednym z najpiękniejszych krajów Europy!

Nie mam jednak wątpliwości, że każdy frank wydany w Szwajcarii jest tego wart. Ten kraj od lat była na szczycie mojej podróżniczej listy, więc umówmy się – oczekiwania były ogromne. Sprostanie im było tym trudniejsze, że mam spore porównanie – wcześniej solidnie zjechałam cały austriacki Tyrol, włoskie Dolomity i Słowenię, która też górami, jeziorami i rzekami stoi. Wysoko postawiłam poprzeczkę i nie zamierzałam jej naginać ani o milimetr.

Zaledwie 5 dni – wypchanych atrakcjami po same brzegi – wystarczyło, bym zasmakowała niemal każdego oblicza Szwajcarii. Zobaczyłam góry, jeziora, miasta i muzea. Skorzystałam ze wszystkich środków transportu – od pociągów, przez statki, po kolejki górskie. Spełniłam swoje marzenie, nie rozczarowałam się i jednocześnie… jedynie nabrałam apetytu na solidną dokładkę!

Foto: Aneta Zając / Fly4free.pl

Przydatne informacje:

– Choć Szwajcaria nie jest w Unii Europejskiej, to jest w strefie Schengen, więc Polacy bez problemu mogą wjechać tu na dowód osobisty.
– Pamiętaj o wyłączeniu transmisji danych i rozważnym korzystaniu z połączeń telefonicznych. Korzystanie z polskiej karty SIM może naprawdę słono kosztować.
– Warto kupić lokalną kartę eSIM (np. Airalo czy Holafly) – już za kilkadziesiąt złotych można znaleźć pakiety z nielimitowanym dostępem do internetu
– Praktycznie wszędzie można płacić kartą, ale drobna gotówka zawsze może się przydać   
– Uważaj na wszelkie mandaty, mogą one być bardzo dotkliwe dla budżetu
– Choć wśród czterech urzędowych języków Szwajcarii nie ma angielskiego, to bez problemu dogadasz się w tym języku niemal wszędzie

W Szwajcarii gościliśmy dzięki zaproszeniu Szwajcarskiej Organizacji Turystycznej i linii lotniczej Wizz Air.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Anetka tak polukrowałaś ten artykuł , że nawet JA prawie dałem się nabrać na Szwajcarię. Pomieszkaj tam przez nawet krótki czas a szybko zmienisz zdanie szczególnie uwzględniając właśnie te 2 mln obcokrajowców (zgadnij jakiego koloru?) i także z ,,pięknej" Ukrainy. A co do cen to popytaj mieszkańców nawet Bazylei gdzie robią podstawowe zakupy tzn w którym kraju? Na zaproszenie i opłacanie przez inne instytucje twój obraz jest mocno zamglony i poza tym za gościnę trzeba odpłacić zajefajnymi opisami co uczyniłaś. Powtórzę kolejny raz. Polityka i dziennikarza...zawsze kupisz(heh)
Semen6969, 22 sierpnia 2024, 15:30 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »