olox - nie mamy zdjęć z rejsu na rafy. Ze strachu przed zmoczeniem nie zabieraliśmy aparatu.
namteH - woda po dość szybko i zauważalnie się podnosi. Faluje, ale nie za mocno. Żeby to zobrazować to opowiem, że w Mitchamvi poszliśmy na wycieczkę po plaży. Nasi towarzysze podróży zostali na czymś w rodzaju łachy piasku na plaży otoczonej ze wszystkich stron wodą - z jednej strony otwarte morze z pozostałych woda po kostki. Kiedy poszliśmy po nich szliśmy po kolana w wodzie. Zaczynał się przypływ - zanim się zebraliśmy wody tam, gdzie było po kolana zrobiło się po pas a łacha piasku niknęła w oczach. Zmykaliśmy stamtąd dość szybko i w lekkim popłochu:)
Nesut-biti - jeszcze dziś podam koszty.
-- 31 Lip 2014 16:46 --
NUNGWI I KENDWAW końcu przenieśliśmy się do Nungwi. To jedyne miejsce na wyspie (także niedaleka oddalona 3 km Kendwa) gdzie pływać można cały czas. Pływy są ale nie tak mocno zauważalne jak w Jambiani, gdzie różnica w poziomie wody dochodzi do 4 m. Nie mieliśmy nic zabukowane, więc pierwsze dwie noce przespaliśmy w hotelu i w międzyczasie szukaliśmy czegoś innego. Na kolejne 5 dni za 100$/doba staliśmy się mieszkańcami tej wioski, posiadaczami domu z ogrodem i dwóch kotów, które po tych 5 dniach znacznie przybrały na wadze. Koty to zwierzęta tolerowane a nawet mile widziane na Zanzibarze. W przeciwieństwie do psów, których większość Zanzibarczyków unika jak ognia. Mnie – miłośniczce tych zwierząt przeszkadzał bardzo ich stosunek do nich. Byłam świadkiem kiedy kilku dorosłych mężczyzn goniło ulicami Zanzibaru niewielkiego psa rzucając go kamieniami. Ten obrazek do dzisiaj wspominam ze wstrętem. Dlatego na Zanzibarze nie ma bezpańskich psów. „Pańskich” zresztą tez niewiele.
Po przybyciu do Nungwi i zakwaterowaniu w hotelu poszliśmy na kolację nad morze. Wybór padł na restaurację Loca ze względu na stojącą tam, przystrojoną pomarańczowo… choinkę. To był doskonały wybór – lokal okazał się być własnością Polki – Kingi, świetnej dziewczyny, dzięki której byliśmy w miejscach, do których nigdy byśmy sami nie dotarli – jak chociażby miejscowa dyskoteka, gdzie byliśmy jedynymi białymi. Tam najczęściej spędzaliśmy wieczory z Kingą i jej gośćmi z Argentyny, Egiptu, Grecji, Tanzanii, Afganistanu, Niemiec…. istna Wieża Babel.
Ochrona restauracji Kingi
Słyszałam taką opinię, że Masajowie na Zanzi nie są prawdziwi. Śmieszy mnie to. To tak jakby powiedzieć, że Polak, który wyjechał do Irlandii szukać lepszego życia nie jest prawdziwy. Bo po to Masajowie przyjeżdżają na Zanzibar – po łatwiejszy chleb. Stanowią atrakcję w hotelach, są ochroniarzami w restauracjach, sprzedają bransoletki i ozdoby. Wiec są prawdziwi – wybrali tylko inne życie. A wyglądem różnią się od Zanzibarczyków. Za Masaja przebrać się nie da – charakterystyczna szczupła, wręcz „antylopia” budowa ciała, charakterystyczne rysy twarzy powodują, że są rozpoznawalni nawet jak zmienią swoje tradycyjne czerwono – kobaltowe stroje.
Co można robić w Nungwi? Przede wszystkim plażować i kąpać się w morzu, które właściwie nie odpływa ale tu polecałabym raczej pobliską Kendwę. Jest ładniej a jak przejdzie się za plaże włoskich hoteli to plażować można samotnie
Zdarzają się też klimaty żywcem ściągnięte z Indii
albo też typowo zanzibarskie
W Nungwi nie ma upraw alg ze względu na brak ogromnych odpływów. Co nie znaczy, że ich (odpływów) w ogóle nie ma. W czasie naszego 6 – cio dniowego pobytu tam, zdarzył się jeden duży. Wtedy nad morze wyruszają tłumnie kobiety i dzieci i zbierają w płytkiej wodzie owoce morza głównie małe rybki i małże.
Można poszwędać się po wiosce, można zobaczyć „stocznię” gdzie buduje się łodzie.
Można popływać z żółwiami zielonymi (10$). Muszę przyznać, że dla mnie to było niesamowite doświadczenie. Żółwi jest dużo i decyzja o zanurzeniu się w wodzie ze zwierzakami wielkości stolika wcale nie była łatwa
W Nungwi są dwa takie akwaria - naturalne zbiorniki z wodą morską – Kinga poleciła to na terenie Baraka Aquarium Bungalows.
