Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 18 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
 Temat postu: Andaluzyjski Alfabet
#1 PostWysłany: 04 Paź 2013 00:23 

Rejestracja: 01 Lut 2011
Posty: 122
Ostatnio na potrzeby konkursu na najlepszą relację z wakacji, wspólnie z dziewczyną stworzyliśmy Andaluzyjski Alfabet. Wkleję więc przy okazji i Wam. :)

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

A – Andaluzja

W Hiszpanii byłam wcześniej trzy razy. Tak się złożyło, że akurat w jej trzech największych miasta. Urzekła. Z resztą powiedzmy sobie szczerze, w kraju, w którym śpi się do południa, przez cały dzień podjada przekąski zwane tapas, w jego trakcie robi się przerwę na sjestę, a gdy tylko słońce odpuszcza, przychodzi czas na fiestę nie mogło mi się nie spodobać. Jednakże we wspomnianym Madrycie, Barcelonie czy Walencji nie jest to, aż tak powszechne. To w końcu już nowoczesne, europejskie metropolie. Tymczasem, cały czas obijało mi się o uszy i rzucało w oczy jedno słowo – Andaluzja. „Esencja Hiszpanii”, „najpiękniejsza część”, „kolebka korridy i flamenco” – skoro tak zachwalają ją ludzie, to dopiero jak bardzo leniwe, a zarazem temperamentne życie musi by tam? Miałam coraz większą ochotę to sprawdzić. No i zaczęło się. Wspólnie z moim Adrianem zaczęliśmy studiować mapę południowej Hiszpanii, sprawdzać połączenia lotnicze, oglądać zdjęcia z głównych miast, przeszukiwać oferty noclegów i czytać o głównych atrakcjach regionu. Machina ruszyła. Nie było już odwrotu. Wszystko zaczęło się krystalizować, a pomysł wyjazdu nabierać realnych kształtów. Teraz pozostało nam tylko czekać na maj. Razem z Gośką, Jarkiem, Maćkiem i Dianą.

B jak Białe Miasteczka

Nie, nie spotkaliśmy tutaj nigdzie protestujących pielęgniarek. Mowa o słynnych na cały świat andaluzyjskich pueblos blancos. Przez kilkanaście z nich przebiega górski szlak turystyczny, choć na szczęście turystów nie dotarło tu jeszcze zbyt wielu. Widząc je miałam wrażenie, że stwórca poprzyklejał małe budyneczki w każde możliwe miejsce na skale, a następnie na całość wylał wiadro białej farby. W rzeczywistości jednak fasady budynków Białych Miast Andaluzji malowane są od wieków bielonym wapnem, aby lśnić w słońcu, a co za tym idzie dostarczać chłodu wewnątrz. By żyło się lepiej. Biel tych urokliwych miasteczek zakłócana jest jedynie kolorowo kwitnącymi krzewami i zielonymi ogrodami… na dachach budynków. Największe wrażenie zrobił na mnie Setenil de las Bodegas – miasto dosłownie wyryte w skale. Tutejsi mieszkańcy śpią, mając świadomość, że nad ich głowami zatrzymały się miliony kamiennych ton. Serdecznie odradzam to miejsce wszystkim cierpiącym na klaustrofobię. Co ciekawe, jedno z Pueblos Blancos jest innego koloru. W 2011 władze Juzcar zgodziły się, żeby koncern Sony zorganizował promocję filmu Smurfy. Wszystkie budynki pomalowane zostały, więc na niebiesko, stając się w ten sposób smerfną wioską. Po zakończonej imprezie miały stać się ponownie białe, ale spotkało się to ze stanowczym sprzeciwem mieszkańców. Nic dziwnego. Liczba turystów wzrosła tutaj blisko 100-krotnie!

C jak Costa Del Sol

O Costa Del Sol słyszał chyba każdy Polak. W końcu to stąd, „aż po naszą Juratę, księżyc sprawdza, co noc, kto zakochał się latem”. Wybrzeże Słońce nie jest jednak znane tylko w naszym kraju. W jego nieformalnej stolicy – Marbelli, swoje wille mają Antonio Banderas, George Clooney czy Mick Jagger. To tutaj na wakacje przyjeżdżał Sean Connery, Eva Longoria, Julio Iglesias czy Michelle Obama. Na przedmieściach tego kurortu znajdziemy Puerto Banus, nazywany klejnotem wybrzeża. To miejsce spotkań elit finansowych żeglujących po Morzu Śródziemnym, które zatrzymują się tutaj między innymi po to, żeby pograć na podświetlanych polach golfowych. Spacerując po tutejszych ulicach z jednej strony mijaliśmy luksusowe jachty przycumowane do brzegu, a z drugiej ekskluzywne samochody zaparkowane pod prestiżowymi hotelami. Costa Del Sol nie upodobały sobie jedynie hollywoodzkie gwiazdy. Swoją letnią rezydencję na sztucznym wzgórzu wybudował tu też Król Arabii Saudyjskiej, a nieopodal niej… postawił sobie meczet. Nie spędziliśmy tutaj zbyt dużo czasu w obawie przed bankructwem.

D jak Delfiny

30-sto minutowy, który zafundowaliśmy sobie w miejscowości Benalmadena zapoczątkował dużych rozmiarów mors. Dostojnie i z humorem zabawiał przy mikrofonie publiczność przez pierwsze minuty show. Potem swoje widowisko rozpoczęły delfiny. Instruowane przez swoich trenerów wyskakiwały z wody w różnych konfiguracjach, by potem tych samych instruktorów unosić w locie na pyszczkach, wyrzucając bezwładnie na ląd. Byliśmy zachwyceni! Od razu zamarzyło się nam, żeby wskoczyć do nich do basenu i dać się ponieść tym jakże niezwykłym zwierzętom. Proszę bardzo, 85 euro! Eee… to może jednak następnym razem. A tak na marginesie, czy wiecie, że delfiny w naturalnym środowisku czasami wypuszczają się na polowanie wspólnie z rekinami?

E jak El Chorro

El Chorro to mała wioska z niewielką stacją kolejową, kameralnym barem, dwoma sklepikami, symboliczną bazą noclegową i… ogromnym kanionem, który kiedyś stworzyła rzeka Guadalhorce wdzierając się w skały, a który dziś stanowi gratkę dla fanów ekstremalnego alpinizmu. W 1921 król Alfons XIII postanowił utworzyć tutaj tamę, dzięki której możliwe było otwarcie wąskiej kładki przebiegającej przez przełęcz kanionu. Na jego cześć nazwano ją El Camino Del Rey, czyli Ścieżka Króla. Niestety od tego regularnie dochodziło tutaj do śmiertelnych wypadków i w 2000 zamknięto trasę będącą w opłakanym stanie. Czy to oznacza, że przyjechaliśmy tutaj na darmo? Oczywiście, że nie. :) Dzisiaj do części El Camino można dostać się tunelem kolejowym, za co oczywiście grożą wysokie kary. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce metoda ta opisywana jest nawet w przewodnikach turystycznych. Szkoda za to, że nie wspominają tam nic o tym, że tory wyłożone są ostrymi kamieniami, zewsząd dochodzą przerażające odgłosy kapiącej wody, a tunel zdaje się nie mieć końca. W takich okolicznościach przyrody szansa na spotkaniem z pociągiem zdawała się być coraz większa. Gdyby tak się stało, musielibyśmy przykleić się do ściany i z odległości ok. 1,5 m od oczu, obserwować jego przejazd. Wśród naszej grupy zdania na temat chęci uczestniczenia w takim przeżyciu, były podzielone. Ostatecznie na pociąg nie trafiliśmy, trafiliśmy zaś na kości, które wierzymy, że należą do jakiegoś zwierzaka. W końcu ujrzeliśmy światełko w tunelu i od razu wszystkim poprawiły się humory. Było warto. Znaleźliśmy się w środku blisko 200-metrowych wapiennych ścian kanionu! O tym, że szlak nie ma się najlepiej, może świadczyć część barierki, która niespodziewanie odpadła pod ciężarem Maćka lub grób, który wypatrzyliśmy na dole. W oddali zauważyliśmy też prawdziwego jaskiniowca. Zastanawialiśmy się jak tam się dostał, a przede wszystkim jak dowożą mu pizzę? ;)

F jak Fiesta

Hiszpania to kraj fiest, festiwalów i uroczystości. Dosłownie w każdym mieście i miasteczku, wsi i dużej metropolii, o każdej porze roku, natrafimy tu na jakiś powód do świętowania. A powód ten może być zarówno wysoce istotny jak i zupełnie błahy. Podczas takich dni zamykane są ulice, wszyscy mieszkańcy gromadzą się przy stołach biesiadnych i zabawa trwa, aż do samego rana. Pewnym celem naszej wycieczki było to, żeby na takiej fieście się znaleźć. Miastem mającym powód do celebrowania w połowie maja okazało się Jerez de la Frontera. Na takiej uroczystości Hiszpanie są niezwykle eleganccy . U kobiet piękne kolorowe suknie w stylu flamenco, u mężczyzn gustowne koszule i niekiedy pełen garnitur, mimo żaru lejącego się z nieba. Niestety My wyróżnialiśmy się z tłumu nie tylko z powodu karnacji, ale i właśnie stroju. Każdy z Nas miał na sobie wygodne spodenki i t-shirt. Mimo początkowej krępacji nie przeszkodziło nam to w zabawie. A działo się dużo. Konie, powozy, kolorowe stroje, głośny śpiew, flamenco, klaskanie i muzyka na żywo. Ooolee!!

G jak Gibraltar

Podążając przez Costa Del Sol na końcu wybrzeża naszym oczom ukazała się stroma skała. To właśnie jej szczyt był kolejnym celem naszej wyprawy, chociaż patrząc na nią z oddali, trudno było mi wyobrazić sobie, że można na nią wjechać samochodem. Kilka minut później byliśmy już u jej podnóży. Oto znaleźliśmy się w miejscu gdzie przebyta odległość liczona jest w milach, wypite piwo w pintach, a wydane pieniądze w funtach. 30-tysięczny Gibraltar to od 1713 terytorium zamorskie Wielkiej Brytanii. Co ciekawe, w 2002 odbyło się tutaj referendum, w którym 98,5% mieszkańców odrzuciło propozycję hiszpańsko-brytyjskiego podziału suwerenności. Aby dostać się na skałę musieliśmy przejechać przez skrzyżowanie… z pasem startowym. Na czas lądowania samolotów zamykany jest tutaj przejazd i samochody czekają niczym na przejściu kolejowym. A samoloty te łatwo nie mają, bowiem pas startowy kończy się… w morzu. Lepiej, więc wyrobić się z hamowaniem. Nic tylko cieszyć się, że dostaliśmy się tutaj drogą lądową. W Skale Gibraltarskiej znajdują się liczne naturalnie jaskinie, tunele, komory, armaty, a nawet zamek. Jednak symbolem Gibraltaru od dawna pozostają magoty. Obecnie jest ich ok. 230 i są pod ścisłą ochroną, tym bardziej, że to jedyna wolno żyjąca populacja małp w Europie. Legenda głosi, że w momencie, gdy wyginą, Wielka Brytania utraci swoją enklawę. Traktowana jest ona poważnie, o czym może świadczyć fakt, że w 1942 r. Winston Churchill, gdy tylko liczba zwierząt spadła do 7, nakazał ich uzupełnienie osobnikami z Algierii. Za ich dokarmianie grożą surowe sankcje finansowe, ale zwątpiliśmy w powagę tej kary po zastaniu widoku magota zajadającego się paczką chipsów. Nasze zabawy z nimi zdawały się nie mieć końca. Do czasu, gdy jedna z małpek wykonała gest uderzania się pięściami o klatkę piersiową, niczym tarzan przed wskoczeniem na lianę, po czym rzuciła się na Gośkę! Wróciliśmy pośpiesznie do samochodu, ale jak się okazało błędem było nie zamknięcie szyb. Magoty zaatakowały nas siedzących w środku! Nie wiem czy w tym momencie głośnie piszczały dziewczyny czy atakujący. Trzeba było stąd uciekać, czym prędzej. ;)

H jak Hacjenda

Hacjenda, która przywitała nas na miejscu położona była w niesamowitym miejscu. Wchodząc na taras naszego domku, z jednej strony otaczały nas łąki z gajami oliwnymi i pasącymi się nieopodal nich kozami, a nad nimi rozpościerały się górskie szczyty. Z drugiej strony naszym oczom ukazał się widok na panoramę arabskiej części Rondy położonej na imponującym skalnym klifie. Jednak to, co przypadło nam do gustu najbardziej znajdowało się tuż obok. Kameralnych rozmiarów, o owalnym kształcie i lazurowej barwie. Basen. Nasz. Własny. Kto z nas nie marzy o takowym przed swoim domem, ręka do góry. W Polsce jest rzadką oznaką luksusu, w Hiszpanii wyposażeniem ogrodu tak samo oczywistym jak grill. Skoro jest basen to i nie mogło zabraknąć drinków. Z radością odkryliśmy, że niedaleko altanki rośnie mięta. Teraz wystarczyło tylko kupić w sklepie kolorowe materace i zerwać z okolicznych drzew pomarańcze i cytryny. Resztę już mieliśmy. Można było rozpocząć świętowanie naszych vacaciones.

I jak Ingles?

– Hola chica! –Hola Senor! Habla Ingles? – Nooo, nooo… Hiszpanie są rozmowni, głośni i gadatliwi. Szkopuł tkwi w tym, że jedynie w swoim języku. Gdy trzeba powiedzieć coś w innym to nabierają wody w usta i zamieniają się w ryby. To zdumiewające, że w czasach, gdy piszemy MAILE, jemy HOT DOGI i wyczekujemy na WEEKEND, są jeszcze w Europie miejsca, gdzie na słowo „OK” podnosi się brwi i rozkłada się ręce. Hiszpania to zupełnie przeciwieństwo choćby Szwecji, gdzie biegle po angielsku zagadywał mnie nawet bezdomny! Jakże zdziwiony był właściciel naszego domku, który z wynajmem ogłasza się na międzynarodowych serwisach, że nikt z nas nie mówi po hiszpańsku. Trzeba mu jednak oddać, że on sam po polsku znał dwa słowa. Pierwsze to Robert, a drugie Lewandowski. :) Problemy z komunikacją były też przyczyną, dla której kiełbasę, zamiast w słoiku z musztardą, dane nam było maczać w słoiku z… mielonką. :)

J jak Jumpy

Wydawać by się mogło, że jak wypożyczać auto w Hiszpanii to tylko Seata. My zdecydowaliśmy się jednak na 6-osobowego Opla Zafirę. Tyle, że w jego zastępstwie na parkingu wypożyczalni powitał nas Citroen. Citroen Jumpy. Przyznać trzeba, że początkowo sceptycznie podchodziliśmy do naszego nowego, wydawałoby się, nieco niezdarnego towarzysza podróży. Z godziny na godzinę przekonywaliśmy się do niego jednak coraz bardziej, aż w końcu w pełni wkupił się w nasze łaski. Gaz do dechy? Raz, dwa i gotowe. Zmieścimy się w tą uliczkę? Jak najbardziej. A zawrócimy z niej na wstecznym? Oczywiście. Trzeba przejechać chodnikiem? Spoko. A może kawałek pod prąd, żeby nie nadrabiać drogi? Nie ma problemu. Problemu nie mieliśmy nawet, gdy stojąc na światłach nagle w tyłek Jumpiego przywalił… inny Jumpy. Tamten cały pokrył się dymem, a nasz… uff… wyszedł z tego bez jakiegokolwiek szwanku! Na szczęście przyznali to też opisujący całe zdarzenie policjanci, do złudzenia przypominających tych z Miami. OK, będę szczera. Raz nasz Jumpy nie sprostał zadaniu. Któregoś dnia trafiliśmy na… zarwaną jezdnię. Mimo jego nazwy nie uwierzyliśmy, że ją przeskoczy i musieliśmy zawrócić.

