Zamachy, bezpieczeństwo i podróżowanie. Czy odwoływać wyjazdy do Barcelony, Paryża, Brukseli?
Sezon wakacyjny w pełni. Wiele osób czeka na swój urlop, zaplanowany i przygotowany wcześniej. Ale zamiast czytać o atrakcjach, które czekają na nich w Barcelonie lub Paryżu – z niepokojem słuchają wiadomości, które docierają za pośrednictwem mediów. Niestety, niekiedy są bardzo niepokojące. Popatrzmy na ten rok.
1 stycznia 2017, Turcja. Do klubu w Stambule wszedł napastnik w stroju świętego Mikołaja, uzbrojony w karabinek AK. Zginęło 37 osób. 22 marca 2017, Wielka Brytania. W samym sercu Londynu, niedaleko Westminster Bridge, napastnik wjechał samochodem w tłum ludzi – po czym wysiadł z samochodu i rzucił się z nożem na policjantów. Zginęło 6 osób.
22 maja 2017, ponownie Wielka Brytania. W Manchesterze, w czasie koncertu Ariany Grande zostaje przeprowadzony zamach bombowy. Liczba zabitych? 23 osoby. W końcu najświeższy przypadek, 17 sierpnia 2017, kilka dni temu w Hiszpanii. Kierowca furgonetki wjechał na promenadę Las Ramblas w Barcelonie i taranował ludzi na swojej drodze. 14 osób nie żyje.
Przerażające? Tak. Tym bardziej, że ofiarami były przypadkowe osoby. To mógł być każdy z nas. Czy jednak to oznacza, że mamy odwoływać nasze wczasy, urlopy, szybkie wypady na city-breaki do miast Europy Zachodniej? Niekoniecznie.
Fot. deepspace, shutterstock
Bezpieczeństwo i turystyka
Sytuacja przypomina nieco karuzelę. Po gwałtownym spadku bezpieczeństwa w danym miejscu, błyskawicznie spada liczba turystów, zainteresowanych wyjazdem do „zagrożonego” kraju lub miasta. Przyglądając się statystykom Travelplanet widać, że po zamachach w 2014 roku liczba osób, które chciały wyjechać do Egiptu zmalała o 46 proc. – a do Tunezji nawet o 94 proc.
Ale gdy mija już zagrożenie, turyści wracają. Szczególnie, jeżeli owe kraje były – i są – atrakcyjnymi kierunkami urlopowymi, w których pobyt nie wydrenuje naszego konta. Mówiąc wprost: podróżni głosują swoim portfelem, decydując się na wyjazd. A ewentualne rozterki związane z bezpieczeństwem schodzą na dalszy plan.
Podobna sytuacja miała miejsce po tragicznych wydarzeniach w Brukseli, Paryżu czy Londynie. Po krótkim czasie, kiedy następuje zahamowanie ruchu turystycznego – wszystko wraca do normy, a liczba turystów się zwiększa. Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego, porównując liczbę pasażerów obsłużonych w polskich portach lotniczych według docelowych miast podróży (w pierwszym kwartale 2016 i 2017 roku), w przypadku każdego z tych miast widać… wzrost. Z Polski do Paryża w 1 kwartale 2016 wybrało się drogą lotniczą 230,8 tys. pasażerów. A w 2017? 238,5 tys.
Fot. Petr Kovalenkov, shutterstock
„Synu, gdzie Ty chcesz się na urlop wybrać?!”
Wracamy do tematu wyjazdu. Czekaliśmy na swój upragniony urlop, bilety lotnicze kupione, hotele zarezerwowane, odliczamy miesiące i dni do wyjazdu. I nagle nasz cel podróży pojawia się w głównym wydaniu wiadomości telewizyjnych, w otoczeniu smutnych informacji o zamachu terrorystycznym… a nasz telefon wciąż dzwoni, bo znajomi byli przekonani że właśnie teraz tam wypoczywaliśmy, a rodzina chce nas odwieść od planowanego wypadu. Co dalej?
Tutaj wiele zależy od indywidualnego podejścia. Nie chcąc wywoływać burzy, chciałbym przedstawić swoją opinię. Nie odwoływałbym wyjazdu. Niezależnie od tego, czy miała to być samotna podróż, czy urlop z rodziną. Dlaczego?
Kwestia podejścia
Gdybym chciał – podejmując decyzję o wyborze miejsca na urlop lub rodzaju transportu – posiłkować się tylko statystykami, to… nie powinienem wychodzić z domu oraz jeździć samochodem. Nawet w Polsce. Sięgam do statystyk. W zeszłym roku śmierć w wypadkach komunikacyjnych w Polsce poniosły 2 993 osoby. To – równie dobrze – mogłem być ja: dużo jeżdżę samochodem po Polsce, wielokrotnie byłem świadkiem wypadków.
Czy to oznacza, że zamiast jechać autostradą A4 z Krakowa do Wrocławia w odwiedziny do znajomych, mam spędzić ten czas gdzieś pod Krakowem, a do wrocławskich przyjaciół tylko zadzwonić, informując ich że boję się jechać, bo może zdarzyć się wypadek?
Aby być dobrze zrozumianym: nie stawiam znaku równości między atakiem terrorystycznym a wypadkiem komunikacyjnym. Chcę tylko podkreślić, że bezpieczeństwo to sprawa bardzo ulotna. Odwracając nieco sytuację, przypominam sobie zdziwione i zafrasowane miny moich znajomych, pełne obawy – kiedy wyjeżdżałem do „niebezpiecznych” państw afrykańskich, albo informowałem ich, że spędzę czas z rodziną w prowincji Sinciang w Chinach, gdzie operują ujgurscy separatyści. Ujmę to krótko: czułem się bezpieczniej o północy na ulicy w Urumqi, niż niekiedy o tej samej porze na ulicy w centrum Krakowa.
Uważam, że szanse na to, że będę uczestnikiem strasznych wydarzeń w Paryżu, Londynie, Brukseli – są mniej więcej takie same, jak każde inne ryzyko, związane z podróżowaniem. Nie obawiam się spaceru po Las Ramblas w Barcelonie albo po bulwarach w Nicei.
Z drugiej strony, rozumiem osoby, które odwołują swoje wyjazdy, po prostu bojąc się teraz podróżować do niektórych miejsc. Część linii lotniczych oferowała nawet bezpłatną zmianę terminu podróży (rebooking). Patrząc na barierki, które są stawiane w centrach niektórych europejskich miast, mające zminimalizować ryzyko ewentualnego zamachu przy użyciu samochodu – nie nastraja to zbyt optymistycznie osób, które stawiają bezpieczeństwo podczas swojego urlopu na pierwszym miejscu.
Fot. Dmytro Surkov, shutterstock
Oczywiście, mnogość aktów terrorystycznych może budzić obawy. Szczególnie w miejscach znanych z folderów reklamowych i ofert biur podróży. Tylko co zrobimy, jak następnym celem zamachu będzie miejsce w Polsce? Warszawa, Kraków, Gdańsk? Oczywiście, nawet w najgorszych koszmarach nie przyjmuję (i nie życzę nikomu!) takiego scenariusza – ale los niejeden raz pokazał, że rzeczy, które wydawały się nieprawdopodobne, jednak się zdarzały. Będziemy omijać stolicę i odradzać cudzoziemcom przyjazd do Krakowa? Nie tędy droga.
Smutna prawda jest taka, że terroryzm to problem globalny, dotyczący całego świata. Dotykał i dotyka wiele państw, może również dotknąć Polskę. I nie ma tutaj łatwych rozwiązań.
Po zamachu w Barcelonie większość ekspertów wskazuje na Włochy jako następny cel terrorystów. Czy należy zatem stanowczo odradzać wyjazdy do pięknej Italii? Biorę do ręki Corriere della Sera, czołowy włoski dziennik. Czytam wypowiedź szefa włoskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych:
– Miasta we Włoszech nie zostaną zmilitaryzowane z powodu zagrożenia terrorystycznego – oświadczył Marco Minniti. – Żaden kraj nie jest od niego wolny, ale nie podniesiemy stanu alertu. Z technicznego punktu widzenia nie można zrobić więcej bez militaryzacji miast i miejsc zgromadzeń – stwierdził minister.
Zatem: nie przejmować się tym, co się dzieje… i śmiało jeździć? Odpowiedź zostawiam do indywidualnego rozpatrzenia przez każdego z was. Ważne, aby podejmować decyzje, z którymi się zgadzamy – i nie robić nic na siłę, „bo trzeba”, „zapłaciłem to pojadę”, „szkoda, aby przepadło” i podobna argumentacja.
Gdzie jest bezpiecznie, czego unikać?
Temat budzi zrozumiałe kontrowersje. Nie chcę zahaczać o politykę i podnosić argumentów, padających w rozmowach osób, widzących problem w słowach-wytrychach, takich jak „uchodźcy”, „terroryści”, „muzułmanie”. Chciałbym odnieść się do podejścia typowo turystycznego, w końcu jesteśmy tu m.in. po to, aby pokazywać wam, drodzy czytelnicy, fajne okazje i megadeale, dzięki którym możecie tanio podróżować i odwiedzać ciekawe miejsca.
Fot. Luti, shutterstock
Ważnym miejscem, które się przydaje przy planowaniu wyjazdów, jest strona Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a dokładniej jej sekcja z ostrzeżeniami dla podróżujących. Tutaj znajdziecie informacje dotyczące bezpieczeństwa w danych krajach, przygotowywane przez MSZ. Warto przejrzeć te dane.
Dobrze jest być „na bieżąco” z informacjami odnoszącymi się konkretnie do miejsca, gdzie chcemy przebywać. Kopalnią aktualności jest oczywiście internet, lokalne strony miast i organizacji turystycznych, a także gazet. Mnóstwo aktualnych informacji znajdziecie na naszym forum Fly4free. Warto również zasięgnąć języka u naszych znajomych i przyjaciół, którzy być może mieli okazję być niedawno w miejscu, do którego planujemy się udać.
Pamiętajmy również o ubezpieczeniu podróżnym – tutaj nie warto oszczędzać, ponieważ często różnice w cenie wariantu podstawowego a rozszerzonego są naprawdę niewielkie – gdyby przydarzył nam się wypadek za granicą, będziemy mieć większe poczucie bezpieczeństwa i unikniemy ewentualnych problemów i słonych opłat. Osobiście zawsze numer polisy (wraz z kontaktowym numerem telefonicznym do mojego ubezpieczyciela) mam wpisany w telefon komórkowy oraz na kartce, którą noszę ze sobą w portfelu.
Jechać? Nie jechać?
Czy rezygnować z wakacyjnych planów, zakładających odwiedziny w jednym z miast Europy Zachodniej? Nie. Ale warto zachować rozsądek.