Kasyna, marihuana i wojna z backpackerami mają zapewnić Tajlandii tłumy turystów. Uda się?
Po niemal dwóch latach związanych z pandemią, Tajlandia otworzyła swoje podwoje zarówno dla zaszczepionych jak i nie zaszczepionych. I choć chętnych do odwiedzenia tego pięknego nie brakuje, to ekspresowo nadrobienie straconych wpływów do budżetu jest niemal niemożliwe. W efekcie kraj łapie się co i rusz nowych pomysłów, które mają szybko stać się źródłem dodatkowych dochodów. A my obserwując je… łapiemy się za głowę.
- Costa Blanca od 1669 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Wrocław)
- Costa Dorada od 1519 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
- Wyspa Malta od 1529 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Jest legalizacja marihuany, będą kasyna
Przypomnijmy, że zgodnie z zapowiedziami sprzed kilku miesięcy, Tajlandia chciałaby uzyskać prawie 70 mld USD przychodu z turystyki rocznie. Cel jest szalenie ambitny biorąc pod uwagę, że do kraju wciąż nie podróżują turyści z Chin, którzy zawsze stanowili pokaźny odsetek zagranicznych gości. W pierwszych sześciu miesiącach 2022 do kraju tysiąca uśmiechów przyjechało więc 2 miliony zagranicznych turystów. Dla porównania – jeszcze przed pandemią – Tajlandia bez problemu dobijała do 40 mln rocznie.
Nic więc dziwnego, że teraz – gdy klasyczna turystyka nie przynosi aż takich przychodów – kraj szuka sposobów na dodatkowe wpływy do budżetu. Najnowszy z nich zakłada legalizację kasyn i budowę całych „centrum rozrywkowych” w kluczowych miastach Tajlandii. Trzeba jednak zaznaczyć, że w tej kategorii Tajlandia będzie miała sporo konkurentów w swoim regionie. I musi pamiętać, że nie wszyscy wyszli na takich inwestycjach tak dobrze jak Makau czy Singapur.
– Wietnam sprawia, że deweloperzy wydają 2 miliardy dolarów na ośrodek i nie pozwalają miejscowym uprawiać hazardu – wyjaśnia Alan Woinski, dyrektor generalny Gaming USA Corporation, cytowany przez portal Skift – Korea Południowa również pozwala na hazard tylko obcokrajowcom. Oba kraje nie widziały nic poza stratami z tych kurortów – dodaje.
Oczywiście to nie jedyne rozrywkowe poczynania Tajlandii. Na początku roku udało się też zalegalizować marihuanę, co uczyniło Tajlandię pierwszym krajem w Azji, który usunął ją z listy narkotyków. I choć oficjalnie „palenie w celu odurzenia” podlega karze, to jej rekreacyjna funkcja jest już dozwolona. Brzmi jak szerokie pole do interpretacji? Zapewne nieprzypadkowo.
Nie ma w tym nic złego, ale czy czasem nie z tym chcieli walczyć?
Widać więc wyraźnie, że Tajlandia chce i wspiera rozwój rozrywkowych części życia turystów. To całkiem naturalny kierunek dla kraju, który ma bardzo bogatą ofertę życia nocnego i imprezowego. Nie byłoby więc w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że dopiero co Tajlandia zarzekała się, że trzeba z tym skończyć.
Jeszcze przed pandemią, ostro zabrała się za porządkowanie i usystematyzowanie jednej z najsłynniejszych imprezowych ulic świata – Khao San Road w Bangkoku. Już wtedy także pierwszy raz pojawiły się informacje, że Tajlandia chciałaby zmienić profil turysty – z backpackera na tzw. turystę premium. Po pandemii rząd zapewniał o tym jeszcze częściej. Szczególnie w tych czasach rozwiązanie, w którym kraj przyjmuje mniej turystów, ale zarabia na nich więcej, wydaje się być idealnym rozwiązaniem.
Tymczasem kompletnie kłóci się to z tym, co Tajlandia proponuje w tak zwanym międzyczasie. Rząd miota się od pomysłu do pomysłu – często ze skrajnie różnych kierunków i kombinuje na wszystkie sposoby. Na razie niestety bezskutecznie.
A może wystarczyłoby dać turystom Tajlandię taką jaka ona jest? Taką, jaką ją poznaliśmy? Jako piękny kraj z fenomenalną kulturą, naturą, kuchnią i ludźmi. I imprezami też. Bo cała magia Tajlandii zawsze polegała na tym, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?