K jak Korrida

Przed wyjazdem o korridzie wiedziałam tyle, co przeciętny Polak, czyli niewiele. Tak naprawdę tyle, że na hiszpańskich arenach regularnie oko w oko staje naprzeciwko siebie torreador z czerwoną płachtą i rozjuszony byk nienawidzący tego koloru. Zazwyczaj ten drugi ginie, a pierwszy nierzadko wychodzi z pojedynku ranny. Mieliśmy sporo etycznych wątpliwości czy oglądać to na żywo, ale jednak korrida to często pierwsze skojarzenie, które przychodzi do głowy na myśl o Hiszpanii. Ciekawość zwyciężyła i już chwilę później staliśmy przed kasami zastanawiając się nad dużymi różnicami w cenie biletu na Trybunę Sol, a Trybunę Sombra. Teraz już wiemy, że sol to słońce, a sombra oznacza cień. :) Przysłaniając, więc ręką czoło oczekiwaliśmy na trybunie na pojawienie się bohaterów spektaklu. Pierwszy pojawił się rozwścieczony byk szukając w amoku przeciwnika. Następnie na piachu pojawiło się kilku pomocników torreadora, która biegając od bandy do bandy ma za zadanie zmęczyć zwierzę, potem pikadorzy na koniach, którzy dźgnęli go lancą w garb, a następnie, banderilleros, których celem było wbicie kilku włóczni. Dopiero potem w blasku chwały, tumultu i oklasków pojawił się główny torreador, a my zdaliśmy sobie sprawę, że nierówna to walka. Bardziej adekwatnym nazewnictwem byłoby powolne uśmiercanie byka. Innego zdania była jednak miejscowa publiczność, która zgromadzona w komplecie entuzjastycznie pokrzykiwała, machała chusteczkami na znak aprobaty, rzucała kwiatami na arenę, robiła owację na stojąco i skandowała ole! Kiedy starsza Pani upomniała Jarka, dlaczego ten nie klaszcze, zorientowaliśmy się, że jesteśmy jedynymi osobami na arenie, którzy kibicują bykowi. Po kolejnej z rzędu walce, zrozumieliśmy, że wszystko to jest na tyle schematyczne i przemyślane tak, że „nasi” nie mają tu żadnych szans. Lekko znudzeni udaliśmy się do wyjścia, gdzie naszym oczom ukazał się widok krojonych na części przegranych przed chwilą bohaterów. Fanami korridy nie zostaliśmy. Tym bardziej, że jak się okazuje, byki są daltonistami, więc to nie kolor płachty wzbudza w nich agresję.

L jak La Callahora

Niewielka wioska słynie z XV-wiecznego zamku spoglądającego na nią z pobliskiego wzgórza. Posileni chłodzącym gazpacho z miejscowego baru postanowiliśmy je zdobyć. Po kilkunastu minutach wspinaczki wiedzieliśmy już, że było warto. Widok, jaki zastaliśmy na górze są nie do opisania i najlepiej ukazują je zdjęcia. W takich miejscach jak to, śmiało można poczuć się Panem Świata. ;) Przy okazji dostałam czegoś w rodzaju szoku termicznego. Kompletnie spalona słońcem obserwowałam zaśnieżone szczyty okolicznych gór Sierra Nevada. Brrr! Z całą pewnością zapamiętam też sąsiednią miejscowość o nazwie Guadix, gdzie… znaczna część ludzi mieszka w jaskiniach. Kojarzy się to ze skrajną biedą? Nic bardziej mylnego. Z ich domów wystają anteny satelitarne, a oni sami uważani są za szczęśliwców. Jaskinie zachowują, bowiem stałą temperaturę, dzięki czemu przyjemnie jest w nich zarówno w lato jak i w zimę.

M jak Maniana

Maniana, czyli „jutro” to słowo najlepiej oddające naturę Hiszpanów. Okazuje się, że na Półwyspie Iberyjskim zegarek nie ma, aż takiego znaczenia jak w Polsce. O tym, że ustalone godziny spotkań są mocno umowne, przekonaliśmy się już pierwszego dnia, kiedy po pół godziny oczekiwania na gospodarza poinformował nas, że za chwilę będzie, aby po kolejnych 30 minutach pojawić się dostojnym krokiem z uśmiechem na twarzy. Po kilku kolejnych dniach zrozumieliśmy zaś, że próżno tutaj szukać na sklepach wywieszek z godzinnymi otwarcia. Nikogo też powinno nie dziwić, że sklepy bywają nieczynne w poniedziałek – w końcu to raptem pierwszy dzień po weekendzie. Do tego dodajmy tradycję przestrzegania codziennej dwugodzinnej sjesty i przestaje mnie dziwić kryzys w tym kraju. Przyznam jednak, że mi taki tryb życia wyjątkowo się spodobał. Mniejsze miasta świecą tutaj rano pustkami. Ludzie na ulice wylegają dopiero przed południem, ale spóźnieni nie są, więc nikomu się tu nigdzie nie śpieszy. Pełen luz. Ze zdumieniem obserwowaliśmy pogawędkę dwóch napotkanych na siebie znajomych na środku przejścia dla pieszych. Światło już dawno zmieniło się na czerwone, ale oni jeszcze nie skończyli, więc beztrosko kontynuowali. Na ich wygadanie się spokojnie oczekiwali też kierowcy kilku zatrzymanych samochodów. Będąc jeszcze pod wrażeniem scenki, którą przed chwilą zobaczyliśmy weszliśmy do supermarketu, zrobiliśmy zakupy i ustawiliśmy się w kolejce do kasy i trochę w niej postaliśmy, bo…. kasjerka wypatrzyła swoją koleżankę, więc jak gdyby nigdy nic wstała i poszła z nią zamienić kilka, a raczej kilkaset słów. Wyobrażacie sobie, co spotkałoby ją z rąk klientów w polskim sklepie? J Tłoczno, gwarno i wesoło robi się w Hiszpanii dopiero, gdy zajdzie słońce. Wtedy zaczyna kwitnąć barwne życie towarzyskie. Tutaj dzieci nie chodzą spać po dobranocce, a emeryci po wiadomościach. Ludzie w każdym wieku przesiadują w barach, restauracjach czy kawiarniach do późnych godzin nocnych, a nawet porannych.

