Fly4free.pl

Kiedyś było lepiej! 8 rzeczy w tanim lataniu, za którymi tęsknimy najbardziej

Foto: Adam Przezak / Shutterstock

W ciągu ostatnich lat dzięki tanim liniom zwiedziliśmy Europę i dużą część świata, ale jednocześnie przewoźnicy cały czas zmieniają swoją ofertę. Zmieniamy się też my, podróżnicy, mamy inne oczekiwania, plany i cele. Za którymi elementami podróży sprzed lat tęsknimy najbardziej, a które…. chyba dobrze, że już pożegnaliśmy? Sprawdźcie.

20 grudnia upłynie 10 lat, odkąd w domenie Fly4free.pl pojawiła się pierwsza oferta. Obchodzimy urodziny, ale co by to były za urodziny bez prezentów?  Zatem i my mamy prezenty dla Was. Na nasze dziesięciolecie przygotowaliśmy konkurs, w którym główną nagrodą jest iPhone 11, a nagrodami za 2. i 3. miejsce hulajnogi Xiaomi. Ale dzięki partnerowi imprezy, Qatar Airways, wygrywa każdy, kto weźmie udział w urodzinowej zabawie, bowiem dla każdego uczestnika mamy kody rabatowe na loty z katarską linią. Zapraszamy do udziału: szczegóły znajdziecie tutaj.

***

Tanie latanie w Polsce zaczęło się 19 maja 2004 roku. To była środa, godzina 6.20 rano – właśnie wtedy z lotniska w Pyrzowicach odleciał pierwszy w historii samolot mało znanej wówczas linii Wizz Air. Kierunek? Jedyny słuszny, czyli Londyn-Luton. Nie mogło być zresztą inaczej, bo kilkanaście dni wcześniej Polska stała się członkiem Unii Europejskiej, a tysiące rodaków ruszyło w poszukiwaniu szczęścia na Wyspy Brytyjskie. Początkowo autokarami, ale szybko pojawiły się linie lotnicze, które zwąchały świetny interes w tym, że gdy tylko kraje “starej Unii” otworzą przed nami swoje rynki pracy, gromadnie będziemy tam podróżować. Wizz Air nie był pierwszą tanią linią, która pojawiła się w Polsce, ale inni przewoźnicy nie wytrzymali próby czasu, więc traktujemy tę datę jako symboliczny początek tanich lotów w naszym kraju.

To była prawdziwa rewolucja – do tej pory latanie było dostępne tylko dla ludzi względnie bogatych, a pojawienie się takich linii jak Ryanair czy “landrynka” sprawiło, że loty zaczęły być dostępne na każdą kieszeń. I zaczęliśmy z nich korzystać – najpierw głównie w celach emigracyjno-zarobkowych, potem już bardziej turystycznie i… tak w sumie zostało do dnia dzisiejszego.

Jednak 15 lat to mnóstwo czasu, podczas którego tanie linie mocno zmieniały swoje oferty. Zmieniliśmy się… też my i nasze podróżnicze zwyczaje. Przyjrzyjmy się więc rzeczom, których już nie ma i za którymi tęsknimy, ale też tym, za którymi tęsknić nie będziemy.

1. Wszystko było prostsze

To najczęściej podnoszony argument w rozmowach ze znajomymi i innymi członkami redakcji Fly4free, który wynika też trochę z faktu, że… w ostatnich latach wszystko się solidnie pokomplikowało.

– Kilka lat temu przy kupnie biletu wchodziło na stronę i od razu było wszystko wiadomo: mieliśmy duży limit bagażu podręcznego, gwarancję, że usiądziemy obok naszych znajomych w samolocie. Dzisiaj system rezerwacyjny Ryanaira czy Wizz Aira przypomina tor przeszkód, pełen pułapek i dodatkowych opłat. Niedoświadczony podróżnik musi mieć oczy dookoła głowy, by nie zostać naciągniętym na usługę, która niekoniecznie go interesuje – przewija się w rozmowach.

I faktycznie chyba tak jest, choć nikogo nie powinno dziwić, że przewoźnicy stosują taki właśnie model biznesowy: w cenie biletu tylko fotel (dobrany losowo) i mały plecaczek, a wszystko inne dodatkowo płatne. Zarzuty dla obecnie działających przewoźników są jednak inne. Po pierwsze – cenniki dodatkowych usług cały czas się zmieniają i nie mamy pojęcia, ile zapłacimy za bagaż, podróżując do Brukseli, a ile – do Barcelony. Tanie linie cały czas podnoszą też ceny tych usług – tylko Wizz Air dokonał korekty cennika w tym roku już 3 razy. Po drugie – skomplikowany system rezerwacyjny, który często stara się “wymusić” na nas kupienie danej usługi.

Z drugiej strony musimy pamiętać, że…

Foto: Lotnisko Katowice

2. ...kilkanaście lat temu wcale nie było tak prosto

To, za czym tęskni wielu czytelników i redaktorów Fly4free.pl, czyli prostota systemu rezerwacyjnego, to tak naprawdę wynalazek kilku ostatnich lat. Ponad 10 lat temu i więcej, gdy tanie linie raczkowały, też nie brakowało zarzutów pod ich adresem. Chyba największym był wówczas właśnie brak przejrzystości (ale gwoli sprawiedliwości, takie zarzuty adresowane też pod adresem LOT, Lufthansy i innych tradycyjnych przewoźników). O co chodzi? Posłużmy się przykładem wspomnianego wcześniej Wizz Aira i Ryanaira.

W depeszy PAP dotyczącej inauguracji lotów Wizz Aira czytamy, że średnia cena biletu z wszelkimi opłatami, w tym lotniskowymi, wynosi od 200 do 300 PLN w jedną stronę. Promocyjne ceny na loty z Katowic zaczynają się od 49 PLN za lot w jedną stronę (bez opłat lotniskowych).

No właśnie, opłaty lotniskowe, wynoszące od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych, które przewoźnik doliczał dopiero w momencie kupna biletu. Już pomijając to, że jak widzimy, bilety w tanich liniach kilkanaście lat temu wcale nie były tak… tanie.

Spójrzmy też na archiwalne zdjęcie jednej ze słynnych obrazoburczych reklam Ryanaira.

Foto: Ryanair

Jak widzimy, ceny biletów zaczynają się od 1 PLN, co jest świetną informacją, gdyby nie drobny druczek pod spodem, informujący nas, że w cenie tej nie uwzględniono “podatków i opłat lotniskowych”. No, ale właśnie, skoro już zaczepiliśmy o ten temat, to warto wspomnieć o kolejnej rzeczy, którą darzymy wielkim sentymentem.

Foto: Ryanair

3. Bilety za złotówkę. Dosłownie za złotówkę!

Nie zrozumcie mnie źle – w dzisiejszych czasach w dalszym ciągu da się polecieć do większości europejskich miast za śmiesznie niskie pieniądze, ale era, w której mogliśmy polecieć z Polski na weekend za równowartość ceny tabliczki czekolady (i to raczej takiej kiepskiej jakości), nieodwołalnie odeszła niestety do historii. Dowód? Bardzo proszę, 2 dni w Budapeszcie za 2 PLN – wylot z Modlina.

A skoro bilety za złotówkę, to siłą rzeczy także kolejny, zapomniany już nieco podróżniczy zwyczaj.

model samolotu Ryanair
Foto: Karolis Kavolelis / Shutterstock

4. Jednodniówki

To chyba jedna z najbardziej nostalgicznych form podróży w pierwszych latach funkcjonowania tanich linii lotniczych. Poranny wylot na pizzę do Neapolu i powrót wieczornym lotem do kraju, w sam raz na kolację. Albo krótki wypad na zakupy do londyńskiego outletu i powrót po kilku godzinach. A wszystko za 100 PLN lub nawet mniej, jeśli ktoś dobrze zakombinował. Dziś jest to forma nieco mniej spotykana, głównie z uwagi na politykę tanich linii lotniczych – samolot lądując na danym lotnisku, rusza w drogę powrotną już 30 minut później, więc jedyną szansą na dobrą jednodniówkę jest kombinowanie z kilkoma liniami lub miasta, które z polskich lotnisk oferują kilka rejsów dziennie.

