Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 60 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 20 Cze 2024 19:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
UWAGA TECHNICZNA: jeśli czytacie tą relację bezpośrednio na forum, w wersji www (a nie na tapatalk) i nie wyświetlają się Wam wszystkie zdjęcia, należy odświeżyć kilkukrotnie stronę, do momentu pojawienia się wszystkich zdjęć. Niestety, to jakiś problem techniczny poza moją kontrolą.

A jeszcze łatwiej będzie otworzyć sobie tą relację tu: https://spolecznosc.fly4free.pl/blog/50 ... live-2024/ - w tej wersji zdjęcia wyświetlają się normalnie.


Zasiadłem właśnie w tureckim fotelu, w którym odbędę pierwszy odcinek podróży do Peru, więc chyba już nic nie zapeszę i mogę zacząć pisać relację....

Wahałem się, ta relacja ma sens, bo różne obszary Peru były tu już tyle razy opisywane, że nie sądzę, bym mógł wnieść coś nowego w tej materii. Jest to jednak moja pierwsza podróż od września ubiegłego roku i po prostu nie mogłem sobie odmówić.

Kto pamięta czasopismo "Relax" z dawnych lat, ręka do góry!
Kto nie wie, o co chodzi (mimo, że magazyn został w jakiejś tam formie reaktywowany), wyjaśniam, że był to cykliczny publikator wypełniony historiami komiksowymi, w większości odcinkowymi, ale były też krótkie, zamknięte formy (niektóre wręcz pikantne!).
W moich czasach dziecięctwa, była to jedna z nielicznych form w miarę niezależnej rozrywki (choć były w Relaksie i komiksy o walce z rewizjonistycznymi zapędami RFN, itp.). Było kolorowo, fantastycznie, egzotycznie, odkrywczo.

Jaki to ma związek z Peru? Otóż, jednym z komiksowych seriali (6-odcinkowym) był oto ten:

Image
(zdjęcie z z jednego z tomów antologii "Relaxu", który niedawno pożyczył mi kolega z pracy).

Nie wiem, z jakiego powodu, ale chyba właśnie ta historia najbardziej utkwiła mi w pamięci. Teraz, po jakiś 40 latach będę miał okazję skonfrontować rysunki stworzone przez Pana Szyszkę z rzeczywistością.

Na razie mam za sobą:

1) przejazd kolejowy z Gdyni na lotnisko w Warszawie (podróż pendolino byłaby na solidną 5-tkę, gdyby nie zepsuta toaleta przy 1. klasie i brak mydła w dwóch następnych, a podróż S2 jest przyjemną alternatywą dla 175-tki),

2) trochę kiblowania na zewnątrz terminala, bo byłem na lotnisku sporo za wcześnie przed otwarciem check in, a nie chciałem siedzieć w środku przy takiej ładnej pogodzie. Znalazłem sobie zatem niski metalowy płotek wokół trawnika obok terminala autobusowego i tam sobie przycupnąłem w pozycji zbliżonej do żołnierskiej "sanitarnej" w warunkach bojowych :)

3) skakanie między fast trackami, bo jeden był kompletnie zatkany, a drugi zupełnie pusty,

4) saloniki w strefie Schengen i non-Schengen, z oczywistym wskazaniem na ten pierwszy,

5) sporo opóźniony boarding do Stambułu (miał być o 18:20).

Image

No to w drogę :)


Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka


Ostatnio edytowany przez tropikey 25 Lip 2024 08:53, edytowano w sumie 3 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
Gadekk uważa post za pomocny.
 
      
Odkryj Afrykę: loty do Kilimandżaro z dużym bagażem z Warszawy od 2688 PLN Odkryj Afrykę: loty do Kilimandżaro z dużym bagażem z Warszawy od 2688 PLN
7 dni z all inclusive na Fuerteventurze za 2600 PLN. Wypoczynek z Warszawy 7 dni z all inclusive na Fuerteventurze za 2600 PLN. Wypoczynek z Warszawy
#2 PostWysłany: 21 Cze 2024 10:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Korzystając z bezpłatnego internetu w biznesie (1 GB), przesyłam z pokładu samolotu do GRU drugi odcinek relacji (choć demonem prędkości to tutejsze połączenie nie jest).

Na początek drobne, acz istotne uzupełnienie - trasa podróży :D

Image

Wracając do wczorajszej Warszawy...

To mój pierwszy lot na pokładzie Turkish Airlines, ale zaczynam z wysokiego "C", czyli w przedniej części samolotu.
Poczytałem sobie co nieco tylko o tym, co mnie czeka na zasadniczym odcinku do Brazylii, więc na pokład Boeinga 737-800 wszedłem bez szczególnych oczekiwań. W klasie biznes spodziewałem się z grubsza średniej europejskiej, czyli zwykłych foteli z ekonomicznej rozdzielonych jedynie pustym miejscem pośrodku. Tu mnie jednak TK bardzo miło zaskoczył. Zamiast 6 foteli, w rzędzie są tylko 4 i to porządne, bardzo wygodne, z wielką przestrzenią na nogi (uwaga dla osób wysokich: unikać pierwszego rzędu, w którym wyciąganie nóg ogranicza ściana widoczna niżej na zdjęciu) i zaskakująco mocno odchylanym oparciem, co w połączeniu z wysuwanym podnóżkiem daje duży komfort podróży. Do tego, w podłokietniku znajduje się wyciągany monitor, który w zestawie z całkiem przyzwoitymi słuchawkami wygłuszajacymi daje radę (jedyna uwaga krytyczna: monitora nie da się ustawić na wprost twarzy, więc w czasie oglądania głowa jest ciągle skierowana lekko w bok). W takich warunkach można spokojnie wybrać się w trasę znacznie dłuższą, niż z WAW do IST.