Z Nungwi można popłynąć na snoorkowanie na atol Mnemba.
taką łodzią
Wycieczka kosztowała (o ile dobrze pamiętam) 25$/osoba z posiłkiem na łodzi. Ale tu ceny są też różne bo i poziom świadczonej „usługi” zróżnicowany. Cumuje się w okolicach atolu na morzu bo na wyspę nie można przybijać. Ale gdybym miała coś zasugerować to proponowałabym pojechać drogą lądową w okolice Matemwe i stamtąd popłynąć na atol. Po pierwsze można znaleźć się na plaży w Matemwe, w miejscu gdzie piasek kolorem i miałkością przypomina mąkę. Po drugie rejs z Nungwi jest długi i niekomfortowy: głośny silnik, zapach paliwa, mocne bujanie sprawia, że nawet najbardziej odpornych może dopaść choroba morska. Fakt jest taki, że podwodny świat rekompensuje te niedogodności i tego punktu w zwiedzaniu Zanzibaru nie radziłabym pomijać. Ładniejszą rafę do tej pory widziałam tylko w parku narodowym w Egipcie. W Matemwe i w Nungwi jest dużo baz nurkowych jeżeli ktoś ma ochotę na bardziej zaawansowane poznawanie podwodnego świata.
Na Zanzibarze popularne są też Dolphin Tours w Kizimhazi. Nic na ten temat nie mogę powiedzieć, bo po przeczytaniu kilku relacji w internecie z takich wycieczek stwierdziliśmy, że to nie dla nas. Jawił się nam jakiś dziki spęd łodzi goniących za delfinami. Nie wiem, może się mylę, może to fajne jest…
Nungwi to był ostatni etap naszego pobytu na Zanzibarze. Potem wróciliśmy do Stone Town po drodze odwiedzając jedną z plantacji przypraw. Decyzja podjęta w ostatniej chwili bo o 10.00 mieliśmy oddać auto. Dzwonimy do właściciela i pytamy, czy gdybyśmy oddali samochód o 17.00 to będzie jakiś problem. Słyszymy: Don’t worry. No i faktycznie nie było problemu. Jeden dzień gratis
. Fajnie było zobaczyć jak rosną przyprawy ale w mojej opinii atrakcja niekonieczna.
Tylko gałka muszkatołowa i jackfruit wywołały moje zdumienie
Naszym współtowarzyszom podróży pozostała ostatnia noc w Stone Town, ponownie więc odwiedziliśmy ogrody Forodhani. My następnego dnia wyruszaliśmy na safari. Ale to już zupełnie inna historia…
Jeszcze parę uwag ogólnych.
Ma się wrażenie , ze pojęcie „czas” nie istnieje na tej wyspie. Po zamówieniu posiłku na zapytanie jak długo będziecie czekać niezmiennie otrzymujecie odpowiedź „few minutes”. Nie denerwujcie się, że czekacie godzinę. Lepiej iść do restauracji, kiedy nie jest się wściekle głodnym…
To samo dala-dala. Kiedy odjeżdża? -„ soon”. To „soon” może się ciągnąć i ciągnąć do czasu, aż zapełni się po brzegi cała ciężarówka. Popędzanie nic nie daje. Kierowca mówi, że już odjeżdżamy i… nie odjeżdżamy. Zdecydowanie polecam wypożyczenie samochodu – mobilność na tej wyspie pozwala odnaleźć najpiękniejsze miejsca, niekoniecznie polecane przez przewodniki. Wystarczy trochę poskręcać.
Jeżeli chodzi o plaże, to w moim osobistym rankingu, biorąc pod uwagę to co już widziałam, Zanzibar wygrywa pozostawiając inne miejsca daleko w tyle. Nie ma tam co prawda uroczych skalistych zatoczek, które tak spektakularnie wyglądają na zdjęciach ale są za to niesamowite połączenia bieli, błękitu i zieleni we wszystkich odcieniach tych kolorów. Czyli coś co po wpisaniu w grafice Google słów „raj na ziemi” wyświetli właśnie takie obrazy
KOSZTY 14 dni – 4 osobyDojazd do i z Brukseli ok. 700 zł
Parking 70E/22 dni - 300 zł
Bilety z Brukseli na Zanzibar – 7000 zł
Wiza 200 $ - 560 zł
Noclegi 1400 $ - 4 000 zł
Samochód 250 $ - 700 zł
Paliwo - ok. 450 zł
Ogółem 13710/4 = 3427 zł
Podając komuś koszty wyjazdu na ogół nie wliczam w to kosztów posiłków i „atrakcji”, z których korzystałam (te podaję osobno przy ich opisywaniu). Kwestia jedzenia i związanych z tym wydatków jest indywidualną sprawą każdego. Bo można żywić się kupując homary w restauracji za 20000 TZS (albo drożej) a można tez wydać 3000 TZS na pizzę Zanzibar Style i dorzucić do tego 2 samosy po 1000 TZS. Kwestia wyboru i preferencji. Można jeść ryby w restauracjach za 50000 TZS na czterech i można też usmażyć rybę kupioną od miejscowych rybaków za tę samą cenę, która wystarczy spokojnie na 2 lub 3 obiady dla tychże głodnych osób.
CZY WARTO ?Zanzibar pozostaje w moich wspomnieniach jako jedno z najbardziej egzotycznych miejsc, które odwiedziłam. Każda podróż to dla mnie radość. Uwielbiam obserwować ludzi, poznawać ich zwyczaje. Na ogół będąc gdzieś… tam… – mówię ”wrócę tu” (do tej pory tylko 2 razy tak [url]nie powiedziałam[/url]). I mija jakiś czas i ta chęć powrotu mija. Bo przecież jest tyle miejsc, których jeszcze nie widziałam, nie poznałam. Zanzibar jest wyjątkiem – miejscem, do którego - pomimo upływu czasu - chcę wrócić. I trudno mi jednoznacznie powiedzieć czym mnie tak zauroczył. Mogę powiedzieć, ze Zanzibar, jak człowiek - ma charyzmę. To "coś" nieuchwytnego, co sprawia, że zaczyna się go postrzegać jako miejsce wyjątkowe , coś co sprawia, że kocha się nie potrafiąc do końca określić za co….