Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 26 Sie 2024 19:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Dakota Południowa, wschodni Wyoming, Minnesota, Chicago, Boston w USA plus Kuba i Jamajka - ile można wyciągnąć z trzydniowej podróży służbowej do Chicago w sierpniu ten tylko się dowie, kto dotrwa do końca tej relacji. Rozciągnąłem ten wyjazd na maksa i zabieram żonę i dzieciaki w magiczną podróż po MidWeście USA, ekscytującej Kubie, wibrującej muzycznie Jamajce i na koniec starej dobrej Nowej Anglii czyli Bostonie.

Czy udało się zobaczyć 4 głowy Prezydentów w Dakocie?

Image

Jakie są kolory prowincjonalnej Kuby w poważnym kryzysie?

Image

A co z pościgiem za Szalonym Koniem?

Image

Co można zaśpiewać w interaktywnym muzeum Boba Marleya w Kingston?

Image

Woow, te wszystkie miejsca odwiedziliśmy podczas jednego sierpniowego wyjazdu. Cała trasa lotniczo wygląda tak:

Image

Okazało się, że sierpniu bilety lokalne w USA nie są już takie drogie na przykład na trasie z Minneapolis do Chicago bilet American Airlines kosztował … 230zł od osoby (z wliczonymi dwoma bagażami podręcznymi – twardy plus plecak). Przeloty z USA na Kubę i Jamajkę ogarnąłem odpowiednio za mile Flying Blue dla Delty i Avioski dla American Airlines z niewielkimi dopłatami. Cały przelot z Warszawy był od razu do Rapid City w Dakocie Południowej a na powrocie z Bostonu na jednym bilecie. W sumie wyszło 12 lotów w czasie całej podróży.

Wynajmowałem samochód 5 razy, przejechałem kilka tysięcy kilometrów. Spaliśmy w tanich motelach, AirBnB a także w sieciówkach Hiltona i Marriotu, gdzie np. w Miami za suite dla 5 osób z wliczonym śniadaniem (ja, żona plus trójka dzieciaków), Embassy Suites wzięło 570zł.

Przejechaliśmy całą Dakotę Południową w poprzek łącznie z wizytą w Parku Narodowym Badlands, przejechaliśmy całą Minnesotę, wstąpiliśmy do Wyoming zobaczyć Devils Tower, wpadliśmy do Wisconsin i nawet zajechaliśmy do Iowa (był ktoś z Was kiedyś w Iowa ?? 😉)

Na Kubie, która jest obecnie w coraz trudniejszej sytuacji gospodarczej, spędziliśmy rewelacyjnie czas u miejscowej kubańskiej rodziny w Trinidad. Poznaliśmy dobrze ich bolączki i codzienne problemy dla nas już nieistniejące (np. częste wyłączenia prądu, brak leków) co w połączeniu z lokalną sytuacją dało dodatkowo wspaniałą lekcję poglądową dla moich dzieciaków jak wygląda realny socjalizm.

Na Jamajce za to podążyliśmy śladami muzyki reggae zwiedzając jedno z fajniejszych muzycznych muzeów w jakich byłem czyli Bob Marley Museum. Plus oczywiście przejechałem samochodem całą wyspę wzdłuż i wszerz.

A na końcu Nowa Anglia czyli stan Massachusetts i Boston – jak wygląda campus Uniwersytetu Harvarda przekonaliśmy się na własne oczy.

Polecieliśmy tylko z bagażem podręcznym, zaplanowaliśmy pranie w połowie wyjazdu i sprawdziło się to fantastycznie.
O tym będzie ta relacja, będę pisał o przygodach ale także o kosztach. Nie zabraknie zdjęć więc siadajcie wygodnie przed monitorem i zapraszam 😊
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"


Ostatnio edytowany przez hiszpan, 26 Sie 2024 22:06, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
35 ludzi lubi ten post.
4 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Wycieczka do Gruzji za 496 PLN! Loty z Poznania i 3 noce w 4* hotelu ze śniadaniami w Kutaisi Wycieczka do Gruzji za 496 PLN! Loty z Poznania i 3 noce w 4* hotelu ze śniadaniami w Kutaisi
Wczasy na Cyprze: 7 dni z wyżywieniem w 4* hotelu za 1769 PLN. Wylot z Katowic Wczasy na Cyprze: 7 dni z wyżywieniem w 4* hotelu za 1769 PLN. Wylot z Katowic
#2 PostWysłany: 26 Sie 2024 21:14 

Rejestracja: 09 Sty 2012
Posty: 248
srebrny
Zachęciłeś.
_________________
Nie odkładaj marzeń. Odkładaj na marzenia.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 27 Sie 2024 15:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Rozpoczynamy podróż na Okęciu bardzo wcześnie rano przelotem do Amsterdamu na pokładzie KLM. Tam krótka przesiadka na mojego chyba obecnie najbardziej lubianego przewoźnika na long-haul czyli Deltę. Na pokładzie solidny, smaczny posiłek i non-limit dolewki wina (kubki size amerykański 😉)

Image

To będzie baaardzo długi dzień. Lądowanie w Minneapolis zaplanowane jest na 12.30 tego samego dnia a potem ostatni odcinek do Rapid City (również Deltą) startuje o 21.45. To daje nam prawie 10 godzin przerwy w Minneapolis.
No nic, trzeba to jakoś zagospodarować– wynajmuję na ten okres samochód, odpowiednio wcześnie w zamówiony w Hertzu przez stronkę Ryanaira za 330zł, kategoria mid-SUV. Moja małżonka upatrzyła sobie sklepik w Menomonie w Wisconsin i tam się niespiesznie udajemy.
Przejazd przez Wisconsin jako żywo przypomina drogę miedzy Płońskiem a Mławą (nie umniejszając tym miejscowościom) czyli krajobrazowo bardzo podobnie a nuda do kwadratu za oknem.
Trafiam akurat na zlot Chevy Corvetty i to jest jedyna perełka z Wisconsin jaką zapamiętałem.

Image

Resztę dnia spędzamy w Minneapolis podziwiając Stone Arch Bridge - most kamienny zbudowany w 1883 roku jako most kolejowy. Dzisiaj to atrakcja dla pieszych ale akurat był w remoncie:

Image

Trochę więcej czasu spędzamy w Minnehaha Regional Park, gdzie można pospacerować wzdłuż rzeki i podziwiać lokalną atrakcję: Minnehaha Falls

Image

Image

Czas odbyć ostatni przelot tego długiego dnia do Rapid City w Dakocie Południowej, gdzie czeka na mnie kolejny samochód (Pani w Avisie czekała tylko na nas, wydała nam wóz i zamknęła kantorek).
Nocleg mamy niedaleko w Rockerville w przydrożnym motelu. Recepcja była już zamknięta a jej drzwiach zastałem przyklejoną kopertę ze swoim nazwiskiem, kluczem do pokoju i instrukcją jak się tam dostać 😊 – ot, prawdziwa Ameryka!

Image

Odsypiamy podróż w normalnych warunkach a rano już klimaty mid-westu 😊

Image

Image

Do Mount Rushmore National Memorial (bo tak się oficjalnie nazywają 4 głowy prezydentów) mamy 16 kilometrów. Jesteśmy w Black Hills National Forest czyli przewrotnie nazwanym paśmie górskim odizolowanym od innych większych gór Ameryki. Jesteśmy strasznie ciekawi jak te głowy wyglądają naprawdę, zdjęcia jakoś nie oddają skali.
Na miejscu jest parking płatny (10USD) i możemy je już zobaczyć z daleka:

Image

Na wzgórzu naprzeciwko zrobiona jest platforma widokowa, Visitor Centre i oczywiście giftshopy. Samo oglądanie jest oczywiście darmowe.

Image

No widok iście imponujący. Naprawdę robią wrażenie!

Image

Głowy zostały wykute w skale 1927 – 1941 przez zespół rzeźbiarzy prowadzony przez Gutzona Borgluma. Pomnik prezydentów znajduje się na wysokości około 1700m n.p.m. a każda głowa ma 18 metrów wysokości.

Image

Oryginalnie planowano ująć tych prezydentów aż do pasa, udało się trochę dokonać tego przy Georgu Washingtonie ale ostatecznie porzucono ten pomysł i pozostały same głowy.
Scenografię głów wykorzystywane w wielu filmach, dla nas najbardziej znany jest chyba „Skarb Narodów” z Nicolasem Cagem.
Na platformie widokowej produkują się też lokalni Indianie, wiadomo za kasę (co jest smutne same w sobie)

Image

Nie wszyscy wiedzą ale Głowy Prezydentów to nie jedyna pomnikowa atrakcja Black Hills.

Całkiem niedaleko (27km) znajduje się kolejne miejsce budowy gigantycznego monumentu, który w przeciwieństwie do Mount Rushmore jest już w zgodzie z miejscowymi plemionami Indian Lakota i nie jest jeszcze ukończony.
Będzie to pomnik słynnego wodza Lakota – Szalonego Konia. Pomysłodawcą tej gigantycznej rzeźby był Polak – Korczak Ziółkowski. Pracował on przy rzeźbieniu Mount Rushmore i zdobył spore doświadczenie jak robić gigantyczne rzeźby. Zgłosiło się do niego kilku lokalnych wodzów Indian, którzy nawet mieli konkretną górę na myśli. Korczak wykupił tę górę od rządu USA, osiedlił się tam i rozpoczął pracę w roku 1948.
Korczak zmagał się z tą rzeźbą prawie całkiem samotnie przez całe swoje pozostałe życie i nie doczekał ukończenia nawet twarzy. Zmarł w roku 1982 i został pochowany u stóp przyszłego pomnika. Na szczęście jego praca nie poszła na marne i budowa największego pomnika na świecie jest dalej konturowana przez jego rodzinę i spadkobierców.
Obecnie prace sponsorowane są głównie z opłat za zwiedzanie i prywatnych datków. Na sierpień 2024 rok stan pomnika wygląda następująco:

Image

A tak będzie wyglądał gotowy kiedyś w odległej przyszłości:

Image

Nie widać dobrze skali ale ten pomnik będzie gigantyczny. Sama głowa ma 25 metrów wysokości a pomnik ma mieć rozmiary 195m na 172 metry. Głowy prezydentów to pikuś w porównaniu do gotowej rzeźby Szalonego Konia.
Najnowszym osiągniętym kamieniem milowym ostatniego roku jest ukończenie palca wskazującego

Image

Jest już gotowa twarz i dłoń Szalonego Konia

Image

Nowym pomysłem jest też dodanie pióra na sztorc na głowie Szalonego Konia - jest już pomysł jak te pióro dobudować (będzie miało kilkanaście metrów!)

Aby zobaczyć pomnik z bliska należy zapłacić 35usd od samochodu oraz po 5usd od osoby dodatkowo jak się chce podjechać blisko busikiem (na sam pomnik nie wolno wchodzić bo trwają prace). Ponieważ to nasz rodak jest pomysłodawcą więc bez oporów dokładamy cegiełki do dalszej budowy.

Image

Image

Kierowca autobusu (emerytowany wojskowy) opowiada nam całą historię Korczaka, który dla niego jest bohaterem amerykańskim (sic!) i z dumą przedstawia wszystkie szczegóły budowy i ciekawostki z przeszłości.

Image

Wokół dawnego domu Korczaka powstało muzeum indiańskie, które chętnie zwiedzamy.

Image

Są też inne rzeźby Korczaka w tym jego najsłynniejsza – popiersie Paderewskiego

Image

Można też oglądać prymitywne narzędzia, których używał Korczak i jego ekipa przy rzeźbieniu twarzy. Tu wiekowy kompresor nazywany „Budda”

Image

Przyznam, że było o wiele ciekawiej niż na Mount Rushmore. Moje dzieciaki zachwycone tą historią i w szoku, że kompletnie nie wiedziały o takim przedsięwzięciu (ale zapewne większość z Was czytających słyszy o Szalonym Koniu i Korczaku też po raz pierwszy).

To nie koniec atrakcji na ten dzień. Chcę jeszcze zobaczyć Devils Tower, która znajduje się już w Wyoming ale od Szalonego Konia dzieli ją 180km. Jedziemy przez całe Blach Hills pięknymi górskimi trasami mijając od czasu do czasu senne miejscowości żywcem wyjęte z czasów Dzikiego Zachodu:

Image

Zajeżdżamy też do Jewel Cave National Monument – zespół pięknych jaskich, które kilometrami ciągną się pod Black Hills ale wejścia są na konkretne terminy i musielibyśmy czekać prawie 3 godziny na slot – odpuszczamy ale w pamięci na przyszłość.

No ale co to jest Devils Tower? Starsi podróżnicy z pewnością pamiętają jeden z pierwszych hitów sc-fi Stevena Spielberga – film „Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia”. Rodzicie zabrali mnie na niego do kina chyba we wczesnej podstawówce. Był wtedy dla mnie niesamowity, pełen wspaniałych efektów specjalnych i muzyki i ze świetną fabułą. Dobrze ogląda się go nawet dzisiaj – solidne kino sc-fi. Zapamiętałem bardzo dobrze miejsce lądowania statku kosmicznego – ten obraz mam od zawsze przed oczami (tu fotos z filmu):

Image

No tak – ta góra istnieje naprawdę i nazywa się właśnie Devils Tower. Już z oddali wygląda niesamowicie:

Image

Image

Można podjechać pod samą podstawę samochodem (wstęp na parking 25usd ale działa też karta roczna na parki USA) i pójść na szlak 1,5h dookoła tej niesamowitej góry. Tak właśnie robimy.

Image

Devils Tower jest tak zwaną intruzją wulkaniczną czyli zastygłym pasmem lawy, które zostało wypiętrzone w procesach górotwórczych i obrobione przez wiatr i wodę.

Image

Przyznam, że z bliska ta góra sprawia niesamowite wrażenie – nic takiego podobnego nie widziałem jeszcze na świecie.

Image

Obchodzimy ją dookoła „amerykańskim” wybetonowanym szlakiem. Wokół biegają pieski preriowe - mega zabawne stworzonka:

Image

Image

Uff cały dzień na świeżym powietrzu i w trasie. Wracamy w okolice Rapid City na wieczór aby porządnie odpocząć, bo następnego dnia czeka nas Park Narodowy Badlands i przejazd przez całą Dakotę Południową

Stay tuned…
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
30 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#4 PostWysłany: 29 Sie 2024 18:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Park Narodowy Badlands znajduje się tylko godzinę jazdy od Rapid City. Wyjeżdżamy wcześnie rano bo oprócz parku mamy do przejechania całą Dakotę i Minnesotę.
Sam park jest bardzo mało znany, nie występuje wśród największych atrakcji USA w większości przewodników i łatwo go przeoczyć. Tym bardziej byłem ciekawy czego mamy się spodziewać na miejscu.
Wstęp kosztuje tyle co wszędzie czyli 35usd od samochodu chyba, że ktoś ma kartę roczną. Niestety zarząd Parków Narodowych postanowił ukrócić w tym roku powszechną praktykę dopisywania drugiego właściciela do karty rocznej i nie ma już możliwości odkupienia od kogoś karty i dopisania się ☹.
Zaraz po wjeździe wita nas małe stado bizonów. Dla moich dzieci to debiut, widzą bizony amerykańskie na wolności po raz pierwszy w życiu:

Image

Wszędzie dookoła pełno też piesków preriowych, zawsze jeden stoi na czatach gdy reszta buszuje dookoła:

Image

Zwiedzanie Parku Badlands jest "po amerykańsku" klasyczne. Jest przejazd główną drogą nr 240 i co chwila zatrzymanie na parkingu na ciekawy punkt widokowy zwany tutaj „overlook”. No to pierwszy z nich, Pinnacles Ovelook:

Image

Image

Image

Image

No to jest właśnie Badlands, jesteśmy na krawędzi klifu, który przechodzi w księżycowy krajobraz kanionów wyżłobionych przez prehistoryczne rzeki i składający się wielokolorowych skał osadowych

Image

Image

Image

Punkty widokowe usiane są gęsto wśród drogi i mimo powtarzającego się krajobrazu zatrzymujemy się dość często bo jest tu po prostu ładnie:

Image

Image

Image

Na horyzoncie rozciąga się preria, taka prawdziwa z filmów o Indianach 😊

Image

Image

Image

Indianie Lakota mieli tu swoje tereny łowieckie a cały Badlands uważali za święte miejsce

Image

Image

Kolorystycznie jest naprawdę ciekawie

Image

Image

Można wygrodzonym pomostem pójść dosłownie „na prerię” pamiętają, że to amerykański Park Narodowy.

Image

W pewnym momencie zaczynają się bardzo ciekawe formacje skalne

Image

Image

Jest też możliwość pospacerowania wśród bardzo ciekawych skałek

Image

Image

W tych górkach odnaleziono mnóstwo pozostałości dinozaurów i innych gadów i ssaków ery jurajskiej

Image

Wszędzie są tablice ostrzegające przed „rattlesnake” Hmm jakoś mi to nic nie mówi dopóki syn nie krzyknął – Taaata! uwaga – grzechotnik!!!

Image

No jest…

Brzęczy tą swoją grzechotką normalnie jak na jakimś filmie przyrodniczym (to pusty odcinek ogona z kawałkiem jakiejś twardej grudki w środku – prawdziwa grzechotka)

Image

Lepiej się nie zbliżać, jest jadowity i jak się nie dostanie szybko serum to bye bye….

Image

Ostatnia część parku ma więcej fajnych ścieżek do przejścia idziemy na dwa proste szlaki

Image

Image

I ostatnie spojrzenie na Badlands. W sumie nazwa całkowicie zasłużona.

Image

Całe przejechanie i łażenie zabrało nam około 3 godzin. Ruszamy dalej w trasę. Całą Dakotę Południową przecina autostrada międzystanowa I90. Miłe jest ograniczenie prędkości, można legalnie ciąć 80mil/h. Przy wjeździe na autostradę jest jeszcze silos rakiety Minuteman – relikt z czasów zimnej wojny, chcemy go odwiedzić ale na bramie wisi kłódka ☹
Dookoła preria po horyzont i nic więcej

Image

Krajobraz zmienia się dopiero jak przekroczymy rzekę Missouri, pojawiają się pola uprawne i małe miejscowości. Klimat zmienia się diametralnie.

Za Sioux Falls wjeżdżamy do Iowa.

Image

Zawsze chciałem zobaczyć Iowa, podobno najnudniejszy stan USA. Sam tego nie wymyśliłem, poznałem kiedyś znajomą, która osiadła w Sioux City i powiedziała mi, że jeżeli chcę coś zwiedzić w Iowa to …. najlepiej pojechać do innego stanu 😉 Może wy macie jakieś inne doświadczenie?
W każdym razie w Iowa tankuję, jemy coś na stacji benzynowej i podziwiamy niekończące się płaskie pola kukurydzy aż po horyzont… fotek brak no bo nie było czego focić 😊
Aaa przepraszam, zwiedzamy jeszcze Hawkeye Point, najwyższe miejsce w stanie Iowa. Jest na parkingu i ma całe …. 1670 feet czyli 500m (ale cała Iowa leży na takiej wyżynie więc to nie jest żadna góra).
Pozostaje nam przejechanie calutkiej Minnesoty z powrotem aż do Minneapolis co udaje się zrobić już na wieczór. Śpimy w tanim Hamptonie (suite na 5 osób za 540zł) przy Mall of America.
Bardzo wcześnie rano musimy oddać samochód na MSP i mamy przelot American Airlines do Chicago. Trzeba uważać bo lotnisko w Minneapolis ma dwa punkty oddawania samochodów z wypożyczalni – po jednym na każdym terminalu, my oddaliśmy nieświadomie nie na naszym więc rano była nerwówa aby przemieścić się tramwajem na drugi terminal.
Lądujemy ciągle wcześnie rano w Wietrznym Mieście – pogoda ma być super!

Image

c.d.n.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
27 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 03 Wrz 2024 10:06 

Rejestracja: 07 Kwi 2016
Posty: 92
Loty: 64
Kilometry: 277 185
Super, lubię takie relacje z mniej oczywistych miejsc w usa.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 10 Wrz 2024 16:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Moja relacja zwalnia w Chicago na całe trzy dni. Mam tutaj zajęcia służbowe od rana do późnego popołudnia i wypuszczam moją rodzinkę samotnie na miasto. Spotykamy się dopiero wieczorami.
Dzieciaki mają żelazny punkt 😊 W Chicago znajduje się siedziba McDonalda i w biurowcu jest taka szczególna restauracja, gdzie serwują menu z całego świata. Oczywiście nie codziennie ale można zjeść nietypowe burgery, sałatki i inne wynalazki.
Ja za to codziennie stołuję się w Billy Goat’s. To bardzo wysoko oceniana lokalna burgerownia, do której mam blisko.