Image

Image

Image

Image

Image

Jednak tym, co zupełnie rozłożyło mnie (pozytywnie) na łopatki, był serwis gastronomiczny. Żaden ze mnie recenzent kulinarny, więc napiszę po prostu: "niebo w gębie"!
Przystawki były świetnie doprawione i zróżnicowane, a jagnięcina tak delikatna i krucha, że aż trudno pojąć, jak udało im się przygotować coś takiego w ramach żywienia zbiorowego. No i ten dulce de leche... W życiu takiego nie jadłem!

Image

Image

Image

Image

Image

Po wylądowaniu i otwarciu drzwi pędzę długimi korytarzami, by jak najszybciej dotrzeć do stanowiska Turkish Airlines, w którym przydzielają pasażerów takich jak ha (czyli z odpowiednio długą przesiadką) do bezpłatnych hoteli.
Na początku tracę kilka minut, bo ubzdurałem sobie, że to jest gdzieś jeszcze przed kontrolą paszportów, więc dopytuję o to miejsce kilka razy i dopiero w trzecim punkcie pracownica TK wyjaśnia mi, że to jest w hali przylotów, już po wszystkich kontrolach, po wyjściu ze strefy odbioru bagażu. Plus z tego taki, że szukając infornacji minąłem główną część ze stanowiskami do kontroli paszportowej obcokrajowców (w której był tłum), a okazuje się, że kawałek dalej są oddzielne stanowiska dla biznes klasy oraz statusowców TK i Star Alliance (do których ogonek był znacznie krótszy).
Pędzę zatem dalej, opuszczam strefę airside i po prawej stronie od wyjścia znajduję kilkanaście stanowisk do obsługi hotelowej pasażerów tranzytowych. Jest już ok. 23:00, a mimo to wszystkie stanowiska są obsadzone. "Petentów" jest teraz tylko dwoje: ja i jeszcze jedna pasażerka. Załatwienie sprawy jest błyskawiczne i po 10 minutach siedzę już w busie, który ma nas zawieźć do Sheratona Esenyurt.

Niestety, sam przejazd zajmuje ok. 50 minut. Nam wrażenie, że kierowca nie jest do końca pewny, jak ma jechać, bo w trakcie przejazdu trzykrotnie sprawdza trasę na mapie w telefonie (tak, jakby nie mógł sobie po prostu włączyć nawigacji).
Na miejscu jesteśmy o północy. Bus ma mnie odebrać o 7:00, więc mam dość mało czasu na kąpiel i sen (o śniadaniu nie ma mowy, choć jest również bezpłatne), ale muszę przyznać, że spało mi się doskonale i rano jestem wypoczęty.

Dla zainteresowanych Sheratonem kilka zdjęć pokoju (6. piętro, typ "premium").

Image

Image

Image

Gdy rano opuszczam to miejsce, dookoła widzę mało ciekawy obszar - mieszanka magazynów i zakładów przemysłowych, a na tyłach hotelu osiedla i placówki edukacyjne. Do zasadniczego Stambułu jest stąd daleko, więc na pobyt związany ze zwiedzaniem na pewno byłby to kiepski wybór (choć sam hotel prezentuje się bardzo dobrze).

Punktualnie o 7:00 odjeżdżam na lotnisko, na które tym razem docieram w... 35 min. Bez wątpienia wczorajszy kierowca się gdzieś pogubił.

Kolejny wpis zamieszczę już z Brazylii.
Góra
 Profil Relacje PM off
12 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#3 PostWysłany: 21 Cze 2024 21:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Mają to tutaj ładnie dopracowane....
Bus podwozi mnie na terminal wprost pod wejście przeznaczone dla biznes klasy, w odseparowamej od reszty terminalu strefie check in sprawdzają w sekundę moją kartę pokładową, potem oddzielna kontrola bezpieczeństwa oraz paszportowa i już mogę iść na śniadanie do słynnego Business Lounge.

Salonik, nie powiem, duży, choć w porównaniu z katarskim to nadal mikrus. Nie będę się szczegółowo rozpisywał o tymiejscu, bo zostało już przez innych dziesiątki razy opisane w najdrobniejszych szczegółach, ot choćby tu:
https://liveandletsfly.com/turkish-airl ... ul-review/

Czeka mnie tu jeszcze wizyta w drodze powrotnej i o innej porze, więc może moje spojrzenie ulegnie zmianie, ale na razie nie podzielam euforycznych głosów niektórych recenzentów o tym saloniku. Na pierwszy rzut oka prezentuje się świetnie, ale dostrzegam kilka rzeczy, które mogłyby być poprawione.

Po pierwsze, obsługa powinna gonić gości, którzy na siedziska foteli i kanap kładą swoje giry w butach, albo wręcz gołe. Niestety, w trakcie mojej wizyty było to permanentne zjawisko i kompletnie nikt się tym nie przejmował.

Po drugie, jedzenia - przynajmniej o poranku - jest niby dużo i jest wiele smakołyków (dla miłośników oliwek to istny raj), ale dania, które przygotowują w kilku oddzielnych kuchniach nie są jakoś specjalnie dobre, co po wyśmienitym jedzeniu w samolocie z Warszawy zaskakuje. Jak przypomnę sobie pyszne pierożki i zupy na lotnisku w Hong Kongu, czy wyborne dania w saloniku w Dausze, to ten stambulski zostaje daleko w tyle. No, ale zobaczymy jeszcze za kilkanaście dni w porze obiadowej.

Wrócę jeszcze do tematu nocowania w czasie przerwy w podróży. W innym wątku prowadzona była dyskusja, co lepsze: jazda do hotelu, czy próba znalezienia sobie jakiegoś legowiska w saloniku. Po moim doświadczeniu twierdzę, że to pierwsze ma sens tylko wtedy, gdy przerwa trwa minimum 12 godzin (jak w moim przypadku). Pobyt w hotelu, mimo czasu, który trzeba było poświęcić na formalności i przejazdy, spełnił swoją funkcję. Jednak przy przerwie krótszej, pozostałbym w saloniku i próbował szczęścia. Nie wiem, jaka była tutaj sytuacja ok. 23:00 poprzedniego wieczora, ale przed 8:00 rano, gdy się tu dziś pojawiłem, było dużo wolnych kanap, na których można byłoby się wyciągnąć. Do tego słuchawki wygłuszające i klapki na oczy i można spać.

Czas iść na pokład mojego A350.

Image

Niestety, nie trafił mi się ex-aerofłotowy (chyba nie latają na tej trasie), ale nowa kabina w klasie biznes nie rozczarowuje. Obawiałem się trochę, że fotel - identyczny z tym, którego w Singapore Airlines używają na maksymalnie kilkugodzinnych trasach regionalnych - okaże się zbyt ciasny, ale jest zupełnie w porządku, być może dlatego, że siedzisko (materiałowe, a nie skórzane, jak w SQ) jest chyba nieco mniej twarde.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wielki ekran i dobre słuchawki działają w parze wymienicie. Z wielkim rozczarowaniem odkrywam jednak, że nie jest tu dostępna Diuna 2, która była możliwa do obejrzenia w trakcie wczorajszego lotu. Dziwna sprawa....

Po wystartowaniu dostaję śniadanie, ale ograniczam się tylko do przystawek. Okazuje się, że to co wciągnąłem w saloniku jednak mnie całkiem dobrze wypełniło, więc na jakiegoś omleta, czy inny śniadaniowe główne danie miejsca już nie ma. Poczekam na łososia teryiaki.

Image

Image

Image

Image

Image

Potem nieco drzemki, jakiś film, odcinek relacji i 4 godziny przed lądowaniem podają główny posiłek.

Image

Image

Image

Image

Cóż, nie wzbudza to już takiego zachwytu, choć zupa jest świetna.

Ostatnie półtorej godziny spędzam na drzemce i.... Boa tarde Sao Paulo!
Mam tu czas do kolejnego popołudnia.
Pierwsze, co mnie czeka, to odpowiedź na pytanie, czy zioła w dużych paczkach, które wiozę dla znajomego, nie będą się lokalnym sluzbom kojarzyć zbyt mocno z "ziołem" :D


Ostatnio edytowany przez tropikey, 22 Cze 2024 05:04, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
SPLDER uważa post za pomocny.
 
      
#4 PostWysłany: 22 Cze 2024 02:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Wrz 2012
Posty: 1565
Loty: 619
Kilometry: 992 187
srebrny
Co było ładowane 4 godziny po głównym posiłku?
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
tropikey uważa post za pomocny.
 
      
#5 PostWysłany: 22 Cze 2024 05:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Ech, ta autokorekta :D
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 22 Cze 2024 22:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Przed dotarciem do GRU podziwiam znany mi już z poprzednich wizyt widok wciąż zadziwiającego swym ogromem molocha, którym jest Sao Paulo. Prezentuje się ciekawie w jednoczesnym blasku zachodzącego słońca i księżyca w pełni.

Image

Image

Image

W GRU lądujemy (tym razem już nie "ładujemy" :D ) punktualnie. Po raz kolejny komunikat załogi do pasażerów zaczyna się od formułki, której nie słyszałem w żadnej innej linii: "drogie panie, panowie i dzieci".
Wokół terminala 3. widzę bardzo dużo samolotów z zagranicy, znacznie więcej, niż widywałem poprzednio. Oprócz całej masy maszyn lokalnego LA (co oczywiste), są tu samoloty ET, BA, AZ, LX, LH, AF, UA (aż 4) i AA (3 szt.).

Mój limit na szybkie opuszczanie tego lotniska najwyraźniej się wyczerpał. Zawsze chwaliłem GRU za ekspresowe formalności, ale tym razem kolejka do kontroli paszportowej jest niczym w szczycie przylotów na JFK. Po 30 minutach stania nie pokonałem nawet połowy dystansu do pograniczników. Nagle jednak wydarza się cud... Ktoś z obsługi ściąga zaraz obok mnie taśmę odgraniczającą i kieruje ludzi do stanowisk do obsługi Brazylijczykow (tam już wszyscy przeszli na drugą stronę). Dzięki temu po 10 minutach jestem już z bagażem na zewnątrz. Cóż, nadal zajęło mi to łącznie ok. 45, co w porównaniu z poprzednimi wizytami jest słabym wynikiem, ale zapowiadało się dużo gorzej, więc nie mogę narzekać.
A najistotniejsze jest to, że zioła w bagażu nikogo nie zainteresowały :)

Lotniskowe WiFi zadziałało dopiero po wyjściu z części paszportowej. Zamawiam Ubera - za przejazd do Hilton Garden Inn Rebouças wychodzi 104 BRL, czyli ok 78 zł. Trafiam na doskonałego kierowcę. Jest szybki, pewny i dynamiczny (choć gdybym kierował którymś z samochodów przed nim, które błyskaniem światłami zmuszał do ustąpienia drogi, to by mnie chyba krew zalała :D ). Do hotelu docieramy w 45 min, choć to też zasługa mniejszego ruchu o tej porze w kierunku do miasta (bo odwrotnie było tragicznie). Na koniec mówię mu, że jest tak szybki, jak Ayrton Senna, czym sprawiam mu chyba frajdę :) .