N jak Nerja

Nerja to synonim pułapki, w którą sami sobie zafundowaliśmy. To kurort będący bramą do Costa Del Sol. Oprócz niesamowitych piaszczysto-skalnych plaży jest tu ogromny starożytny rzymski akwedukt, jaskinie ze stalaktytami oraz słynny Balkon Europy, z którego widać Afrykę. Niestety, w pełni profesjonalny pilot naszej wycieczki - Adrian, zapewniał nas, że nie możemy tu zostać na dłużej, bo posypie się skrupulatnie przygotowany plan dnia. Przed wyjazdem przeczytał cztery przewodniki o Andaluzji, więc nie pozostał nam nic innego, jak tylko mu zaufać i wracać do samochodu. W ten sposób musieliśmy zapomnieć o zrzuceniu ubrań i pobiegnięciu na plażę, akwedukt obejrzeliśmy przez szybę, a do jaskiń nawet nie zajechaliśmy. Spędziliśmy za to trochę czasu na urokliwym balkonie, ale widać nie na tyle dużo, żeby zdążyć zobaczyć stąd Afrykę! Phi...

O jak Oliwki

No dobra, tak szczerze, ile znacie typów oliwek? Niech zgadnę… dwa. Tymczasem Hiszpanii można zajadać się oliwkami Manzanilla, Cornicabra, Farga, Sevillana, Hojiblanca, Arbequina, Nevadillo, Lemono, Bical, Bilanqueta, Piqual… OK, starczy. W każdym razie łącznie jest ich 260. Owoc ten to narodowe dobro tego kraju, a gaje oliwne, które widzieliśmy, ciągnęły się, aż pod horyzont. To właśnie stąd pochodzi, co trzecia oliwka na świecie. Tutaj produkuje się z nich dosłownie wszystko. Od oliwy, przez różnorodne kosmetyki, a na lekach kończąc. Aż dziw bierze, że oliwą nie napędzają jeszcze samochodów. ;)

P jak Plażowanie

Mogłoby się wydawać, że spędzając upragniony urlop w Hiszpanii, wylegiwanie się na plaży powinno być stałym punktem dnia. Może jak się zestarzejemy. :) Dlatego namiastkę plażowania odbyliśmy tylko raz. Za to w najbardziej urokliwym miejscu, jakie przyszło mi zobaczyć. Tarifa, zwana „mekką surferów” jest miejscem gdzie z jednej strony deptaku rozciąga się plaża wzdłuż Morza Śródziemnego, zaś z drugiej znajduje się ocean Atlantycki. Czy udało się Wam kiedyś kąpać w przeciągu pięciu minut w morzu i oceanie? Nam tak! Tego przeżycia widocznie musiała pozazdrościć nam banda miejscowych krewetek, która w pewnym momencie wściekle rzuciła się na nogi Diany. Dopełnieniem malowniczego krajobrazu Tarify miał być zarys dzikiego kontynentu – Afryki. Tak, tym razem widać jej wybrzeża i to doskonale. Czarny Ląd blisko jest na tyle, że miejscowi kitesurferzy podpływają do niej, żeby za chwilę wrócić na Stary Kontynent. Z Tarify wynieśliśmy również pewną naukę. „ Ruskie, ruskie!” – usłyszeliśmy w oddali. Otóż wiemy już, że Polacy w Hiszpanii są myleni są z Rosjanami. Dziwne? Hmm a jak to jest z Polakami? Czy rozróżniamy Japończyków, Wietnamczyków lub Koreańczyków? Nie. Wszyscy są przecież dla nas Chińczykami.

R jak Ronda

Ronda to miasto na skale przekrojonej na pół. W 1735 dzielnice hiszpańską i dzielnicę mauretańską postanowiono połączyć mostem. Nieskutecznie. Zawalił się on powodując śmierć ok. 50 osób, w tym jego pomysłodawcy. Sztuka ta udała się dopiero 42 lata później, kiedy nad wąwozem Ej Tajo wzniesiono wysoki na ponad 100 metrów Puente Nuevo. Dziś nowy jest już tylko z nazwy, ale nadal przekraczałam go na miękkich nogach, starając się nie zerkać raptownie w dół. Ronda to też kolebka korridy. To tutaj nieustraszony Pedro Romero do walki z bykami zażądał zejścia torreadorów z koni, rozpoczynając jej nowożytną epokę. Miejscowość tą wybraliśmy na naszą bazę wypadową jednak przede wszystkim ze względu na położenie graficzne. Stąd wszędzie wydawało nam się blisko. Tak było do czasu, gdy nie przejechaliśmy się sławetną trasą A-497, z której najwidoczniej czerpali twórcy górskich odcinków w grze komputerowej Collin McRae. Teraz już wiem, czemu na ledwie 40-kilometrowy odcinek trasy Google każe wygospodarować ponad godzinę. W rzeczywistości jednak przejazd trwa o wiele dłużej, bo jeśli na tej ekstremalnie wąskiej i niezwykle krętej drodze trafimy na jakikolwiek autobus (a najpewniej trafimy), to prawdopodobnie nie sposób go wyminąć. Prawdopodobnie, bo nikt o zdrowym rozsądku nie podejmie się nawet takiej próby. Jeśli macie lęk wysokości to warto nadrobić trochę kilometrów i wjeżdżać do Rondy od drugiej strony. Serio.