Image

Image

Menu bardzo tanie jak na ścisłe centrum Chicago a na dodatek burgera można skomponować sobie samemu dobierając składniki własnoręcznie - polecam

Image

Image

Jeszcze jedna atrakcja kulinarna nam się przydarza – idziemy na podobno słynną chicago pizza. Smakuje hmm.. normalnie ale dzieciaki wiedzą swoje – składniki są odwrócone i z dużą ilością sosu pomidorowego na wierzchu.

Image

Rodzinka znalazła jeszcze jeden polski akcent miasta – rzeźby Magdaleny Abakanowicz nazwane Agora w Parku Granta.

Image

Wieczorem mamy czas na wspólny spacer – centrum Chicago wygląda obłędnie

Image

Image

Ciekawą atrakcją są wycieczki kajakiem po zmroku

Image

Ale są i mroczne zaułki żywcem wyjęte z filmów

Image

Ja osobiście polowałem na Teslę Cybertrucka. Chciałem koniecznie zobaczyć na żywo ten samochód i bach! W Chicago to żaden problem, jest ich wszędzie pełno

Image

Image

Image

Kończymy drugi etap naszej podróży i przemieszczamy się do Miami z AA. Tam tylko szybki nocleg na przylotniskowym Embassy Suites (fajne darmowe i szybkie transfery lotniskowe) i następnego dnia o 9 rano czeka na nas Delta (kupiona za mile: 10000mil RT plus 160usd) na króciutki, 45 minutowy lot do Hawany.

Image

No teraz nasza wyprawa naprawdę nabierze rumieńców.

Stay tuned…
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
19 ludzi lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 11 Wrz 2024 23:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Wyprawa na Kubę z USA to trochę szalony pomysł. Po pierwsze zostaniemy pozbawieni możliwości wjazdu do Ameryki na ESTĘ. Na szczęście ja i moja dziatwa mamy zrobione już dawno wizy i tylko dorabiamy brakującą mojej żonie (jej ESTA i tak wygasła).

Po drugie Kuba została wpisana przez USA na listę krajów terrorystycznych i formalnie jest zakaz wyjazdów turystycznych dla obywateli USA. No ale my to Polacy 😊 więc będziemy próbować.

Po trzecie trzeba zdobyć wizę kubańską. To akurat jest najprostsze. W naszym przypadku udaliśmy się do warszawskiego biura Sigma Travel i kupiliśmy „wizy” kubańskie w kasie. No to nie żart. Wydawane są jako „Tarjeta de Turista” i kosztują po 130zł od osoby w formie składanej tekturowej karty. Wypełnia się je samemu.

No i ostatnia czynność (oprócz kupienia biletów 😊) – należy przy odprawie online w USA wypełnić ankietę i odpowiedzieć na pytanie o powód wyjazdu na Kubę. Główne kategorie to „odwiedzenie rodziny” , „nauka” lub „leczenie”. Ale jest jeszcze jedna kategoria, która nam odpowiada: „support of the Cuban people”. No i ją właśnie wybieramy, dopiero wtedy system wydaje nam karty pokładowe.

Przy bramce właściwie sami Kubańczycy mieszkający w Miami. Cała odprawa i zapowiedzi odbywa się po hiszpańsku, obsługa Delty w Miami nie zadaje sobie trudu wysławiać się po angielsku na lot, w którym zwykle siedzą sami „amerykańscy” Kubańczycy.

Wszyscy objuczeni są mega wielkimi bagażami podręcznymi i plecakami. Zakładam (i słusznie), że luki towarowe też są pełne po sufit. Na Kubie brakuje właściwie wszystkiego przez amerykańskie embargo.
Na szczęście mamy niską grupę do boardingu i udaje się jakoś upchać nasze walizki kabinowe. Przy checkin jeszcze jedna akcja – sprawdzają czy mamy Tatjeta de Turista wypełnione zgodnie z paszportem, więc nie da się bez tego polecieć.
No i jesteśmy jedynymi bladymi twarzami w całym samolocie 😊, zero innych podróżników oprócz pełnego samolotu Kubańczyków.

Zaplanowałem na Kubie 5 dni. I z premedytacją nie mam zamiaru jakoś szalenie objeżdżać wyspy tylko chcę z rodzinką udać się do Trinidad i zamieszkać u lokalnej kubańskiej rodziny w Casa Particulares. Będziemy prawie 3 dni w Trinidad a potem półtora dnia w Hawanie.

Nocleg w Trinidad znalazłem przez AirBnB, wybór jest bardzo duży, jest nas piątka i znajdujemy casę gdzie do dyspozycji są pokoje z łazienkami i podobno z klimą. Koszt na trzy noce to 1140zł, żona wybrała i zdecydowała więc nie dyskutuję 😉
Pozostał mi transport z lotniska w Hawanie do Trinidad. To prawie 330km w jedną stronę. Nasz host z AirBnB z którym korespondowałem to Kubanka mieszkająca chyba w Miami mająca kontakt z rodziną w Trinidad, więc na każde moje trudne pytanie o transport musiałem trochę poczekać na odpowiedź. No okazuje się, że nasz przylot jest o około 11.30 i z samego lotniska nie załapiemy się na żadne Taxi Collectivo do Trinidad a Viazul rusza tylko rano i ostatnio jest nieregularny.
Koniec końców zgadzam się na zwykłe taxi ale z koniecznie klimatyzacją (jest sierpień i są mega upały). Cena jest od osoby bo niewykluczone, że jeszcze ktoś oprócz nas się z nami zabierze. Co kraj to obyczaj! Sprawdzam ceny w starych relacjach i zgadzam się na 42USD od osoby (jest nas piątka przypominam).

Sam lot do Hawany z Miami trwa niecałe 45 minut. Szokująco szybko ale i odległość nie jest jakaś duża.
Po wylądowaniu ustawiamy się w kolejkę dla obcokrajowców (jest krótka, kilka osób przed nami z innych samolotów) i jeszcze trzeba pokazać QR kod zrobiony wcześniej na kubańskiej stronie Dviajeros (prosta ankieta online po której od razu dostaję się ten kod QR, na dwa dni przed przylotem), ustawić się do kamerki i pokazać w okienku rezerwację na bilet powrotny. No i bach! – witamy na Kubie Anno Domini 2024.
Ale upał! Na zewnątrz rój taksówkarzy ale stoi również pan z karteczką z moim nazwiskiem 😊
Tak wygląda terminal międzynarodowy:

Image

Pierwszy kontakt z motoryzacją kubańską na parkingu

Image

Zabiera nas wiekowy dodge caravan, powiązany w kilku miejscach drutem. Kierowca mówi, że wiezie tylko nas, nie ma innych chętnych. Klima działa więc te 5 godzin jazdy jakoś przeżyjemy.
Rozglądam się i dookoła leciwa motoryzacja poradziecka (łady i moskwicze), japończyki z lat osiemdziesiątych, trochę nowych Koreańczyków i …. oczywiście stare amerykańskie krążowniki z lat 40-tych i 50-tych.
Omijamy Hawanę i już na pierwszym skrzyżowaniu stoi rozkraczona łada. Widok – jak w Polsce w latach 80-tych 😊

Image

Przez pół wyspy od Hawany w kierunku Santa Clary biegnie trzypasmowa „autostrada” w standardzie kubańskim. Co jakiś czas zwalniamy na niej aby wolniutko przejechać przy kontroli milicyjnej – na szczęście nas nie zatrzymywali. Droga jest pusta, trzy pasy po których większość czasu hula wiatr, można spokojnie kręcić filmy apokaliptyczne.
Pytamy kierowcy o ruch drogowy i dowiadujemy się, że od początku roku podniesiono drastycznie ceny paliwa (5-krotnie!) i po prostu większość Kubańczyków już nie stać na jeżdżenie samochodem.
Co jakiś czas mijamy takie stare amerykańskie cuda w całkiem dobrym stanie:

Image

Image

Image

W połowie drogi, niedaleko Aguada de Pasajeros kończy się dla nas autostrada i trzeba zjechać na zwykłą, mocno dziurawą drogę w kierunku Trinidad. Stajemy na postój przy stacji benzynowej.

Image

Image

Obok jest sklep spożywczy, zaglądam, uśmiecham się i wołam dzieci – Zobaczcie jak wyglądały sklepy spożywcze za komuny w Polsce! – dzieciaki kompletnie nie rozumieją o co mi chodzi do momentu kiedy weszły do sklepu. Zajęło im to chwilę ale wpadły na to same 😊
- No moment, a gdzie są towary??? – no właśnie jest wielka lada a na niej jedna półka od prawej do lewej z octem, druga półka tylko z olejem, trzecia z jakimiś wielkimi puszkami a na czwartej tylko rum po horyzont! Nic więcej w tym sklepie nie ma! Wspaniała pierwsza lekcja realnego socjalizmu!
Mijamy Cienfuegos oblepione takimi banerami:

Image

Image

W końcu po pięciu godzinach dojeżdżamy do Trinidad.

Image

Kierowca zawozi nas pod same drzwi casy, gdzie już czeka na nas starsze małżeństwo z córką i wnuczką. Będziemy mieszkać trzy dni razem z nimi, no jest pięknie i kolorowo.

Image

Nie mamy peso więc Lilian proponuje nam wymianę oczywiście po czarnorynkowym kursie. Kurs oficjalny to 120 peso za dolara lub euro a czarnorynkowy na sierpień 2024 to ….. 300peso!! No niezła inflacja (na połowę września już 330peso!)

Image

Mamy całe popołudnie na spacer po zabytkowym i wpisanym na listę UNESCO centrum Trinidad.

Image

Image

Image

Image

Image

Ulice są puste, prawie nie ma innych turystów

Image

Image

Image

Wszędzie widać miejscowych wyglądających z okiem lub siedzących na progach domu. W oknach w całym mieście nie ma szyb, tylko kraty…

Image

Image

Image

Trinidad przypomina trochę skrzyżowanie Kazimierza nad Wisłą z Bodzentynem z wczesnych lat 50-tych.

Image

Image

Image

Image

Image

Ścisłe centrum to odnowione domy i katedra (była zamknięta cały czas podczas naszego pobytu)

Image

Image

Image

Image

Image

Po prostu spacerujemy chłonąc niesamowite klimaty i podziwiając kolory

Image

Image

Casa Particulares, gdzie oficjalnie można przyjmować turystów oznaczone są niebieską kotwicą (czerwona oznacza, że mieszkają turyści kubańscy)

Image

Jest tu słynna kawiarnia „La Bodeguita del Medio” gdzie mojito pijał sam Ernest Hemingway.

Image

W lokalu nie ma oprócz nas żywej duszy a klimat tego miejsca jest niesamowity:

Image

Image

Image

Nie możemy sobie odmówić kolejki mojito (dzieci dostają wersję bez alko). Cena trochę powala (5usd) ale byłem na to przygotowany.
Zza lady widać odręczny podpis Ernesta Hemingwaya. Druga „La Bodeguita del Medio” jest w Hawanie tuż przy katedrze.

Image

Stare samochody parkują też na ulicach.

Image

Image

Image

Nasza casa ma wewnętrzne schody prowadzące na piętra i płaski dach, gdzie można się zrelaksować na bujanych krzesłach. Widoczki też ciekawe:

Image

Image

Image

Pytamy Lilian o jakąś przystępną cenowo i dobrą knajpkę – kieruje nas w przeciwną stronę od centrum. Trochę rzednie jej mina, dopytuję o co chodzi – no chciała by dla nas ugotować jutro obiad ! – No w to nam graj, cieszy się bardzo, od rana będzie gotować „ropa vieja”
Idziemy do knajpy, w karcie mojito i cuba libre za 1,2usd 😊 oraz dania z owoców morza w cenie 10-12 usd. Wyobrażam sobie, że dla miejscowych to kosmos. Zarobki oficjalne na Kubie wahają się w przedziale od 30 do 100usd miesięcznie!!

No danie za 12usd to wypas:

Image

Do tego cuba libre oczywiście.

Image

Na zewnątrz przechodzi gwałtowna ale krótka ulewa, przeczekujemy przy szklaneczce lokalnego trunku.
Trinidad w nocy po deszczu wygląda magicznie:

Image

Image

Image

Image

Image

Ale nie dane jest nam nacieszyć się długo z tego widoku, chwilę później w całym mieście wyłączają prąd. Zdążyliśmy do casy, Lilian odpala akumulator z ciągnika i parę małych żaróweczek w korytarzu umożliwia nam dotarcie do pokoi. Prąd wraca po północy a nim ożywczy powiew działającej klimy…
Takie mamy tu klimaty na Kubie, konkluduje Lilian wzruszając ramionami.
Jutro nowe wyzwania więc nie odchodźcie daleko od ekranu 😊
c.d.n.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
25 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#8 PostWysłany: 12 Wrz 2024 08:20 

Rejestracja: 25 Sie 2011
Posty: 9231
Loty: 1026
Kilometry: 985 211
platynowy
Nie mogłem się doczekać dalszego ciągu. I warto było czekać. A teraz moja niecierpliwość jest jeszcze większa. :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#9 PostWysłany: 13 Wrz 2024 17:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Pani Lilian wita nas rano przepysznym śniadaniem; sporo owoców, tosty na ciepło i jajecznica na życzenie 😊

Image

Ten dzień postanowiliśmy spędzić na odpoczywaniu. Niedaleko Trinidad jest piękna plaża zwana Playa Ancon. Pierwotny plan zakładał pojechanie tam po prostu autobusem miejskim ale jak zapytaliśmy o to Lilian to oświeciła nas, że bilety, owszem kosztują kilka peso ale tylko dla miejscowych! Bilet turystyczny to 5usd od osoby. No właśnie to jest Kuba, jedne rzeczy są niesamowicie tanie ale inne za to przesadnie za drogie.
Lilian podpowiada, że załatwi nam taki stary amerykański krążownik za 25usd na cały dzień do naszej dyspozycji. No juppi! W to nam graj 😊
Chwilę po śniadaniu podjeżdża pod naszą casę takie cudo:

Image

Chevrlolet BelAir, rocznik ’53

Image

Image

No gdzieś miałem nadzieję, że takim się przejedziemy na Kubie a tu od razu drugiego dnia do dyspozycji! Spokojnie mieścimy się do niego w 5 osób plus kierowca.
Jedziemy na plażę

Image

Image

Kierowca Juan uzgadnia z nami kiedy ma po nas przyjechać i zostawia nas na ….. no właśnie:

Image

Image

… na wspaniałej plaży!!

Image

Image

Do dyspozycji mamy wygodne leżaki wraz z czadowymi słomianymi parasolami.

Image

Przychodzi do nas Pani informując, że leżaki będą za darmo jak coś zamówimy w barze. No namówiła…. 😉

Image

Generalnie na naszym kawałku plaży jest pusto i kameralnie ale jak przejdziemy kawałek dalej to ukazuje się nam ośrodek wypoczynkowy, już mocno sfatygowany, no i plaża jest zatłoczona lokalnymi rodzinami z dziećmi.

Image

Image

Image

W sumie byłby to miły obrazek gdybym nagle nie zobaczył, jak jeden facet pije coś z puszki siedząc w wodzie i nagle ciska ją zgniecioną tak na plażę (dobrze, że w dzieciaka nie trafił!)
No co tu się dzieje? Otóż nikt nie ma żadnych oporów aby śmieci, puszki i butelki ciskać po prostu na piach!

Image

Przychodzi mi tylko jedno do głowy – stara komunistyczna mentalność: przecież to nie moje, plaża jest państwowa więc niech ktoś inny, nieokreślony się martwi.
Bardzo to burzy mój dotychczasowy wizerunek beztroskich Kubańczyków, którzy cierpią z powodu narastającego kryzysu…

No ale na innych odcinkach jest super czysto i ładnie.

Image

Image

Image

Tu czekają autobusy, które było dla nas takie drogie.

Image

Image

Tu chyba jakiś tajniak się czai i pilnuje

Image

Po paru godzinach idziemy jeszcze na lunch z owocami morza (ceny po 8usd za porcję) i zawijamy się z powrotem.

Image

Dla chętnych na plaży również wódeczka, jest i Wyborowa 😊, na Kubie nie da się kupić oficjalnie coca-coli.

Image

Odległość od Trinidad to około 12 kilometrów i jedzie się pół godziny.
Mijamy zatoczkę na której środku widać przewrócony kuter rybacki, ciekawe jak długo tak leży

Image

Image

W Trinidadzie mamy już ulubioną kawiarnię, to Cafe don Pepe. Położona w pięknym patio starych budynków serwuje szeroki wybór kaw i drinków.

Image

A oto cennik, przypominam, że 300 peso to 1 dolar czyli dziś około 3,9zł. Podczas całego pobytu w Trinidadzie byliśmy tu sześć razy 😊

Image

Na drugą część dnia wybieramy się na punkt widokowy Cerro de La Vigia. To półgodzinny spacer.
Jak się wyjdzie z obszaru w miarę odrestaurowanego starego miasta nagle wpada się w stare i zaniedbane uliczki, znikają przechodnie, okolica robię się trochę „creepy” a miejscowi dziwnie się na nas patrzą...

Image

Image

Image

Image

Image

Idziemy dzielnie. Z jednego z rozwalających się budynków wychodzi do mnie starsza Pani i coś woła, podchodzę bliżej i okazuje się, że prosi o paracetamol. Dopiero teraz przypomniałem sobie, że czytałem przed wyjazdem, że mają również niedobór leków. Sytuacja powtarza się jeszcze dwa razy z innymi kobietami po drodze. Chorobcia, no nic nie wzięliśmy, nie mamy co im dać. No to jest kolejna rzeczywistość obecnej Kuby …

Widoczek z góry na Trinidad i okolicę.

Image

Widać nieużywany już pas startowy.

Image

Jest dość gorąco i nieźle się zmachaliśmy. Nad nami krążą sępniki różowogłowe

Image

Image

Wracamy nawodnić się jeszcze raz w Cafe don Pepe:

Image

A następnie idziemy do pobliskiego Muzeum Do Walki z Bandytami (ale groźna nazwa). To ten budynek z wieżą:

Image

Okazuje się, że samo muzeum jest zamknięte ale można wejść na wieżę. Koszt to całe 70groszy od osoby.
Oto panorama Trinidad:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

A na półpiętrze spotykamy w końcu Che Guevarrę:

Image

Image

Image

Image

Na ulicy niedaleko otworzył się „sklep”. Zainteresowanie spore, można zobaczyć ceny podstawowych produktów.

Image

Dalej co chwila pojawiają się te fajne stare samochody ale ogólnie Trinidad jest pusty i wyludniony.

Image

Image

Image

Image

Image

Wracamy na nasz obiad. Lilian gotowała od samego rana ropę viechę czyli wolno gotowaną szarpaną wołowinę z warzywami. Zachodzimy w głowę jak zdobyła te wszystkie produkty. Ale mamy ucztę !

Image

Pod wieczór wychodzimy na spacer. Niestety nie uszliśmy nawet 200 metrów jak znowu w całym Trinidad wyłączyli prąd.

Image

Mija kilka chwil zanim ludzie nie odpalą żarówek z akumulatorów i generatorów – oczywiście do wyczerpania energii.
Robimy spacer po ciemnym mieście używając latarek z telefonu, tak jest niestety codziennie już od dość długiego czasu, co nam opowiedziała Lilian

Image

Image

Image

Image

Wieczór spędzam z żoną na dachu nasze casy podziwiając gwiazdy ze szklaneczką rumu w dłoni i zastanawiając się jaką najbliższą przyszłość czeka Kuba…

Image

Image

Image

Prąd wrócił po północy, jak w zegarku.

Stay tuned…
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
19 ludzi lubi ten post.
3 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#10 PostWysłany: 16 Wrz 2024 21:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Budzi mnie gwar za oknem, jest 6.30 rano i zaciekawiony wyglądam co się dzieje na ulicy.
Otóż mleko sprzedają – oto co się dzieje. Kolejna cegiełka rzeczywistości codziennej dzisiejszej Kuby.

Image

Kobieta sprzedaje mleko nalewając ludziom do plastikowych butelek z wielkiej kadzi. Kolejka zawija za róg ulicy… Pobudziłem dzieci aby im ten widok pokazać, były w szoku (my zresztą też)

Image

Na dziś zaplanowaliśmy odwiedziny w Valle de los Ingenios czyli w Dolinie Cukrowni. Jest to historyczny region uprawy i przetwórstwa trzciny cukrowej w czasach kolonialnych.

Do dzisiaj zachowały się nieliczne budynki plantatorów oraz pałac Manaca Iznaga, słynący z wysokiej wieży z dzwonem, który oznajmiał biciem początek i koniec pracy dla licznych niewolników, czas na modlitwy i ostrzeżenia pożarowe. Ze szczyty wieży obserwowano też pracę i wyłapywano tych nieposłusznych co chcieli uciekać.

Image

Uzgodniliśmy z Lilian, że weźmiemy tego samego Chevroleta co wczoraj z naszym wiekowym kierowcą Juanem. Nieśpiesznie nas tam zawiezie i pokaże wszystkie atrakcje za 40usd. Na drugą część dnia zaplanowaliśmy wizytę w Parc Natural de Cubano i trekking do wodospadu Javira.
Pierwszy postój nazywa się po prostu Valle de Ingenios Mirador. To wzgórze ze starymi budynkami plantacji i pięknym widokiem na całą dolinę.

Image

Image

Ciągle uprawia się tutaj banany, po wielkim planacjach trzciny cukrowej nie ma śladu.

Image

Kolejny przystanek to Manaca Iznaga. Przed budynkami plantacji i wieżą rozłożyły się stragany miejscowych. W sprzedaży głównie koronki, tkaniny, koszule i sukienki. Turystów jak na lekarstwo więc wszyscy wpatrują się w nas z nadzieją

Image

Image

Piękne laleczki, to na pewno lokalny wyrób a nie chińska podróba.

Image

Image

Zaczynamy od wieży. Wspomniany dzwon jest zdemontowany i można go podziwiać obok

Image

No trochę wspinaczki po schodach jest przed nami, wstęp jest płatny ale to koszt 70CUP więc poniżej złotówki.

Image

Image

Z góry oczywiście piękne widoki na Dolinę Cukrowni i pałac

Image

Image

Image

Image

Sam pałac to dziś restauracja, kilka sklepów i pozostałości zabudowań plantacji, oczywiście można wszędzie zajrzeć

Image

Bardzo fajne miejsce, wszystkim się bardzo podobało. Na koniec idziemy na degustację soku z trzciny cukrowej. Miejscowi dobrze się przygotowali na turystów z różnych stron świata 😊

Image

Sok wyciskany jest od razu na miejscu.

Image

Image

Przyznaję, że próbuję po raz pierwszy i o dziwo – bardzo dobrze smakuje, dzieci też są OK. Fajnie gryzie się taki kawałek trzciny co dostaliśmy

Image

Miejscowi dojeżdżają tu autobusikami, oczywiście dostępnymi dla turystów za dolary.

Image

Jedziemy do Parku Cubano, trzeba ponownie przejechać przez całe Trinidad, kilka obrazków z przedmieść, wszędzie kolejki.

Image

Z tej ciężarówki sprzedawali chleb… obrazki jak w PRLu

Image

„Mleko musi mieć szybki transport” 😉

Image

Do parku jedziemy szutrową drogą, nasz chevrolet miejscami ledwo daje radę. Co ciekawe spotykamy po drodze tylko takie samochody

Image

Image

Przy bramie parku Juan nas zostawia – Możecie tu spędzić tyle czasu ile chcecie. Będę czekał. W parku idźcie główną ścieżką a za około 40 minut dojdziecie do wodospadu, tam się można wykąpać – instruuje.
No ale wejście jest płatne. 10CUP dla miejscowych i …..10usd dla turystów – no zgroza po prostu.

Image

Płaczemy i płacimy, ruszamy na szlak. Na początek baaardzo ruchomy mostek:

Image

Image

Ścieżka przez dżunglę jest prosta ale to rzeczywiście prawie 40 minut spaceru.

Image

Image

Image

Po drodze spotykamy kolonie miejscowych groźnych os – lepiej nie drażnić

Image

Image

Są i inne przyrodnicze ciekawostki.

Image

Image

Image

Na końcu miejsce przy wodospadzie, gdzie można rzeczywiście wskoczyć do przyjemnej chłodnej wody i zrelaksować się na maksa – super spędzamy tu czas:

Image

Image

To było jedyne miejsce, gdzie spotkaliśmy większą grupę turystów zarówno miejscowych jak i z zagranicy. Jedna rodzina była na pewno ruska.
Na parkingu taka motoryzacja

Image

Image

Zeszło nam cały dzień. Żegnamy się z Juanem pod naszą casą i po odwiedzeniu Cafe don Pepe, po raz ostatni przechodzimy przez centrum Trinidadu.

Image

Image

w bocznych zaułkach już tak pięknie nie jest

Image

Image

Image

Image

Jeszcze obiad w knajpce po 10usd za porcje owoców morza i spokojnie czekamy aż wyłączą prąd 😊 w mieście. Tu o dziwo mojito było w cenie posiłku!

Image

Image

Ostatni wieczór w Trinidad tradycyjne na dachu naszej casy w ciemnościach przy szklaneczce lokalnego rumu.

Image

Image

Image

Jutro rano żegnamy Trinidad i mamy powrót do Hawany!
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
pawfazi uważa post za pomocny.
 
      
#11 PostWysłany: 16 Wrz 2024 23:06 

Rejestracja: 21 Mar 2018
Posty: 1631
złoty
W tym Muzeum Walki z Bandytami, które akurat było zamknięte, jednym z eksponatów była przepocona koszula Che Guevary :-)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 23 Wrz 2024 19:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Planowałem oryginalnie jechać do Hawany Viazulem ale nie szukałem go wcześniej. Dwa dni przed wyjazdem zapytałem o to naszą Lilian, ta gdzieś zadzwoniła i załamała ręce – Obecnie Viazul nie jeździ regularnie, nie da się go zorganizować już na nasz planowany dzień wyjazdu – nasza gospodyni proponuje w zamian taxi z klimatyzacją za 40usd od osoby. No dobra, zgadzam się, to i tak był mój plan B. Umawiamy się na niedzielę wcześnie rano aby mieć jeszcze sporo czasu w Hawanie.
Przychodzi do rozliczenia z Lilian. 420usd poszło na transport, noclegi opłacone przez AirBnB, założyłem, że jak opłacę obiad to zostanie mi około 100 dolarów na półtora dnia w Hawanie, najwyżej coś dobierzemy z bankomatu. Lilian kasuje nas po 8usd za obiad co wydaje mi się drogawo ale przecież nie będę się kłócił po fakcie, było smaczne.
Rano się żegnamy wylewnie i już mamy się zbierać do auta a tu Lilian słodziutkim głosikiem pyta – no a opłaty za śniadania?? No zbiła mnie z tropu, myślałem, że są w cenie casy – ale jednak nie są ☹ Trzy dni po pięć osób i robię się chudszy o 75usd. Zostaje nam 17usd i jakieś 5000 peso. Nocleg w Hawanie opłacony, 20usd zachowane na taxi na lotnisko w niedzielę (umówione dawno z hostem z Hawany), jakoś się przemęczymy, zawsze przecież można pójść do bankomatu.
Taxi zabiera nas o czasie, przejeżdżamy przez Cienfuegos i przy starym bloku kierowca zwalnia i trąbi – Tu mieszkam – chwali się:

Image

Image

W Cienfuegos zamiast reklam (których i tak nie ma na Kubie) na bilboardach wiszą plakaty propagandowe

Image

Image

Image

Image

Wracamy ciągle pustą autostradą. Ciekawe zjawisko, w wielu miejscach przy drodze stoją ludzie i widząc naszą taksówkę wyskakują na szosę machając zwitkiem banknotów. Nasz kierowca jest jednak twardy, mimo, że mamy jedno miejsce wolne (jedziemy starym chryslerem voyagerem) to nie zabiera nikogo.
Do Havana Vieja wjeżdżamy od strony północnej tunelem:

Image

Mamy miejscówkę z AirBnB wynajętą bardzo blisko Plaza de la Cathedral, w starej kamienicy na drugim piętrze. To olbrzymie mieszkanie pamiętające czasy przedwojenne pięknie odrestaurowane:

Image

Nasz host nie mieszka z nami, zostawia nam klucze i życzy miłego pobytu. Zostawiamy graty i idziemy w miasto. Oto pierwsze widoczki z naszej ulicy:

Image

Image

Image

Image

Tuż przed Plaza de la Cathedral znajduje się drugi lokal La Bodeguita del Medio. Ten dla odmiany jest pełny ludzi i w środku grają akurat przeboje Buena Vista Social Club.

Image

A Plaza de la Cathedral jest kompletnie pusty – gdzie są turyści ja się pytam??

Image

Katedra jest zamknięta na cztery spusty.

Image

Image

Image

Tylko jeden gość się nam podejrzanie przypatruje 😉

Image

Znajduje się tu też ciągle działająca najstarsza hawańska skrzynka pocztowa

Image

Nieśpiesznie idziemy przejść się po uliczkach starej Hawany, jest pusto ale i kolorowo

Image

Image

Image

Image

Image

Pierwszy maluch, którego spotykamy wzbudza naturalne zainteresowanie

Image

Opowiadam dzieciom miejską legendę jakoby Polska eksportowała maluchy na Kubę w zamian za pomarańcze… kto tam wie jak naprawdę to było?

Image

Castillo de la Real Fuerza jest też zamknięty ☹ możemy pooglądać przez mur i kraty

Image

No dobrze, nie ma turystów na ulicach ale gdzie podziały się samochody? Szerokie ulice Hawany są puste, ruch jest znikomy. Czyżby ceny benzyny całkowicie wymiotły prywatny ruch samochodowy na Kubie? Tak twierdził właśnie nasz kierowca taxi. Na autostradzie to jeszcze nie było takie szokujące ale w centrum Hawany to można sobie przejść przez dowolną arterię w dowolnym miejscu bez oglądania się na światła.

Idziemy pod budynek kapitolu pooglądać stare amerykańskie krążowniki, które mają tam „bazę”.

Image

Po drodze jeszcze El Floridita - ulubiony lokal Hemingwaya, obok La Bodeguity.

Image

Image

Zaglądam do środka – pustawo, gdzie są turyści?

A to kolekcja starych amerykańskich krążowników

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Idziemy na obiad do fajnie wyglądającego lokalu La Dichosa czyli „Błogosławiona”. Cennik zachęca – nie mamy za dużo peso a 490cup za porcje kurczaka to jest coś w granicach 6zł

Image

Image

Image

W środku ścisk ale dla nas stolik się znajduje. Oto rzeczony kurczak plus hemingwayowskie daquiri i mojito

Image

Image

W lokalu instaluje się zespół i za chwilę goście wstają od stołu i tańczą pomiędzy stolikami – no ale czad!

Image

Image

No dobra, wydałem prawie całe peso, trzeba podreperować budżet udając się do bankomatu. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Odwiedzamy może 7 bankomatów w okolicy i wszystkie są nieczynne. Banki zamknięte bo to niedziela. Hmm zostało mi 17usd, no jutro jest poniedziałek to coś się wykombinuje. Za pozostałe peso kupuję do degustacji lokalne piwo, wodę i jakieś ciastka na wieczór w małym sklepiku w oknie prywatnego domu. To był najlepiej zaopatrzony sklep jaki spotkałem na całej Kubie!

Image

Image

Tuż przed zachodem słońca idziemy na duży deptak zwany El Malecon. Zachód słońca jest niesamowity nawet przy lekko zachmurzonym niebie.

Image

Image

Przy Malecon stoi rząd starych budynków z czego może co 10-ty jest odnowiony. Wygląda to bardzo żałośnie.

Image

Widać, że Hawana to musiało być kiedyś przepiękne miasto, które do dzisiaj zachowało cień swojego charakteru. Mnóstwo budynków jest w stanie agonalnym, nikt nich nie remontuje.

Image

Image

Spacerujemy po zmroku po starej Hawanie, nie mam żadnych obaw o bezpieczeństwo. Odnowione są tylko okolice opery i kapitolu

Image

Image

Image

W nocy zabawa trwa na ulicy do rana – co innego mają ci ludzie robić jak brak jest wszystkiego? Ale za to jest prąd!

Image

Mamy jeszcze jeden śmieszny epizod z naszą kwaterą. Mamy apartament na drugim piętrze starej kamienicy a po drodze, na piętrze pierwszym są otwarte drzwi do mieszkania pod nami i za każdym razem jak przechodzimy po schodach, pojawia się w nich starsza Pani, dziwnie ubrana z makabrycznym uśmiechem. Straszy skutecznie moje dzieciaki, dostała szybko ksywę „Creepy Lady” . Przy kolejnym przejściu przez korytarz robię jej fotkę z ukrycia – no można się wystraszyć!

Image

Rano wstajemy głodni z wizją zdobycia więcej kasy i zjedzenia porządnego śniadania. No niestety, bankomaty dalej nie działają a co gorsza przed kilkoma działającymi bankami dzieją się dantejskie sceny, stoi może po kilkaset osób i panuje chaos – dopytujemy i okazuje się, że generalnie jest bryndza, kasę nie mogą wybrać miejscowi a co dopiero my turyści.

Image

Hmm jak nakarmić 5-osobową rodzinę za 17usd od rana do wieczora? – Challenge accepted 😉

W drzwiach pobliskiej nieczynnej restauracji rozłożył się gość sprzedający kanapki – z mortadelą za 30 a z serem za 20 centów 😊 – no i śniadanie z głowy! Na obiad pójdziemy do małej pizzerii, którą widziałem niedaleko naszej kwatery i ceny były w granicach 3usd za pizzę. To jeszcze starczy na kolejkę mojito, która w pobliskim barze kosztuje po przeliczeniu 80 centów za drinka! To 3zł – najtańsze mojito w naszym życiu 😉

Image

Image

No ale z pizzą jeszcze inna historia. Jest menu, dzieci sobie wybierają różne rodzaje dodatków do pizzy, zamawiam – Pani odpowiada smutno – Mam tylko ser i pomidory, innych składników nie udało mi się zdobyć dzisiaj – jemy więc zapychającą ale monotonną w smaku okrągłą wielką bułę udającą ciasto z serem i sosem pomidorowym. Koniec kasy, jestem na zero (z zaskórniakiem 20usd na taxi).
Najedzeni i napojeni zwiedzamy dalej Hawanę. Nagle w poniedziałek ulice zaroiły się od miejscowych, których głównym celem jest ….. stanie w kolejkach do każdego otwartego sklepu.

Image

Image

No mam deja vu pełną gębą końcówki socjalizmu w Polsce a dla dzieci kolejna bezcenna lekcja

Ale oprócz tego mamy piękny słoneczny dzień i dalej chodzimy po starej Hawanie. Na placu Franciszka z Asyżu oprócz ładnego ale zamkniętego kościoła można przysiąść się do Chopina.

Image

Image

oraz zwiedzić muzeum czekolady

Image

Niedaleko jest wspaniały mural pokazujący jak w XIX wieku wyglądali obywatele Hawany.

Image

Image

Image

W poszukiwaniu Muzeum Rumu trafiamy na ładny ale pusty Plaza Vieja

Image

Image

Ciekawa rzeźba przedstawiająca nagą kobietę w szpilkach z wielkim widelcem ujeżdżającą koguta - to jest art cubana po prostu!

Image

No i samo muzeum rumu – wchodzimy na dziedziniec tylko po to aby dowiedzieć się, że jest zamknięte – no to jakieś fatum normalnie.

Image

Image

No to może słynna Fabryka Cygar Partagas?

Image

Zamknięta na głucho! Co tu się dzieje? Przed budynkiem łapie nas lokaleska i koniecznie chce zaoferować cohiby – idziemy za nią w podejrzany zaułki, wchodzimy do jakiejś klatki schodowej i w prywatnym mieszkaniu w kuchni w szafce pod stołem jest pełen wybór. Pudełko 10szt cohib za 100usd! No i co z tego jak: a) nie mam żadnej kasy b) i tak nie można wywozić cygar z Kuby do USA – jest egzekwowany zakaz. Coś ściemniam, że wrócę jutro z kasą i przy okazji wypytuję czemu fabryka nie działa. No pani smutnieje i opowiada, że to przez to amerykańskie embargo od 2021 roku. Nikt nie chce kupować ich cygar na Karaibach bo boją się Amerykanów, eksport do USA zamarł zupełnie to i fabryka nie pracuje bo nie ma zbytu. Coś tam remontują po trochu w oczekiwaniu na zmiany… No smutne, jedno cygaro na prezent kupię na lotnisku (da się zapłacić kartą) i jakoś je w kieszeni przemycę...

Poluję na maluchy i duże fiaty, sporo ich jeździ:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wałęsamy się jeszcze po uliczkach i zaułkach podziwiając architekturę i murale

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na końcu spotykamy w końcu Fidela! Jedna fota na całe miasto, no ale niedaleko czołgu na którym jeździł podczas rewolucji i odpierania ataków w Zatoce Świń.

Image

Image

Po południu mamy chyba już dość zwiedzania i łażenia więc zamówionym przez hosta pięknym Chevroletem udajemy się na lotnisko na lot powrotny Deltą do Miami.

Image

Po drodze jeszcze szybkie zwiedzanie Plaza de la Revolucion

Image

Z odprawą nie ma żadnych problemów, na airside terminalu międzynarodowego jest ciasno ale da się wytrzymać. Nie da się kupić coli tylko taki wynalazek do picia

Image

Cała flota Cubany jest uziemiona na lotnisku, wygląda to marnie niestety. Chciało by się jeszcze kiedyś polecieć Iłem 96-tym a tak mogę go tylko oglądać przez brudne szyby terminalu.

Image

Do Miami zabiera nas Boeing 737 Delty. Znowu my to jedyni turyści na pokładzie, w lukach bagażowych dla odmiany hula wiatr, nikt nie ma prawie dużych bagaży podręcznych.
Trochę się obawiałem powrotu do USA z Kuby. W Miami w kolejce kołczuję rodzinkę na wypadek przepytywania co robiliśmy na Kubie, o mieszkaniu u lokalesów, wspierania itp. W okienku urzędnik bierze nasze paszporty, skanuje i ….. życzy nam miłego pobytu w Miami!! No poszło jak z płatka.
Welcome to USA!

Image

Kulminacja dnia to wizyta w Panda Express mojej głodnej młodzieży i wyżerka na całego. Jakie to piękne uczucie gdy mogę zamówić co chcę i zapłacić kartą bez oglądania się na ceny! No z Hawany do Miami jest tylko 380 kilometrów ale za to Kubańczyków to cała epoka różnic! Dla nich Floryda, Miami i reszta świata są po prostu na innej planecie…

My w międzyczasie mamy kolejny nocleg na lotniskowym Homewood Suites (za 500zł za 5 osób ze śniadaniem) i następnego dnia rano w planach przelot na Jamajkę aby zacząć zupełnie nową podróżniczą przygodę!

Stay tuned!
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#13 PostWysłany: 24 Wrz 2024 15:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Ktoś mnie zapytał dlaczego nie polecieliście na Jamajkę bezpośrednio z Kuby, to przecież blisko. No może i blisko tylko nie ma lotów. Kubańczycy nie latają na wakacje, nie mają paszportów! Kłania się po raz kolejny ustrój socjalistyczny pełną gębą. Trzeba było wrócić do Miami a stamtąd do wyboru do koloru lotów na Jamajkę. Ja wybrałem American Airlines bo ten bilet mogę dostać za Avioski 😊.

Składam połączenia Miami – Montego Bay a powrót z Montego Bay przez Charlotte do Bostonu. Wszystko za mile. Poszło od osoby 8250 Aviosów na odcinek z Miami na Jamajkę z dopłatą 200zł a potem z Montego Bay do Bostonu już wzięli 25000 Aviosów z dopłatą 415zł (dwa odcinki).

Lot ma być rano ale na tablicy wisi opóźnienie. Rozpoczyna się parogodzinna komedia niekorzystnych zbiegów okoliczności. Nasz oryginalny samolot ma duże opóźnienie w przylocie do Miami więc zmieniają na inny – pierwsze opóźnienie. Przylatuje – robimy boarding, już już prawie start – ale nie! Uszkodzenie komputera pokładowego, naprawiają – czekamy. Naprawili, już już mamy polecieć a tu nagle walnął niedaleko piorun (od rana było burzowo). Zrezygnowanym głosem purser opowiada, że cała ekipa naziemna uciekła z płyty. Już byliśmy podpięci do ciągnika na wypychanie i zabrakło dosłownie minuty. W Miami jest taka procedura, że jak walnie piorun w okolicy lotniska, to cała ekipa z płyty chowa się na 15 minut. Niestety przez najbliższą godzinę słyszymy co 10-12 minut pioruny. Ok burza przeszła. Już maja nas wypychać kiedy odzywa się kapitan i mówi, że niestety załodze wyszły godziny i związki zawodowe nie pozwalają im pracować. Zrobili nam bye bye i sobie poszli – wszyscy, łącznie ze stewardesami, życząc nam powodzenia! Za kolejną godzinę (siedzimy w samolocie już dobre 3 godziny na płycie) wpada steward i ogłasza, że zgłosił się na ochotnika i centrum kompletuje resztę załogi z ochotników. Pół godziny później wchodzi kapitan i zaraz odzywa się wesoło, że miał w planach na dzisiaj lot do Dallas ale Montego Bay i Jamajka to o wiele lepszy wybór. Już oczyma duszy współczuję tym pasażerom siedzącym w samolocie do Dallas i widzących pilota wychodzącego z kokpitu i szukającego okularów przeciwsłonecznych i kremu do opalania ;)
No ufff – startujemy w końcu wśród głośnych braw pasażerów. Na szczęście nie mamy restrykcji czasowych na Jamajce. Po prostu skrócili nam dzień przeznaczony na opalanie nad basenem więc właściwie wściekła jest tylko moja małżonka 😉
Imigracja to formalność i w końcu odbieram zamówiony samochód przy okazji odkrywając, że na Jamajce, jako byłej kolonii brytyjskiej jeździ się po lewej stronie 😊.

Po drodze wizyta w markecie na zakupy śniadaniowe, no coś muszę kupić na wieczór na pociechę 😉

Image

Image

Mamy zamówione AirBnB na zamkniętym osiedlu domków w okolicach Lucei. To około 40 minut drogi od lotniska. Na Jamajce spędzimy 4 dni (z czego pierwszy został mocno okrojony).
Oto nasz domek z samochodem – bardzo wygodna opcja, bo osiedle jest zamknięte i pilnowane, do dyspozycji mamy centrum basenowe i siłkę.

Image

Rano wybieramy się na zwiedzanie zachodniego wybrzeża Jamajki. Jedziemy bardzo malowniczą drogą A1 na południe podziwiając przepiękne wybrzeże.

Cel numer jeden to plaża Seven Mile Beach. Od ulicy są parkingi, darmowe jak się okazuje. Wybieramy jeden z nich i pakujemy się na prywatną plażę. Wszystko łącznie z parkingiem, leżakami i parasolami jest za darmo z jednym zastrzeżeniem – nie można wnosić własnych napojów. No i tu właśnie zarabiają.

Image

Image

Image

Image

No ale plaża jest po prostu śliczna:

Image

Image

Image

Seven Mile Beach uważana jest za najpiękniejszą plażę Jamajki i wszyscy mamy o niej takie samo zdanie

Image

Image

Ceny drinków i napoi nie odbiegają od cen na bulwarach warszawskich (oczywiście z nostalgią wspominamy ceny kubańskie).

Image

Image

Kiedy już moja małżonka ma dosyć słońca jedziemy spróbować lokalnego jedzenie pod postacią Juici Patty. To taka lokalna sieciówka, sprzedająca takie duże chlebki z nadzieniem mięsnym lub wegetariańskim przypominające argentyńskie empanady. Testujemy kurczaka, wołowinę i krewetki – pychotka! Ceny bardzo przystępne

Image

Image

Image

Przejeżdżamy najbardziej znany kurort południa czyli Negril i zatrzymujemy się w znanym miejscu Rick’s Cafe znanym z pięknego klifu:

Image

Image

No niestety nie można tam napić się kawy tylko same drinki i to mocno drogo. Chodzić i focić można do woli za darmo, skacze się tu do wody z asekuracją

Image

Image

Kolejny punkt na mapie to Blue Hole – coś na kształt meksykańskich cenot. Dziura w ziemi z krystaliczną wodą. Dojechanie tam to wyzwanie, dobrze, że mam RAV-kę bo droga jest wąska i wyboista.
Niestety wejście do Blue Hole jest płatne (w sumie mogłem się tego spodziewać, podobnie jest w Meksyku) i kosztuje 20usd tylko dla tych co wskakują do wody.

Image

Image

Image

Image

Obok jest basen i bar gdzie relaksujemy się po fajnej kąpieli w tej głębokiej toni i można się wylegiwać do woli co trochę kompensuje wysoki koszt.

Image

Wszędzie gdzieś widać Boba Marleya, na płotach, na murach na plakatach.

Image

Duch reggae unosi się cały czas na Jamajce i zaraża również nas. Puszczam w samochodzie "Legend" Boba Marleya aby przygotować trochę dzieciaki na następny dzień, gdzie zamierzamy dotrzeć do Kingston i zobaczyć słynny dom króla reggae wraz z jego muzeum.

Cdn…
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
Gadekk uważa post za pomocny.
 
      
#14 PostWysłany: 25 Wrz 2024 15:07 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16 Wrz 2011
Posty: 2654
Loty: 245
Kilometry: 299 855
hiszpan napisał(a):
Przejazd przez Wisconsin jako żywo przypomina drogę miedzy Płońskiem a Mławą (nie umniejszając tym miejscowościom) czyli krajobrazowo bardzo podobnie a nuda do kwadratu za oknem.
Trafiam akurat na zlot Chevy Corvetty i to jest jedyna perełka z Wisconsin jaką zapamiętałem.


Rozbawiło mnie to porównanie, faktycznie tam tak wygląda :D

hiszpan napisał(a):
Budzi mnie gwar za oknem, jest 6.30 rano i zaciekawiony wyglądam co się dzieje na ulicy.
Otóż mleko sprzedają – oto co się dzieje. Kolejna cegiełka rzeczywistości codziennej dzisiejszej Kuby.


Ja za PRL nie żyłem i dla mnie to abstrakcja stać w kolejce po mleko. Ale jak rozumiem, 65 lat po rewolucji, kubańskie politbiuro jeszcze nie "uradziło" jak w agarnym państwie zapewnić każdemu zainteresowanemu obywatelowi zakup kartonu mleka. OT realny socjalizm w praktyce :)
Góra
 Profil Relacje PM off
hiszpan lubi ten post.
 
      
#15 PostWysłany: 29 Wrz 2024 21:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Wrz 2011
Posty: 433
Loty: 1262
Kilometry: 2 520 628
platynowy
Ponieważ jesteśmy już wypoczęci i „wyplażowani” przyszedł czas na zobaczenie kilku innych atrakcji Jamajki. Moim celem jest odwiedzenie Kingston i dotarcie do miejsc, gdzie mieszkał i nagrywał Bob Marley. Z naszej Lucei to ponad 220 kilometrów w jedną stronę. W europejskich warunkach dało by się szybko to zrobić ale na Jamajce drogi nie są w idealnym stanie. Większość tej trasy to normalna jednopasmowa zatłoczona ciężarówkami droga na dodatek dziurawa jak sito. Jest wprawdzie bardzo malownicza ale średnia szybkość nie przekracza 60km/h. To będzie wyprawa na calutki dzień.

Image

Postanawiamy zajechać jeszcze do znanych i opisywanych w przewodnikach Dunn’s River Falls, które są mniej więcej po drodze. Jest to miejsce znane z możliwości trekkingu w wodzie w górę wodospadu. Na zdjęciach wygląda super, postanowiliśmy się przekonać sami.
Tuż przy wejściu tknęło mnie, że dzieci nie mają butów do chodzenia po kamyczkach, na szczęście jest sklepik i można kupić na miejscu po 10usd za parę

Image

Bilet na wodospady zarezerwowałem dzień wcześniej w internecie i tam zapłaciłem kartą. Koszt to 25usd od osoby dorosłej. Drogo – ale opisy w necie są zgodne, że warto.
Zdążyliśmy zaparkować, kupić buty i tym momencie nadeszła burza z piorunami. Jak to w takich miejscach bywa, pięć minut temu świeciło słońce i nagle się zachmurzyło, lunęło jak z cebra i zaczęło walić piorunami.

Image

Trzeba taką burzę chwilę przeczekać zwłaszcza, że obsługa natychmiast zamknęła wejście. Na szczęście to tylko 20 minut intensywnego deszczu i zaraz wychodzi znowu słońce.
No to idziemy – wodospady wyglądają tak:

Image

Image

Image

Przebieramy się w stroje kąpielowe, zostawiamy wszystkie graty w zamykanej szafce i idziemy na dół na plażę.

Image

Tu kończy się wodospad, rzeka Dunn literalnie wpada do morza i tu zaczyna się nasza wspinaczka.

Image

Image

Na początku mieliśmy trochę obaw ale obok nas idą dwie duże grupy wycieczkowe z przewodnikami i szybko połapaliśmy się jak się w tej wodzie wchodzi do góry.

Image

Image

No zabawa jest przednia

Image

Image

Jest mega gorąco więc te prawie 45 minut w wodzie jest przyjemną ochłodą dla organizmu.

Image

Image

Stopień trudności jest minimalny i nawet dzieciaki radzą sobie same bez problemu

Image

Cała moja rodzinka uznaje, że to jest bardzo fajna atrakcja! Więc polecam wszystkim wodospady na rzece Dunn i trasę wspinaczkową ich nurtem.

Image

Image

Było super!

Zaraz za miejscowością, gdzie są wodospady zaczyna się 60-kilometrowy kawałek prawdziwej i do tego płatnej autostrady.
Wjeżdżam na nią oczywiście i z przyjemnością w końcu rozpędzam się do 120km/h.
Mignęła mi tabliczka z ograniczeniem do 80-ciu ale uznałem, ze to pewnie dla tirów. Za moment ktoś mi mruga światłami z naprzeciwka i przytomnie postanawiam zwolnić. Niewystarczająco jednak :? Łapie mnie drogówka na radar i mam na budziku 98km/h :(
No dobra, sam sobie jestem winien. Problem dopiero zaczyna się jak orientuję się, że zostawiłem na naszej kwaterze plecak z wszystkimi dokumentami łącznie z prawem jazdy, paszportami itp. :shock:
Goły i wesoły tłumaczę to policjantowi, który jak się domyślacie robi wielkie oczy, każe mi wysiadać, chwilę się zastanawia (w międzyczasie jego kolega ustrzelił kolejnego jelenia tym razem ze znacznie większą prędkością), wzdycha i … wspomagam jamajską policję po krótkich negocjacjach.. :oops:
Już bez przeszkód dojeżdżamy do Kingston, południowo-wschodni kraniec wyspy to góry – Blue Mountains National Park. Z Kingston widać wysokie szczyty bardzo dobrze z każdego miejsca. No bardzo pięknie jest położona stolica Jamajki, początek parku jest na wyciągnięcie ręki.

W mieście dość konkretne korki ale nawigacja zawozi mnie wprost pod piękny znak, widoczny już z oddali:

Image

To Bob Marley Museum, mieszczące się w jego ostatnim domu, gdzie nagrywał płyty, mieszkał, imprezował a także gdzie odbył się na szczęście nieudany zamach na jego życie.

Image

Image

Image

Na miejscu jest wygodny parking i oczywiście słynny pomnik.

Image

Image

Image

Dookoła mnóstwo zdjęć króla i ekipy na murach

Image

Image

Image

Muzeum, które jest w jego domu można zwiedzać tylko w zorganizowanych grupach z przewodnikiem. Na szczęście taka grupa zbiera się za dwadzieścia minut i łapiemy się na ostatni tego dnia 1,5 godzinny Bob Marley Tour. Cena to 25usd od dorosłego i 12usd od dziecka. Znowu drogo ale płacę bez mrugnięcia okiem.

Przychodzi przewodnik, ubrany oczywiście jak nasze stereotypowe wyobrażenie Jamajczyka.

Image

Czuć mocno gandzią i domyślam się, że ulubiona używka Boba nie jest mu obca.

Wejście do muzeum i obok nota biograficzna

Image

Image

Niestety na całym tourze obowiązuje bezwzględny zakaz robienia fotek, mamy schować aparaty i telefony. Nie będzie więc fotek z wnętrza, musicie przyjechać tu sami i zobaczyć 😊
Napisałem na początku, że to muzeum jest interaktywne – to prawda, nasz przewodnik pyta jak dobrze znamy przeboje Boba, większość potakuje (oprócz nas to ekipa wyglądająca na Jamajczyków) więc zaczyna śpiewać – a my razem z nim - po kolei wszystkie największe hity króla reggae!
Jak ktoś nie pamięta tekstu to na murach są przypominajki!

Image

No super, zwiedzamy jego studio nagraniowe, pokoje prywatne, salon gdzie do niego strzelano (są dziury w ścianie po pociskach) oraz garaż, gdzie zrobiłem ukradkiem jedną fotkę, wszystko ze śpiewem na ustach. Zaiste tylko jointa brakowało!

Image

Największe wrażenie robi jednak sala z osiągnięciami w postaci złotych płyt, wycinków z gazet i na środku prawdziwej statuetki Grammy, którą Bob dostał już pośmiertnie. Co ciekawe prawie wszystkiego można dotknąć, można pobrzękać na jego pianinie, pobawić się konsolą nagraniową, usiąść na jego krześle w kuchni – to jest super.

Nawet moja młodzież dla której Bob Marley jest zupełnie nowym odkryciem (choć do znajomości kilku kawałków się przyznają) wyszła z tego muzeum oczarowana i zachwycona.
Polecam – naprawdę niesamowite przeżycie nawet dla kogoś kto wielkim fanem Marleya nie jest.

Image

Zbieramy się w drogę powrotną bo jest już późne popołudnie a na autostradzie nie poszaleję z prędkością 😉
Został nam jeszcze do zaliczenia obiad w Kingston, na który koniecznie chcę spróbować ich narodowej potrawy czyli Jerk Chicken. Wyszukujemy polecany lokal po drodze i udajemy się do jednej z szemranych dzielnic Kingston za Sandy Gully River. Oczywiście to, że polecany Galaxy Jerk Centre znajduje się w „nieciekawej” okolicy dowiedzieliśmy się dopiero na miejscu

Image

Image

Image

To zwykła buda przy ulicy. Jak wysiedliśmy to miejscowi naprawdę wybałuszyli na nas oczy. Ale właściciel chce zarobić i powiedział szybko, że będzie „safe” jak usiądziemy u niego i zjemy spokojnie, jesteśmy jego gośćmi, potem mamy wyjechać i nigdzie nie stawać dopóki nie przekroczymy rzeki.

Image

Uuups no ale skoro już tu jesteśmy to siadamy. Poczuliśmy pewną „otuchę” jak przyniósł nam jerk chicken i zauważyliśmy spluwę wystającą mu zza pasa!

Tak wygląda naprawdę smaczne streetfoodowe jerk chicken w Kingston, było bardzo dużo – taka porcja to 6usd.

Image

Wyjeżdżamy z duszą na ramieniu ale bezpiecznie przejeżdżamy przez rzeczkę i trafiamy już na normalny korek popołudniowy na wylocie stolicy Jamajki.

Image

Na autostradzie już nie szaleję (przecież dalej nie mam dokumentów). Chłopaki łapią dalej w przeciwną stronę i pozdrawiam ich ręką mijając z przepisową prędkością. Trochę fotek gór jamajskich zrobiłem zanim zaszło słońce

Image

Image

Image

Image

Niestety powrót już po ciemku, za dnia to widać jeszcze dziury i można jakoś reagować a po zmroku wszyscy mocno zwalniają aby sobie nie urwać zawieszenia.
Do kolacji jeszcze najbardziej znane miejscowe piwo – Red Stripe

Image

Ostatni dzień na Jamajce to już odpoczynek na basenie i ostatnie zakupy

Image

Image

Image

Czas się zbierać na popołudniowy lot do Charlotte a potem na jednym bilecie do Bostonu. W Charlotte mamy 2 godziny przerwy co powinno wystarczyć na emigrację. Niestety nasz samolot do Charlotte jest lekko opóźniony, nie udaje mu się nadrobić i lądujemy w Charlotte z półgodzinnym opóźnieniem. Do emigracji wielka kolejka, to jeszcze nie byłby problem ale część kolejki oznaczona „obywatele USA” obsługuje 5 lub 6 oficerów a nas „non citizen” tylko jeden! No proszę i błagam obsługę, że mam short connection ale są niewzruszeni – mam stać jak wszyscy, to nie ich problem, że mam taki bilet. No wściekłość mnie bierze, głównie za to nierówne traktowanie, kolejka amerykańska idzie bardzo sprawnie a u nas ślimaczy się bardzo.
No i stało się, nie zdążyliśmy na nasze połączenie do Bostonu, jak dopadliśmy w końcu bramki było 10minut po zamknięciu i dookoła żywej duszy :(
Wściekły idę do transfer desku i dowiaduję się, że jest jeszcze jeden samolot do Bostonu dzisiaj (jesteśmy na jednym bilecie na szczęście) ale jest full i mogą nas wpisać na listę rezerwową. Wygląda to tak:

Image

No więc dowiedziałem się empirycznie po raz pierwszy co w USA oznaczają te trzyliterowe skróty na tablicy przy bramkach. Przy naszej nowej bramce wyświetlamy się tam z oznaczeniem „standby list” ze skrótem nazwiska i pierwszą literą imienia. Niestety mamy miejsca od 6 do 11 a za nami jeszcze wisi 10 osób. No czarno to wygląda ale chwilowo nic nie mogę zrobić tylko liczyć na to, ze na lot nie przyjdzie co najmniej 11 osób!
No i staje się cud! Jak już wszystkie grupy weszły do samolotu to zaczęli po kolei prosić tych z standby list i …. proszą też naszą piątkę !! Hurra – lecimy i nasz plan jest cały czas w mocy. Na końcu okazało się, ze wpuścili do samolotu więcej osób niż było wolnych miejsc i musieli dwie osoby na naszych oczach wyprosić! Strasznie to wyglądało. Na szczęście to nie byliśmy my! Docieramy do hotelu już o pierwszej w nocy – Springhill Suites, chyba najdroższy w tej podróży ale za to ładny widoczek z okna.

Image

Boston wita nas piękną pogodą, wynająłem kolejny samochód, bo małżonka ma w planach centrum outletowe pod miastem. Tymczasem w planach mam pokazać dzieciom campus Uniwersytetu Harvarda. Da się blisko zaparkować w jednym z podziemnych parkingów i idziemy się przejść po znanych z licznych filmów miejscach:

Image

Image

Image

Te łączki naprawdę przewijają się w różnych znanych filmach

Image

są krzesełka, na niektórych karteczki:

Image

No jest klimat, nie powiem

Image

Image

Image

Image

Image

Z tyłu za kampusem odkrywamy Harvard Art Museum

Image

Image

Wchodzimy tam trochę przypadkowo a w środku …..

Image

Image

Van Gogh

Image

Picasso

Image

Image

Impresjoniści

Image

Miro. I dużo więcej. Muzeum jest całkowicie za darmo a tam takie perełki malarstwa!

Image

No to koniec zwiedzania, resztę dnia spędzamy na zakupach i jedzeniu. Do Paryża zabiera nas Boeing 777 Air France a potem już Airbus 220 do Warszawy.

Co to była za podróż! Można spokojnie obdzielić wrażeniami co najmniej trzy niezależne wyjazdy. Cała rodzinka mega zadowolona, nie mamy niedosytu. Na Kubę może jeszcze wrócę, jak się wyklaruje sytuacja. Jamajka była trochę przy okazji na szybko, ma ładne plaże ale takich pełno na Karaibach. Naprawdę warto tam polecieć dla Boba Marleya, jest widoczny i czczony wszędzie a jego muzyka jest nieśmiertelna.
Dobrą robotę zrobiły bilety za mile, które znacznie obtaniły ten wyjazd. Trzeba już wracać do rzeczywistości firmowej a dzieciaki od września do szkoły. Było naprawdę super.
_________________
Image

"Turysta to ktoś, kto już od przyjazdu myśli o powrocie do domu, podczas gdy podróżnik nie wie, czy w ogóle wróci"
Góra
 Profil Relacje PM off
15 ludzi lubi ten post.
kubus95 uważa post za pomocny.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 15 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 4 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group