HGI jest zlokalizowany w modnej obecnie dzielnicy, która jeszcze kilka lat temu nie uchodziła za zbyt przyjazną. Teraz dookoła powstają nowe budynki, a w lokalach przy ulicy tętni życie. W 3 minuty można dojść do stacji metra żółtej linii, a vis a vis recepcji jest też przystanek autobusowy.
Recepcjonistka daje mi upgrade do pokoju wyższej kategorii i śmigam na 11. piętro.

Image

Image

Image

Image

Po szybkim prysznicu zjeżdżam na dół, gdzie czeka już wspominany w poprzednich relacjach mieszkaniec Sao Paulo - nieoceniony Maciek. Podjeżdżamy w okolice jego mieszkania na tutejszym Brooklin'ie i idziemy do jednego z lokali z muzyką na żywo. Przy pysznych Caipirinhach (w Brazylii smakuje to jednak inaczej) gadamy sobie o tym i owym, a w tle świetna ekipa gra sambę. Brzmi to zupełnie, jak w Rio, a i ludzie bawią się świetnie.

Image

Image

Image

Rano, wyspany niczym bobasek schodzę na śniadanie. Gdyby to był hotel w USA, przybywałyby tu pielgrzymki, żeby podziwiać to, co tu oferują, ale jak na moje potrzeby, poziom jest jedynie akceptowalny. Zasadniczym mankamentem jest kompletny brak warzyw. Na szczęście, są dobre owoce. Oprócz tego, co na zdjęciu, jest jeszcze stolik z maszyną kawową na kapsułki Nespresso i z kilkoma sokami.

Image

Do wymeldowania o 15:00 mam sporo czasu. Udaję się do zaplanowanego wcześniej miejsca - pasażu handlowego Galeria Nova Barão. Kurczę, zakupy, serio...?
Już wyjaśniam. W tym jednym miejscu jest cała masa sklepów z winylami (są też i CD), a mnie interesowały głównie płyty z muzyką brazylijską, których wybór jest tu - jak łatwo sobie wyobrazić - niebywały. Sam takim czymś się nie zajmuję, ale dla ludzi interesujących się samplingiem, jest to nieprzebrane źródło dźwięków. Oczywiście, dla zwykłych słuchaczy muzyki brazylijskiej też.

Image

Image

Zaraz obok znajduje się jeszcze Teatr Miejski, którego jeszcze nie widziałem (wyglądający identycznie, jak te w innych dużych miastach Ameryki Południowej) oraz most herbaciany, który - jak podsłuchałem od stojącej w pobliżu przewodniczka "free walking tour" - swoją nazwę zaczerpnął z istniejącej w tym miejscu dawno temu plantacji herbaty. Jeszcze kawałek dalej są inne atrakcje tej części Sao Paulo (np. Farol Santander), ale już je widziałem wcześniej, więc wracam powoli do hotelu.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Cóż, pozostało się wymeldować i zamówić transport na lotnisko. Koszt jest identyczny z tym wczorajszym. Tak oto siedzę sobie i jadę (tym razem godzinę) na Terminal 3, na lot do Limy.
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#7 PostWysłany: 23 Cze 2024 10:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Ustawiam się do stanowiska do obsługi pasażerów premium economy/premium business LATAM. Niestety, idzie to opornie, bo są tu tylko 2 osoby do obsługi, a jednej z nich przytrafiła się akurat problematyczna grupa 4-osobowa. W końcu dociera jeszcze jedna osoba, sprawy ruszają z kopyta i po chwili mogę już iść do kontroli, a potem do saloniku Sala VIP LATAM.

Miałem już przyjemność tu przebywać i mimo upływu kilku lat stwierdzam z przyjemnością, że trzymają poziom. Aż chciałoby się, żeby w Warszawie nasz narodowy przewoźnik mógł zaoferować swym pasażerów takie przestronne, wygodne i świetnie wyposażone miejsce (bo pomimo pozytywnych ocen, salonik LOTu w strefie Schengen, do tego w GRU, nie wspominając o SCL, się po prostu nie umywa).

Zjadam najpierw obfity posiłek, chwilę po nim odpoczywam, następnie biorę prysznic i na chwilę kładę się na leżance w czterołóżkowej salce do kimania (oprócz niej jest jeszcze inna część, w której ustawiono ok. 8-10 wygodnych foteli do leżenia). Mam już tylko godzinę do boardingu, więc nie zasypiam, ale takie leżakowanie w ciemnym i cichym pomieszczeniu dobrze mi robi.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Pod gate przychodzę akurat w momencie, gdy na pokład wchodzi moja grupa 1.
Wielu z Was o tym wie, ale nieświadomym wyjaśniam, że w LATAM jest nietypowy podział na klasy podróży. Są niby trzy, a jednak tylko dwie. Te trzy, to economy, premium economy i premium business, ale one nigdy nie występują wszystkie na raz w jednym samolocie. Jest ekonomiczna + ekonomiczna premium, albo ekonomiczna + biznes. Chodzi o to, że premium business występuje tylko w samolotach szerokokadłubowych, a premium economy pełni funkcję biznesu w wąskich kadłubach. W moim A320 nie ma już zatem wygód takich, jak u Turków. Siadam pod oknem, na fotelu takim samym, jak każdy inny w tym samolocie, obok mnie jest wolny fotel, a na kolejnym siedzi inna osoba. Jedyna, choć z mojego punktu widzenia fundamentalna zaleta, to miejsce na nogi. Jest go tyle, co przy wyjściu awaryjnym (byle tylko nie siadać w 1. rzędzie, bo ściana będzie przeszkadzać). Jest jeszcze bezpłatny catering, ale w saloniku tak się napakowałem, że nie sądzę, bym jeszcze wiele w siebie wcisnął. Choć menu brzmi całkiem przyjemnie. Spróbuję chyba tę zieleninę.

Image

Image

Prezentuje się to tak i jest bardzo smaczne.

Image

Sąsiadka wzięła to drugie danie z menu i wydawało się bardziej obfite.

Po jedzeniu zakładam klapki na oczy i słuchawki wygłuszające na uszy, włączam po cichu muzykę i chyba nawet udaje mi się zasnąć, choć nie jest to na pewno szczególnie głęboki sen.

O tym, jak wyglądała przesiadka w Limie i lot do Cuzco już w następnym wejściu. Potem zaczną się wreszcie wpisy nie lotnicze ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 23 Cze 2024 21:26 

Rejestracja: 16 Sty 2011
Posty: 8443
HON fly4free
@tropikey: poczekalnia LA w GRU jest jak najbardziej funkcjonalna i bardzo spoko pod kątem jedzenia itp., ale zawsze zatłoczona + średnio interesujący design ; jak będziesz miał okazję być we flagowym LA VIP Signature Lounge w SCL (albo może już byłeś?) to dopiero zobaczysz / znasz różnicę 😁
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 24 Cze 2024 16:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Po wylądowaniu w Limie przeżywam szok "paszportowy" odwrotny do tego w Sao Paulo. O ile wcześniej, gdy 2 razy przybywałem do tego miasta, musiałem stać w długich kolejkach do kontroli granicznej, teraz do okienka podchodzę z marszu, bez czekania :)
Cóż jednak z tego, skoro potem na bagaż czekam dobre pół godziny. Czas urozmaica mi obserwacja dwóch psów służb celnych, które krążą ciągle po hali i co rusz wyłapują kogoś z owocami i innymi świeżymi produktami, których nie wolno wwozić. .

Po ponownym nadaniu bagażu jestem w tzw. czarnej d$@%!E, bo drzwi prowadzące do lotów krajowych są zamknięte. Wiedziałem o tym wcześniej i czas do otwarcia planowałem spędzić w którymś z lokali lotniskowych, ale nie jestem nic a nic głodny. Kręcę się zatem chwilkę i skanuję teren. Najpierw z bankomatu pobieram trochę Soli z jednego z bankomatów zlokalizowanych w ukrytym zaułku (najniższa prowizja była w Interbank i Scotiabank: 25 SOL od 400 SOL), a potem wypatruję sobie jeden, jedyny wolny jeszcze fotelik, na którym zasiadam pomiędzy dwoma miejscowymi i nawet udaje mi się tu zasnąć na jakąś godzinkę. Dookoła masa ludzi, którym nie udało się znaleźć miejsca siedzącego śpi na podłodze.
O 1:30 korytarzem zaczęła krążyć pani z ochrony informując, że drzwi do lotów krajowych są już otwarte. Po drugiej stronie jest inna bajka. Pełno wolnych foteli, w tym nadających się do leżenia, więc znajduję sobie taki zestaw i spędzam tam kolejne niecałe 2 godziny, drzemiąc w oczekiwaniu na otwarcie saloniku Newrest (wstęp m. in. na Priority Pass).
Jest to jedyny salonik w części krajowej lotniska w Limie. W osobnym wątku o lotnisku LIM padły mocno krytyczne oceny tego przybytku, ale bywałem w gorszych. Biorąc pod uwagę, że to jednak terminal krajowy, mniej prestiżowy, nie jest moim zdaniem aż tak dramatycznie. Jest sporo miejsca (wielkościowo zbliżony do saloniku w GDN), są lekko odseparowame szezlągi (ja się załapałem, bo wchodziłem, jako pierwszy gość, ale później mogą być trudno dostępne), jedzenie jest zjadliwe (3 rodzaje kanapek, owoce, słodycze), są napoje, w tym alkoholowe. W skali od 0 do 10 daję 5-tkę. A gdyby nie było tu zimno jak w psiarni, dałbym nawet 6-tkę.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Przed piątą pakuję się do nieco już wysłużonego latamowskiego A320, w którym mam ponownie miejsce w premium economy. Miejsca jna nogi est znowu bardzo dużo i ponownie odradzam rząd nr 1. Ponieważ to krajówka, catering jest skromny.

Image

Większość lotu przesypiam, ale gdy słońce zaczyna wychodzić zza góry siedzę przylepiony do okienka (niestety, niemytego od zewnątrz chyba od tygodni, co odbija się na zdjęciach) podziwiając peruwianskie góry (pamiętajcie, by siedzieć po lewej stronie!).

Image

Image

Image

Lądowanie w Cuzco jest nieco niczym jazda w wesołym miasteczku. Leci się na doliną, potem ostra nawrotka w lewo i wlot w tą dolinę.

Image

Image

Image

Image

O 7:00 jestem już na miejscu. Po kwadransie przyjeżdża lokalny kierowca/przewodnik Marco, z którym umówiłem się na kilka wycieczek.
Plan na dziś to Tipón, Pikillacta i Pisac.
Pogoda jest wspaniała, choć o tej godzinie jest jeszcze zimno (4 st. C!).

Nurtują mnie teraz dwa pytania:

1) jak po nieprzespanej nocy i bez aklimatyzacji przetrwam zwiedzanie na tych ok. 3500 m.n.p.m.?

2) jak poradzimy sobie my dwaj: Marco nie gadający po angielsku i ja z mizerną hiszpańszczyzną :D ?
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#10 PostWysłany: 24 Cze 2024 16:29 

Rejestracja: 16 Sty 2011
Posty: 8443
HON fly4free
W pierwszym rzędzie LA jest IMO bardzo wygodnie i dla mnie to zawsze preferowany wybór o ile tylko jest dostępne miejsce pod oknem - no chyba że ktoś jest ekstremalnie wysoki, to wtedy być może rzeczywiście ścianka przeszkadza. Zaletą jest to, że nikt nie rozłoży przed nosem fotela, co się zdarza w kolejnych rzędach, że pax praktycznie od startu do lądowania ma full rozłożony fotel (do czego oczywiście każdy ma prawo), a wtedy ogranicza to jednak dość wydatnie "przestrzeń życiową" w trakcie lotu.

Moja uwaga generalnie jest taka: na lotach krajowych w Peru, Kolumbii, Brazylii, Chile itp. różnice cenowe LA Eco (zwłaszcza z bagażem większym niż mała torba) i premium Eco są relatywnie nieduże, więc jak ktoś nie liczy każdego grosza absolutnie warto bukować PE - zdecydowana większość tych lotów jest zapakowana po dach dosłownie, więc za kilka groszy więcej wolny fotel obok, miejsce na nogi, jakiś poczęstunek (w Chile i Brazylii jest bardziej wydatny niż np. w Peru), brak kontrolowania ilości/wagi bagażu, zdecydowanie więcej mil w FFP, są ogromną zaletą.
Na trasach międzynarodowych różnice w cenach są zwykle większe, choć też zależy od konkretnej trasy (przeloty po APd między krajami generalnie i tak są dość drogie nawet w zwykłym Y).
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#11 PostWysłany: 25 Cze 2024 03:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
@marek2011: być może to kwestia gustu... W każdym razie, w czasie lotu z GRU do LIM widziałem, jak gościu niższy ode mnie co najmniej o głowę, kombinował, jak mógł, żeby coś zrobić z nogami, łącznie z opieraniem obutych stóp na tej ścianie. Mimo wszystko, wolę wyciągnąć w całości moje kończyny pod fotelem przede mną. A problem oparcia na szczęście mnie omija :)

Trasę lotnisko - Tipón - Pikillacta - Pisac - Cuzco wymyśliłem sobie, żeby dobrze wykorzystać pierwszy dzień i nie pakować się od samego rana w wąskie uliczki Cuzco. To był dobry wybór, bo przez większą część trasy, droga okazuje się całkiem luźna. Jedynie w niektórych miasteczkach, zwłaszcza w Pisac, trzeba się trochę przeciskać, ale w granicach rozsądku.
Obserwuję cały czas Marco, jak prowadzi auto i uczę się zachowań za kierownicą, by mieć jakieś przyuczenie do samodzielnej jazdy, która mnie czeka w Arequipie. Widzę, że trzeba być asertywnym (jadący z naprzeciwka to zrozumieją) i używać klaksonu, by zwrócić uwagę innego kierowcy lub pieszego. Odnoszę wrażenie, że jest to tutaj wyraz troski, a nie agresji, jak u nas. To są takie, za przeproszeniem, klaksonowe "pryknięcia", a nie znane z naszych dróg przeciągłe ulewanie się frustracji.

Po dotarciu do Tipón, pierwsze kroki kieruję do budki strażnika, by nabyć Boleto Turistico, czyli rodzaj karnetu, który trzeba mieć, by wejść do większości atrakcji tego regionu. Jest co prawda sporo przed 8:00, ale pracownik jest już na miejscu. Z przedziurkowanym w odpowiednim miejscu biletem idziemy na teren tego niewielkiego (przynajmniej w części udostępnionej zwiedzającym) stanowiska archeologicznego.
Była to prawdopodobnie rezydencja inkaskich elit, w tym jednego z władców, który został zdetronizowany i osiadł właśnie tu. Starannie zaprojektowane i wykonane tarasy uprawne były nieustannie nawadnianie wodą pochodzącą z licznych, działających do dziś kanałów irygacyjnych. Bardzo przyjemne miejsce.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po krótkiej jeździe docieramy do Parque Arqueológico Pikillacta. Od razu rzuca się w oczy, że to robota kogoś innego. Wszystkie mury zbudowane są z dużo drobniejszych kamieni, niż głazy w Tipón. To miasto pre-inkaskiego ludu Wari. Przechadzamy się wytyczonymi z geometryczną dokładnością ulicami dawnego miasta, zaglądamy do pozostałości domostw i do studni, do której wrzucano ofiary, głównie różnego rodzaju figurki.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Teraz czeka nas dużo dłuższy odcinek drogi. Jedziemy do oddalonego o 20 km Pisac. Po drodze zatrzymuje nas policja, a Marco, mimo, że nic nie płacił, narzeka na dużą korupcję w tej służbie i że przyczepiają się o byle co, żeby tylko wyciągnąć coś od kierowcy.
Zatrzymujemy się jeszcze w "nowym" Pisac, znajdującym się u stóp góry, na której leży inkaski Pisac. Zaglądamy do sporego "mercado" znajdującego się tu:

https://maps.app.goo.gl/fL8ntvQN3Xr3ncYL6

w którym zamawiamy rewelacyjne soki (mój jest z mango, papai, pomarańczy i jeszcze jednego owocu, którego nazwy nie pamiętam) oraz po sandwiczu w wersji completo, czyli z mięsem, jajkiem sadzonym, awokado, pomidorem, ogórkiem i sosem. Sok jest cudowny, a sandwicz bardzo bogato wypełniony i smaczny. Pierwszy kosztuje 10 soli za coś ok. 750 ml (część w szklance na miejscu i chyba 400 ml na wynos), a drugi 7 soli.

Przy okazji okazuje się, że pani na zdjęciu całkiem dobrze mówi po angielsku, czym wprawia chyba w zakłopotanie mojego, bądź co bądź przewodnika turystycznego, a nie "zwykłego" sprzedawcę.

Image

Image

Image

Image

Image

Ze zdziwieniem dowiaduję się, że wszystkie sprzedawane tu (i wykorzystywane do soków) owoce pochodzą z regionu Cizco, którego zróżnicowany klimat daje możliwość uprawiania nawet mango.