Foto: PONG HANDSOME / Shutterstock

5. Większy bagaż podręczny

Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego, co tłumaczy, że bardzo mocno przeżyliśmy zmiany w polityce bagażowej Ryanaira i Wizz Aira, które w zeszłym roku de facto zlikwidowały duży darmowy bagaż podręczny. Z rozrzewnieniem wspominamy więc czasy, gdy mogliśmy zabrać ze sobą na pokład 2 sztuki podręcznych pakunków.

– Do wyższych cen biletów można się przyzwyczaić, w końcu zarabiamy więcej. Ale najbardziej boli mnie jednak bagaż:  nie było problemu ze spakowaniem się na 7 dni w walizkę o wymiarach 50x40x25 cm, tak teraz trzeba się namęczyć, by to samo wsadzić w mały plecak – mówi Paweł Iwanczenko, mój redakcyjny kolega z Fly4free.pl.

I to wszystko prawda, choć musimy pamiętać, że takie “luksusy” też nie trwały długo: Ryanair i Wizz Air wprowadziły drugą sztukę darmowego bagażu podręcznego dopiero pod koniec 2013 roku.

Po kilku latach obie linie pożałowały tego kroku: okazało się bowiem, że przy tak dużej liczbie bagaży są problemy z umieszczaniem ich w samolocie, a komplikacje wpływają na coraz większe opóźnienia i problemy z punktualnością. Nie da się jednak ukryć, że zawsze lepiej mieć większy bagaż wliczony w cenę biletu niż mniejszy.

W ten sposób przechodzimy do kolejnego punktu, który jednak dzieli trochę pasażerów.

Foto: bestravelvideo / Shutterstock

6. Wybór miejsca... i bieg do samolotu

Gdy myślę o tanim lataniu i największych zmianach, jakie dokonały się na przestrzeni lat, to pierwszą rzeczą, którą widzę przed oczami jest… szalony bieg do samolotu, by wybrać jak najlepsze miejsce dla siebie, rodziny i znajomych! Tak, choć dla wielu mniej doświadczonych to może być szok, to taka jest prawda: numerowane miejsca w samolotach Ryanair wprowadził dopiero w lutym 2014 roku! Wcześniej to była czysta wolnoamerykanka, realizowana według zasady “kto pierwszy, ten lepszy”. Czy to było dobre rozwiązanie?

– Ja za nienumerowanymi miejscami nie tęsknię, bo nie lubię biegać – śmieje się Aneta Zając z redakcji Fly4free.pl.

Ale już Paweł Iwanczenko ma inne zdanie na ten temat.

Wolałem już bieg do samolotu, by móc wybrać miejsca niż tak jak teraz, być rozrzuconym po całej maszynie, jeśli nie zdecyduję się na płatny wybór fotela. Krótkie loty? W porządku, nie ma problemu. Ale wczesne wyloty, późne powroty czy dłuższe trasy skłaniają do snu. A lepiej jest położyć głowę na ramieniu drugiej połówki niż obcego faceta – śmieje się.

I z pewnością wśród naszych czytelników znajdą się zwolennicy jednego jak i drugiego rozwiązania. Pewnie jednak oba obozy zgodzą się w jednym: zdecydowaną zmianą na gorsze jest to, o czym wspomniał Paweł – specjalne rozrzucanie po całym samolocie pasażerów, którzy nie zdecydują się na płatny wybór miejsca. Oczywiście, rozumiemy motywację linii lotniczej, która chce zarobić jak najwięcej i uderza pasażerów w najbardziej czuły punkt, ale jednak uważamy, że to nie do końca w porządku. Ale cóż… to se ne vrati.

Foto: mimagephotography / Shutterstock

7. Ogólne zblazowanie i mniejsza ekscytacja

Tak, dzięki tanim liniom zwiedziliśmy już spory kawałek świata za niewielkie pieniądze, a dziś podróżujemy znacznie częściej niż jeszcze kilka lat temu. Niestety, efektem ubocznym tej sytuacji jest to, że podróże tracą swój dawny blask. O co chodzi? Ano o to, że kiedyś każdy wypad zagranicę był traktowany jak święto, towarzyszyła temu ekscytacja i wielkie emocje, związane z planowaniem, pakowaniem i właściwie każdym etapem przygotowań. Dzisiaj, gdy podróżujemy znacznie częściej, to uczucie pozytywnej “reisefieber” coraz częściej znika, a towarzyszy temu takie lekkie zblazowanie. Przynajmniej jeśli chodzi o Europę i okolice, bo przecież… prawie wszędzie już byliśmy, prawda?

A kiedy myślę o tym, jak podróżowało się jeszcze kilka lat temu, to z sentymentem wspominam jeszcze jedną rzecz, którą dziś trochę zabił rozwój technologiczny. Chodzi mi tu o…

Foto: DPVUE Images / Shutterstock

8. ...umiejętność odłączenia się od świata

Oczywiście, doceniam wygodę i rewolucję, którą do naszych podróży wprowadził Revolut i dziesiątki innych przydatnych aplikacji, a nade wszystko widzę ogromną zmianę, jaką wprowadziło zniesienie opłat roamingowych w całej Unii Europejskiej. Nie musimy już obowiązkowo wymieniać pieniędzy w kantorach, do lamusa trafiły papierowe mapy i drukowanie dziesiątek kartek z najlepszymi atrakcjami i wskazówkami, jak dotrzeć do naszego hotelu. Nie musimy też pytać w trakcie trasy kilku(nastu) osób o drogę, bo mamy przecież smartfona i możliwość sprawdzenia wszystkiego w Google Maps. Ale mimo wszystko, podświadomie czuję, że są też jakieś minusy tej sytuacji. Najważniejszy to fakt, że stajemy się coraz mocniej przywiązani do naszych smartfonów, przez co nie zawsze podczas wyjazdu jesteśmy w stanie cieszyć się naszą podróżą. W tym miejscu mam taką osobistą refleksję, że chyba najlepiej w podróży czuję się w takich miejscach jak Kazachstan czy Iran, gdzieś w głuszy, gdzie o takich cudach techniki jak Wi-Fi nikt nie słyszał. Zawsze są więc plusy i minusy technologicznej rewolucji.

***
A Wy za czym tęsknicie najbardziej?

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Nienumerowane miejsca były super. Wystarczyło nie stać w kolejce jak, lemingi wsiąść ostatnim do autobusu i w samolocie było się pierwszym w danej transzy.
obibok, 5 grudnia 2019, 20:52 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Tęsknię za starymi czasami. W Norwegii byłem trzy razy i trzy razy leciałem samolotem za 8 zł w dwie strony. Prze pierwsze cztery lata nie zdarzyło mi się kupić droższego biletu niż 100 zł return. Bagaż podręczny był o wiele większy. Miejsca nienumerowane nie miały znaczenia. Dwie godziny bez bliskiej osoby były do wytrzymania, ale to się rzadko zdarzało. Teraz za te wszystkie luksusy trzeba płacić. Przy zakupie najtańszego biletu, bagaż podręczny jest droższy niż sam bilet. Ze łzą w oku wspominam czasy kiedy 18 razy w roku leciałem samolotem.
oooo, 5 grudnia 2019, 23:56 | odpowiedz
Fajny był także kalendarz Ryan Air ze stewardessami :-) Kiedyś leciałem z Lanzarote to akurat jedna z nich obsługiwała mój lot.
KarolKwiat, 12 grudnia 2019, 21:35 | odpowiedz
Nie rozumiem, dlaczego bilety lotnicze z Polski są dużo droższe od biletów z UK i Niemiec, mimo, że jesteśmy ubożsi. Czy jesteśmy gorszymi klientami.
Majka20, 1 stycznia 2020, 21:47 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »