Do Douali dojeżdżamy lekko opóźnieni, ale bez żadnej większej tragedii.
Przez chwilę podziwiam interesująco kolorowy dworzec
Załącznik:
IMG_20250107_222816498_AE.jpg [ 249.46 KiB | Obejrzany 1353 razy ] i kierujemy się na zewnątrz, żeby złapać lokalnego Ubera do naszego noclegu. Pierwsze wrażenie? W Douali jest okropnie duszno w porównaniu do Jaunde.
Drugie? Drogi są tutaj gorsze niż w stolicy.
A trzecie? Na ulicach panuje ogromny chaos, zwłaszcza w porównaniu do stosunkowo spokojnego Jaunde.
Nasz nocleg na najbliższe dni to lokalny Ibis w Douali. Pragniemy w końcu czegoś dobrego, europejskiego, po kilku dniach w buszu. Tutaj ogromne ukłony dla @novart za załatwienie nam noclegu w dobrej cenie.
Na miejscu dostajemy dwie dobre wiadomości. Po pierwsze, śniadania są dostępne już od 6 rano (a kolejnego dnia mieliśmy spotkanie z przewodnikiem o 06:30). Po drugie, ciepła i bieżąca woda dostępna jest 24h. Więcej do szczęścia nie potrzebowaliśmy.
Wstajemy o 6 i idziemy na śniadanie. Po trzydniowej diecie opartej na mielonce i jajecznicy z suszoną rybą, dostanie świeżo pieczonych bułeczek to luksus najwyższej klasy.
O 06:30 pakujemy się do busa i ruszamy do kolejnego hotelu, gdzie czeka na nas delegacja z Malabo.
Dziś kierujemy się na południe, a dokładniej nad najdłuższą rzekę Kamerunu – Sanagę. Tam, na wysepkach przy ujściu rzeki, znajduje się Rezerwat Szympansów Pongo-Songo, zarządzany przez stowarzyszenie Papaye.
Jego celem jest zapewnienie bezpiecznej przestrzeni życiowej dla naszych kuzynów hominidów oraz opieka nad młodymi, których rodzice padli ofiarą kłusownictwa.
Załącznik:
P1080087.jpg [ 470.93 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Spotykamy się tam z pracownikami rezerwatu – lokalną kierowniczką (która przypomina Jane Goodall) oraz kapitanem. Tym razem pakujemy się do normalnej łodzi. Ba, nawet wiedzą, jak rozlokować nas wagowo, i dostajemy kapoki!
Po boardingu płyniemy do jednej z dwóch wysp. Po drodze mijamy „sanktuarium/szpital” dla szympansów, ale nasza trasa prowadzi na wyspę Songo.
Na wyspie Songo mieszkają nastolatkowie – to drugi klan, który jest już prawie kompletny, po tym jak wypełniła się wyspa Pongo.
Cumujemy, a nasz kapitan zaczyna wydawać szympansowe odgłosy i rzuca w kierunku wyspy jedzenie – owoce oraz lokalne pączki.
Po chwili wyłania się „samiec alfa”, który przejmuje pierwsze kąski.
Załącznik:
P1080088.jpg [ 332.21 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Po chwili reszta klanu również wychodzi i zaczyna zbierać rzutki.
Załącznik:
P1080093.jpg [ 614.2 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080094.jpg [ 398.95 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080095.jpg [ 380.38 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080096.jpg [ 708.22 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080099.jpg [ 606.04 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080102.jpg [ 561.38 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080100.jpg [ 451.4 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080103.jpg [ 508.69 KiB | Obejrzany 1353 razy ] (Wiadomo, w relacji @cart fotki będą 2137 razy lepsze od moich).
Powiem szczerze – jestem bardziej zachwycony niż kiedykolwiek. To moje pierwsze spotkanie z szympansami na wolności, a nie przez kraty w zoo. Sorry, ale małpki w Angkor Wat czy Batu Caves to jak gołębie z kciukami.
Po chwili zostawiamy szympansy z Songo
Załącznik:
P1080107.jpg [ 421.58 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080109.jpg [ 580.74 KiB | Obejrzany 1353 razy ] i kierujemy się do wyspy Pongo.
Na wyspie Pongo mieszka około 30 dorosłych szympansów. To pierwsza rodzina, która zaczęła rozmnażać się na wolności, dlatego nie można już dodawać innych osobników – klan by ich odrzucił.
Niestety, te szympansy są bardziej kapryśne i doskonale wiedzą, kiedy pojawić się po jedzenie – dosłownie w momencie, gdy motorówka odpływa.
Widujemy ledwie jednego szympansa, a większość czasu spędzamy w motorówce, wypatrując ich na lewo i prawo. Jako że tour dobiega końca, wracamy do portu.
