Kupowali samoloty na potęgę, teraz mają kłopoty. Skończy się tanie latanie w Azji?
Coraz więcej tanich linii z Azji zastanawia się, czy decyzje o wymianie i zdecydowanym powiększeniu swojej floty było dobrym pomysłem. Choć przewoźnicy jeszcze kilka miesięcy temu rozwijali się w niebywałym tempie, dziś – jak wszyscy przewoźnicy – mierzą się z kryzysem. W efekcie niedawne decyzje mogą teraz przysporzyć im wiele kłopotów.
Gdy dwa lata temu Bloomberg ujawnił plany zakupów najlepszej taniej linii świata, wielu ekspertów branży lotniczej przecierało oczy ze zdumienia. Aż 23 mld USD – na tyle szacunkowo opiewała umowa zawarta pomiędzy AirAsia a Airbusem. Wszystko przez gigantyczne zamówienie – do malezyjskiego przewoźnika miało trafić aż 100 sztuk A321neo – co zresztą uczyniło Air Asię najlepszym kontrahentem Airbusa w kategorii wąskokadłubowych maszyn.
Choć zamówienie było ogromne, wszyscy zdawali sobie sprawę, że wynika z autentycznego zapotrzebowania. AirAsia w ostatnich latach rozwijała się w spektakularnym tempie, a nowe połączenia i kolejne samoloty próbowały nadążyć za popytem na niedrogie loty. Zresztą podobna sytuacja była u wielu innych tanich przewoźników w Azji.
Wszak nie ma chyba osoby, która regularnie podróżując po Azji ani razu nie skorzystała z opcji taniego przelotu na pokładzie jednego z wielu niskokosztowych przewoźników – jak chociażby VietJet, AirAsia, Jetstar, Cebu Pacific czy NOK. Nawet najbardziej spragnieni przygód podróżnicy, gdy widzą możliwość przelecenia kilkuset kilometrów za kilkadziesiąt PLN, zaczynają przedkładać cenę i wygodę nad wrażenia. Przynajmniej raz na jakiś czas.
Jak to jednak zwykle bywa w takich sytuacjach, dostawy nowych samolotów miały być realizowane stopniowo – aż do 2028 roku. I tu zaczyna się gorsza część historii niebywałego sukcesu, bo gdy zamówienia były rozpisywane nikt nie spodziewał się, że już za kilka czy kilkanaście miesięcy będziemy mierzyć się z największym kryzysem branży lotniczej w historii.
Wielkie zamówienia gwoździem do trumny?
„Szaleństwo zakupów u tanich przewoźników w Azji” – tak mówiło się w branży o kolejnych zamówieniach, które wyrastały jak grzyby po deszczu. Jak wylicza obecnie niskobudżetowe linie czekają na dostawy 938 samolotów. Jeszcze w lutym szacowano, że linie lotnicze w Azji Południowo-Wschodniej będą potrzebowały dodatkowych 4500 samolotów w ciągu następnych 20 lat. Teraz mówi się o tym, że w ciągu najbliższych 20 miesięcy te same linie będą miały 2500 samolotów… za dużo.
Widać więc wyraźnie, że coś, co jeszcze kilka miesięcy temu przed pandemią koronawirusa wydawało się być koniecznością i strzałem w dziesiątkę, dziś jest ogromną kulą u nogi. Na szczęście eksperci przekonują, że tanie linie o wiele lepiej poradzą sobie z odbudowaniem swoich finansów niż tradycyjni przewoźnicy – i to nawet mimo tego, że ci drudzy często dostają państwową pomoc.
Nie obędzie się jednak bez renegocjacji umów, bo zbyt duże zamówienia z przeszłości mogą teraz pogrążyć tanich przewoźników. Specjalnie powołani audytorzy w liniach VietJet i w grupie AirAsia mają teraz przekalkulować, co zrobić z istniejącymi zamówieniami. Lion Air już wstrzymał rozbudowywanie i wymianę floty.
Finansowe tarapy pojawiły się już wcześniej
Nie można też zapominać, że niespełna dwa tygodnie temu AirAsia wpadła w poważne tarapaty na giełdzie. W jeden dzień akcje przewoźnika spadły o 17 proc., co było rekordowym spadkiem dziennym w historii.
Do sytuacji doszło po tym, jak niezależni audytorzy z firmy Ernst & Young ustalili, że AirAsia może mieć „problem z kontynuowaniem działalności”, bowiem wszystkie kalkulacje i plany budżetowe były przeprowadzone w 2019 roku – przy założeniu, że sytuacja linii się nie zmieni, a przychody będą na stałym poziomie. Tymczasem AirAsia straciła 188 mln USD tylko w pierwszych trzech miesiącach tego roku.
– E&Y macha czerwoną flagą, która sygnalizuje inwestorom i wierzycielom poważne zagrożenie dla AirAsia, jeśli obecny kryzys wkrótce się nie skończy lub linia lotnicza nie otrzyma zastrzyku gotówki – powiedział wtedy Shukor Yusof, szef firmy doradczej ds. lotnictwa Endau Analytics w rozmowie z agencją Reuters.
Czy to oznacza, że zarówno AirAsia jak i inne, mniejsze tanie linie w Azji mogą zupełnie zniknąć z lotnisk? Cóż, w obecnych czasach wszystko jest możliwe, a koronawirus pokrzyżował już niejedne biznesowe plany. Mamy jednak nadzieję, że tak się nie stanie, a niskobudżetowi podróżnicy z całego świata nadal będą mogli korzystać z niskich cen, licznych promocji i ogromnej siatki połączeń tanich przewoźników. Trzymamy więc kciuki za poprawę sytuacji i jak najszybsze wypełnienie samolotów. Także tych jeszcze niedostarczonych.