S jak Sewilla

Sewilla – długo można by o niej pisać. To stolica Andaluzji i czwarte, co do wielkości miasto kraju. Ze względu na temperatury w niej panujące zwana jest patelnią Hiszpanii. Uznawana jest za kolebkę flamenco. To tutaj kobiety uwodził sam Don Juan, mężczyzn za nos wodziła namiętna Carmen, a Krzysztof Kolumb wypływał w rejs ku Ameryce. Znajdziemy tu największy gotycki kościół na świecie, dawny pałac królewski Alkazar, imponujący rozmachem Plac Hiszpański, Złotą Wieżę, ogromną arenę corridy czy dziecięcy raj Isla Magica zbudowany z okazji Expo92. „Kto nie widział Sewilli, nie widział cudu” – mawiają Hiszpanie. Co ponadto zapamiętamy z tego miasta? Polski akcent w samym sercu Sewilli! Otóż pod wieżą Giraldą przypominająca mi ładniejszą siostrę Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, stoi pomnik naszego papieża Jana Pawła II. We wspomnieniach pozostało mi też to, że wracając ze zwiedzania Starego Miasta ugrzęźliśmy w labiryncie małych krętych uliczek z wszelkiej maści nakazami, objazdami i zakazami, dzięki którym przez ponad godzinę krążyliśmy wokół hotelu, nie potrafiąc do niego trafić. Nawet mimo posiadania szczegółowej mapy! Ostatecznie poddaliśmy się i pojechaliśmy poprosić o pomoc miejscowych taksówkarzy. Pierwszy z nich chciał już nam tłumaczyć jak powinniśmy się kierować, ale dowiedziawszy się, że nie jesteśmy pieszo, tylko machnął ręką i odszedł. Wyzwanie podjął na szczęście drugi, ale zaznaczył, że musimy wsiąść w samochód i cierpliwie kręcić za nim przez kilka dobrych minut. Po drodze na każdych światłach podchodzili do nas ludzie… sprzedający chusteczki higieniczne. Dopiero po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że tego typu sprzedaż to zakamuflowany sposób żebrania. Tylko, dlaczego akurat „sprzedają” tu tylko i wyłącznie chusteczki? Niestety po dziś dzień nie poznaliśmy odpowiedzi na to dręczące nas pytanie.

T jak Tapas

Tapas to w Hiszpanii coś więcej niż nazwa niewielkich przekąsek podawanych głównie do alkoholu. To niemalże rytuał. Ich początki sięgają podobno XIII wieku, kiedy to mającemu problemy żołądkowe królowi Alfonsowi X Mądremu wyraźnie służyły małe posiłki popijane winem. Jeśli kiedyś, więc zastanawialiście się, dlaczego po dziś dzień na Półwyspie Iberyjskim nie lada sztuką jest znalezienie budki z kebabami, hot-dogami czy hamburgerami to już wiecie. Rolę ichniejszych fast-foodów pełnią Tapas Bary. My z naszą znajomością języka hiszpańskiego czuliśmy się w nich jak na loterii fantowej. Czytaliśmy na głos ładnie brzmiącą pozycję z menu, rzucaliśmy kelnerowi półtora euro i czekaliśmy przy stole na to, co wylosowaliśmy. A wygrać dało się dosłownie wszystko. Między innymi ziemniaczki w piekielnie ostrym sosie, mix przeróżnych serów, pyszne kanapeczki z kiełbasą chorizo czy trójkącik popisowego omletu zwanego tortilla espanola. Mmmmm… me gusta! Niestety na koncie mieliśmy też pyrrusowe zwycięstwa. Po otrzymaniu wygranej w postaci bliżej niezidentyfikowanych stworzeń z morza, musieliśmy je owinąć w serwetki i niepostrzeżenie schować do plecaków. Nie mieliśmy sumienia robić przykrości przesympatycznemu gospodarzowi lokalu.

U jak Upał

Spacerując po andaluzyjskich miastach zastanawialiśmy się, dlaczego chodnik, którym idziemy jest kompletnie pusty, podczas gdy po drugiej stronie ulicy przypomina on Marszałkowską. Już gotowi byliśmy uznać, że nie wzbudzamy powszechnej sympatii, kiedy nas oświeciło. I to dosłownie. Okazało się, że miejscowi chronią się przed słońcem jak tylko się da, więc po ulicach chodzą tylko i wyłącznie cieniami. Z resztą to, że jesteśmy ludźmi ze wschodu dało się zauważyć już na pierwszy rzut oka, zwłaszcza późnymi wieczorami. Halo! Dzisiaj w przeciągu dnia było 25 stopni! Co więc w tym dziwnego, że mamy na sobie krótkie spodenki? To chyba nie powód, żeby sobie pokazywać nas palcami? :) To, co dla nas jest atrakcją dla Hiszpanów jest zmorą. Z upałami walczą, więc jak tylko mogą. Na przykład systemem montowanym w ogródkach piwnych, który co kilkadziesiąt sekund wypuszcza na gości skroplone powietrze. Niegłupie. Wyzwanie słońcu rzucił też Maciek. Cóż… nie spodziewałam się, że wytrzyma boso i w bezruchu 10 minut na rozgrzanej do czerwoności posadce naszego tarasu. Bez wątpienia zasłużył na te 10 euro.

W jak Westernowe Miasteczka

Oglądaliście może takie klasyki westernów jak "Dobry, zły i brzydki", "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" czy "Za kilka dolarów więcej"? Jeśli myślicie, że kręcili je w Stanach to się mylicie. W filmach tych Clint Eastwood, Lee Van Clef i Henry Fonda stąpali po piachu w Andaluzji. Tabernas to właściwie jedyna z prawdziwego zdarzenia pustynia w Europie. Przy wjeździe na nią powitał nas wielki napis TEXAS HOLLYWOOD. Naturalnie, w takim miejscu nie mogło się obyć bez zdjęć, choć w kadrze raczej mieściliśmy jedynie ten drugi wyraz. :) Dzisiaj w Tabernas stoją westernowe miasteczka przekształcone z planów filmów. Codziennie można, więc obejrzeć inscenizację napadu na bank albo rewolwerowy pojedynek. Gdy zobaczyliśmy ceny biletów na ten show, to stwierdziliśmy, że na bank to trzeba najpierw napaść, żeby je sobie kupić. ;)

Z jak Zakończenie

Niestety to już koniec tej historii. Gdyby alfabet miał więcej liter to warto by wspomnieć o otoczonym z trzech stron oceanem cudownym Kadyksie, będącym zarazem najstarszym mieście w Europie, napotkanych łaźniach arabskich, odkrytych ruinach rzymskiego miasta, napotkaną kobietę podróżująca na ośle, zjeździe kolejką linową wprost do morza, zapierających dech w piersiach widokach z arabskich fortec w Almerii i Maladze, dzikich zwierzętach z Safari Parku w Esteponie czy najchętniej odwiedzanym zabytkiem w Hiszpanii – arabskim zespołem pałacowym Alhambra, w którym czułam się jak w krainie baśni z tysiąca i jednej nocy. Wszystko, co dobre szybko się jednak kończy i niepostrzeżenie nastał moment, w którym musieliśmy pożegnać się z Andaluzją. Dopiero uderzyliśmy kołami o pas startowy, a już trzeba było z powrotem ustawiać się w kolejce do odprawy na lotnisku im. Pabla Picassa. Przejechane 2300 km minęło w mgnieniu oka, a zdjęć, których zrobiliśmy wydawało się mało, dopóki nie sprawdziłam, że jest ich ponad 5000. Najważniejsze jednak nie jest to, co na licznikach, a wszystkie wspomnienia, które zostały w głowie i do dziś dzień powodują uśmiech na mojej twarzy. Kto wie czy dzięki nim nie będzie łatwiej o kolejne marzenia? :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Kalendarz adwentowy PLL LOT: loty do Rumunii z Polski od 419 PLN Kalendarz adwentowy PLL LOT: loty do Rumunii z Polski od 419 PLN
Odkryj Azję: Hongkong i Hajnan w jednej podróży z Warszawy za 2957 PLN Odkryj Azję: Hongkong i Hajnan w jednej podróży z Warszawy za 2957 PLN
#2 PostWysłany: 04 Paź 2013 00:48 

Rejestracja: 01 Lut 2011
Posty: 122
Nasza trasa (wersja uproszczona ;))

Image
Image
Image

Wkrótce zdjęcia.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 04 Paź 2013 10:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 5178
Zbanowany
srebrny
żeby nikt nie uległ mityzacji costa del sol to tylko dodam od siebie, że jak pojechałem w jedno dość ładne miejsce, mieścinka przy samej plaży, cisza, spokój...ale nikt się w morzu nie kapał. a dlaczego? ratownicy powiedzieli, że to przez meduzy :?
_________________
Marzy Ci się wycieczka rowerowa po Hiszpanii? Zapytaj! Coś podpowiem ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 04 Paź 2013 10:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3752
srebrny
Nieznany napisał(a):

S jak Sewilla

Sewilla – długo można by o niej pisać. To stolica Andaluzji i czwarte, co do wielkości miasto kraju. Ze względu na temperatury w niej panujące zwana jest patelnią Hiszpanii. Uznawana jest za kolebkę flamenco. To tutaj kobiety uwodził sam Don Juan, mężczyzn za nos wodziła namiętna Carmen, a Krzysztof Kolumb wypływał w rejs ku Ameryce.

możesz powiedzieć co miałeś na myśli z tym Kolumbem ?
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 04 Paź 2013 13:01 

Rejestracja: 01 Lut 2011
Posty: 122
Przytoczyłem informację znalezioną w którymś z przewodników. W internecie też piszą o tym w wielu miejscach, chociażby tutaj: http://www.travelplanet.pl/przewodnik/h ... a/sewilla/

No, ale po Twoim poście zagłębiłem się bardziej w temat i faktycznie wyruszył z Palos leżącego 95 km dalej, natomiast do Sewilli wpłynął na powrocie z wyprawy. No chyba, że ktoś miał na myśli to, że w Sewilli narodził się pomysł i stamtąd pojechał do Palos, aby wypłynąć w rejs. ;)

Swoją drogą w sieci można znaleźć też tego typu kwiatki :)
Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 04 Paź 2013 13:28 

Rejestracja: 09 Lut 2011
Posty: 364
Przecież Sewilla nie leży na wybrzeżu, jak Kolumb miał do nie wpłynąć?

Czy nie chodzi raczej o Kadyks?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 04 Paź 2013 13:52 

Rejestracja: 01 Lut 2011
Posty: 122
Szczecin też nie leży nad morzem. :)

Sewilla długo była głównym portem w tamtym regionie, dzięki czemu miasto się potężnie rozwijało. Dopiero w XVIII funkcję tą przejął Kadyks, bo koryto rzeki Gwadalkiwir zamuliło się na tyle, że do Sewilli nie mogły już wpływać statki morskie.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 04 Paź 2013 13:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3752
srebrny
Jesteś pewien, że wpłynął do Sewilli po powrocie ? :mrgreen:

sieć to jest śmietnik ;)
Z tym pomnikiem Kolumba w Barcelonie to nie wiem co autor miał na myśli. Do Indii dotarł, ale Indii Zachodnich, które dzisiaj nazywamy Karaibami. A może miał na myśli to, że Kolumb wyruszył w podróż do Indii, a odkrył co innego, ale na pewno nie z Barcelony.
Tak czy owak kontrowersyjny zapis.

Wg mojej wiedzy, Kolumb wychodził z następujących portów:
I wyprawa - Puerto de Palos (Palos de la Frontera)
II wyprawa - Kadyks
III wyprawa - Sanlúcar de Barrameda
IV wyprawa - Sewilla, ale wrócił do Sanlúcar de Barrameda ;)

Nieznany napisał(a):
Szczecin też nie leży nad morzem. :)

Szczecin to pikuś w porównaniu z takim Hamburgiem, który ma do morza ok. 100 km a co dopiero Manaus, które leży ok. 1200 km od Atlantyku a wchodzą duże pełnomorskie statki
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 04 Paź 2013 14:15 

Rejestracja: 01 Lut 2011
Posty: 122
cypel napisał(a):
Jesteś pewien, że wpłynął do Sewilli po powrocie ? :mrgreen:

Z tego co wyczytałem to na I wyprawę wyruszył z Palos, wrócił do Sewilli, a stamtąd udał się do Barcelony, aby zameldować swoje odkrycie. Tak naprawdę to właśnie z tego powodu stoi przy tamtejszym porcie jego pomnik. :)

Swoją drogą to czytając przewodniki przed tą podróżą, odniosłem wrażenie, że każde miasto i miasteczko chce mieć jakiś udział w sukcesie Kolumba.

Stąd pochodziła większość jego załogi, tutaj przekonał króla do swojej wyprawy, tam się modlił przed rejsami, stamtąd wyruszał, tutaj powrócił, tam zameldował, tu mieszkał itd.

Z resztą nic dziwnego skoro jest nawet kilka wersji jego miejsca urodzenia czy pochodzenia, a jego trumna na przestrzeni lat zwiedziła cztery miejsca.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 04 Paź 2013 14:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3752
srebrny
Z tego co ja się orientuję, to wyruszył z Palos i wrócił do Palos 15.03.1493 r. wcześniej zawijając do Lizbony 4.03.1493 r.

Załączniki:
Viajes_de_colon.png
Viajes_de_colon.png [ 184.09 KiB | Obejrzany 3452 razy ]
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 04 Paź 2013 16:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 5178
Zbanowany
srebrny
są ludzie, którzy twierdza, że kolumb był polakiem!
sewilla, chociaż nie leży nad morze to długo pełniła funkcje portu bo statki pływały po rzecze, tak jak to wspomniano powyżej.
i ja jeszcze dodam, że kolumb zmarł nie wiedząc że odkrył nowy kontynent :D
_________________
Marzy Ci się wycieczka rowerowa po Hiszpanii? Zapytaj! Coś podpowiem ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 04 Paź 2013 16:51 

Rejestracja: 22 Sty 2012
Posty: 2295
złoty
namteH napisał(a):
są ludzie, którzy twierdza, że kolumb był polakiem!

A ściślej rzecz biorąc synem Władysława Warneńczyka ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 04 Paź 2013 16:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lis 2012
Posty: 5178
Zbanowany
srebrny
Mar77 napisał(a):
namteH napisał(a):
są ludzie, którzy twierdza, że kolumb był polakiem!

A ściślej rzecz biorąc synem Władysława Warneńczyka ;)

w us&a chyba o tym jeszcze nie wiedza... :evil:
_________________
Marzy Ci się wycieczka rowerowa po Hiszpanii? Zapytaj! Coś podpowiem ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 05 Paź 2013 13:31 
Redaktor F4F

Rejestracja: 08 Kwi 2012
Posty: 3902
Loty: 39
Kilometry: 33 222
Ale bałagan zrobiliście w temacie spinacze. Byłem w tym roku w Sevilli i na miejscu twierdzą, że Kolumb został przyjęty przez parę królewską w Alcazar. I to chyba na tyle jego punktów wspólnych z miastem.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 05 Paź 2013 14:00 

Rejestracja: 27 Wrz 2013
Posty: 1
I tak całkiem dużo. Podobno Kolumb też nie jako pierwszy odkrył Amerykę ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 05 Paź 2013 14:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Lis 2011
Posty: 228
Kolumb była kobietą!
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#17 PostWysłany: 05 Paź 2013 17:11 

Rejestracja: 01 Lut 2011
Posty: 122
ciacho_majonez napisał(a):
Ale bałagan zrobiliście w temacie spinacze. Byłem w tym roku w Sevilli i na miejscu twierdzą, że Kolumb został przyjęty przez parę królewską w Alcazar. I to chyba na tyle jego punktów wspólnych z miastem.

Nie no... to właśnie w katedrze w Sewilli jest jego grobowiec.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#18 PostWysłany: 10 Lis 2013 01:52 

Rejestracja: 01 Lut 2011
Posty: 122
Lepiej późno niż wcale - wrzucam kilka pierwszych zdjęć. :)

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 18 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group