Mamy jeszcze trochę wolnego czasu, więc idziemy do pobliskiego kościoła.
Załącznik:
P1080116.jpg [ 328.31 KiB | Obejrzany 1353 razy ] To pierwszy katolicki kościół w Kamerunie, zbudowany przez niemieckich duchownych, a dokładniej przez Ojców Pallotynów. Do dziś miejscowość nazywa się Marienberg, co po niemiecku oznacza „Góra Maryi”.
Załącznik:
IMG_20250108_115807824_AE.jpg [ 198.36 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Kościół jest prosty w środku, ale przytulny, z wieloma lokalnymi akcentami – na przykład bongo zamiast organów. Nadal odbywają się tu codzienne msze.
Załącznik:
IMG_20250108_115614027_HDR_AE.jpg [ 279.84 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
IMG_20250108_115624165_HDR_AE.jpg [ 336.36 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
IMG_20250108_115726300_HDR_AE.jpg [ 253.27 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080113.jpg [ 340.18 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Wychodzimy na zewnątrz, łapiemy naszego przewodnika i pytamy, co możemy robić jutro, bo mamy dzień wolny. Chłopakom z Malabo najbardziej podobał się pomysł wycieczki do Limbé, Buea oraz zwiedzenia lokalnego targu z rękodziełem.
– Spoko, spoko, mam wasz WhatsApp, będziemy w kontakcie – mówi przewodnik. I tu popełniamy duży błąd… ale o tym innym razem.
Pakujemy się do auta i ruszamy do Edéi, gdzie zostawimy chłopaków, którzy jadą dalej na wodospady Kribi, a my wracamy do Douali.
Po drodze robimy krótki postój przy pladze XXI wieku –
Załącznik:
P1080119.jpg [ 363.25 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080122.jpg [ 486.76 KiB | Obejrzany 1353 razy ] czyli przy sprzedaży oleju palmowego.
Obok widzimy drzewa kauczuku.
Załącznik:
P1080123.jpg [ 506.18 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Załącznik:
P1080124.jpg [ 276.12 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Zostawiamy chłopaków i wracamy do Douali przez Most Japoma, znany również jako Most Niemiecki Edea (niestety, to strategiczny punkt i całkowicie zakazane jest robienie zdjęć). Wpadamy prosto w popołudniowy ruch.
Załącznik:
P1080125.jpg [ 270.34 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Za poleceniem przewodnika lądujemy w Le Fouquet.
Załącznik:
P1080137.jpg [ 351.61 KiB | Obejrzany 1353 razy ] I to był strzał w dziesiątkę.
Opis całego miejsca znajdziecie tutaj:
duala,469,180437Od wielu miesięcy @zbyhu pisał mi, że jeśli będę w Kamerunie, obowiązkowo muszę spróbować Ndolé. Ndolé to kameruńska potrawa składająca się z duszonych orzechów, ndoleh oraz ryb, wołowiny lub owoców morza. Tradycyjnie podaje się ją z bananami, bobolo lub miondo (kameruńska potrawa z fermentowanego, mielonego manioku zawiniętego w liście).
Załącznik:
IMG_20250108_170003937_AE.jpg [ 251.51 KiB | Obejrzany 1353 razy ] Najedzeni na maksa, żegnamy się z przesympatyczną kelnerką oraz właścicielką i postanawiamy wrócić do hotelu pieszo, po drodze robiąc pamiątkowo-kulinarne zakupy.
Trafiamy do mini marketu i piekarni. Patrząc na nazwę, śmieję się, że to jakiś niedorobiony Zeus.

Po chwili @novart woła mnie, żebym wszedł ponownie i sprawdził typka za ladą, bo nie wygląda na Francuza. I tak, zupełnym przypadkiem, trafiam na honorowego konsula Grecji w Kamerunie, który prowadzi francuską piekarnię z greckimi literami.
- Do roboty tu przyjechałeś? (chodzi o Kamerun)
- Nie no. Nie.
- To może delegacja?
- Też nie.
- E, no to 100% love imigrant! (jest takie przysłowie w Grecji: Ερωτικός μετανάστης / erotikos metanastis – zakochany imigrant)
(po sprawdzeniu Tindera, gdzie mógłbym powiedzieć, że tak) Też nie.
- To w takim razie jak?!
- No, turystycznie.
- Kto normalny przylatuje na turystykę do Kamerunu?
Gadamy chwilkę i robimy zakupy w Sparze
Załącznik:
zakupy.jpeg [ 98.67 KiB | Obejrzany 1353 razy ] i wracamy do hotelu na odpoczynek po całym dniu w trasie.