Fly4free.pl

Największe wpadki podczas podróży naszych czytelników. Czasami bywa śmiesznie, niekiedy strasznie

Pułapki na turystów
Foto: Alexandre Rotenberg / Shutterstock

Pomyłki, problemy, sytuacje z gatunku tych, które nie powinny mieć miejsca. Niekiedy przyczyną jest nasze roztargnienie, czasami zbieg okoliczności lub celowe działanie obcych osób.

Sezon wakacyjny w pełni. Wielu spośród naszych czytelników jest właśnie w trakcie swojego wymarzonego i wyczekanego urlopu, wyjazdu, podróży – lub się do niego szykuje. Plecaki i walizki spakowane, szczegółowy plan podróży już dawno został opracowany (lub podjęta decyzja, że wszystko będzie bez żadnego planu, na spontanie).

Czy da się „zaplanować” brak wpadek? Uniknąć jednego z praw Murphy’ego, które – jakże często! – ma miejsce: „jeśli wiesz, że coś może pójść źle i podejmiesz stosowne zapobiegawcze, to źle pójdzie coś innego”?

Przeczytajcie kilka historii, które zdarzyły się naszym redaktorom, czytelnikom i forumowiczom. I… przygotujcie się na to, że podczas podróży los może spłatać Wam niejednego figla.

Hyżne... czy Chyżne

Historia usłyszana od znajomego. Plan wakacyjny: wyjazd w Alpy na górski kemping, całą rodziną 2+2. Założeniem było załadowanie samochodu po dach sprzętem biwakowym – i dojazd do docelowej miejscowości w Austrii samochodem, startując w Krakowie i planując jechać w nocy.

Znajomy na pakowaniu samochodu spędził ładnych kilka godzin i był bardzo zmęczony, ustalił więc ze swoją żoną, że ona będzie prowadzić pierwsza, do granicy Polski ze Słowacją. Gdy naszedł czas wyjazdu o godz. 23:00, w nawigacji ustawił dojazd do miejscowości przy samej granicy, przekazał żonie aby go obudziła w Chyżnem… i zasnął w samochodzie tuż po wyjechaniu z garażu.

I faktycznie, żona go obudziła. Ze słowami: „Marek, chyba dojechaliśmy”. Ale okolica w niczym nie przypominała przejścia granicznego w Chyżnem. Nie muszę dodawać, że znajomego błyskawicznie opuściły resztki snu. Byli w środku wsi, przy napisie „Apteka” w… Hyżnem. Nawigacja pokazywała, że zamiast przy granicy ze Słowacją, są w połowie drogi między Rzeszowem i Przemyślem.

Okazało się, że znajomy popełnił błąd przy wpisywaniu miejscowości docelowej do nawigacji samochodowej. I zamiast Chyżne wpisał Hyżne. Różnica jednej litery – ale to zupełnie inne miejscowości, w odległości blisko 300 km od siebie. Żona podeszła do jazdy zadaniowo: mając trasę GPS, po prostu jechała według wskazówek nawigacji, nie budząc męża. Naprawienie tej pomyłki zajęło im ponad 3 godziny dodatkowej jazdy.

Od tej pory mój znajomy trzykrotnie sprawdza to, co wpisuje w nawigację 😉

Trasa Mapy Google
Foto: Paweł Kunz, Fly4free.pl / Mapy Google

Uważaj na to, co kupujesz

Niekiedy źródłem problemów jest… nieznajomość języka. Tutaj klasycznym przykładem może być to, co przydarzyło mi się podczas podróży przez Kirgistan, w Dżalalabadzie. Będąc mocno głodny, dostrzegłem mały bar, z którego dosłownie wypływał cudowny zapach świeżo przyrządzanego jedzenia. Natychmiast wszedłem do środka…

…i „odbiłem” się od całkowitego muru niezrozumienia. Osoby pracujące w tym przybytku znały tylko język kirgiski, z którego rozumiałem tylko салам (cześć – przyp.aut.). A ponieważ mój żołądek domagał się pilnie pożywienia, po prostu zamówiłem szaszłyk ze zdjęcia nad kuchnią (na fotografii były ładnie wyglądające „szpady” z nadzianym mięsem).

Po kilkunastu minutach przyniesiono… dokładnie tyle, ile było na zdjęciu (10 sztuk). Cena podana na zdjęciu = x10. Bez możliwości negocjacji.

Zdołałem zjeść trzy. Musiałem zapłacić za całość. Cóż, następnym razem będę próbować porozumieć się po rosyjsku albo narysować na kartce zamówienie. Kwota nie była jakoś mocno zawrotna, ale szkoda tego zmarnowanego jedzenia. Inna rzecz, że było pyszne.

* * *

Kirgistan to generalnie ciekawy kraj, w którym łatwo o pomyłkę. Umawiając się w KFC, można przeżyć mocne zdziwienie. Na pozór wszystko wyglądało jak w klasycznym KFC: menu, kubełki z kawałkami kurczaka, frytki. Ale to wszystko jest po prostu podróbką, a zorientowałem się dopiero po dłuższej chwili. Tak, jak możesz zatankować na stacji z logiem BP – i potem okazuje się, że to skrót od (uwaga) Bishkek Petroleum – podobnie jest z KFC.

…bo KFC w Kirgistanie to nie Kentucky Fried Chicken, tylko Kyrgyz Fried Chicken. Drobiazg, który robi różnicę.

Kyrgyz Fried Chicken
Foto: Paweł Kunz, Fly4free.pl / archiwum prywatne

A skoro już mówimy o stracie pieniędzy, jeden z naszych forumowiczów miał nietypową sytuację podczas zlotu Fly4free na Ukrainie. Oddam może głos samemu zainteresowanemu:

– Miałem zapłacić 50 hrywien za kurs taksówką. Byłem mocno zmęczony i – nie ukrywam – wypiłem wcześniej kilka piw. Wyciągnąłem z portfela banknot 50 i dałem kierowcy. Na drugi dzień zorientowałem się, że coś jest nie tak. Pozbyłem się w ten sposób 50 euro.

Dla nieznających realiów i aktualnych kursów walut: 50 hrywien (UAH) to ok. 7,1 PLN. 50 euro (EUR) to… 216 PLN. Przyznacie, spora różnica?

Kamyczek do ogródka dorzuca także inny nasz czytelnik, o nicku Monroe, dzieląc się swoją historią:

– Nieprzespana noc za nami. Kolejna również – w samolotach; przesiadka w Doha, lądujemy w Bangkoku następnego dnia rano. Prawie nie śpimy, liczymy, że to już ponad 45 godzin bez snu, oprócz krótkiej dwugodzinnej drzemki – opowiada Monroe. – Za punkt honoru obieramy sobie jak najtańszy dojazd do zarezerwowanego hotelu. Najpierw kolejka z lotniska, potem tramwaj wodny i w końcu totalnie zmęczeni decydujemy, że ostatni odcinek pokonamy jednak tuk tukiem. Chodzimy, negocjujemy cenę i kapitulujemy – 350 bahtów (THB). Niech będzie, mamy już dość, jesteśmy trochę jak zombie – mówi nasz czytelnik.

Co było dalej?

– Dojeżdżamy pod hotel, robimy składkę. Prawie po połowie! Wyciągam 200 bahtów, kumpel 150, podaje mi do ręki a ja nie sprawdzając płacę kierowcy… Kulturalnie dziękujemy za transport. Tymczasem gdy wychodzimy na miasto 2 godziny później, okazuje się, że ja może i owszem wyciągnąłem z kieszeni 200 bahtów ale kumpel dał mi 150… EURO 😉 A mówiłem mu, weź – tak jak ja – dolary, są przecież mniej kolorowe!

Puenta?

– Mam nadzieję, że ten kierowca tuk tuka nie zapił się ze szczęścia i dalej wozi padniętych turystów nie wydając im reszty – śmieje się Monroe.

Sprawdzaj ceny, aby nie być zdziwionym

Odrębną kategorią pomyłek w trakcie wyjazdów i podróży są te, które wynikają z nieznajomości lokalnych cen… lub „nabrania się” na turystyczną pułapkę, zastawioną przez sprytnych lokalnych biznesmenów. To nie jest domena wyłącznie egzotycznych miejsc, w których mamy prawo czuć się nieswojo i nasza ostrożność jest nieco stępiona.

Pułapki czyhają nawet w takich miejscach jak czeska Praga. Historia, którą podzielił się Grzegorz brzmi jak mała przestroga. Co powiecie na ziemniaki z kapustą za 83 PLN / kg?

– Praga, ubiegły rok, z grupą znajomych. Byliśmy na Rynku, chcieliśmy z żoną na szybko coś przegryźć. Podeszliśmy do pierwszej „budki”, zaglądamy na ceny. Kiełbasa 10 PLN, piwo 10 PLN, jest okej, bierzemy. Żona jednak wymyśliła sobie halušky (ziemniaczane kuleczki z kapustą i bekonem – przyp.aut.), już nie patrzyliśmy na cenę – opowiada Grzegorz. – Dopiero po zapłaceniu całego rachunku uświadomiliśmy sobie, że zapłaciliśmy 57 PLN za porcję kiepskiej mieszanki ziemniaków i kapusty (cały rachunek wyniósł 76 PLN) – dodaje Grzegorz.

I ponownie, pokazując porównanie: za 337 CZK (57 PLN), które zapłacił Grzegorz, można w Pradze zjeść golonkę o wadze ponad 1 kg w jednej z popularnych i polecanych restauracji w centrum (U Parlamentu).

Rachunek w Pradze
Foto: Horacy19 / forum Fly4free

Zawsze sprawdzaj rzeczy przed wyjazdem!

Niekiedy jest śmiesznie, niekiedy strasznie. Podzielę się jeszcze jedną historią, która przydarzyła mi się kilka lat temu. Jako wstęp: w szufladzie biurka trzymam sporą kupkę paszportów, które straciły już ważność lub zostały anulowane z powodu braku miejsca na dalsze wizy. Oczywiście są nieaktualne, przedziurkowane, przechowuję je na pamiątkę wcześniejszych podróży. Ale w tej samej szufladzie trzymam też zawsze aktualny paszport.

Przytrafił mi się wylot do Ameryki Południowej za niewielką kwotę (doskonała okazja na Fly4free). Dzień przed wylotem jestem spakowany, wszystko przygotowane, czas ruszać w drogę. Problem w tym, że mieszkam w Krakowie, a wylot był z Warszawy – trzeba tam dojechać.

Planowałem jechać samochodem, do klasycznego czasu przejazdu (około czterech godzin) dodaję „na zapas” trzygodzinny margines na wypadek nieprzewidzianych okoliczności. Wyjechałem z Krakowa, w Kielcach musiałem zatankować samochód. Do dziś nie wiem, co mnie tknęło, ale zajrzałem do saszetki z dokumentami. Jest paszport? Jest!

…ale z DZIURKAMI na brzegach! W pośpiechu spakowałem stary i nieaktualny paszport!

Jeszcze nigdy tak szybko nie jechałem samochodem, wracając z Kielc do Krakowa po paszport i następnie ponownie jadąc do Warszawy na lotnisko. Zdążyłem praktycznie na ostatnią chwilę – dowolne nieplanowane wydarzenie na drodze spowodowałoby, że moja podróż do Ameryki Południowej zmieniłaby się w podróż palcem po globusie.

Paszporty
Foto: Paweł Kunz, Fly4free.pl / archiwum prywatne

Czy masz dobry bilet?

A co powiecie na… pomyłkę z datą rezerwacji i zakupionego biletu? Kolejna opowieść:

– 5 stycznia melduję się na lotnisku w Santiago de Chile. Próbuję odprawić się na lot do La Serena. Ale w automacie nie udaje mi się tego zrobić – pisze BusinessClass. – Okej, idę do normalnego stanowiska check-in. Okazało się, że owszem, mam wylot 5-go. Ale nie stycznia, lecz… lutego. Koszt nowego biletu – 500 PLN.

* * *

To tylko czubek góry lodowej. Jeżeli chcecie przeczytać więcej historii o wpadkach w trakcie podróży, na naszym forum Fly4free.pl istnieje specjalny wątek, poświęcony takiej tematyce. Uwaga, wchodzicie na własną odpowiedzialność 😉

A może podzielicie się w komentarzach swoimi wpadkami podróżniczymi?

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Ja w Maroku za zwiedzanie jakichś ogrodów dałem Pani 20 EURO zamiast 20 Dirhamów..(8 zł).Oczywiście, wzięła i nie przyznała się.A kolorystycznie wyglądają bardzo podobnie te banknoty..ech..
grindavik, 17 lipca 2018, 12:12 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »