Fly4free.pl

Koniec sielanki i ulegania turystom. Miejsca z rajskimi plażami wreszcie idą po rozum do głowy

filipiny boracay
Foto: R.M. Nunes, Shutterstock

Karaiby, Filipiny, Hawaje i wiele innych miejsc słyną z obłędnie pięknych widoków, turkusowej wody i wspaniałych plaż. Zachęceni zdjęciami w katalogach turyści po przylocie zderzają się jednak często z zupełnie inną rzeczywistością. Śmieciami, dewastacją przyrody i dzikim tłumem odwiedzających. Na szczęście, wkrótce może się to zmienić.

Pewnie większość z nas kiedyś przeżyła coś podobnego. Miała być piękna plaża i niesamowite widoki,  a na miejscu okazało się, że nie można zrobić kroku, bo dosłownie WSZĘDZIE są ludzie, jacyś sprzedawcy, kierowcy lokalnych taksówek. Oczywiście trudno ich za to winić, bo przecież inni turyści przyjechali w dane miejsce w tym samym celu, co my. A sami… też przecież jesteśmy turystami. Ale wrażenie, które pozostaje w głowie nie ma nic wspólnego z oczekiwaniami. A wręcz budzi wściekłość.

I kiedy wydawało się, że w przeciwieństwie do Europy czy wielu amerykańskich stanów, które wytrwale walczą o ochronę swojej przyrody notorycznie wprowadzając ograniczenia liczby turystów, tworząc rezerwaty, parki narodowe i surowo karząc niepokornych, Azja czy Karaiby chcą przede wszystkim walczyć o zyski z turystyki, wszystko się zmieniło. I trudno temu nie przyklasnąć.

Filipiny organizują wielkie sprzątanie

Szambo – tak jedną z najbardziej rajskich plaż świata nazwał niedawno prezydent Filipin, Rodrigo Duterte. I niestety, wcale nie przesadził. Turystów z roku na rok przybywa, a razem z nimi pojawiają się kłopoty, które zignorowane w przeszłości dziś mszczą się na środowisku i branży. Do tego stopnia, że władze były zmuszone na sześć miesięcy całkowicie zamknąć przepiękny, ale i bardzo dochodowy zakątek kraju – wyspę Boracay. 

– Wiele miejsc w Azji wymaga sprzątania. Niebezpieczeństwo polega na tym, że niewiele się dzieje zanim nie osiągniemy punktu krytycznego – przekonuje Brian King z Politechniki w Hongkongu w rozmowie z agencją Reuters. – Boracay nie jest pierwszym i nie będzie ostatnim zamknięciem tego typu.

Rekordowy napływ turystów skutkuje m.in. bałaganem operacyjnym na lotniskach, rafy koralowe umierają, a plaże są usłane odpadami. Nowe hotele buduje się w pośpiechu – ignorując zupełnie przepisy sanitarne czy BHP. A śmieci z nich lądują w morzu.

Z powodu zamknięcia wyspy straty hotelarzy z Boracay szacuje się na 250 mln USD. Dodatkowo zagrożonych jest blisko 36 tys. miejsc pracy.

– Tu nie chodzi o zysk, chodzi o wolę polityczną, by poradzić sobie z wieloletnim zaniedbaniem środowiska. Musimy działać szybko, aby uratować wyspę – tłumaczył na konferencji prasowej Frederick Alegre, podsekretarz ds. turystyki.

śmieci na dnie morza
Foto: Rich Carey, Shutterstock

Sąsiedzi wcale się nie cieszą

Wydawać by się mogło, że kłopoty na Filipinach ucieszą chociażby Tajlandię, która mogłaby się okazać alternatywnym kierunkiem do przepięknego Boracay. Ale i tam sytuacja nie jest ciekawa.

W lutym władze zdecydowały, że od czerwca do września 2018, jeden z najpopularniejszych rajskich zakątków Tajlandii zostanie zamknięty dla turystów. Maya Bay – bo o tym miejscu mowa, została rozsławiona między innymi dzięki hollywoodzkim produkcjom i teraz przyciąga nawet 5 tysięcy osób dziennie. Przez trzy miesiące tutejsza rafa koralowa ma mieć chwilę wytchnienia i szansę na regenerację.

Turyści nie zdają sobie sprawy z tego, jak mocno przyczyniają się do obumierania rafy koralowej. Smarują się obficie kremami przeciwsłonecznymi, po czym wchodzą do wody i nurkują. A krem ma destrukcyjny wpływ na rafę – mówi Jean-Luc Solandt, zajmujący się ochroną przyrody morskiej. – Nie wspominam tu nawet o osobach, które dotykają korali lub nawet próbują je odrywać na pamiątkę – dodaje specjalista.

Wcześniej – w 2016 roku – zamknięto 10 popularnych miejsc do nurkowania po tym, jak badania wykazały, że w danych rejonach bieleje nawet 80 proc. raf koralowych. Z tego samego powodu w 2004 roku zamknięto wszystkie hotele na malezyjskiej wyspie Sipadan.

Ekolodzy apelują też o podjęcie podobnych kroków na Bali, gdzie plaże coraz częściej przypominają wysypiska śmieci, a pola ryżowe zamieniają się w ośrodki golfa otoczone ekskluzywnymi willami. Ale i inne kraje, które dotąd nie przejmowały się ochroną środowiska, byle tylko zarobić na turystach, na pewno nie pozostaną obojętne na takie działania.

– Zamknięcie Boracay i Maya Beach może stać się idealnym testem, który będzie mocno obserwowany przez inne kraje regionu z popularnymi nadmorskimi kurortami – przekonuje Bejamin Cassim, wykładowca z Temasek Polytechnic School of Business w Singapurze.

Takich miejsc jest więcej

Zaledwie kilka dni temu restrykcje związane z ochroną środowiska zdecydowały się uchwalić także Hawaje. Pierwszy raz w historii prawo zakaże sprzedawania części środków chroniących przed słońcem. Kremy i spraye do opalania często zawierają środki chemiczne, które po prostu… szkodzą rafom koralowym.

I choć może się wydawać, że niewielka ilość kremu jaką wcieramy w skórę nie ma dla środowiska żadnego znaczenia, to wyliczenia naukowców pokazały coś zupełnie innego. Na początku alarm podnieśli mieszkańcy, którzy zauważyli, że co wieczór – gdy turyści zejdą już z plaż – woda mieni się wszystkimi kolorami tęczy, tak jakby były to plamy ropy.

Eksperci ujawnili, że odpowiada za to wysokie stężenie oksybenzonu – związku chemicznego, który znajduje się w kremach z filtrem, a który zostaje w wodzie po tysiącach kąpiących się gości. Choć zakaz został już uchwalony, to najwcześniej zacznie obowiązywać dopiero w 2021 roku.

W opublikowanym w 2015 roku dokumencie Archives of Environmental Contamination and Toxicology stwierdzono, że każdego roku na całym świecie 14 000 ton kremu ochronnego działa na rafy koralowe.

Dlatego podobne kroki wstępnie zadeklarowano też w Meksyku, Belize i na Karaibach. Już teraz niektóre popularne miejsca do nurkowania zakazują używania własnych kremów z filtrem, a w zamian dostarczają własne – przyjazne środowisku.

Foto: Afroz Shah/Twitter

Przykład Indii pokazuje za to, że czasem warto zadbać też o mniej docenianie miejsca. Sprzątanie zapuszczonej i omijanej do tej pory szerokim łukiem plaży Versova w Mumbaju trwało ponad 1,5 roku. 1000 wolontariuszy zebrało 5000 ton odpadów. O operacji mówi się teraz jako o największej akcji sprzątania plaży na świecie. Kiedy wreszcie pozbyto się śmieci, okazało się, że ten kawałek Indii potrafi być naprawdę ładny i teraz jest ochoczo użytkowany przez turystów i lokalną społeczność.

Ale nie tylko rajskie zakątki mają podobne problemy. Od lat z tonami odpadków boryka się też Mount Everest. Szacuje się, że może tam zalegać nawet 140 ton śmieci- pozostawionych butli tlenowych, sprzętu trekingowego czy opakowań po żywności. Tylko podczas jednej akcji sprzątania 20 szerpów zniosło 2 tony śmieci. Innym razem władze płaciły 4 zł za każdy zniesiony przez himalaistów kilogram odpadków.

Na szczęście coraz więcej krajów decyduje się na radykalne kroki. I być może zdąży zanim będzie za późno, by cokolwiek naprawiać.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Pamiętam z dawnych lat artykuł w prasie, mówiący o ilości olejku do opalania, pozostawionego w Balatonie, w czasie jednego sezonu. Kilka, może nawet kilkanaście ton...
pabloz, 4 maja 2018, 20:35 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »