Fly4free.pl

Linie lotnicze powariowały? Wielki powrót biletów „za złotówkę”…a nawet za 4 grosze. “To prosta droga do bankructwa”

Ryanair
Foto: Giannis Papanikos / Shutterstock

– Ceny biletów proponowane przez linie lotnicze są o 10-15 proc. zbyt niskie, aby wyjść na zero. Zyski? Można o nich zapomnieć – przestrzega Boeing. Mimo to przewoźnicy w ferworze walki obniżają ceny coraz bardziej, znacznie poniżej granicy opłacalności. Na razie zyskujemy na tym głównie my, czyli pasażerowie, ale nie ulega wątpliwości, że eldorado szybko się skończy.

Pamiętacie tę szaloną promocją linii Level sprzed kilku miesięcy, gdy przewoźnik sprzedawał kilka tysięcy biletów z Wiednia na trasy po całej Europie za 1 eurocenta? Pasażerowie rzucili się na nie jak szaleni, kilka razy padł serwer, a o linii było głośno w całej Europie, bo dawno żaden przewoźnik nie oferował takich cen.

Po kilku miesiącach przyszedł czas na realizację biletów i okazało się, że… na niektórych trasach przewoźnik wozi powietrze. Mój dobry znajomy kilka tygodni temu wybrał się do Alicante (kupił “centowe” bilety) i był w szoku widząc frekwencję: do Hiszpanii leciało jakieś 40 osób, w drugą stronę – ledwie kilku pasażerów więcej.

Dlaczego przewoźnik oferuje tak tanie bilety? W tym przypadku kluczowe jest jedno słowo: Wiedeń, czyli lotnisko, które w minionym roku stało się głównym polem bitwy tanich linii lotniczych. Jak do tego doszło?

– Wiedeń przez lata był celem wielu przewoźników, ale ale brakowało tu wolnych slotów, a karty rozdawała Lufthansa. Gdy po fali bankructw w zeszłym roku zwolniło się miejsce, przewoźnicy rzucili się do otwierania nowych tras – mówi w rozmowie z Fly4free.pl Diederik Pen, wiceprezes Wizz Air ds. operacyjnych.

Swoje zrobiło też lotnisko w stolicy Austrii, które zaoferowało przewoźnikom bardzo atrakcyjny cennik dla nowych linii. Jakie to warunki? Każdy przewoźnik, który zbazuje w Wiedniu przynajmniej 3 samoloty i będzie w stanie obsłużyć przynajmniej 750 tys. odlatujących pasażerów rocznie, może liczyć na rabat w opłatach lotniskowych w wysokości 540 EUR za każdych 100 pasażerów. Warunki są więc bardziej niż atrakcyjne, tym bardziej, że są możliwe większe zniżki, jeśli tylko przewoźnicy będą w stanie rosnąć jeszcze bardziej.

Efekt? W bardzo szybkim tempie na lotnisku pojawiły się Wizz Air, Level, easyJet i Laudamotion, które na wyścigi zaczęły otwierać nowe trasy.

W trwającym właśnie zimowym rozkładzie lotów port w stolicy Austrii zyskał aż 44 nowe połączenia, podczas gdy drugie najszybciej rosnące lotnisko w Europie, czyli Londyn Luton – ledwie 16 połączeń.

Sprawa jest tym ciekawsza, że… linie lotnicze prowadzą prawdziwą wojnę cenową na tych trasach, a eksperci są przekonani, że żaden z low-costów nie zarobi złamanego centa na nowo otwieranych trasach. Mało tego, do interesu trzeba będzie sporo dokładać.

Z meganiskimi cenami atakuje nie tylko Level. Robi to też Wizz Air, który właśnie w Wiedniu uruchomił promocje w dawno niewidzianych cenach – przeloty do izraelskiego Ejlatu można kupić za 1 EUR. Ale przecież za tyle samo kilka miesięcy temu bilety w promocyjnych cenach oferowała linia Laudamotion.

Z tego, że na razie do interesu trzeba będzie dokładać, zdają sobie sprawę same linie lotnicze.

– Sytuacja w Wiedniu jest oczywiście dość nietypowa i pasażerowie powinni z niej korzystać. Jeśli chodzi o nas, to nie martwimy się na razie finansami. Zawsze przy wchodzeniu na nowy rynek zakładamy, że w pierwszym roku będziemy ponosić straty, w drugim – wyjdziemy na zero, a w trzecim zaczniemy zarabiać. Ale jesteśmy spokojni o naszą przyszłość w Wiedniu – mamy najbardziej wydajne samoloty i wiążemy z tym lotniskiem duże plany na przyszłość – mówi Pen.

British Airways
Foto: Ceri Breeze / Shutterstock

Na dalekich trasach jest dokładnie tak samo

Wiedeń to oczywiście przykład ekstremalny, ale bardzo dobrze pokazuje sytuację, z którą mamy do czynienia w Europie, ale też na innych kontynentach. Obserwujemy więc rosnącą konkurencję wśród linii lotniczych, które korzystając z taniej ropy zaczynają coraz mocniej zbijać ceny biletów i tak aż do granicy opłacalności. W efekcie na rynku powstaje problem zbyt dużego oferowania. Pisząc wprost: na rynku jest więcej przewoźników i wolnych foteli niż chętnych na odbycie podróży lotniczych na poszczególnych trasach. A ponieważ w międzyczasie, gdy rywalizacja trwa w najlepsze, ceny ropy poszły w górę, część przewoźników nie wytrzymuje konkurencji i stąd biorą się za bankructwa.

Przykład Wizz Aira jest tu symptomatyczny: węgierska linia ma na tyle stabilną pozycję finansową, że w imię długofalowych korzyści jest w stanie przez dłuższy czas utrzymywać niskie ceny i ponosić straty, by próbować “wykosić” swoich konkurentów z danego rynku.

Często może to prowadzić do całkowitego wyeliminowania danej linii z rynku, co widzimy na przykładzie dalekich połączeń. Jak pisaliśmy już na łamach Fly4free.pl, ceny biletów na dalekich połączeniach nigdy nie były tak niskie. To głównie zasługa tanich linii jak Primera czy WOW Air, które na lotach z Europy do USA zaczęły proponować bilety po kilkaset PLN za lot (cena z samym bagażem podręcznym). W efekcie regularni przewoźnicy zaczęli oferować podobne ceny na swoje połączenia – na pokładzie takich linii jak Finnair czy British Airways mogliśmy polecić za niewiele ponad 1000 PLN lub mniej w obie strony.

Tak dużej konkurencji nie wytrzymały choćby linie Primera Air, ale też islandzki WOW Air, który znalazł się na granicy bankructwa.

Czy ta tendencja się utrzyma? Sytuację uspokoił trochę spadek cen ropy, ale jeśli linie lotnicze nie podniosą trochę cen, to w długofalowej perspektywie będzie znacznie gorzej. Tak jak w Indiach.

IndiGo Airlines
Foto: Phuong Ngyuen / Shutterstock

“Zamiast zapełniać samoloty za wszelką cenę, linie lotnicze powinny zacząć zarabiać”

Ale sytuacja w Europie to mały problem w porównaniu do innych, znacznie szybciej rozwijających się rynków. Świetnym przykładem są Indie, gdzie konkurencja między liniami lotniczymi jest tak duża, że przekroczyła już granice absurdu. A promocyjne bilety „za 1 centa” nie są wyjątkową sytuacją, ale codziennością. Mówiąc wprost: linie lotnicze latają pełnymi samolotami, ale… nie zarabiają na tych trasach.

– Obecne ceny biletów u większości przewoźników są na poziomie o 10-15 procent za niskim, aby te linie lotnicze mógłby chociaż wyjść na zero – powiedział w rozmowie z agencją Reuters  Dinesh Keskar, wiceprezes ds. Sprzedaży Boeinga na Azję i Pacyfik.

Amerykański producent samolotów ma wielkie plany dla Indii. Według szacunków Boeinga, do 2037 roku tutejsze linie lotnicze zamówią aż 2300 nowych samolotów o łącznej wartości ponad 320 mld USD.