Po konsumpcji docieramy serpentyną pod wejście do starożytnego Pisac. Inkowie wiedzieli, jak wybrać miejsce będące esencją powiedzenia "million dollars view". Być może wyjdę na ignoranta, ale tutejsze wspaniałe widoki zupełnie przyćmiewają i odkładają na dalszy plan szczegóły powstania i przeznaczenia konstrukcji wzniesionych przez Inków.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

W drodze powrotnej do auta tafiam na dwie ciekawostki z zupełnie różnych beczek.
Najpierw moje pierwsze tutaj alpaki-słodziaki. Jeśli chodzi o fizjonomię, to są chyba najbardziej "przytulaśne" zwierzęta na świecie (co z resztą skrupulatnie wykorzystują miejscowi, o czym w późniejszym wpisie).

Image

Image

Image

Image

Potem zaś coś, co sądziłem, że jest fiatem (być może wyprodukowanym np. w Argentynie), a okazało się być radziecką Ładą.

Image

Gdyby to była Kuba, nie byłoby to dla mnie żadnym zaskoczeniem, ale w Peru? Muszę podpytać znajomego speca od tego rodzaju zagadek motoryzacyjnych.

Na dziś to koniec zwiedzania z Marco. Jedziemy do mojego Hilton Garden Inn w Cuzco. 40 km pokonujemy w ok. godzinę.
Hotel jest urządzony w jakimś chyba dawnym szpitalu lub innym budynku publicznym. Ma to jeden negatywny skutek - niewielkie okna w pokojach. Nie mogę jednak narzekać. Dostaję upgrade do "scenic view", który zlokalizowany jest na najwyższej kondygnacji, a mimo to na parterze. Jak to możliwe? Po prostu, budynek stoi na wzgórzu, a wchodzi się do niego na szczycie wzgórza, z którego zjeżdża się w dół na kolejne piętra.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

To jeszcze nie koniec aktywności na dziś. Po szybkim prysznicu schodzę do centrum miasta, ale o tym, co się tam działo, już w kolejnym wpisie.

Ten kończę krótką informacją, że brak snu i aklimatyzacji niczym złym się nie skończył, zwłaszcza nie chorobą wysokogórską, a i kontakt jedynie po hiszpańsku jakoś udało się przetrawić :)


Ostatnio edytowany przez tropikey 26 Cze 2024 02:36, edytowano w sumie 3 razy
Góra
 Profil Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
 
      
#12 PostWysłany: 25 Cze 2024 09:22 

Rejestracja: 16 Sty 2011
Posty: 8443
HON fly4free
@tropikey: trzymanie nóg na przednich ściankach to raczej kwestia braku właściwej kultury i dobrego smaku niektórych paxów, niż przestrzeni przed fotelem...
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 25 Cze 2024 12:27 

Rejestracja: 29 Maj 2011
Posty: 426
Loty: 178
Kilometry: 329 695
niebieski
mnie w okolicy Cuzco poza oczywistym Machu Picchu zachwylily Salinas de Madras, polecam. Fajnie poczytac o miejscach w ktorych sie bylo.
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#14 PostWysłany: 25 Cze 2024 13:22 

Rejestracja: 21 Sty 2015
Posty: 2346
Loty: 148
Kilometry: 312 966
HON fly4free
Z okolic Cuzco zdecydowanie Palcoyo :)
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#15 PostWysłany: 25 Cze 2024 22:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Wrz 2012
Posty: 1565
Loty: 619
Kilometry: 992 187
srebrny
tropikey napisał(a):
O 1:30 korytarzem zaczęła krążyć pani z ochrony informując, że drzwi do lotów krajowych są już otwarte. Po drugiej stronie jest inna bajka. Pełno wolnych foteli, w tym nadających się do leżenia, więc znajduję sobie taki zestaw i spędzam tam kolejne niecałe 2 godziny, drzemiąc w oczekiwaniu na otwarcie saloniku Newrest (wstęp m. in. na Priority Pass).
Jest to jedyny salonik w części krajowej lotniska w Limie. W osobnym wątku o lotnisku LIM padły mocno krytyczne oceny tego przybytku, ale bywałem w gorszych. Biorąc pod uwagę, że to jednak terminal krajowy, mniej prestiżowy, nie jest moim zdaniem aż tak dramatycznie. Jest sporo miejsca (wielkościowo zbliżony do saloniku w GDN), są lekko odseparowame szezlągi (ja się załapałem, bo wchodziłem, jako pierwszy gość, ale później mogą być trudno dostępne), jedzenie jest zjadliwe (3 rodzaje kanapek, owoce, słodycze), są napoje, w tym alkoholowe. W skali od 0 do 10 daję 5-tkę. A gdyby nie było tu zimno jak w psiarni, dałbym nawet 6-tkę.


Eh, bardzo jesteś łaskawy dla przybytku w Limie. ...5/10... no ja bym dał 2/10. Wczesnym popołudniem panował tłok i bałagan, nikt nie sprzątał i nie zmywał stolików, naczynia mogłem sobie powynosić sam po poprzednich paxach. Miły personel był zainteresowany wyłącznie skasowaniem wejścia. Niska temperatura to najmniejszy mankament.
Krzywdzące jest Twoje porównanie do saloniku w GDN (wiem, chodziło o rozmiary,przestrzeń ;) ). O ile w obu nie ma nic sensownego do jedzenia, kanapki w GDN są jednak słuszniejszych rozmiarów. A przecież żołądki mamy my i Peruwiańczycy podobne :D. Owoce- litości. Każdy przeciętny, 2* hotel w Peru daje na śniadanie lepsze, bardziej apetyczne frukty. No i napoje- w Limie straszna nędza, podłe, słodzone soczki, cola, kiepskie wino, jeszcze gorsza whisky i niedogotowana woda na herbatę, o kawie nie chciałbym pamiętać- bez porównania z przybytkiem w GDN z piwem z Brovarnii i wyjątkową wiśniówką.
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
Gadekk uważa post za pomocny.
 
      
#16 PostWysłany: 26 Cze 2024 01:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
@skoczek: w takim razie dodaję przy mojej ocenie 5/10 następujący przypis: "UWAGA! dotyczy wyłącznie godzin wczesno porannych" :D
Góra
 Profil Relacje PM off
sko1czek lubi ten post.
 
      
#17 PostWysłany: 27 Cze 2024 05:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
Dziś 24. czerwca - dzień Inti Raymi. Zanim przejdę do tej "imprezy", wypada zgodnie z zapowiedzią z poprzedniego odcinka dokończyć poprzedni dzień i napisać, co się działo po powrocie z Pisac.

O ile wiedziałem z grubsza, co mnie czeka w związku z Inti Raymi, o tyle zaskoczeniem jest dla mnie, że i w jego wigilię ostro tu świętują. Trudno powiedzieć, czy to norma, czy może wynik dwusetnej rocznicy tego święta (w wydaniu nowożytnym), ale na Plaza Mayor ruch, jak w ulu. Przed katedrą stoi wielka estrada, na której siedzą lub stoją nieznane mi osoby (podejrzewam, że oficjele z gminy prezentują wyborxom, jacy to oni są godni zaufania w kolejnych elekcjach), a dwóch "wodzirejów" bez najmniejszej nawet przerwy śle w eter (chciałoby się raczej rzecz, że "napi@&$#!a", bo tak to jest agresywne dla uszu) niekończący się potok komunikatów o sponsorach, organizatorach, a przede wszystkim o ekipach biorących udział w paradzie. Bo owego 23.. czerwca przez Cuzco przechodzi kolorowy i głośny korowód grup reprezentujących poszczególne dzielnice. I widać, że to dla nich ważna sprawa - w stroje i całą oprawę włożyli mnóstwo pracy. Korzystając z tego, że od większości gapiów jestem wyższy co najmniej o głowę, staję sobie w trzecim, czy nawet czwartym rzędzie i obserwuję. Jest przaśnie, kolorowo i radośnie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na marginesie... Początkowo myślałem: "O kurczę, ależ to Cuzco otwarte światopoglądowo i takie tolerancyjne... I te flagi LGBT nawet na kościołach". Cóż, prawda jest prozaiczna:
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Flag_of_Cusco

Na końcówkę dnia idę jeszcze na Mirador de Plaza Sán Cristobal, skąd roztacza się piękna panorama Cuzco.

Image

Image

Image

Image

Trzeba teraz jeszcze tylko coś wreszcie zjeść. Wybór pada na obsypaną bardzo dobrymi opiniami restaurację Yaku. Zamawiam zupę andyjską, burgera z lamą i piwko. Wszystko jest doskonałe, choć swoje kosztuje... 100 SOL (cóż, trzeba było sprawdzić menu, zanim się tu przyszło, patafianie...). Z późniejszej weryfikacji online cen w innych lokalach wynika, że jest tu wiele droższych miejsc. Obiecuję sobie, że jutro szukam "menu del dia".

Image

Image

Image

Image

Image

Następnego dnia mam pierwsze śniadanie w moim HGI. Jest świetne. Co prawda, podobnie, jak w Sao Paulo nie ma żadnych warzyw, ale wszystkiego innego jest "po korek", a świeże marakuje mają tu takie, że kubki smakowe pękają z rozkoszy. Ostatni raz jadłem takie kilka lat temu w Meksyku.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

I tu miało być o Inti Raymi, ale się odcinek rozwlecze, więc z tym tematem wrócę osobno. Już wkrótce :)
Góra
 Profil Relacje PM off
9 ludzi lubi ten post.
 
      
#18 PostWysłany: 27 Cze 2024 15:01 

Rejestracja: 16 Sty 2011
Posty: 8443
HON fly4free
Ale kawa dalej w HGI zalewajka czy parzocha (jak kto woli) ale to niestety standard śniadaniowy generalnie w większości hoteli w Peru i okolicach.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 27 Cze 2024 15:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7514
HON fly4free
W trakcie mojego pobytu dwa razy śniadania jadłem w towarzystwie dużej zorganizowanej grupy Greków (pierwszy raz w życiu widziałem Greków na wakacjach poza Grecją :D ) i widziałem, że gdy sobie zażyczyli dostawali cappuccino lub inną kawę "nie-zalewajkę" (w sumie, to ona też nie jest taka zła, przynajmniej w tym HGI). Być może to jakieś ustalenie tej grupy z hotelem, na co może wskazywać też to, że bez skrępowania przychodzili z pudełkami i ładowali je po brzegi ciastkami i innymi dobrami.
Sprawdzę jeszcze tą kawę, bo będę tam wkrótce jeszcze raz (obecnie Aguas Calientes).
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#20 PostWysłany: 27 Cze 2024 19:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26 Wrz 2012
Posty: 1565
Loty: 619
Kilometry: 992 187
srebrny
Aguas Calientes teraz nazywa sie Machu Picchu Pueblo.
Jak mogę coś polecić, to zajrzyj do tej restauracji, bo karmią, w mojej opinii, ponadprzeciętnie i do tego organicznie: Green House. Chyba najlepsza knajpa z odwiedzonych przeze mnie w Peru. Moja, zazwyczaj niejedząca mięs, Żona zajadała się ich wersją lomo saltado.
https://www.greenhousemapi.com/
https://maps.app.goo.gl/Nyu8z1DWuijZjCWYA
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
tropikey uważa post za pomocny.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 60 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group