Nie może być jednak inaczej, gdy spojrzymy na cyferki – w 2011 roku przez lotniska w Indiach przewinęło się 59,87 mln pasażerów, w zeszłym roku – 117,18 mln ludzi, czyli prawie 2 razy tyle. Jednocześnie w 2017 roku liczba pasażerów wzrosła aż o 18 procent. Wzrosty te są jednak okupione… kiepskimi wynikami finansowymi.

– Najbardziej obawiam się kontynuowania sytuacji, gdy liczba pasażerów obsługiwanych przez linie lotnicze będzie rosła w dwucyfrowym tempie w skali roku, a jednocześnie przewoźnicy wciąż będą notowali straty. Na ich miejscu wolałbym chyba poświęcić 2-3 procent wzrostu i zacząć zarabiać niż wypełniać swoje samoloty za bezcen i nigdy nie przynosić zysków – mówi Kasker.

Z powodu ogromnej rywalizacji w finansowych kłopotach znalazły się największe linie lotnicze. Problemy mają więc linie Jet Airways, które przetrwają ten rok tylko dzięki ratunkowej pożyczce wynoszącej 150 mln USD. Jej gwarantem ma być… linia Etihad, czyli jeden z głównych inwestorów w indyjskim przewoźniku. Jeśli Jet Airways upadnie, będzie to kolejna linia po Air Berlin i Alitalii, którą szejkowie będą mogli dopisać do swojej czarnej listy.

Problemy mają też inni wiodący przewoźnicy jak IndiGo, SpiceJet, a nawet narodowy przewoźnik Air India. Ten ostatni przypadek jest w ogóle szczególny, bo linia lotnicza nie przyniosła zysku od 10 lat. Mało tego, linia funkcjonuje tylko dzięki rządowej pomocy publicznej. I wiele wskazuje na to, że wkrótce otrzyma kolejne koło ratunkowe – rząd chce bowiem wpompować w przewoźnika aż 330 mln USD!

Na trasie z Mumbaju do Delhi cena biletu lotniczego wynosi 45-50 USD. Przy podobnej odległości między Seattle a San Francisco 4-5 razy więcej. I to jest główna różnica, dzięki której linie lotnicze w Europie i USA są rentowne, a w Indiach – niekoniecznie. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo wrażliwi cenowo są pasażerowie w Indiach, ale można to jakoś wyważyć – mówi Kasker.

Z powodu kłopotów linie lotnicze w Indiach szukają sposobów na znalezienie dodatkowych źródeł dochodu. Jednym z takich pomysłów było wprowadzenie obowiązkowej opłaty za wybór miejsca w samolocie dla wszystkich pasażerów, którzy wybierają internetową odprawę na swój lot. Nową daninę oprotestowali co prawda pasażerowie, a linie wycofały się z niej rakiem, ale ta sytuacja pokazuje, w którą stronę będą szli inni przewoźnicy.

***

Pasażerowie powinni więc póki co korzystać z super tanich biletów, choć wszyscy powinniśmy mieć świadomość, że taka sytuacja nie potrwa wiecznie. Wybór jest prosty: linie lotnicze zmienią swoją politykę biletową albo… zaczną znikać z rynku. A przynajmniej te najmniej rozważne.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Artykuł bardzo dobyr, jednak szkoda że te spadki cen nei dotyczą lotów do Kanady.
macio106, 22 grudnia 2018, 21:18 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Ludzie kupili, bo było tanio. Było tanio, to nie żal zrezygnować z lotu, zwłaszcza że wielu z tych kupujących to obcokrajowcy, który najpierw muszą do tego Wiednia dotrzeć - jeśli to był kłopot, to po prostu odpuszczali (sam tak zrobiłem). Pozostałe bilety linia powinna więc sprzedawać po cenie wyższej niż wychodziła im średnia na pasażera, klienci słyszący o biletach za eurocenta kręcili więc głową i nie kupowali, bo "może znowu rzucą tanie bilety". Czy to się linii opłaciło? Jaki może być utarg z 40 pasażerów low-costa?
Kashpir, 23 grudnia 2018, 0:27 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »